Fałszywe poczucie winy

Syndrom pychy
8 grudnia 2023
Samowspółczucie
22 grudnia 2023

Transkrypcja tekstu:
Tym razem zacznijmy od przykładu. Oto Janek, chociaż może powinniśmy powiedzieć Jan, bo gość ma już grubo po pięćdziesiątce czego zresztą nie ukrywa swoją bujną siwizną. Jan siedzi w pierwszej klasie szybkobieżnego pociągu w otwartym wagonie tuż przy przejściu wiodącym na korytarz prowadzący do wyjścia. Jego wagon jest mniej więcej wypełniony w połowie, rzadko ktoś przechodzi obok jego miejsca, a najbliższe roześmiane i nieco głośne towarzystwo znajduje się po drugiej stronie wagonu, więc bohater tej opowieści wykorzystuje okazję, by przeczytać nadesłane przez studentów mailem prace. Takie zawodowe zboczenie wykładowcy – gdzie siądzie tam sprawdza kolokwia. W pewnym momencie, kiedy do następnej stacji zostaje jeszcze kilkanaście minut dwie panie ze wspomnianego wcześniej towarzystwa postanawiają potowarzyszyć koleżance wysiadającej na kolejnej stacji i razem z nią przemieszczają się w kierunku wyjścia ucinając sobie przy tym dość głośną i rozchichotaną konwersację. Zamiast jednak przejść dalej i zatrzymać się dopiero w tej części korytarza, w której znajdują się drzwi wyjściowe, zatrzymują się tuż obok Jana. Precyzyjniej mówiąc efekt jest taki, że teraz Jan ma tuż nad swoją głową trzy przekrzykujące się panie (na oko w okolicach czterdziestki) i perspektywę, że ten rozgardiasz odbierający mu możliwości skupienia na swojej pracy potrwa jeszcze dobre kilkanaście minut. Jan rozgląda się sprawdzając, czy powodem zatrzymania się przy nim tej hałaśliwej gromadki jest na przykład zatłoczony korytarz. Ale nie, panie wybrały sobie stanie nad jego uchem, bo tak im jest wygodnie i bo – no właśnie – bo chyba w ogóle nie biorą pod uwagę, że ich głośna rozmowa może komukolwiek przeszkadzać. Jan więc postanawia zadziałać. Najpierw układa sobie w głowie to co zaraz powie, by ubrać swoją prośbę w jak najbardziej delikatną i uprzejmą formę. W końcu zwraca się do trzech rozmawiających pań tymi słowami: „Najmocniej szanowne panie przepraszam, ale czy byłyby panie tak łaskawe i rozważyły przejście kilku kroków dalej w stronę pustego korytarza, bo prawdę powiedziawszy przy tak głośnej rozmowie trudno jest mi się skoncentrować na tym co robię. Byłbym naprawdę wdzięczny i zobowiązany”. W reakcji na jego słowa nastaje chwila ciszy, ale po układających się w odwrotną podkówkę ustach wszystkich trzech zagadniętych kobiet widać, że ingerencją Jana poczuły się dotknięte a samo zwrócenie im uwagi uznały za niegrzeczne. Postanowiły więc go zignorować i przez kolejne kilkanaście minut dalej prowadziły ze sobą rozmowę tuż nad jego uchem, ale jakby już nieco ciszej. Cóż tu dużo mówić – widać było, że prośba Jana odebrała im dobre samopoczucie. W końcu pociąg dojechał do kolejnej stacji, jedna z pań wysiadła, a dwie pozostałe wróciły na swoje miejsce rzuciwszy na Jana jedynie krótkie spojrzenie. Ale tyle wystarczyło, by można było odkryć w ich oczach wyraźny niesmak. Jan już nie był w stanie wrócić do poprzedniego zajęcia, bo w jego głowie kołatała się już tylko jedna myśl: „nie potrzebnie się odezwałem, te kolokwia mogły równie dobrze poczekać, nic by się nie stało, gdybym ugryzł się w język, zepsułem komuś radość kierując się własnym egoizmem”. Już wystarczy tej historii, bo zdaje się że w tym miejscu już nie trzeba dodawać z jaką emocją teraz zmaga się Jan. Tak, to poczucie winy podsycane pretensjami do samego siebie za swoje zachowanie.
Przykład drugi: oto widzimy Anetę, która po ciężkim i wyczerpującym dniu pracy śpieszy się na ważne spotkanie z lekarzem w sprawie diagnozy choroby jej wymagającej już stałej opieki matki. Wsiada do zamówionej taksówki, bo tak będzie najszybciej i najpewniej i podaje docelowy adres. Zmęczenie plus niepewność i lęk o to co usłyszy na spotkaniu nie pozwalają pozbierać myśli, tym bardziej, że radio w taksówce też w tym nie pomaga. Krzyczący spiker, coraz pojawiające się reklamy o poziom głośniejsze od reszty i dudniąca taneczna muzyka znacznie pogarszają sprawę. W końcu Aneta – najuprzejmiej jak tylko potrafi zwraca się do kierowcy: „Przepraszam pana, ale czy byłby pan tak miły i wyłączył radio” Na te słowa kierowca jedynie przycisza odbiornik, ale jazgot, który się z niego dobywa dalej wypełnia kabinę samochodu. Aneta więc ponawia prośbę: „Czy jednak mogła bym prosić o wyłączenie radia, a nie jedynie o jego ściszenie? Z góry bardzo panu dziękuję i proszę o wyrozumiałość”. Kierowca wreszcie wyłącza radio nie zapominając przy tym dodać z wyczuwalną nutą niesmaku: „no skoro to aż tak pani przeszkadza”. Mija kilka chwil, atmosfera w taksówce jest cicha, ale jakby gęsta i Aneta wpada w… No już się domyślamy, prawda? Oczywiście w poczucie winy podszyte pretensją do samej siebie, za to, że zepsuła kierowcy samopoczucie, a być może nawet doprowadziła do sytuacji, w której zrobiło mu się przykro i to z powodu głupiego radia.
