Egoizm i altruizm vs. szczęście w związku #137

Zaklinanie rzeczywistości #136
6 marca 2020
Jak rozmawiać z osobą owładniętą strachem? #138
20 marca 2020

Zacznijmy, jak zwykle od przykładu. Tym razem przenieśmy się do gabinetu terapeuty i przyjrzymy się dwóm przypadkom. W pierwszym, w gabinecie pojawia się Zośka, która w swoim związku zdaje się być nie do końca spełniona. Niby wszystko gra, ale istnieje pewna zadra, która czyni ją w istocie dość nieszczęśliwą. Po tym, w jaki sposób i co opowiada o swojej relacji, terapeuta wnioskuje, że w swoim związku Zosia przyjmuje postawę altruistyczną – dla niej szczęście, spełnienie i dobre samopoczucie jej partnera jest zawsze ważniejsze niż to, co czuje ona sama. Tak bardzo się stara, by wszystkim było dobrze i miło, że w tym staraniu zazwyczaj pomija siebie. I od zawsze tak było – najpierw po drugiej stronie relacji stali jej rodzice, więc Zosia ze wszyskich sił starała się spełnić ich oczekiwania, a wyrażenie przez nich jakiegokolwiek niezadowolenia było dla niej największą karą. Mniej więcej podobnie przebiegały jej relacje ze szkolnymi rówieśnikami. Zawsze w paczce przyjaciół oddawała się takim czynnościom, rozrywkom czy zajęciom, które zadowalały innych. Później ten system budowania relacji został przeniesiony na jej życiowego partnera. Efekt jest taki, że obecnie wszystko co się w jej związku dzieje, ma na celu sprawienie, aby jej partner był spełniony, szczęśliwy i w dobrym samopoczuciu. Co więcej, partner już przebąkuje o potomstwie, a to dla Zosi oznacza pojawienie się na świecie kolejnych osób, którym Zosia odda się w całości, pomijając zupełnie siebie, własne potrzeby i zainteresowania.
Terapeuta podrapał się w czoło, westchnął ciężko i w końcu mówi: „Musisz odpuścić innych i nauczyć się wreszcie robić coś dla siebie, bo w przeciwnym wypadku z każdym rokiem będziesz się czuła coraz gorzej, coraz mniej doceniana i coraz bardziej pozbawiona zarówno energii jak i szczęścia”.
Jeszcze tego samego dnia, w tym samym gabinecie, pojawia się Zdzisiek, który nawet nie kryje, że na terapię wysłała go żona i przylazł tu dla świętego spokoju. Co więcej, jest nawet gotowy powiedzieć wszystko, co terapeuta chce usłyszeć, byle ten koszmar się skończył. Tym razem jednak zarówno z opowieści Zdziśka o swoim związku i życiu, jak i sposobu opowiadania, terapeuta orientuje się, że ma do czynienia z osobą dość poważnie skoncentrowaną na sobie i własnych potrzebach. I najprawdopodobniej właśnie ta koncentracja jest prawdziwą przyczyną tego, że żona Zdziśka już z nim ledwo wytrzymuje. Bo generalnie wszystko musi być po jego myśli – są zatem oglądane wyłącznie te filmy, które on wybiera, jada się to, co jemu smakuje i jeździ się tylko na wakacje tam, gdzie Zdzisiek sobie zażyczy. Świat ma się kręcić jedynie wokół niego. Kiedy zaś zostaje mu zadane pytanie o wskazanie poziomu szczęścia w tym związku, Zdzisiek odpowiada: „no jest jak jest, raz lepiej raz gorzej, jak wszędzie”. Teraz terapeuta drapie się w głowę, ciężko wzdycha i w końcu mówi: „Musisz odpuścić siebie i nauczyć się wreszcie robić coś dla innych, bo w przeciwnym wypadku z każdym rokiem twój związek zacznie się sypać, będziecie się coraz bardziej oddalać od siebie, a ty sam będziesz zdziwiony tym, jak mało was już łączy”.
Mamy zatem pierwsze wskazanie – to dotyczące Zosi i mówiące, że musi pokonać swój altruizm i przejść na drugą stronę mocy, ucząc się robić coś dla siebie. Oraz drugie wskazanie – dotyczące Zdziśka, w którym ma on również przejść na drugą stronę mocy, porzucając zachowania egoistyczne i nauczyć się dawać, zamiast brać. Tym sposobem mamy dwie osoby, które powinny zacząć nowe życie, zrezygnować z tego, co dotychczas i stać się kimś zupełnie innym, niż do tej pory. Bo wtedy będzie już dobrze…
Czy aby na pewno? Już pomijam fakt, jaką pracę będą musieli wykonać Zdzisiek z Zosią oraz to, jak bardzo to, do czego się ich namawia, jest sprzeczne z ich rysem osobowości. Zadam tylko jedno pytanie: czy ta zmiana w ich życiu sprawi, że będą szczęśliwi?
