Jak nie być utrwalaczem cudzych problemów

Zaokrąglanie zakończeń
26 maja 2023
Łatwoobrażalność
9 czerwca 2023

Transkrypcja tekstu:

Zacznijmy od przykładu. Oto rozmowa dwóch bliskich sobie osób sprowokowana tym, że jedna z nich – niech to będzie Agata albo Andrzej wróciła lub wrócił do domu w niespecjalnie radosnym nastroju. Osobą B, może być mąż Bartek, żona Beata, przyjaciółka Bożena, kumpel Błażej, mama Barbara, czy ojciec Bronek. W każdym razie B dostrzega, że coś przykrego musiało się przytrafić A, bo emocjonalnego napięcia nie da się ukryć. B więc postanawia wesprzeć A w rozwiązaniu problemu, bo przecież zależy nam na tym, żeby nasi bliscy nie przypominali plażowej piłki ze spuszczonym powietrzem, szczególnie wówczas, kiedy zaplanowaliśmy wspólny radosny wieczór. Zatem zdołowanie A staje się niepokojącą drzazgą wbitą w dobre samopoczucie B. B więc rusza na ratunek i wypowiada pierwszą mantrę: „Opowiedz mi proszę co się stało, ale koniecznie z najdrobniejszymi szczegółami”. No w sumie czemu nie, przecież od czegoś ma się wspierających bliskich, prawda? A nie ma specjalnej ochoty na roztrząsanie przyczyn swojego bieżącego doła, ale ustępuje namowom B i opowiada o scenie spięcia pomiędzy A i C, która miała miejsce zaledwie kilka godzin wcześniej. Tutaj oczywiście pod osobę C możemy wstawić szefową Celinę, nauczyciela Cezarego, znajomą Czesławę, czy współpracownika Cześka. Tutaj chwilę się zatrzymamy by podsumować dotychczasowy interakcyjny układ: oto doszło do jakiegoś rodzaju starcia lub konfliktu pomiędzy osobą A i osobą C, które to zdarzenie po kilku godzinach osoba A relacjonuje osobie B zaniepokojonej skutkami, jakie w systemie emocjonalnym osoby A to zdarzenie wywołało. Ta interakcja układa nam się wiec w trójkąt o wierzchołkach A, B i C. Teraz, przygotowawszy sobie czipsy i piwo wróćmy do rozmowy pomiędzy A i B, bo w tym momencie jazda dopiero się zaczyna. Kiedy A opowiada o zdarzeniu, B co rusz prosi o więcej szczegółów za pomocą kolejnej mantry, która brzmi: „chcę dokładnie zrozumieć co się stało, więc niczego nie pomijaj”. Tu pojawia się pierwsze ognisko cierpienia w systemie A, w które, jak w żywą ranę wpycha swój ciekawski palec B. Samo zaś cierpienie bierze się stąd, że potrzeba uszczegółowienia opowieści o konflikcie powoduje, że osoba A jest niejako zmuszona do przeżycia intensywnych i bolesnych emocji po raz kolejny. Najbardziej bolesne dla A okazują się te szczegóły konfliktu, w których A zachowała się w konkretny sposób, mimo iż już teraz wie, że mogła się zachować inaczej, lepiej, bardziej skutecznie, bardziej asertywnie, czy stanowczo. Cierpienie jest w takiej sytuacji wynikiem dysonansowego napięcia w A pomiędzy tym co się wydarzyło, czyli jak sprawy wyglądały, a tym co powinno się wydarzyć, czyli tym, że A opowiadaną sytuację mogła rozegrać inaczej. Nie trzeba być superspecjalistą by wychwycić te momenty w opowieści, bo widać to od razu na przykład wówczas, kiedy utrata pewności siebie oraz poczucie winy pojawiają się pod postacią zawahań, drżenia głosu, zniżenia tonu i pod wieloma innymi postaciami, kiedy opowiadamy komuś to jak się zachowaliśmy, wiedząc, że mogliśmy się zachować inaczej. I oczywiście wszystkie te momenty w opowieści A natychmiast są wychwytywane przez B i jednocześnie stanowią powód