Społeczny cosplay

Pułapka obrony przed samym sobą
2 lutego 2024
Czy trzy selfie dziennie to już zaburzenie?
16 lutego 2024

Transkrypcja tekstu:

Zacznijmy od przykładu. Oto Monika, która właśnie awansowała w swojej firmie i która teraz uczestniczy w firmowym spotkaniu integracyjnym, na którym m. In. oblewany jest jej awans. Firma zafundowała bufet z całą masą egzotycznych przekąsek, którymi właśnie się wszyscy zajadają. Jest gwarno, wesoło i tłoczno. Pośrodku zaś stoi bohaterka naszej opowieści, której właśnie nałożono talerz smakołyków i nalano kolejny pełny kieliszek wina nieustannie poklepując ją po plecach. Problem jednak w tym, że Monika wie, że jest w stanie znieść takie okoliczności maksymalnie jeszcze tylko półgodziny, bo po pierwsze nie znosi tłumu i źle się w nim czuje. Po drugie ma bardzo delikatny żołądek i wie, że jeśli zje choć jedną z tych przekąsek to skończy nocą z głową nad muszlą klozetową. Co więcej, nie znosi kwaśnego rozwodnionego wina, które smakuje jak zrobione z landrynek i po którym trudno jest się nie krzywić. Jednak to nie cały koszmar – jej awans oznacza pracę na codzień z dużą grupą ludzi i przebywanie wśród nich w hali otwartych boksów, gdzie wszyscy wszystkich widzą, i gdzie się nie da nawet usłyszeć swoich myśli. Ale to awans. Co więcej ci ludzie naprawdę na nią liczą i cieszą się jej sukcesem. Monika więc jedynie co pół godziny znika na chwilę w łazience, żeby choć na chwilę odetchnąć by nie wydało się jak tak naprawdę totalnie się tutaj nie nadaje.
Przykład numer dwa. Oto obserwujemy Maćka, który lekko usztywniony siedzi przy restauracyjnym stoliku na przeciwko boskiej Anki i którego przejęcie wynika z wciąż pojawiającej się wątpliwości czy to aby nie sen, że jego wymarzona smukła i długonoga piękność naprawdę zgodziła się z nim umówić. „E… – tłumaczy sobie Maciek – pewnie jest tylko głodna, obje się, popije i tyle będziemy ją widzieli. Ale Ania twardo siedzi na przeciwko i mimo iż wciągnęła zupę, kluski z roladą i tiramisu dalej siedzi i nawet się uśmiecha w jego stronę. „Albo ma tasiemca – tłumaczy sobie Maciek – albo naprawdę mam szansę. Tylko trzeba dobrze wypaść i jej nie wystraszyć. Najlepiej nie mówić że póki co mieszkam z kumplami dzieląc się kosztami dwudziesto metrowej kawalerki na Ursynowie, żeby było bliżej do Mordoru. Nie powiem też że nie piję alkoholu, bo jeszcze pomyśli że jestem cienias. Dobrze by też było coś takiego powiedzieć co mi przyda męskości. O powiem, że jeżdżę na motocyklu.. Wiatr we włosach, route 66 i że właśnie se robię tatuaż z czachą na podbrzuszu. To się nie wyda, bo przecież ona tam w życiu nie zajrzy!”
