Zaklinanie rzeczywistości #136

Obcy ludzie w łóżku, czyli pułapka technoferencji #135
28 lutego 2020
Egoizm i altruizm vs. szczęście w związku #137
13 marca 2020

Transkrypcja tekstu:

Ostatnio jeden z widzów zadał mi mailem pytanie o mechanizm omawiany w mini-wykładzie 23, a dokładnie o to, czy nie da się tego mechanizmu wyjaśnić prościej. OK, sprobujmy więc i zacznijmy od wziętego z życia przykładu: oto końcówka lat dziewięćdziesiątych. W redakcji jednej z lokalnych gazet powstaje pomysł na reportaż z premiery filmu „Pan Tadeusz” Andrzeja Wajdy. Redaktor naczelny instruuje dwoje dziennikarzy w jaki sposób mają zebrać materiał do tekstu i czego od nich oczekuje. Mają otóż udać się na premierę filmu, ale zamiast oglądać film, pilnie w trakcie projekcji rozglądać się po sali kinowej w poszukiwaniu kogoś, kto będzie poruszał ustami, wypowiadając po cichu strofy z „Pana Tadeusza”. Bo przecież na premierze na pewno pojawi się jeden z tych, co znają „Pana Tadeusza” na pamięć i będą chcieli sprawdzić, czy czasem Wajda nie usunął z filmu jakichś fragmentów tego dzieła. „No pewnie, że tacy tam będą – przekonuje naczelny – wystarczy ich poszukać wśród widzów”. Dziennikarze po premierze wracają do redakcji i tłumaczą, że nikogo takiego nie znaleźli. „Źle szukaliście – wścieka się naczelny – w ogóle nie można wam powierzyć najprostszego zadania. Możecie zapomnieć o szykujących się podwyżkach – na pewno na nie nie zasługujecie!”
Przykład numer dwa: Kazik spotyka na ulicy dawnego znajomego, który namawia go do przystąpienia do sieci sprzedaży bezpośredniej. „Stary! Te kule zastępujące proszek do pralki rozchodzą się, jak świeże bułeczki. Kto by nie chciał – przecież to czysta oszczędność. Musisz tylko na początek kupić od nas pierwszą partię za tysiaka, żeby wejść do sieci – a potem już z górki. Nie nadążysz z zamówieniami.” Kazik już zaczyna liczyć w głowie znajomych, którym sprzeda ten towar. „No kurczę, przecież właściwie to w pierwszym dniu już mi się to powinno rozejść – sama ciotka Helena weźmie z dziesięć takich kul. U niej w rodzinie piorą na okrągło – to będą mieli czyste gacie i czystą oszczędność na proszku za jednym zamachem. Nie, no muszę wziąć więcej, bo mi na pewno nie starczy!” Po czym Kazik zamawia kule do prania za wszystkie swoje oszczędności. W dwa miesiące później zostaje bez kasy, ze sprzedaną jedną kulą, którą kupiła od niego mama, bo było jej go żal i całą stertą pudeł z kulami w garażu.
Przykład trzeci: Zenek poznaje Aśkę. Ło matko, ale super dziewczyna! Nogi do samego nieba i te oczy zielone… Aśce Zenek również przypadł do gustu, więc para zaczyna się do siebie zbliżać. W Zenka głowie powstaje przepiękny scenariusz wspólnego zdobywania świata, braterstwa dusz i przeznaczenia. To jednak prawda, co mawiają o tych dwóch połówkach jabłka, które są sobie przeznaczone. No cud, miód i orzeszki.
Mija kilka miesięcy i zapał u Zenka zaczyna opadać, gdy z każdym dniem odkrywa, że Aśka mogłaby zostać wystawiona w Sèvres pod Paryżem, tuż obok wzorca metra i robić tam za wzorzec wredoty.