do przerwania opowieści trzecią mantrą. To komunikaty w stylu: „trzeba było wtedy zrobić to” lub „czemu mu nie odpowiedziałaś że…?”, „w tej sytuacji od razu trzeba było zareagować tak…” albo „ja bym od razu, już w tym momencie zrobił/zrobiła to”. W naszym interakcyjnym trójkącie pojawia się więc kluczowa zmienna, w której osoba B zaangażowana w uszczegółowioną relację z konfliktu wskazuje osobie A co powinno się na konkretnym etapie konfliktu zrobić, co powiedzieć i jak zareagować. I tu następuje ciekawy paradoks – otóż mamy sytuację, w której osoba B chce wesprzeć osobę A, ale efekt który uzyskuje jest dokładnie odwrotny do zamierzonego. Zamiast wsparcia następuje pierwszy efekt utrwalacza…. Tutaj musimy na chwilę przerwać i by wyjaśnić mechanikę tego modelu przenieść się do fotograficznej ciemni. Wszyscy, którzy pamiętają dawne czasy montowania powiększalnika marki Krokus w łazience i wymianę żarówki na czerwoną wiedzą o co chodzi. W każdym razie, kiedy już dokonaliśmy łazienkowego naświetlenia papieru fotograficznego z wybranej klatki filmu pozostaje zanurzyć papier w dwóch kuwetach. W pierwszej jest roztwór wywoływacza, dzięki któremu na papierze po chwili zanurzenia pojawia się odbity obraz naszego zdjęcia. W drugiej kuwecie znajduje się zaś roztwór utrwalacza, którego zadaniem jest sprawienie by wywołany na papierze obraz na nim już pozostał kiedy łazienkową czerwoną żarówkę ponownie zmienimy na zwykłą. Dlaczego przywołuję tu proces wywoływania zdjęć? Bo dokładnie tak samo działa to w omawianym trójkącie interakcyjnym, w którym osoba A jest reprezentowana przez papier fotograficzny, osoba C przez wywoływacz, a osoba B przez utrwalacz. Konflikt, czy jakakolwiek nieprzyjemna sytuacja wywołuje w osobie A określony emocjonalny stan, w którym kluczowymi punktami są braki w możliwościach operacyjnych – na przykład w zarządzaniu emocjami, w przygotowaniu komunikacyjnym, w pewności siebie, elementy niskiego poczucia własnej wartości, braki merytoryczne – cokolwiek, nawet najmniejsza rzecz, którą osoba A rozegrała w taki a nie inny sposób i co do której sama ma uzasadnione przekonanie, że można było to rozegrać inaczej. Ale samo wywołanie wprawdzie sprawia, że na papierze pojawia się obraz, jednak ten obrazek nie jest trwały. I wtedy na scenę wkracza osoba B, czyli utrwalacz, która przy pomocy wymienionych wyżej mantr utrwala obraz osoby A w osobie A, jako kogoś kto nie poradził sobie w trudnej sytuacji w wystarczająco satysfakcjonujący sposób. I tak właśnie domniemane wsparcie osoby B zamienia się w koszmar osoby A. Nie dość, że sam fakt opowiadania szczegółów, o których najchętniej chcielibyśmy zapomnieć jest bolesny, to jeszcze wskazywanie rozwiązań w stylu „czemu tak nie zrobiłaś/zrobiłeś i ja bym tak zrobiła/zrobił” jedynie umacnia osobę A w przekonaniu, jak źle sobie poradziła i jak do niczego się okazała. Ale na tym nie koniec. Osoba B, czyli nasz utrwalacz zazwyczaj na tym nie poprzestaje, bo kiedy uznaje, że jej pomoc jest świetna, że rozkminiła sytuację konfliktu i doskonale wie co w takiej sytuacji robić, to postanawia galopować na swym rumaku dalej i wali czwartą, oczywiście najgorszą mantrę, która brzmi: „następnym razem zrób tak!”. Oto jej zdaniem naprawa się dokonała, można wiec odkasać rękawy i zasiąść do kolacji.
