Transkrypcja tekstu:
Gdybyśmy wykonali prosty eksperyment i sięgnęli pamięcią do obrazków z dzieciństwa i pierwszych kroków w szkole i zrobili listę dziesięciu zdań, czy komunikatów które słyszeliśmy najczęściej w pośród szkolnych murów, to czy na tej liście znalazło by się zdanie: „to się powie pani” albo w mniej archaicznej formie „będziesz u facetki”. Tym, którzy mają to szczęście że nigdy podobnych zdań nie słyszeli należy się wyjaśnienie cóż one mogą znaczyć. Oto wyobraź sobie, że zrobiłeś coś nieregulaminowego, antysystemowego. Na przykład z premedytacją nie wziąłeś gaci na wu-ef, by wobec konieczności ganiania po sali gimnastycznej w samych rajtach zostać z niego zwolnionym. Twój zaś niecny plan na oszukanie systemu wyszedł na jaw, kiedy pochwaliłeś się swoją przebiegłością w szatni, budząc z jednej strony podziw i zawiść, że inni na to nie wpadli. I nagle niespodziewanie z tłumu słuchaczy wyłania się ktoś, kto wymierza w ciebie swój oskarżycielski palec i zapowiada, że twój niecny czyn zostanie zgłoszony wyższym instancjom, żeby cię przykładnie ukarać, żebyś już nie był taki mądry, więcej nie brylował i nie podnosił ręki na system. Właścicielem oskarżycielskiego palca jest zaś strażnik cnoty, który nie może znieść twojego cwaniactwa i zamierza zadenuncjować cię nauczycielce (ksywa „facetka), żebyś musiał się przed nią ukorzyć i wysłuchać stojąc na baczność jak straszliwym łotrem jesteś i jak nie ma się co spodziewać by mogło cokolwiek z ciebie wyrosnąć. Przy czym to całe zajście ma dodatkową siłę rażenia, bo właśnie sobie uświadamiasz, że oto mamy dopiero połowę września, co oznacza, że przewidywania jak w pozostałych miesiącach roku szkolnego kapuś z szatni jeszcze ci utrudni życie wymykają się jakimkolwiek ramom. A to oznacza, że zwrot „będziesz u facetki” usłyszysz jeszcze wielokrotnie i to za cokolwiek, co strzegącemu regulamin i cnotę kapusiowi może się nie spodobać. Mija trzydzieści lat. Siedzisz na sali konferencyjnej otoczony wianuszkiem managerów, gdy jeden z nich informuje cię, że po raz kolejny twój wniosek o awans i podwyżkę został odrzucony, bo jak słusznie oburzona koleżanka donosi wczoraj na firmowym przyjęciu wznosiłeś toasty za zdrowie prezesa firmy. I w sumie same toasty nie są jakimś wykroczeniem, jednak koleżanka zgłaszała, że w trakcie ich wznoszenia za każdym razem nazwisko prezesa poprzedzałeś słowem na „ch…” W tej sytuacji uświadamiasz sobie, że w twoim życiu tak naprawdę jedno jest pewne: zawsze się w pobliżu znajdzie jakaś łajza wypowiadająca w twoim kierunku słowa: „będziesz u facetki”.
Art Markman, bloger Psychology Today i autor książki Smart Thinking wydanej u nas pod tytułem „Myśleć efektywnie” nazywa takie osoby spod znaku drobne konfidencji ”społecznymi policjantami” i wskazuje, że źródeł takich zachowań powinniśmy poszukać w młodości a nawet w dzieciństwie. Już wówczas może się pojawić rodzaj niepokoju w obliczu sytuacji, w której dziecko nie wie jak się zachować, kiedy odkrywa, że ktoś z rówieśników nie do końca wpisuje się w obowiązujący, narzucony z góry regulamin. By poradzić sobie z tym niepokojem dziecko wchodzi w rolę moralnego sędziego i jednocześnie odkrywa, że ta rola umieszcza je w centrum uwagi, Pojawia się więc dodatkowy bonus – z jednej strony zostaje obniżony niepokój, a z drugiej strony można w ten sposób niejako zareklamować siebie, jako kogoś, kto może być moralnym wzorem dla innych. I tu pojawia się atrybut bycia lepszym, który bohater czy bohaterka tej opowieści mogą wykorzystać do podniesienia samooceny, a co za tym idzie poczucia własnej wartości. To motyw: ja bym nigdy nie zrobiła czy nie zrobił czegoś takiego, bo to uczyniło by mnie gorszą lub gorszym od ciebie. A skoro ty to robisz, więc to ty jesteś gorszy. Zwracając ci na to uwagę nie tylko więc piętnuję two że jesteś gorszy ode mnie, ale też umacniam poczucie bycia od ciebie lepszym” Trochę pokrętna idea, ale z perspektywy dostępnej dla kilku latka, jej pokrętność nie wydaje się dyskwalifikująca. Najważniejsze że działa i pozwala osiągnąć pozycję społeczną wśród rówieśników, która w inny sposób była by nie do osiągnięcia. Dzięki temu autor czy autorka słów „będziesz u facetki” staje się automatycznie kimś ważnym, a to że ta ważność jest okupiona strachem innych przed tym, kogo jeszcze i za co jest w stanie podkablować, nie ma już takiego znaczenia. Bo jak mawiał klasyk, siła pozytywów nie jest w sanie zostać przesłonięta przez te drobne negatywy.
