Trzy matryce emigracji

Łatwoobrażalność
9 czerwca 2023
Mroczna empatia
23 czerwca 2023

Transkrypcja tekstu:

„A gdyby tak rzucić to wszystko w diabły i wyjechać jak najdalej stąd” – westchnął Stefan. „Od czego chcesz uciec? – Zapytała Grażyna – ci z ZUSu i skarbówki i tak cię znajdą. Gdybym ja prysła, to zaraz ktoś by mnie telepatycznie namierzył i wysyłał by mi koszmary. Podobno jak się gdzieś emigruje, to podłączają cię do takiej magicznej rury, którą ci przesyłają koszmary żebyś się nie miał za fajnie’. „E tam – ponownie westchnął Stefan – musi być jakiś sposób żeby zatkać te rurę. Nie takie wyzwania żeśmy ze szwagrem wciągali nosem, nie?” „Przecież ty nie masz szwagra – Grażyna zaczęła drążyć”. „Oj tam oj tam – na emigracji zawsze się jakiś ziomek przypałęta”. Cóż tu dopowiedzieć do tej uroczej rozmowy naszych ulubieńców: wszyscy czasem myślimy o emigracji, szczególnie kiedy niespecjalnie nam się podoba to co się dookoła nas dzieje! Jednak trzeba nam wiedzieć, że to nie jest łatwa zmiana. I tym razem właśnie takiej zmianie spróbujemy się przyjrzeć.
Istnieją trzy matryce przemieszczania się. I wszystkie trzy podlegają podobnym zasadom związanym zarówno z ograniczeniami, jak i możliwościami. Pierwsza określa zorientowaną horyzontalnie przestrzeń, w której możemy dokonać zmiany naszej lokalizacji i która ograniczona jest jedynie do połowy obwodu kuli ziemskiej. Odległość jest tutaj istotna z prostego powodu – im dalej się udajemy tym nasz mózg percypując dystans w przestrzeni stworzy wrażenie odłączenia się od dotychczasowego miejsca, a więc tym samym od repertuaru emocji z nim związanych. To dlatego właśnie kiedy wyjeżdżamy gdzieś daleko na wakacje odczuwamy rodzaj nie tylko fizycznego, ale przede wszystkim psychicznego dystansu, co sprzyja refleksji, zobaczeniu spraw z większej perspektywy czy zmianie samopoczucia. O ile nie pozwolimy oczywiście na to, by nasz umysł zniszczył ten dystans nawykową paplaniną myśli generowanych przez problemy, którymi żyliśmy tam, skąd właśnie uciekliśmy. Mówiąc inaczej: dostrzeżony dystans w przestrzeni ułatwia umysłowi zachowanie dystansu mentalnego. Jednak jest tu pewien haczyk. Bo niestety to wspomaganie dystansu mentalnego nie jest trwałe i słabnie z każdym dniem oswojenia się w nowej rzeczywistości. Wakacje są zazwyczaj zbyt krótkie by ten efekt pojawił się z całą mocą, ale już kilkumiesięczne przebywanie w nowym miejscu to wystarczający czas, by początkowy mentalny dystans szybko zaczął się kurczyć, a proces ten zależy od tego, w jaki sposób sami jesteśmy w stanie zaprząc do roboty nasze zdolności adaptacyjne. Tutaj jednak na przeszkodzie stoją dwie pozostałe matryce. Pierwsza jest matrycą również związaną z przestrzenią, ale bardziej przypomina oś wertykalną niż horyzontalną i zawiera dwa wektory – pierwszy jest skierowany na zewnątrz, drugi do wewnątrz. Ten