Wewnętrzne dziecko kontra wewnętrzny rodzic

Czy stoimy u progu katastrofy psychologicznej?
29 marca 2024
Zbawienna moc rytuałów
12 kwietnia 2024

Transkrypcja tekstu:

Wyobraźmy sobie taką scenę: znajdujemy się na świeżym powietrzu, na zielonej łące, na której rozstawione ławy zapraszają ludzi do organizacji wiosennych pikników. Tuż przed nami obserwujemy rodzica z dzieckiem. Celowo pomijam płeć bo w tym przykładzie nie ma ona znaczenia. Najpierw przyglądamy się dziecku – co tu dużo mówić dosyć niespokojnemu. A to chce zabawkę, a to się rozbeczy, bo coś mu się przypomni, a to znowu zacznie wydobywać z siebie dźwięk, przy którym miejska syrena alarmowa to mały pikuś. Generalnie dziecko wydaje się nie do ogarnięcia: ma skoki nastroju od euforii po załamkę, od zaciekawienia po totalne znudzenie, od chęci wtulenia się w bezpieczne ramiona rodzica po chęć uczynienia opiekunowi krzywdy bezlitośnie wbijając gdzie popadnie plastikowy piknikowy widelec. Od samego patrzenia współczujemy rodzicowi tej ciężkiej doli, bo my ten cyrk obserwujemy zaledwie od kilkunastu minut, a rodzic doświadcza tego piekła 24 godziny na dobę. Ale kiedy przenosimy koncentrację naszej obserwacji na rodzica odkrywamy, że radzi sobie z tą sytuacją zadziwiająco dobrze. Kiedy dziecko potrzebuje czułości jest mu ona oferowana, a kiedy zaczyna się wydzierać jest karcone spokojnym głosem informującym, że piknik na świeżym powietrzu jest nie po to, by panującą wokół „przyrodociszę” zagłuszać, ale by z niej czerpać energię. Kiedy dziecko dobywa widelec ten jest mu delikatnie ale stanowczo odbierany, a kiedy próbuje strzelać focha, to takie zachowanie jest wystarczająco konsekwentnie ignorowane, by dzieciak nauczył się że takie chwyty na rodzica nie działają. Mamy więc obrazek małego diabełka pod skrzydłami spokojnego, zrównoważonego i roztropnego anioła. Niesforną kulę energii, która z każdą ekspozycją chaosu jest przywracana na drogę porządku. I kiedy to dostrzegamy zaczynamy się orientować, że coś tu musi nie grać, bo przy tak spokojnym i świetnym rodzicu dzieciak nie powinien być taki rozwydrzony. Nagle jednak sprawa się wyjaśnia, bo do obserwowanego przez nas stołu podchodzi rodzić właściwy i okazuje się, że ten którego obserwowaliśmy to jedynie rodzaj rodzica zastępczego, który pilnował dziecko pod nieobecność rodzica właściwego. Co więcej nawet nie trzeba nam dokładnych wyjaśnień, bo po zachowaniu rodzica właściwego – roztrzepaniu, chaosie, skokach nastroju, nieradzeniu sobie z emocjami i wielu innych mamy już wyjaśnienie skąd dziecko jest tak milusio nie do zniesienia i od razu zaczynamy żałować, że dla dobra ich wszyskich rodzic zastępczy nie mógłby się zaopiekować dzieciakiem nieco dłużej. Na przykład do dorosłości. Bo przy nim dziecko zostało by szybko spacyfikowane i samo z sobą poczuło by się wnet znacznie lepiej.
