Życie w za ciasnych majtkach

Narcyz
7 września 2023
Będziesz u facetki, czyli kapuś w natarciu
15 września 2023

Transkrypcja tekstu:

Gdybyśmy byli zawsze w pełni świadomi rzeczywistych i długoterminowych skutków naszych zachowań, najprawdopodobniej nigdy byśmy ich nie stosowali i ostrzegali przed tym również innych. Doraźne strategie – nawet te, które wydają się służyć naszemu przetrwaniu w konkretnej, zazwyczaj trudnej konfiguracji społecznej, po pewnym czasie mogą skumulować się w efekt, w którym finalnie czynimy samym sobie więcej szkody, niż problem, przed którym próbujemy się chronić. Tym razem przyjrzymy się właśnie jednej z takich strategii, do których trudno jest nam się przyznać nie tylko przed światem, ale też przed samymi sobą. Pokażmy ją na kilku wydawało by się całkiem błahych przykładach. Oto Agnieszka, bystra i oczytana dziewczyna i jej mąż Arek, który podobno ma inne zalety. Arek i owszem jest niczego sobie, ale ma tę przypadłość, że nie specjalnie rozkminia odpowiedni moment i okoliczności, by zabłysnąć i zwrócić na siebie uwagę. Na jednym z ważnych dla Agnieszki firmowych spotkań, gdzie Arek robił za towarzyszącą ozdobę nieco wyszedł z roli racząc prezesa firmy z małżonką rubasznymi dowcipami, przy których poziom towarzyskiego zażenowania sięga sufitu, a poziom intelektu potrzebny do ogarnięcia gdzie jest śmieszne głębokiego dna. Arek jednak z własnego dowcipu roześmiał się na cały głos i kiedy krztusił się ze śmiechu zaczął klepać przy okazji po plecach żonę prezesa na tyle siarczyście że jej ukryte we włosach spinki podtrzymujące perukę wpadły do ponczu. Razem z peruką ma się rozumieć. I tylko Agnieszka się śmiała, a raczej uśmiechała się nieśmiało, bo robi tak zawsze w swoim małżeństwie, by Arek mógł poczuć się przy niej większy. Pozwala by jej coś tłumaczył, kiedy tak naprawdę to ona powinna to wytłumaczyć jemu. Nie oponuje, kiedy Arek myli pojęcia, terminy czy definicje, jak również kiedy wyjaśnia jej działanie świata, ze zdolnością czterolatka, oceniającego jak działają głębokie mechanizmy psychologiczne przy pomocy analogii do pokemonów. W każdym razie Agnieszka się zmniejsza, by Arek mógł poczuć się większy. I tak od lat. Kolejny przykład: oto Bogdan, pracujący jako osobisty asystent menadżerki Beaty, która się rozpycha w karierze i zgarnia awansowe żniwo, głównie dzięki tupetowi i bezrefleksyjności oraz odporności na zażenowanie, szczególnie wówczas, gdy sama staje się jego powodem. Generalnie tak naprawdę zaiwania za nią Bogdan, podsuwając co rusz dobre pomysły i taktyczne manewry, z których Beata zawsze wychodzi obronną ręką. Niestety jej intelekt nie jest jej mocną stroną chyba że za mocną stronę uznamy sporo pustej przestrzeni pod kopułą, po której hula wiatr i to niezależnie od pogody. Jednak Bogdan nauczył się takiej obsługi swojej szefowej, by nie miała powodu do zakwestionowania swojego geniuszu. On ją wspiera, ona nim trochę gardzi. On za nią myśli, ona mu czasem przyzna premię. On trzyma organizację w garści, ona w garści najczęściej trzyma szminkę i jego. On wielokrotnie staje się mniejszy, by ona mogła poczuć się większa.
Powyższe przykłady można mnożyć, bo pojawiają się nie tylko w życiu rodzinnym czy zawodowym, ale również wśród znajomych, a nawet przyjaciół, chociaż wydaje się to dosyć kuriozalne. Co więcej pojawiają się we wszystkich możliwych konfiguracjach – płci, wieku, środowiska czy wzajemnego związania, zależności czy dokonanego życiowego wyboru. Różnią się motywacją tych, którzy czynią się mniejszymi oraz korzyściami tych, którym ci mniejsi pozwalają poczuć się większymi. Każdy z przypadków jest pewnie inny, ma inną historią otwarcia i całą masę zewnętrznych oraz wewnętrznych czynników utrzymujących go w aktywności. Ale tego typu strategie łączy zawsze i niezmiennie jedna rzecz – otóż konsekwencje takiej relacyjnej dynamiki są w dłuższej perspektywie destrukcyjne dla obu stron. Dla tych, którym pozwala się poczuć większymi prędzej czy później oznaczają bolesną weryfikację, kiedy trafią na inny relacyjny obiekt, który nie będzie już tak łaskawy i okaże się, że pompowane przez lata przekonanie o własnej wartości nie jest tak naprawdę podzielane przez nikogo innego. A to co wydawało się być niepodważalne zostało zmiażdżone przez weryfikację rzeczywistego talentu, umiejętności poznawczych czy prawdziwego poziomu intelektu, którą dostarcza bezduszne i okrutne życie, kiedy w nim zaczyna brakować dotychczasowego opiekuna wielkości. Taki upadek jest tym bardziej drastyczny i bolesny z im większej wysokości własnego ego się upada. Ale – co może się wydawać sporą niespodzianką – największą cenę ze tego typu strategię