Jednak kiedy zajrzymy nieco głębiej w taką strategię zachowań dostrzeżemy, że przedmiotem niepokoju nie tyle jest to co nieodpowiedniego robią inni, ale to, że oni sami albo byli by to takich nieregulaminowych zachowań zdolni, albo wręcz mają na nie sporą ochotę. Tym bardziej więc trzeba ten niepokój zdusić w zarodku, więc z perspektywy dziecka najlepszym na to sposobem, jest oskarżenie o niecne czyny innych, bo wówczas istnieje najmniejsze prawdopodobieństwo, iż ktoś odkryje, że to o co oskarża oskarżyciel równie silnie pociąga samego oskarżyciela. Mamy więc strategię denuncjacji, która ma za zadanie ukryć przed światem i sobą własne lęki o możliwość podobnych zachowań, do tych, które stanowią przedmiot denuncjacji. Ale to nie koniec rozrywek, bo prawdziwy problem zaczyna się dużo później, kiedy ta wypracowana w dzieciństwie strategia zostaje również przeniesiona w dorosłość. I nie chodzi tu o sytuacje, w której zgłasza się przestępstwa, przemoc czy dowolne inne praktyki krzywdzące innych – co jest moralnie zasadne. Chodzi tu najczęściej o drobiazgi, których ujawnienie wyrządza sporą szkodę innym i jednocześnie takie, których brak ujawnienia nikomu by tak naprawdę ani pomógł ani nie zaszkodził. W ten sposób – jak mówi Markman – znaczna część ludzi staje się aktywistami przeciwko temu, co ich niepokoiło w przeszłości, co wciąż pozwala im utrzymać odpowiednią samooceny, w kontekście posiadania elementu, którego się wstydzą”. Warto zwrócić tu uwagę na istotną charakterystykę takich zachowań w dorosłym życiu. Otóż kiedy wyniesione z dzieciństwa strategie obniżania poczucia niepokoju zostaną skonfrontowane z meandrami dorosłego życia następuje zderzenie sprzeczności, z którym dosyć trudno jest sobie poradzić. Bo przecież w końcu odkrywamy brutalną prawdę, że to co korzystne z punktu widzenia systemu, czy obowiązującego regulaminu wcale nie musi być korzystne w naszym indywidualnym wymiarze. By zaś ogarnąć te sprzeczność dawni kapusie w krótkich spodenkach czy w warkoczykach dokonują niezwykłej wolty: otóż zaczynają postrzegać zachowania innych w bardzo konkretny sposób, podczas gdy zachowania własne w tym samym obszarze widzą już na bardzo abstrakcyjnym poziomie. I właśnie to pozwala im mieć zupełnie inną taryfę oceny dla kogoś, kogo z chęcią i zapałem denuncjują i jednocześnie wielce ulgową taryfę dla samych siebie, dzięki czemu niejako czują się zwolnieni z denuncjowania ich samych. David de Steno – psycholog społeczny z Northeastern University, mówi, że właśnie ta strategia pozwala im zdobywać kapitał społeczny i docenianie przez grupę, więc oceniają innych aby egzekwować normy grupy, ale jednocześnie w tej ocenie pomijają siebie. A to z kolei pozwala im ukryć rzeczywistą niską samoocenę i poczucie niepewności, dzięki budowaniu siebie kosztem kogoś innego. Amy Cooper Hakim, dr psychologii specjalizująca się w psychologii organizacji mówi, że tego typu postawy stają się naprawdę groźnie w świecie firm i korporacji, gdzie donoszenie na innych staje się dodatkowo efektem frustracji wynikającej z niemożliwości przejścia do następnego poziomu w hierarchii awansowej. Wówczas wcielenie się w rolę informatora o nieprawidłowościach, czy jakichkolwiek zachowaniach na bakier z regułami obowiązującymi w danej organizacji pozwala zdobyć przewagę nad innymi i powalczyć o awans, który byłby inną drogą nie do zdobycia. To dlaczego korporację akceptują i promują takie postawy opisałem w dwóch książkach. Kluczem jednak jest dostrzeżenie prostej zależności – takie postawy nie byłyby możliwe, gdyby nie były społecznie akceptowane. I tutaj właśnie pojawia się odpowiedź na pytanie jak sobie z takim problemem społecznie radzić – otóż jedynym sposobem jest duszenie tego typu tendencji w samym zarodku. Na najwcześniejszym etapie. I najlepiej w tym względzie oddać głos postaci Franka Slide’s, emerytowanego pułkownika granego przez Ala Pacino w „Zapachu kobiety”, kiedy mówi, że szkoła nie może być statkiem dla donosicieli i skarżypytów, a jeśli miała by być to – tu zacytujmy pułkownika Slide’a – powinno się w niej złożyć wizytę z miotaczem ognia, by nie pozwolić na dokonywanie egzekucji duszy młodych ludzi. Od premiery tego filmu minęło 31 lat i pewnie dzisiejsza polityczna poprawność już by nie zaakceptowała tak mocnych słów. Ale przekaz wciąż pozostaje niezmienny. Nauczyciel w szkole, rodzic w domu i lider motywujący swoich podwładnych zamiast skupiać się wyłącznie na informacji dostarczanej przez usłużnych donosicieli mogą również zwrócić uwagę na indywidualną korzyść, jaką informator spodziewa się odnieść i na społeczną stratę, jaką tego typu osobowość w przyszłości zaserwuje innym.
Pozdrawiam