Teraz rozbierzmy powyższy przykład na trzy osobowości, z których pierwszą nazwijmy chaotycznym dzieckiem, drugą chaotycznym, a trzecią zrównoważonym rodzicem. Następnie ten sam układ interakcji przenieśmy sobie na chwilę w inne miejsce, żebyśmy w dużo łatwiejszy sposób mogli dostrzec interakcyjny wzorzec. Oto teraz znajdujemy się w jakimś wschodnim klasztorze, złożonym z dwóch skrzydeł. W pierwszym jest po staremu – mnisi z wolna ale konsekwentnie zmierzają ścieżką do oświecenia. Niestety drugie skrzydło musiało zostać sprzedane bogatemu inwestorowi, by dzięki tej transakcji pierwsze skrzydło mogło kultywować klasztorną tradycję. Inwestor to rozwydrzony, który de facto zamienił połowę klasztoru w hotel, który wynajmuje filmowcom na kręcenie epizodów serialu „Oaza miłości”. W tym reality show przystojni panowie zalecają się do pięknych kobiet. Wszyscy są śliczni, pięknie opaleni i nigdy nie przeczytali ani jednej książki, stąd podtytuł serialu „Z kamerą wśród dzbanów”. Następnie wyobraźmy sobie, że bogaty inwestor zaprasza do swej nowej inwestycji swego dorastającego syna, dokładnie tak samo rozwydrzonego jak ojciec. Teraz odpowiedzmy sobie na pytanie, czy dla okiełznania jego młodzieńczego chaosu skrzydło klasztoru, w którym zamieszka będzie stanowiło różnicę? I dodajmy, że młodzieniec wyrywa się do swych opalonych rówieśników i jednocześnie naśmiewa się z medytujących mnichów.
Tera z kiedy już znamy dynamikę interakcji powyższego przykładu pora na ostatnią część naszego eksperymentu, w której spróbujmy sobie wyobrazić, że nie ma żadnego pikniku ani też klasztoru, a wszystkie trzy osobowości: chaotycznego dziecka, chaotycznego oraz zrównoważonego rodzica mamy w sobie. To trudne wyobrażenie, bo modna internetowo płytka psychologia przyzwyczaiła nas jedynie do obrazu wewnętrznego dziecka i najczęściej nawet się nie zająknie, że te dwa modele rodziców również w sobie hodujemy. W samej psychologii koncepcja wewnętrznego rodzica również nie pojawia się zbyt często, a szkoda, bo moglibyśmy dzięki niej wiele w nas zmienić i wielce skorzystać. Oczywiście jednym z najbardziej znanych nurtów i obecnie coraz szybciej się rozwijającym i budzącym spore zainteresowanie jest system wewnętrznej rodziny, zorganizowany wobec subosobowości proponowanych przez Schwartza, nad którym to modelem pracował od lat osiemdziesiątych i który ujrzał światło dzienne w 1995 roku w książce „Internal family systems therapy.” Ale IFS to nie jedyny model pracujący na poziomie subosobowości – w psychologii transpersonalnej stosujemy znacznie prostszy system komunikacji pomiędzy transpersonalnym „ja” oraz tzw. „osobowościami wzorcowymi” rozszerzając metaforę wewnętrznej rodziny do wszystkich form interakcji relacyjnych: w tym ról społecznych oraz osobowości osadzonych na osi czasu, które np powstały w przeszłości, by na planie naszego życia poradzić sobie z bieżącymi wyzwaniami, za pomocą konkretnych osobowościowych strategii. Sam zaś proces komunikacyjny ma miejsce nie tylko pomiędzy transpersonalnym „ja”, czyli rodzajem bezstronnego moderatora, który działa z poziomu wyżej niż ego, ale również pomiędzy samymi osobowościami, w którym to procesie wykorzystuje się doświadczenie, wiedzę i poziom świadomości danej osobowości, by za pomocą tych atrybutów rozwiązać problemy innej. Na użytek jednak dzisiejszego odcinka znacznie uprościmy ten system i spróbujemy przyjrzeć się konsekwencjom, które miały by miejsce, gdybyśmy w osobowość chaotycznego dziecka zaingerowali