zachowań będzie musiał zapłacić dotychczasowy umniejszać siebie. Konsekwencje następujące po stosowaniu strategii autoumniejszania, by ktoś poczuł się lepiej, opisuje profesor Bruce D. Lee. Jednak mimo zbieżności imienia i nazwiska, nie ten od Kung-Fu i wściekłych pięści, ale profesor Miejskiego Uniwersytetu Nowojorskiego, specjalizujący się w obliczeniowym modelowaniu matematycznym, w kontekście zdrowia, medycyny i podejmowania decyzji w tych obszarach,. Lee jednak swoimi tezami uderza równie mocno co jego niezapomniany imiennik i wymienia kilka kluczowych i jednocześnie najbardziej destrukcyjnych konsekwencji, które prędzej czy później czekają osobę, która w danej relacji umniejsza siebie w omówionym wcześniej mechanizmie. Pierwsza z nich mówi, że nie pokazując światu tego, kim naprawdę jesteś, co naprawdę myślisz i ile naprawdę jesteś wart w zamian otrzymasz nie to na to, co naprawdę zasługujesz, ale jedynie to na co zasługuje twój umniejszony obraz siebie, który tworzysz. Wielu ludzi nie dostrzeże tego, jaki czy jaka naprawdę jesteś i potraktuje cię zgodnie z własnym wyobrażeniem, które na twój temat tworzą w swoich głowach. Lee mówi: wtedy nigdy nie otrzymasz tego, czego tak naprawdę chcesz i czego oczekujesz. Kolejna przestroga brzmi: uważaj, bo w ten sposób jedynie tracisz czas na wchodzenie w interakcję z niewłaściwymi ludźmi, przy których albo w ogóle się nie rozwijasz, albo też twój rozwój jest znacznie ograniczany i spowalniany. Zastanów się więc, czy swojego życiowego czasu masz wystarczająco dużo na takie marnotrastwo. Następna dotyczy utraty życiowej energii i mówi, że ciągłe przekształcanie siebie w zbyt niskie oczekiwania innych po prostu odbiera energię i czyni zmęczonym powodując, że wypalenie towarzyskie, zawodowe, czy w ogóle życiowe zapuka do twoich drzwi dużo szybciej niż można byłoby przewidywać. A wtedy stracisz możliwość uzyskania od życia tego, co mogłoby być dostępne, gdyby twoja energia została wykorzystana we właściwych kierunkach i obszarach. Inną konsekwencją takich strategii jest wg dr Lee utrata zaufania do samego siebie i zamiana go na coraz częstsze kupowanie tego, co o tobie myślą inni. I to zadziała jak samospełniające się proroctwo, w którym to opinia innych będzie coraz bardziej definiowała to jak się czujesz i kim w swoich własnych oczach będziesz się stawał. Im zaś bardziej utracisz zaufanie do siebie i będziesz się kierować ufnością w to, że inni wiedzą jaki czy jaka jesteś, tym częściej zaczniesz się w ten sposób zachowywać. To rodzaj spirali w dół, z której coraz trudniej się wydostać. Nieco złośliwy dr Lee przywołuje tutaj metaforę zbyt ciasnych majtek i mówi, że z czasem „nie nosisz już zbyt ciasnej bielizny, ale zbyt ciasna bielizna nosi ciebie”, co jest wyjątkowo męczące. I w końcu jako ostatni efekt pojawia się rodzaj silnej i rosnącej z każdym rokiem urazy. Nie tylko do świata i innych ludzi, ale przede wszystkim do samego czy samej siebie. I tutaj aż się prosi o przypomnienie sobie modelu SCARF Davida Rocka, autora książki „Twój mózg w działaniu”, w którym wymienia się pięć aspektów doświadczenia społecznego, które mózg postrzega tak, jakby wiązały się z naszym przetrwaniem i których zagrożenie stanowi podłoże najbardziej destrukcyjnego ataku na naszą tożsamość. Pośród nich znajduje się również doświadczenie naruszenia autonomii, a to oznacza, że kiedy jest nam ona odbierana, czy też kiedy stoimy w obliczu możliwości jej utraty będziemy musieli sobie poradzić z towarzyszącymi temu zjawisku silnymi i pustoszącymi system emocjom – takim jak złość, lęk, czy przygnębienie. Jaki zaś może być efekt strategii umniejszania siebie, w którym de facto sami sobie odbieramy poczucie autonomii? Aż strach pomyśleć, prawda?
Strategia umniejszania siebie, by ktoś mógł poczuć się większy to strategia, która jawi nam się jako skuteczny sposób na przetrwanie w sytuacjach, w których uświadamiamy sobie jak bardzo jesteśmy różni od innych, tych którzy stanowią bieżący krąg naszego społecznego otoczenia. Jednak kiedy ta strategia z krótkoterminowej staje się długoterminowa, to ewentualny profit przetrwania rozmywa się w katastrofalnych skutkach, które fundujemy sami sobie. To piekło na zamówienie. Dodajmy – własne zamówienie. Jeśli zaś ktoś znajduje w sobie wystarczająco dużo energii by składać takie zamówienie, to jest w stanie wykorzystać te samą energię, by takiego zamówienia nie składać. Jeśli ktoś dysponuje odpowiednim sprytem, intelektem i motywacją, by potrafić skutecznie umniejszać siebie, by ktoś inny mógł się poczuć lepiej, to oznacza, że może ten sam spryt, intelekt i motywację wykorzystać do tego, by tego nie robić.
Pozdrawiam