Syndrom abdykacji

Nieistniejące wzorce
28 kwietnia 2023
Fałszywa autodiagnoza
19 maja 2023

Transkrypcja tekstu:

W im trudniejszych czasach przychodzi nam żyć, im trudniej jest się w nich odnaleźć i im trudniej jest uzyskać ekonomiczną samodzielność tym jako społeczeństwo jesteśmy łatwiej sterowalni. I dotyczy to każdej skali – tej w której sterowalność może objąć olbrzymie grupy społeczne, jak i tej, w której jeden człowiek, idea czy grupa ludzi mogą przejąć kontrolę nad sposobem myślenia innego człowieka. Zabrzmiało złowieszczo Orwelowsko? Niestety ten trend jest jak najbardziej badawczo zauważalny i obecnie dyskutowany, przy czym wielu specjalistów bezradnie rozkłada ręce niespecjalnie znajdując sposób na to by go powstrzymać. W czym zaś leży problem? Oto wyobraźmy sobie jakąś zupełnie obcą i nieznaną planetę odległą od nas o stulecia świetlne. Widzimy tam rozpoczynającego swoją polityczną karierę delikwenta, który stara się zdobyć zwolenników za pomocą idei antyelitarnych, czyli kogoś kto za trudną sytuację, której doświadczają ludzie obwinia stojące u władzy elity, ich sposób rządzenia, podejmowane decyzje, które z jednej strony utrudniają życie zwykłym ludziom, a z drugiej strony ułatwiają życie elitom. A zatem przedmiotem kampanii bohatera tej historii jest sprzeciw wobec takiego trochę odwrotnego robinhoodyzmu, w którym nakładane podatki czynią biednych jeszcze biedniejszymi i następnie pod postacią najprzeróżniejszych synekur wracają do bogatych, bogacąc ich jeszcze bardziej. Szczytna idea sprzeciwu wobec takiej sytuacji pociąga więc za sobą tłum rozczarowanych rzeczywistością, który z miesiąca na miesiąc staje się coraz większy. Im zaś więcej wyznawców tym więcej przychodów, bo zasłuchani w płomienne wystąpienia naszego lidera zwolennicy składają datki na jego działalność. Zwolenników zaś i datków z każdym dniem przybywa, co powoduje, że nasz antyelitarny lider na wiece dojeżdża coraz to lepszym autem, ma coraz ładniejsze garnitury i coraz ładniej wypielęgnowane paznokcie. Już na tym etapie znacznie odstaje od swoich wyznawców, bo zaczyna mieć to czego oni nie mają, czyli pieniądze. W końcu lider zdobywa wystarczające poparcie by znaleźć się wśród ludzi u steru władzy, czyli dokładnie pośród tych, których w swoich wystąpieniach piętnował, czyli mówiąc w skrócie antyelitarysta stał się członkiem elity. Teraz obserwując tę – pamiętajmy jakże odległą od ziemi obco planetarną sytuację – spodziewamy się, że tłum przejrzy na oczy i dostrzeże, że ich wybranek stał się właśnie tym, co sam negował i obarczał odpowiedzialnością za sytuację tłumu. W tej sytuacji oczywiste jest że tłum powinien wywieźć delikwenta na taczce zsyłając na plantację pieprzu, który gdzieś na tej planecie na pewno też rośnie. Tymczasem tak się nie dzieje – tłum zostaje przy swoim liderze i z zaszklonymi oczyma łyka jego kolejne przemówienia jak przysłowiowy pelikan. Im, czyli jego zwolennikom nie przestaje być źle. Jemu, czyli ich liderowi zaczyna być dobrze, a mimo to wydają się oferować mu swoje bezwarunkowe oddanie. I od tego momentu nie ma już znaczenia jak zachowa się lider i jakich farmazonów nie będzie pociskał, jego zwolennicy zawsze znajdą uzasadnienie, aby zachować obraz jego nieomylności. Co za okropna opowiastka science fiction, prawda? Uff, jak dobrze że takie rzeczy dzieją się tak daleko od nas w jakiejś odległej galaktyce. Niestety, to mechanizm dużo bardziej powszechny niż się wydaje i pojawiający się na całym świecie jak świat długi i szeroki. Za jego powstawanie odpowiedzialnych jest kilka efektów, z których najbardziej znamiennym wydaje się syndrom abdykacji. To termin, który najprawdopodobniej został po raz pierwszy użyty przez dr Steve’a Taylora, wykładowcę psychologii na Uniwersytecie Leeds Beckett w Wielkiej Brytanii i autora kilkunastu bestsellerowych książek. W tym ostatniej zatytułowanej „Disconnected” i poświęconej kultowi patokracji, czyli rządom psychopatów, która jest wg dr Taylora wciąż najpowszechniejszą formą rządów na świecie. Syndrom abdykacji to zjawisko, w którym jego uczestnicy zrzekają się odpowiedzialności za swoje życie jednocześnie oddając ją w ręce swoim liderom, co powoduje powstanie stanu świadomości podobnego do hipnozy, ale takiej, w której nie występuje potrzeba samodzielnego myślenia, ponieważ i tak lider zna wszystkie odpowiedzi. To stan, w którym wyznawcy nie potrzebują się już o nic martwić, bo są przekonani, że ich guru zapewni im wszystko czego potrzebują. W takiej konfiguracji dochodzi do swoistej wymiany potrzeb. Lider potrzebuje być czczony, a