Co łączy wszystkie te przykłady? Otóż w każdym z nich mamy do czynienia z dość sporą dawką zaklinania rzeczywistości. W głowach bohaterów tych przykładów: redaktora naczelnego miejscowej gazety, Kazika oraz Zenka powstał koncept, w którym brakujące informacje, luki w przestrzeni kognitywnej, czy też puste przestrzenie w oglądzie rzeczywistości, zostały zastąpione wyobrażeniami utworzonymi na podstawie własnych oczekiwań co do rzeczywistości, a nie samej rzeczywistości. Można to zobrazować przykładem żółtego sera ze sporymi dziurami. Wyobraźmy sobie taki kawałek sera – niech to będzie prosty sześcian o boku długości 10 centymetrów. Trzymamy więc w dłoniach kawałek sera zajmujący powierzchnię tysiąca centymetrów kwadratowych, co wynika z prostego matematycznego rachunku podniesienia dziesięciu do trzeciej potęgi. Czy aby na pewno to, co trzymamy w dłoniach, to 1000 centymetrów sześciennych sera? Otóż nie, bo mimo, iż objętość całej sześciennej kostki na to wskazuje, w środku występuje sporo pustej przestrzeni tworzonej przez dziury w serze. Kiedy mielibyśmy możliwość porównać naszą kostkę dziurawego sera i taką samą kostkę sera jednak bez dziur, to wystarczyłoby obydwa sześciany zważyć, by zobaczyć, jak wielka jest pomiędzy nimi różnica. Wówczas, po dokonaniu takiego pomiaru, pojawiłby się w nas pewien rodzaj rozczarowania: „Phi, to co wyglądało na 1000 centymetrów sześciennych okazało się tak naprawdę o 15% mniejsze, bo właśnie te 15% objętości naszego podziurawionego sera stanowiły puste przestrzenie.” To odkrycie, że nasz ser nie jest taki fajny i kompletny, jak myśleliśmy, zaczyna rodzić określony rodzaj psychologicznego napięcia, które jest na tyle dyskomfortowe, że najchętniej pozbylibyśmy się go z systemu. To prosta zasada – kupując ser uznaliśmy, że płaciliśmy za 100%, a nie zaledwie 85%, więc trzeba teraz jakoś sobie z tym napięciem poradzić. Jedną ze strategii naszego umysłu będzie wirtualne wypełnienie pustych przestrzeni w serze. Na przykład za pomocą stwierdzenia: „ależ ten ser dobry, to oczywiste, że musi być dziurawy, bo inaczej nie byłby dobry”. Albo za pomocą stwierdzenia: „te dziury to tylko iluzja, od zarania dziejów ludzie na kawałek sera mówią ser, a nie ser plus puste miejsca, czyli braki w serze”. Zresztą tych strategii może być dość sporo, bo tworzymy je przez wiele lat – jedne bardziej skuteczne, inne mniej, ale zawsze jest to indywidualny proces, przynoszący nam konkretną, indywidualną, psychologiczną ulgę. Jednak niezależnie od naszych indywidualnych strategii można powiedzieć, że wspólnym mianownikiem jest jakiś rodzaj uzupełniania luk w serze w procesie mającym miejsce w naszej głowie. Kiedy zaś ten proces jest zakończony, zaczynamy widzieć nasz ser jako kompletny sześcian, któremu nic nie brakuje. Wtedy nie ma już napięcia i czujemy się wreszcie komfortowo. Po jakimś czasie proces uzupełniania dziur w serze wyprzemy z pamięci, aby dyskomfort świadomości wybrakowanego sera nie mógł do nas wrócić. A to, o czym zapominamy w pierwszej kolejności, to gdzie konkretnie znajdowały się dziury, które sami wypełniliśmy.
A teraz pod przykład sera podłóżmy sobie rzeczywistość. Otóż nasza jej wizja zawsze jest w jakiś sposób niekompletna. Nie wiemy wszystkiego na jej temat, bo taka wiedza jest po prostu niemożliwa. Mamy zatem jedynie dostęp do rzeczywistości, w której znajdują się luki naszej niewiedzy. Problem w tym, że te luki są dla nas dyskomfortowe, bo kiedy nie wiemy, co się w nich znajduje, nie jesteśmy w stanie ocenić czy są tam dla nas rzeczy dobre, czy też nie. Najlepiej więc, żeby w naszej rzeczywistości nie było luk – więc by uniknąć napięcia wynikającego z występowania tychże braków, zatykamy je czymś, co będzie dla nas do przyjęcia. No, bo skoro mamy wypełnić dziury, to najlepiej jest je wypełnić czymś dla nas przyjemnym, prawda? I w ten sposób uzupełniamy według własnych potrzeb dziury w rzeczywistości, umieszczając tam nasze oczekiwania na jej temat. Czasem te oczekiwania są bardziej dyskomfortowe – to te sytuacje, w których destrukcyjnie dla nas samych karmimy się lękiem, oczekiwaniem, że coś pójdzie nie tak, że coś nam zagrozi, czy przyniesie cierpienie. Czasem zaś – jak w naszych trzech przykładach – tym, co ma być dla nas komfortowe, a zatem ma potwierdzić nasze pomysły, idee, wyobraźnię, oczekiwania, czy scenariusze. I problem nie leży w tym, że po jakimś czasie rzeczywistość może boleśnie nasze oczekiwania zweryfikować, ale tak naprawdę w tym, że w procesie wyparcia zapominamy, które miejsca w rzeczywistości były wcześniej puste i które zostały przez nas wypełnione. Zapominamy gdzie były dziury w serze. Bo złośliwa rzeczywistość nie weryfikuje tego, co jest. To, co jest – jest. Rzeczywistość jedynie weryfikuje to, co nie jest faktem, a co zostało przez nas za taki fakt uznane. Redaktor naczelny z pierwszego przykładu tak silnie uwierzył w swoją własną wizję rzeczywistości, że uznał ją za niepodważalny fakt. Kiedy zaś wysłani przez niego dziennikarze wrócili z wieścią, że rzeczywistość nie potwierdza jego oczekiwań, to okazało się, że to oni się mylą i to im się dostało.
