Rozdrażnieni ludzie drażnią świat

Poszukiwanie aprobaty
22 września 2023
Haj „wiyncyj”, czyli przyśpieszony kurs autodestrukcyjnej obsesji
6 października 2023

Transkrypcja tekstu:

Tym razem przykład z życia i scena, której byłem świadkiem zaledwie kilka dni temu. Jest bardzo wczesny poranek, nieco deszczowy i zimny. Ósme piętro i winda. W niej ja, czyli forma i pusta winda czyli pustka. Mniej więcej w okolicy szóstego piętra byłem już prawie pewny, że sutra serca się nie myli mówiąc że pustka nie jest różna od formy i odwrotnie. I wtem na piętrze piątym winda staje i wchodzą do niej dwaj gentelmeni, choć to chyba zbyt łaskawe określenie. Jeden z nich chcąc przyśpieszyć zamykanie drzwi zaczyna naciskać na jeden z guzików. Jednak to jedynie opóźnia zamkniecie drzwi. Wtedy ten od naciskania wychodzi na korytarz zobaczyć czy tam nie ma rozwiązania problemu. „Właź z powrotem – drze się do niego drugi – co ty wyrabiasz”. „Bo jakaś franca nas ściągnęła, mówię ci” odpowiada ten pierwszy, po czym wchodzi do windy i już pięścią wali w guzik od zamykania drzwi. W tym mniej więcej momencie już zaczynam podejrzewać, że od sutry serca są wyjątki, bo te dwie coraz bardziej nakręcające się formy z pustką mają tylko tyle wspólnego że zdają się ją mieć pod kopułą. „Przestań walić w ten guzik, debilu” drze się ten drugi. „Jak mnie wkurzają takie ludzie, co cię ściągają we windzie” odpowiada pierwszy i wali w guzik już tak, że zaraz będzie po wycieczce. Wtedy ten drugi chwyta go za rękę i wyciąga za nią na korytarz. „To dziadostwo zepsute jest” mówi ten pierwszy. „Tam jest druga winda” wykrzykuje drugi i znikają mi z pola widzenia, a drzwi windy po chwili zamykają się i winda rusza w dół. Nie wiem czy kiedy mówię te słowa, ci dwaj gościa dalej siedzą na piątym piętrze tego budynku uwięzieni w swoim szaleństwie, ale sądząc po ich porannej zapalczywości do windowej „don kichoteri” istnieje spora na to szansa. A wszystko zaczęło się od maleńkiej wydawałoby się niedogodności, w której drzwi windy zamykają się z niewielkim opóźnieniem. Kiedy jednak taka niedogodność przytrafia się osobie podatnej na rozdrażnienie, to skutków takiej sytuacji do niewielkich już raczej nie można zaliczyć.
Czym jest rozdrażnienie? To rodzaj stanu podwyższonego napięcia emocjonalnego, w którym pojawia się nadwrażliwość na wszelkie bodźce związane z rzeczywistością układającą się w niespodziewany, niezgodny z oczekiwaniami sposób. Kiedy system znajduje się w stanie takiego pobudzenia wystarczy mała iskierka, coś co układa się nie po myśli operatora systemu, by wzbudzić w nim reakcję nieadekwatną do zaistniałej przyczyny i uruchomić wzburzenie emocjonalne, którego główną cechą jest eskalacja towarzyszącego mu napięcia. Zaczyna się od niewielkiej reakcji na zaobserwowaną niedogodność czy niekorzystny układ zdarzeń, by w jej efekcie rozkręciła się reakcyjna spirala kolejnych wzburzeń, z których każde następne jest coraz mniej racjonalne i które zamiast rozwiązywać problem, uspokajać system i obniżać napięcie, wywołuje dokładnie odwrotny skutek i system zaczyna się gotować coraz gorzej sobie radząc z kolejnymi wzburzeniami. Reakcje stają się nie tylko nieadekwatne do rzeczywistych zdarzeń ale również nieobliczalne, co kończy się emocjonalnym wycieńczeniem i co jest wyjątkowo destrukcyjne i toksyczne nie tylko dla całego otoczenia, wszystkich świadków takich wzburzeń ale również dla samego ich autora. Chociażby przez nadprodukcję kortyzolu, czyli hormonu stresu, za co prędzej czy poźniej trzeba będzie zapłacić zdrowiem. Ten zabójca nie przychodzi pod osłoną nocy i nie ucieka się do podstępnego toczenia organizmu wtedy kiedy nie widać. Jest krzykliwy, hałaśliwy, tryska uderzeniowymi falami koszmarnej energii i zbiera swoje żniwo w blasku reflektorów przerażenia całego otoczenia. Ilu specjalistów tyle różnych przyczyn stałego rozdrażnienia się wymienia. Na liście najczęściej pojawiają się takie jak częsta i długotrwała aktywacja części układu nerwowego w doświadczeniu zarówno stałego, jak i temporalnego stresu. Znajdziemy tam rownież stałe odczuwanie wewnętrznego niepokoju związanego albo z trudnymi doświadczeniami z przeszłości albo z antycypacją przyszłości o podłożu lękowym. Wymienia się tu również niewłaściwe, wręcz toksyczne środowisko pracy, czy nawet reakcję organizmu na określone stany pogodowe wskazując, że długotrwałe doświadczenie okresów deszczowych czy silnych wiatrów w końcu może również mieć znaczenie w pojawiającym się rozdrażnieniu. Czasem na liście przyczyn rozdrażnienia znajdziemy również niepełnione życiowe oczekiwania, nieudane