Czy zestawienie tych dwóch przykładów cokolwiek może łączyć? Mimo totalnie różnych skal, poziomów i intensywności łącznikiem może być tutaj model maskowania społecznego. To inaczej mówiąc rodzaj rozbieżności pomiędzy podstawowymi preferencjami a rzeczywistym zewnętrznym zachowaniem, która może być spowodowana chęcią uniknięcia osądu, odrzucenia, lub niezrozumienia. Pojawia się w sytuacjach, w których dana osoba jest przekonana, że przy takiej rozbieżności nie mogła by zdobyć zaufania lub zainteresowania innych, nie mogła by zdobyć partnera, czy też zrobić kariery zawodowej. Masking – i tę jego wersję znajdziemy jako najczęściej przytaczaną w tekstach źródłowych – ma miejsce również w sytuacjach, w których naturalny dla danej osoby sposób bycia i zachowywania się jest sprzeczny z tym, w jaki sposób zachowanie regulowane jest normami społecznymi. I tu bardzo często wymienia się osoby dotknięte autyzmem, które by poradzić sobie z wyzwaniami stawianymi przez otoczenie zmuszają się do zachowań dla nich wyjątkowo trudnych, czy przekraczających ich akceptowalny sposób funkcjonowania. Na przykład zmuszają się do utrzymywania kontaktu wzrokowego wymaganego w trakcie rozmów z przełożonymi w określonych środowiskach pracy albo naśladują gesty i mimikę innych osób, by w ten sposób nie odstawać od reszty. I trudno się dziwić, bo w tych przypadkach maskowanie społeczne, mimo iż zachowują się wbrew sobie pozwala im funkcjonować na równi ze swoim otoczeniem. Dr Laura Hetrick z Uniwersytetu Illinois wskazuje, że z perspektywy osoby autystycznej taka strategia nie jest traktowana w kategoriach oszustwa, ale raczej mechanizmu obronnego, który jest reakcją na życiowe doświadczenia bycia zastraszanym za to, kim się w istocie jest. Wówczas by uniknąć odrzucenia i możliwości przekreślenia przez społeczeństwo uczestnictwa w życiu społecznym czy zawodowym i w pełnej świadomości różnic społecznych stosuje się strategię zachowań akceptowalnych przez otoczenie. Jednak masking to nie jedynie domena osób autystycznych lub takich, które w środowiskowej samoobronie postanawiają ukrywać jakiś rodzaj psychicznego zaburzenia, z którym się zmagają i którego wykrycie mogłoby przekreślić ich szanse na pełnej partycypacji w realizacji życiowych zadań. Ten model zachowania pojawia się również wśród osób zdrowych, które decydują się na takie strategie kierując się społeczną regułą zysków i strat. W pracach dr Hetrik dotyczących maskowania społecznego pojawia się w tym wypadku analogia do cosplayu. Termin ten został najprawdopodobniej użyty po raz pierwszy w roku 1984 przez autora magazynu „My Anime” Noboyuki Takahashiego w relacji z konwentu Worldon w Los Angeles, by nie stosować słowa maskarada, raczej niepasującego do opisu osób, które przebierają się w kostiumy mające ich upodobnić do fikcyjnych postać z gier czy filmów. Cosplay to zbitka słowna pochodząca od słów kostium i odgrywanie roli i to jest dosyć istotny trop, którym warto się posłużyć przy okazji maskowania społecznego. Kiedy bowiem dana osoba zakłada kostium i wciela się w rolę swojej ulubionej postaci, robi to między innymi po to, by przyciągnąć uwagę i zainteresowanie uczestników konwentu lub też użytkowników sieci. Dodajmy taką uwagę i zainteresowanie, których bez założenia kostiumu i wejścia w rolę nie była by w stanie zdobyć. Teraz w powyższym zdaniu podmieńmy słowa „uwaga i zainteresowanie” terminem „akceptacja” i zobaczymy że model takiego zachowania jest obsługiwany przez ten sam system emocjonalnych konsekwencji. Kostium, a więc maskowanie społeczne pełni rolę społecznej akceptacji, która bez roli nie była by do zdobycia. Konsekwencją takiej strategi musi być jakiś rodzaj deprecjacji siebie. To tak, jakbyśmy stworzyli formułę: by być akceptowanym muszę ukrywać siebie, a więc zaprzeczyć temu kim naprawdę