Zwalił winę na nich, a nie na swoją fałszywą wizję. Był wściekły na posłańców, którzy przynieśli prawdę, a nie na swoje fałszywe założenia. Kazik w swojej głowie stworzył wizję rzeczywistości, w której wszyscy jego znajomi kupują od niego towar. Uznał to za tak oczywiste, że zapomniał, że to jedynie jego życzenie, a nie sprawdzona empirycznie prawda. W ogóle nie wpadł na to, że może istnieć inna prawda – potwierdzana na marketingowym rynku od wielu lat i utrwalona od czasów powstania portali społecznościowych. Prawda głosząca, że nasi znajomi nie są naszymi klientami i nigdy nie będą, a więc oczekiwanie, że dzięki ich konsumenckim zachowaniom możemy zarabiać, zawsze kończy się tak samo – brakiem kasy i nietrafionymi inwestycjami.
Zenek podekscytowany spotkaniem na swej drodze długonogiej bogini nie chciał dostrzec brakujących miejsc w tej układance, a nawet jak je dostrzegał, to skutecznie zamiótł je pod dywan, wypełniając ich miejsce swoimi wyobrażeniami o wspólnym szczęściu, po czym zapomniał, ile z tych komplementów na temat swojej wybranki stworzył wyłącznie we własnej głowie. A kiedy księżniczka okazała się ropuchą, jest załamany, czuje się zawiedziony i ma pretensje do wszystkich kobiet na świecie, zamiast do samego siebie za to, że tak skrupulatnie wypełnił wszystkie dziury w trzymanym w ręku serze.
W mini-wykładzie 23 -”Myślenie dystynktywne – obrona przed zakłamaną rzeczywistością”, kluczem do zrozumienia tego mechanizmu był proces domyślania się, mający na celu wyjaśnić te aspekty rzeczywistości, co do których nie mamy wiedzy i które są dla nas niezrozumiałe, niejasne, czy budzące określone emocje. Ten mechanizm działa dokładnie tak samo, nie tylko wówczas, kiedy domyślamy się tego, co brakuje, ale również wówczas, kiedy zastępujemy te braki naszymi oczekiwaniami, by istnienie tych braków nam nie doskwierało. Tam staraliśmy sobie wytłumaczyć jak się rzeczy mają. Tutaj sobie niczego nie tłumaczymy, tutaj wyłącznie rzeczy mają się mieć tak, jak chcemy, by to miało miejsce. Jednak istota tego mechanizmu jest taka sama – po jakimś czasie zapominamy co było przedmiotem naszych oczekiwań, a co rzeczywistością. Zapominamy, że ser miał dziury, w których znajdowały się miejscach i że to my je wypełniliśmy tym, co miało pokonać nasze poczucie dyskomfortu. Kiedy tak robimy, prawdopodobieństwo, że kiedyś obróci się to przeciwko nam, jest naprawdę bardzo wysokie, za co przyjdzie nam zapłacić rozczarowaniem czy bólem.
Obrona przed tym mechanizmem jest zaś dokładnie taka sama jak w przypadku domyślania się, czy tworzenia oczekiwań. To ćwiczenie się w świadomości tego, co jest faktem, a co jedynie tego faktu interpretacją. Co stanowi rzeczywistość, a co jest jedynie moim własnym oczekiwaniem wobec tej rzeczywistości? Jak się rzeczy naprawdę mają, a co jest jedynie moim życzeniem, by tak było? To trudne, mniej komfortowe, niż byśmy chcieli, ale wielce uwalniające ćwiczenie. O czym zawsze warto pamiętać.
Pozdrawiam