z poziomu osobowości zrównoważonego rodzica, a nie jak dotychczas z poziomu osobowości rodzica chaotycznego. Do tego celu posłużmy się przykładem, który przywołuje dr Diane Dreher, autorka bestsellerów jak na przykład książki „Twój osobisty renesans” i profesor Instytutu Duchowości Stosowanej na Uniwersytecie Santa Clara. Oto więc wyobraźmy sobie wewnętrzne dziecko, które mimo przebywania już w ciele dorosłej osoby wciąż posługuje się emocjonalnymi strategiami powstałymi w domu narcystycznych rodziców. Niezależnie od tego którym ekstremum uprawnień się posługuje zawsze domaga się spełnienia oczekiwań wynikających z tego, z jaką relacyjną rzeczywistością miało do czynienia. W ten sposób więc na przykład konstruuje potrzebę podziwu, której spełnienia będzie oczekiwało od swojego otoczenia, krzywdząc je w taki sam sposób, w jaki samo było krzywdzone w swoim rzeczywistym dzieciństwie. To z kolei spowoduje, że nie będzie w stanie nawiązać żadnej trwałej, spełnionej relacji posługując się tak naprawdę technikami interakcyjnymi podpatrzonymi u rodziców, które już w dorosłych relacjach okazują się dużo mniej skuteczne, niż to zostało zaprogramowane w chaotycznym dziecięcym przekonaniu. Teraz spróbujmy do tego wewnętrznego dziecka dołożyć dwie alternatywne wersje wewnętrznego rodzica – chaotycznego i zrównoważonego i odpowiedzmy na pytanie, czy obecność któregoś z nich i powierzenie mu roli komunikacji z dzieckiem wzmocni, czy też osłabi obecne narcystyczne oczekiwania. Samo zadanie poskromienia chaotycznego dziecka jest podwójnie trudne, co dosyć dobrze ilustruje przykład z dwoma skrzydłami klasztoru. Z jednej bowiem strony dziecko dąży do realizacji wypracowanych strategii, co oznacza łatwość wchodzenia w wypracowane zachowania i trudność stawienia im oporu, ale z drugiej strony pojawia się silny imperatyw dążenia do rozładowania napięcia i poczucia ulgi w tych emocjonalnych obszarach, w których system ma już wypracowaną biegłość i w których w ten sposób osiągana ulga została związana z przyjemnością. To dlatego śliczny młodzieniec ciągnie do swoich ślicznych rówieśników uznając, że wobec figli w bikini książki nie mogą stanowić żadnej konkurencji. Do realizacji tej strategii chaotyczne dziecko potrzebuje chaotycznego rodzica, który nie będzie dysponował odpowiednim autorytetem by czegokolwiek mu zabronić. Ten osobnik, będzie kierował się realizacją krótkoterminowych potrzeb obliczonych na szybką ulgę. I w ten sposób krąg piekieł się domyka – system będzie oscylował pomiędzy pojawieniem się potrzeby i ulgą, która ją chwilowo zaspokaja, ale która długoterminowo nie jest zdolna do rozwiązania problemu. By zaś utrzymać te okrutną homeostazę zrównoważony rodzic, również obecny w systemie będzie na tyle skutecznie zagłuszany i niedopuszczany do głosu, by uniknąć dyskomfortu, który się z jego obecnością wiąże. Ale jak pamiętamy z przykładu z piknikiem to właśnie akceptacja jego obecności jest jedynym gwarantem zmiany systemu od środka. Tyle, że to trudna sprawa, bo dużo łatwiej jest powiedzieć, „ja już tak mam, wynika to z moich przeszłych doświadczeń, jestem trwale inny i nic się z tym nie da zrobić”. Dużo trudniej zaś odwrocić ten wektor odpowiedzialności wskazujący wszystko co możliwe na zewnątrz nas i zobaczyć, że może też wskazywać nas samych i znajdującą się w środku odpowiedzialność zrównoważonego rodzica, który doskonale wie jak poskromić wewnętrzne dziecko z długoterminową korzyścią dla wszystkich elementów systemu.
Pozdrawiam