Przyzwyczailiśmy się uznawać, że występowanie dwóch sprzecznych, czy też przeciwstawnych, tendencji behawioralnych jest dysfunkcyjne dla organizmu, bo jednym z jego efektów jest powstanie napięcia dysonansowego, które powoduje potrzebę wypracowania odpowiedniej strategii, by się go z systemu pozbyć. To mniej więcej oznacza, że każda para przeciwieństw występująca jednocześnie, stanowi problem w funkcjonowaniu systemu. Tak na przykład się dzieje, kiedy bierzemy pod uwagę nasze przekonania: uznajemy się albo za zwolenników albo przeciwników jakiejś idei. Przyzwyczailiśmy się do myślenia o nas samych w kategoriach czarno białych – ktoś nie może być przecież jednocześnie introwertykiem i ekstrawertykiem, bo nie pasuje nam to do naszej wizji ludzkich zachowań. Uznajemy, że nie da się mieć jednocześnie dwóch sprzecznych przekonań, bo to zakrawa o schizofrenię.
Tymczasem ostatnie badania w dość jednoznaczny sposób przeczą temu stanowi wiedzy. W kwietniu 2019 roku przebadano 1100 osobową grupę dorosłych Amerykanów, przy czym próba została dobrana tak, by była zrównoważona pod względem wieku, płci i rasy, czyniąc ją reprezentatywną do populacji. Jednym z obszarów badawczych było skoncentrowanie na spełnianiu siebie lub priorytet poświęcenia dla innych, w tym dla życiowego partnera. Każda z kwestii była skalowana, co pozwoliło na uzyskanie wyników zarówno wysokich koncentracji na sobie lub priorytetu koncentracji na innych, jak i niskich. Finalnie wyłoniono cztery grupy. W pierwszej znajdowali się ci, którzy wykazali niski wynik w obu koncentracjach. W drugiej ci, którzy byli głównie skoncentrowani na sobie, w trzeciej ci, dla których priorytetem były oczekiwania innych i w końcu w czwartej grupie znaleźli się ci, którzy wykazali wysoki wskaźnik w obydwu obszarach. Okazało się – i tu ciekawostka – że finalnie te cztery grupy były tej samej wielkości, co oznacza z jakim rozkładem postaw mamy do czynienia wśród ludzi. Badacze od samego początku zaczęli się bacznie przyglądać czwartej grupie – tych, u których wykryto zarówno wysoki czynnik koncentracji na własnych potrzebach, jak i wysoki czynnik priorytetu zaspokajania potrzeb innych. Bo przecież to właśnie tutaj powinno dochodzić do największej wewnętrznej walki z własnym, dysonansowym napięciem, a zatem ta grupa była typowana jako potencjalnie generująca największe psychologiczne problemy. Okazało się, że jest dokładnie odwrotnie. W kolejnych badaniach to właśnie członkowie tej grupy uznawali się za osoby najbardziej szczęśliwe w swoich relacjach. To również ta grupa znacznie przewyższała pozostałe w zadowoleniu z życia. Co więcej, to również w tej grupie deklarowano największy wynik w poczuciu bycia kochanym w swoim związku.
Jak się okazuje, tam gdzie spodziewaliśmy się problemu, w ogóle go nie ma. Ludzie, którzy potrafią być jednocześnie skoncentrowani na sobie i na innych, którzy potrafią brać i dawać w tym samym czasie, którzy potrafią jednocześnie dbać o swoje potrzeby oraz o potrzeby innych mają najszczęśliwsze relacje. Nauczenie Zdziśka, by przestał być skoncentrowany na sobie, a Zosi, by przestała spełniać oczekiwania innych, to droga prowadząca w ślepy zaułek. Wyjściem nie jest odejmowanie, ale dodawanie. Nie chodzi o rezygnację z tego, co już jest i zamianę tego, na coś odwrotnego, ale o dodanie do tego, co jest, tego, czego brakuje.
Tę starą prawdę znali już starożytni alchemicy, którzy w swych traktatach wskazywali, że wzrost duchowy jest możliwy jedynie wtedy, kiedy do swego wewnętrznego pierwiastka męskiego dodamy pierwiastek żeński, kiedy do cechy już istniejącej dodamy to, czego nam brakuje, a nie wtedy, kiedy z czegokolwiek będziemy rezygnować. Bo można być silnym i delikatnym jednocześnie. Twardym i wrażliwym. Odpornym i współczującym. Brać i dawać jednocześnie. Zamiast więc pozbywać się tego, co już mamy, lepiej i prościej dodać do tego to, czego nam brakuje. To dużo mniej wyczerpujący i bolesny proces. Dlaczego więc nie spróbować?
Pozdrawiam