Teraz przez chwilę warto się zastanowić nad tym, czy niezależnie od tego, jak prawdziwe jest to co teraz czuje zarówno Jan, jak i Aneta, czy aby na pewno to poczucie winy jest prawdziwe?
Prawdopodobnie termin pseudowiny w kontekście badawczym pojawił się po raz pierwszy w artykule zamieszczonym w magazynie Journal of Analytic Social Work z 1993 r. Jego autorami byli naukowcy z kanadyjskiego Uniwersytetu Wilfrida Lauriera, którzy w swoich badaniach dowiedli, że pojęcie winy jest często używane jako parasol do przykrywek rozmaitych uczuć i zjawisk, które niejako podszywają się pod poczucie winy posługując się tym samym wewnątrznarracyjnym językiem i tą samą motoryką zachowań. Klaudia Skowron-Eickert, psycholog kliniczny z Uniwersytetu Illinois używa tutaj określenia „fałszywa wina” dzieląc to uczucie na winę wyimaginowaną lub antycypacyjną. Czym więc rożni się rzeczywiste poczucie winy od fałszywego? Podpowiedź znajdziemy w jednym z badań, przeprowadzonych przez połączone siły naukowców z kilku amerykańskich uniwersytetów w 2012, w których ustalono, że to właściwe poczucie winy, które jest efektem jakiegoś rodzaju wykroczenia, uruchamia wyrzuty sumienia, z powodu określonego działania i staje się motywatorem takich zachowań, które mają na celu naprawę wyrządzonej krzywdy czy negatywnego efektu. Fałszywa wina wywołuje ten sam emocjonalny efekt, jednak nie pojawia się w wyniku faktycznych wykroczeń czy nieodpowiedniego zachowania, ale wówczas, kiedy dana osoba sama sobie przypisuje działania, które w jej ocenie były przekroczeniem jakiejś granicy, której nie jest w stanie do końca zaakceptować. Najczęściej więc fałszywa wina pojawia się jako efekt nie samego złego czynu, ale naszego domniemania, że to co zrobiliśmy nie było do końca właściwe, bo na przykład w efekcie tego co zaszło ktoś mógł się poczuć gorzej, mogliśmy mu zrobić przykrość, czy też sprawić że pomyślał o nas coś nieodpowiedniego. Przy czym to wyłącznie projekcja naszej reakcji na inną osobę, bo oczywiście nie mamy pojęcia jak naprawdę reaguje druga osoba i z czego jej reakcja wynika. A może przecież wynikać na przykład z egocentryzmu, narcyzmu, zgorzkniałości, negatywnego nastawienia do innych i tysiąca innych powodów, z którymi my tak naprawdę nie mamy nic wspólnego. Psycholog kliniczny Klaudia Skowron-Eickert wskazuje, że w jej doświadczeniu w pracy z ludźmi poczucie fałszywej winy najczęściej pojawiało się tam, gdzie ktoś stawiał zdrowe granice mające chronić jego autonomię, czy wartość, nie po to, by kogoś skrzywdzić czy zrobić komuś przykrość, ale wyłącznie po to by chronić siebie. Ale ta początkowa świadomość zostawała szybko ukryta za niepewnością dotyczącą wpływu skutków swoich działań na inną osobę, nawet wówczas, kiedy te skutki działań były jedynie domysłem a nie faktem. A zatem – tu już dokładam własne doświadczenie w pracy z ludźmi zmagającymi się z fałszywą winą – ten problem pojawia się najczęściej tam, gdzie dana osoba nie radzi sobie z asertywnością lub nie do końca potrafi ją poprawnie zdefiniować. Kiedy asertywność rozumiana jest jako brak szacunku dla innych, a więc jest to rodzaj strategii, której najlepiej unikać by nie wypaść źle w oczach innych. Tymczasem asertywność tak naprawdę nie ma nic wspólnego z brakiem szacunku dla innych, ale ma za to bardzo dużo wspólnego z szacunkiem dla samego siebie. Niestety odróżnienie winy prawdziwej od fałszywej nie jest łatwe, bo na straży tej dystynkcji mogą stać lata społecznych wdruków i nauki mamy i taty kierowanej do małego brzdąca z mantrą „powinieneś” na czele. Bo zawsze, ilekroć w dzieciństwie słyszeliśmy to magiczne słowo, tymi samymi drzwiami implementowano nam do systemu poczucie winy, wynikające z przeświadczenia, że jak zachowamy się w sposób, w jaki nie powinniśmy, to poczujemy się winni. Tym bardziej więc już w dorosłości warto przyjrzeć się swojemu poczuciu winy i dokładnie przemyśleć, czy aby na pewno to czego doświadczamy jest oparte na prawdziwych fundamentach. Bo jeśli tak, to możemy wykorzystać sprawczość tego mechanizmu, który z jednej strony informuje nas o zachowaniach, które traktujemy jako nieodpowiednie, takie, których nie chcemy już nigdy powtórzyć, a z drugiej strony staje się bodźcem do zmian i rozwoju. Fałszywa wina nie jest sprawcza, nie stoi za nią nic z czego moglibyśmy skorzystać z pożytkiem dla naszego wzrostu, a jedynie bezproduktywne samozadręczanie się w imię podstępnego konceptu, w którym ważniejsze staje się to, co ktoś o nas pomyśli, niż to jak potrafimy się samozaopiekować.
Pozdrawiam