pierwszy odpowiada m. in. za nasze umiejętności integracyjne z nowym otoczeniem, nowymi ludźmi, za budowanie nowych interakcji społecznych oraz za to, jak szybko i czy w ogóle w tym nowym miejscu poczujemy się jak u siebie. Drugi wektor matrycy wertykalnej jest skierowany do naszego wnętrza i zarządza naszą wewnętrzną relacją z nami samymi, więc m. in. również tym, w jaki sposób będziemy zdobywać lub blokować umiejętności radzenia sobie z samymi sobą. I tutaj – jedną z podstawowych przeszkód jest trzecia matryca odpowiedzialna za naszą relację z czasem. Ta matryca zarządza więc wszystkimi procesami związanymi z obsługą wspomnień przeszłości oraz wyobrażeń i planów na przyszłość. Podsumowując – to czy twoja emigracja okaże się docelowo trafionym pomysłem i zmieni twoje życie na lepsze zależy od tego, w jaki sposób będziesz w stanie zestroić ze sobą wszystkie trzy wymienione matryce. I w tym zadaniu pojawia się kilka przeszkód do pokonania. Pierwszą z nich jest efekt zniekształcania wspomnień, który został odkryty przez połączone siły naukowców z Oksfordu oraz Sorbony, którzy w 2020 roku rozpoczęli pracę od analizy danych zebranych od 20 tys. badanych i przyjrzeniu się powiązaniom pomiędzy kilkoma zmiennymi w obszarze mierzenia satysfakcji z życia w porównaniu do oceny wystawionej przed rokiem. Odkryto w tym badaniu, że większość uczestników w znacznym stopniu fałszowała obraz tego, jak w rzeczywistości oceniali poziom satysfakcji z życia przed rokiem. Ci, którzy uznawali że ich poziom życia się poprawił przeceniali pozytywne aspekty jakości życia w przeszłości, zaś ci, którzy wskazywali pogorszenie jakości życia, czynili to na podstawie również zafałszowanych wspomnień, tyle że w drugą stronę, czyli oceniając przeszłość jako gorszą niż w rzeczywistości była. Żeby potwierdzić to odkrycie naukowcy sięgnęli do wyników podobnych badań przeprowadzonych wcześniej na 18 tysiącach osób we Francji oraz 11 tysiącach osób w Niemczech. Jak piszą we wnioskach badacze wszystkie wyniki ujawniły istnienie dwóch przeciwstawnych wzorców: ludzie zadowoleni z obecnej sytuacji mają tendencję do widzenia swojej przeszłości również jako zadawalającej a ludzie niezadowoleni ze swojego życia wykazują tendencję do widzenia swojej przeszłości w dużo czarniejszych barwach, niż rzeczywiście by na to zasługiwała. Jeśli teraz wyniki tych badań przełożymy na doświadczenia emigracyjne otrzymamy wzorzec, w którym uwolnienie się od traum przeszłości będzie nam przychodziło tym łatwiej im większego zadowolenia z życia na emigracji uda nam się doświadczyć i to pod każdym możliwym względem – zawodowym, rodzinnym, czy towarzyskim. Im gorszy jednak wynik osiągniemy tym większe prawdopodobieństwo, że dodatkowo pogorszymy nasz stan psychiczny wyolbrzymiając niezagojone rany, przeszłe negatywne doświadczenia i toksyczne wspomnienia.