wyczerpujące relacje czy ogólny brak poczucia sensu własnej aktywności na planie swojego życia. I warto też wspomnieć że wielu specjalistów na liście źródeł rozdrażnienia umieszcza również konkretne zaburzenia psychiczne. Najczęściej zaś sposobem zalecanym na rozwiązanie problemu jest usunięcie lub znaczne ograniczenie bodźców wywołujących rozdrażnienie – zmiana środowiska, pracy, czy społecznego otoczenia. Niestety to zazwyczaj mało realne rozwiązanie, bo w nowym środowisku, nowej pracy czy wśród nowych ludzi prędzej czy poźniej pojawią się nowe iskry zapalne, z których rozwinie się najpierw ognisko a później spektakularny pożar. A dzieje się tak dlatego ponieważ prawdziwym problemem nie są eskalacje emocjonalnych wzburzeń w reakcji na bodźce, które informują osobę rozdrażnioną że sprawy idą nie po jej myśli, ale sam utrzymujący się w tej osobie stan rozdrażnienia. Problemem nie jest to, że coś konkretnego – małego czy też dużego – cię rozdrażniło, ale to, że znajdujesz się w stanie, w którym coś w ogóle cię może rozdrażnić. Żródło rozdrażnienia nie znajduje się na zewnątrz, ale wewnątrz. Podobnie ma się rzecz z eskalacją wzburzenia powstałego w efekcie działania bodźców na rozdrażniony system. To nie obecność bodźców dokonuje tej eskalacji, ale właściciel rozdrażnionego systemu, kiedy rozpaczliwie próbuje sobie poradzić z emocjonalnym napięciem w sposób, który przynosi odwrotny do zamierzonego skutek. A to zawsze przypomina próbę gaszenia ognia za pomocą ognia. Tymczasem najlepsze efekty osiąga się – tutaj zastosujmy ponownie metaforę gaszenia pożaru – kiedy ogień gasi się wodą. By to zrobić trzeba najpierw – jak zawsze – uświadomić sobie, że znajdujemy się w stanie rozdrażnienia. W stanie, w którym wykazujemy podwyższoną podatność na wzburzenie. Samo pojawienie się takiego stanu może mieć tysiące przyczyn i jeszcze nie musi być czymś, co powinno nas zaniepokoić. Skoro istnieją setki przyczyn i możliwych źródeł rozdrażnienia to powinniśmy uznać je za stan, który może się pojawić w systemie i za pomocą którego system czasem reaguje na rzeczywistość. Ale to jeszcze nie oznacza, że musimy się temu stanowi poddać i że jesteśmy bezsilni wobec tego cyrku, który na każdym kroku może nam urządzić. Zatem zaakceptujmy ten fakt i uznajmy, że po prostu czasem w systemie pojawia się rozdrażnienie i już. Ta świadoma akceptacja swojego stanu jest niezbędna do drugiego kroku w poradzeniu sobie z rozdrażnieniem. Polega on na tym, by zamiast w rozdrażnieniu kierować uwagę na zewnątrz w oczekiwaniu na bodźce, na które jesteśmy wówczas wyjątkowo wyczuleni, przekierować naszą uwagę do wewnątrz. Kiedy uda nam się to zrobić spróbujmy w kolejnym kroku poszukać w systemie czegoś, co zazwyczaj umyka naszej uwadze, a mianowicie cierpliwości. Zauważymy wówczas, że jej brak to jeden z kluczowych aspektów rozdrażnienia, szczególnie kiedy pomiędzy zarejestrowanym bodźcem a reakcją systemu nie dajemy sobie ani ułamka sekundy na to by się zorientować, czy nasza reakcja jest na pewno adekwatna do tego co się wydarzyło. A cierpliwość to ta umiejętność, która jest stosunkowo łatwo osiągalna pod warunkiem, że to właśnie na niej skoncentrujemy swoją uwagę. Wystarczy zaś odrobina cierpliwości by pomiędzy pojawiający się bodziec a reakcję systemu na ten bodziec włożyć chwilę pauzy. Czasem wystarczy kilkanaście sekund powstrzymania się od jakiejkolwiek reakcji by odkryć, że napięcie, które chcieliśmy rozładować reagując na bodziec wzburzeniem zaczyna się zmniejszać i z każdą kolejną chwilą zaczynamy sobie uświadamiać, że początkowo planowana silna reakcja nie jest wcale konieczna, a już na pewno nie wymaga zakładanej wcześniej siły. Im zaś dłużej uda nam się skoncentrować na cierpliwości tym mniejszego napięcia będziemy doświadczać. Idealna sytuacja to zaś taka, w której brak reakcji na irytujący bodziec zaczyna sprawiać, że bodziec traci swoją irytujący znacznik. I wbrew pozorom wcale nie trzeba cierpliwie nie reagować przez nie wiadomo jak długi czas, bo odczuwalny spadek napięcia pojawia się dużo szybciej niż sądzimy. A kiedy technikę obserwacji własnej cierpliwości nieco poćwiczymy to zadowalające efekty zaczną się pojawiać nie w ciągu minut, ale sekund. Bo z rozdrażnieniem bywa jak z guzikiem w windzie. Najczęściej wystarczy tylko chwilę poczekać, by sytuacja z dyskomfortowej niedogodności zamieniła się w obojętną przewidywalność. Można sobie wówczas w miarę komfortowo jechać w swojej życiowej windzie znajdując czas na rozmyślania nad sutrą serca, co jest zawsze fajniejsze niż nerwowe naciskanie dowolnego guzika.
Pozdrawiam