jestem. Taki styl zachowań jest energetycznie podwójnie wyczerpujący. Z jednej strony potrzebna jest duża energia by pilnować się przez cały czas, by założony kostium nie odsłonił prawdy, a z drugiej strony odbyć wewnętrzną walkę z sobą spod znaku „przecież ja tutaj tak naprawdę nie pasuję”. Kiedy teraz wrócimy do dwóch początkowych przykładów, to możemy dosyć dokładnie zobaczyć te zmagania. Monika nie tylko sięga po olbrzymie zasoby energetyczne, by się nie wydało, że tak naprawdę bardzo źle się czuje zarówno w tłumie, jak i na świeczniku, ale też ma jeszcze do pokonania wewnętrzną sprzeczność, w której gdzieś w głębi doskonale wie, że z każdym dniem brnie coraz bardziej w sytuacje, których nie znosi, w których się źle czuje i w których z każdym dniem coraz trudniej jej będzie przez nie przebrnąć, bo będzie to ją kosztowało coraz to więcej energii. Podobnie rzecz ma się w przypadku Maćka. Z jednej strony jest oczywiście silny imperatyw wejścia w związek z wymarzoną boginią, ale z drugiej strony tląca się wewnątrz wątpliwość jak długo uda się ukrywać swoją prawdziwą osobowość i coraz głośniejsza konstatacja: „przecież doba ma dwadzieścia cztery godziny – o czym ja przez ten cały czas będę z nią gadał?” Ta utrata energii prędzej czy później musi obrócić się przeciwko osobie stosującej maskowanie społeczne. I co najciekawsze to zjawisko jest widoczne również u osób zmagających się z autyzmem, które korzystają z tego mechanizmu. Tam również pojawia się przeciążenie sensoryczne, które w dłuższej perspektywie skutkuje wycofaniem, frustracją, dezorganizacją i coraz większymi skłonnościami depresyjnymi. Co więcej katastrofalne skutki długotrwałego maskingu zostały potwierdzone wynikami badań, które zostały przeprowadzone w 2017 r. przez zespół naukowców z Instytutu Psychiatrii, Psychologii i Neuronauki King’s College w Londynie. Wykazano, że im bardziej dana jednostka angażuje się w maskowanie społeczne, tym większych trudności zaczyna doświadczać z tzw. regulacją emocjonalną, czyli innymi słowy tym mniejszymi umiejętnościami w panowaniu nad emocjami się wykazuje oraz tym większy stres zaczyna towarzyszyć jej funkcjonowaniu. Dodatkowo u tych osób wykryto również znacznie podniesiony poziom lęku oraz z czasem coraz częstsze objawy depresyjne.
Wydawało by się, że społeczny cosplay w przypadku osób kierujących się w tych strategiach już nie mechanizmem obronnym ułatwiającym funkcjonowanie (jak na przykład osoby wysoko wrażliwe dopasowujące swoje zachowania by przetrwać w dzisiejszej rzeczywistości), ale jedynie manipulacyjną czy cyniczną regułą zysków i strat wyrządza szkody wyłącznie tym, którzy w ten sposób są oszukiwani co do rzeczywistych potrzeb, wartości, czy tożsamości osób, które de facto udają kogoś kim nie są by zyskać społeczną akceptację. No bo przecież łatwo sobie wyobrazić sytuację, w której ktoś wbrew swoim predyspozycjom, zainteresowaniom czy talentom zajmuje zawodową pozycję komuś, kto w tej samej sytuacji byłby bardziej na swoim miejscu i miast poświęcać energię na wewnętrzne zmagania wykorzystał ją na osiąganie dużo lepszego zawodowego efektu. Łatwo też wyobrazić sobie sytuację, w której po dłuższym czasie związku jedna jego strona orientuje się, że tak naprawdę ten ktoś po drugiej stronie jest zupełnie innym człowiekiem, niż ten za którego się podawał by zdobyć zaufanie, przyjaźń czy miłość. We wszystkich tych sytuacjach postrzegamy społeczny cosplay jako strategię, za pomocą której cosplayowiec może po prostu krzywdzić swoje otoczenie samemu korzystając na swojej przebierance. Jednak istnieje jeszcze druga strona medalu i to równie mroczna. Takie strategie są bowiem wyniszczające dla samego cosplayowca, których koszt pod postacią energetycznego wypalenia i stale towarzyszącego życiu lęku trzeba będzie również zapłacić.
Pozdrawiam