Teraz dopiero mamy komplet zbrodni: którego działanie najlepiej widać na osi czasu. Trzy pierwsze mantry wypowiadane przez osobę B stanowią presję przeszłości, zaś czwarta jest presją przyszłości. We wszystkich zaś czterech mamy do czynienia z mapowaniem tego, w jaki sposób sytuacja, wydarzenie czy konflikt zostałby obsłużony przez osobę B jednocześnie podawanym osobie A jako zachowanie wzorcowe. Dr Erin Leonard z Uniwersytetu Michigan i autorka kilku książek z zakresu dysfunkcjonalnych emocjonalnych strategii relacyjnych wskazuje, że właśnie takie działanie utrwalacza jednocześnie komunikuje, że osoba której udzielane są tego typu rady nie jest w stanie samodzielnie rozwiązać problemu, co z jednej strony obniża jej poczucie własnej wartości, a z drugiej podważa pewność siebie sugerując, że następnym razem również sobie nie poradzi. W ten sposób próba wsparcia i udzielenia pomocy przez osobę B i owszem wspiera ale jedynie wewnętrznego krytyka osoby A. Coś co miało spowodować poprawę nastroju osoby A, sprawia, że czuje się ona jeszcze gorzej niż czuła się zanim do akcji wkroczyła osoba B. Bo z perspektywy osoby A rady osoby B są ewidentnym dowodem na to, że osoba A sobie kiepsko radzi i skoro ma się zastosować do poleceń B rownież w przyszłości, to musi oznaczać, że sama nie jest uważana przez osobę B za kogoś zdolnego do samodzielnej obsługi wyzwań stawianych przez życie. Mówiąc inaczej osoba B przypomina hydraulika, który przychodzi naprawić jedynie kapiący kran, a po którego wyjściu trzeba teraz remontować całą łazienkę.
Co zatem zrobić w takiej sytuacji będąc osobą B, by jej nie pogorszyć, kiedy osoba A ma za sobą trudną sytuację, co do której sama wie, że nie rozegrała ją najlepiej? Po pierwsze zmienić – tu posłużmy się ponownie przykładem fotograficznym – ogniskową. A to oznacza, że zamiast skupiać się na szczegółach zaistniałej sytuacji oraz na tym, w jaki sposób my byśmy daną sytuację rozwiązali, jak się w niej zachowali, co powiedzieli i jak sobie poradzili skupić się na połączeniu z emocjami osoby A. A to oznacza skupienie się nie na przeszłości czy przyszłości, ale na tym, co teraz, w tym właśnie momencie czuje osoba A. Zrozumienie emocji drugiej osoby, poczucie połączenia z jej emocjonalnym stanem jednocześnie komunikuje jej szacunek zawarty w przyznaniu prawa do odczuwania tego co czuje. A kiedy szanujemy czyjeś uczucia, rozumiemy je i respektujemy czyjeś prawo do ich odczuwania, to dopiero wówczas udzielamy wsparcia. Kiedy udzielamy komuś rad – najczęściej o nie nie proszeni – jak ktoś powinien był się zachować, czy też jak ma się zachować następnym razem, to zamiast oferować komuś poczucie bezpieczeństwa po prostu mu je odbieramy. Kiedy zaś pojawia się brak bezpieczeństwa, to wraz z nim prawdopodobieństwo uczenia się na własnych błędach będzie znikome. Dopiero kiedy emocjonalny ogień zostaje ugaszony empatyczną wodą otwierają się drzwi możliwości samodzielnego wyciągania wniosków i dokonywania takich zmian, by w przyszłości w sytuacjach trudnych radzić sobie coraz lepiej.
Pozdrawiam