Jednak efekt zniekształcania wspomnień to nie jedyna przeszkoda na drodze do prawidłowego zestrojenia trzech wspomnianych wcześniej matryc. Kolejnym problemem jest obecna moda na traumę. I to nie jest mój złośliwy żarcik, ale obserwacja brytyjskiego lekarza dr Gabora Maté, którą zawarł w swoim artykule „Niewidzialne dziedzictwo. Wszechobecność traumy” napisanym dla magazynu Psychoteraphy Networker. Dr Mate zwraca uwagę, że obecnie przeważająca część pacjentów odwiedzających psychoterapeutyczne gabinety w Wielkiej Brytanii zaczyna swoje wizyty od wyznania, że w przeszłości doświadczyli jakiegoś rodzaju traumy, czyli jakiegoś psychicznego urazu, w którego efekcie w ich psychicznym funkcjonowaniu pojawiła się trwała zmiana. Innymi słowy – to już tak powszechna autodiagnoza, że wstyd przychodzić do terapeuty z czymś innym, a to oznacza, że autodiagnozując naszą przeszłość już dzisiaj z automatu poszukujemy w niej traum. A to z kolei powoduje, że by dopasować się do dzisiejszych konwenansów każde odnalezione w przeszłości negatywne zdarzenie dobrze jest rozdmuchać do wymiarów traumy, by samemu przed sobą było co roztrząsać. Pamiętajmy przy tym, że stanowisko dr Mate nie przeczy temu, że wielu ludzi rzeczywiście w swej przeszłości doświadczyło traum a jedynie zwraca naszą uwagę, że obecna moda skłania wiele osób do nadawania drastycznie negatywnych znaczeń wydarzeniom z przeszłości, pompując ich wielkość do rozmiarów, na które tak naprawdę nie zasługują. Im zaś większy rozmiar traumy tym w efekcie wydaje się być trudniejsza do pokonania, prawda? Czyli mówiąc inaczej: kiedy dziesięć lat temu nowy emigracyjny Stefanowy ziomek narąbał się na imprezie i wywalił zanurzając w ponczu, to na drugi dzień przepraszał, obiecywał skruchę i przyznawał że przesadził. Obecnie po dokładnie takiej samej akcji z zanurkowaniem w ponczu ziomuś też przeprasza, ale jednocześnie wskazuje, że za tym wszystkim może stać trauma z dzieciństwa. Trzeci problem niestety jest już mniej zabawny. Wskazuje nań dr Sussanne Babbel specjalizująca się w leczeniu traum w San Francisco, która analizując losy emigrantów obecnie przebywających w Stanach Zjednoczonych przekonuje, że wiele przypadków dotyczyło emigracji na skutek nie tyle ucieczki z kraju od złych warunków ekonomicznych czy środowiskowych ku lepszemu światu, ale przede wszystkim ucieczki od nadużyć doświadczanych od najbliższych, w tym najczęściej rodziców. I to w sytuacji, w której nikt nie reaguje na przemoc psychiczną, bo albo rodzina nie chce tego dostrzec i w to uwierzyć, albo też przymyka na to oko, bo przecież „wszystko powinno zostać w rodzinie”. Tymczasem osoby, którym udało się wyzwolić z takiej przemocy i emigrują w poszukiwaniu wreszcie spokojnego życia często w takich wypadkach doświadczają dokładnie tych samych objawów, które towarzyszą pourazowemu stresowi, czyli PTSD. Pojawiają się więc obniżone zdolności koncentracyjne, często pojawiające się znikąd poczucie strachu i bezradności, zwiększone reakcje zaskoczeniowe czy senne koszmary, co sumarycznie obniża jakość naszego funkcjonowania. Reaguje też układ nerwowy, który przywykł do funkcjonowania w trybie przetrwania, co powoduje stałe uwalnianie hormonów stresu, a stąd już prosta droga do wielu groźnych chorób. I tu już nie obowiązuje żadna moda, bo to nie żadne nadmuchane traumy, ale rzeczywiste koszmarne dziedzictwo wyniesione z miejsca, od którego się uciekło i które pozostawia swój ślad nie tylko na naszej psychice ale również potrafi zrujnować zdrowie. W takiej sytuacji powrót do zrównoważonego funkcjonowania wymaga troski, czasu i sama psychoterapia werbalna nie wiele tu zdziała, bo jak przekonuje dr Babbel nie obejdzie się tutaj też obez współpracy psychoterapeuty psychosomatycznego z lekarzem specjalizującym się w tzw. biofeedbacku. Stąd też zadanie sobie emigracyjnego pytania przed czym chcesz uciec lub przed czym uciekasz i udzielenie sobie nań uczciwej i głębokiej odpowiedzi pełni kluczową rolę w tym, czy proces synchronizacji wszystkich trzech matryc będzie możliwy do osiągnięcia. Bo proces ten – jak wskazuje inny badacz, psycholog dr Jim Taylor – zawiera najważniejszą składową, którą jest cierpliwość, a to oznacza że i owszem emigracja może rozwiązać wiele problemów, ale po prostu nie dzieje się to od razu.
Pozdrawiam