wyznawcy pragną kogoś czcić, które to potrzeby wzajemnie w tym układzie zostają uzupełnione. Taylor twierdzi, że syndrom abdykacji ma swoje źródło w nieświadomym pragnieniu powrotu do czasów wczesnego dzieciństwa i zapewnienia bezpieczeństwa przez nieomylnego i wszechmocnego rodzica, który z jednej strony chroni, a z drugiej kontroluje przejmując na siebie pełną odpowiedzialność, co jednocześnie z takiej odpowiedzialności zwalnia dziecko. W syndromie abdykacji pojawia się – cytując Taylora – abdykowany stan świadomości, w którym gloryfikowane jest wszystko co mówi lider i jednocześnie żadnej z jego idei się nie podwarza, co powoduje, że każda, nawet najmniejsza zgłoszona sprzeczność jest odbierana jako atak, co samo w sobie kasuję potrzebę używania jakichkolwiek argumentów. To tak, jakby ktoś ze stuprocentowym przekonaniem utrzymywał że zawsze świeci słońce. Kiedy wskazać takiej osobie, że przecież właśnie pada deszcz odbierze te wskazanie jako atak i od tego momentu, to czy świeci słońce czy pada deszcz przestaje mieć dla niej znaczenie, bo liczy się tylko to, że została zaatakowana i to teraz wyłącznie temu poświęcana jest jej uwaga. To dlatego, z osobami dotkniętymi syndromem abdykacji tak trudno się dogadać. Taylor nie podaje rozwiązania, a jedynie wskazuje, że najprawdopodobniej nie jest możliwe, bo związek zwolenników ze swoim liderem opiera się na patologii po obu stronach: z jednej mamy „odlepionych od prawdziwej rzeczywistości” liderów, a z drugiej strony niedojrzałych psychicznie ich zwolenników, chociaż ja tutaj zamiast takiej diagnozy wolałbym użyć terminu niższego poziomu świadomości.
Niestety syndrom abdykacji w przestrzeni publicznej jest obecny od wielu lat i dekad, a ostatnio dodatkowo rośnie w siłę za sprawą efektu nazywanego trybalizmem cyfrowym. Na to zaś z kolei zwraca uwagę dr psychologii Jessica Koehler z Uniwersytetu Maryland wskazując, że rozwój mediów społecznościowych ułatwił i upowszechnił trybalizm (ten, który znamy ze społeczności plemiennych), w ramach którego obserwujemy silną identyfikację i lojalność wobec konkretnych osób lub grup, dzięki czemu użytkownik otrzymuje wzmocnienie swoich przekonań z jednoczesnym zamknięciem się na inne idee, perspektywy czy dowolną różnorodność. Fundamentem tutaj jest potrzeba przynależności społecznej i efekt akceptacji warunkowanej podzielaniem przekonań, co ułatwia kontakt z podobnie myślącymi ludźmi i utrudnia kontakt z myślącymi inaczej. Dodatkowym wzmocnieniem staje się tu efekt konfirmacji, czyli koncentracji uwagi jedynie na tych ideach, które potwierdzają dotychczasowe przekonania i ignorowanie tych idei, które im przeczą. Co jednak podkreśla dr Koehler – to zjawisko nie dotyczy wyłącznie świata polityki, ale również podejścia do zdrowia, odżywiania, religii, stylu życia, odmienności czy tożsamości kulturowej. We wszystkich tych obszarach trybalizm tworzy grupy wyznawców jednej konkretnej idei, czy przekonań, którzy wielbią swoich guru powierzając im odpowiedzialność za sposób swojego myślenia i jednocześnie pozostają zamknięci na cokolwiek innego. Oni również dowolnemu zdaniu przeciwnemu przylepiają etykietę ataku, co zwalnia ich z argumentowania koncentrując uwagę wyłącznie na samym ataku. W trybalizmie cyfrowym również możemy zaobserwować efekt braku potrzeby samodzielnego myślenia, bo wszelkie tropy myślowe zostają wyznaczone przez lidera, guru, czy też główną ideę, skupiającą wokół siebie jej wyznawców. I tutaj również mamy do czynienia z poziomem świadomości, który jest niski nie dlatego, że nie mógłby się rozwinąć w wyższy ale wyłącznie dlatego, że strategia guru jest tak pomyślana, by świadomość wyznawców nie była się w stanie samodzielnie rozwijać.
Czy istnieje zatem jakieś światełko w tunelu, które mogło by nieść nadzieję, że obecny również we współczesnym trybalizmie cyfrowym syndrom abdykacji mógłby nieco odpuścić zamiast stawać się coraz to bardziej powszechnym zjawiskiem? Otóż nadzieje te są raczej wątłe i takie pozostaną, dopóki będziemy uznawali, że walka z naszymi przeciwnikami idei, przekonań czy poglądów powinna polegać na tym, by przekonać ich do naszego punktu widzenia rzeczywistości, co jednocześnie oznacza, że powinni zrezygnować ze swojego. Kiedy posługujemy się taką strategią doprowadzamy jedynie do tego, że jednego guru zastępuje inny, że jedna elita zostaje wymieniona inną, że jeden lider przegrywa z innym, a więc ustępuje miejsca zwycięzcy, co trwa jedynie do czasu kiedy nie pojawi się kolejny zwycięzca, kolejny i jeszcze kolejny. W ten sposób umacniany jest jedynie magiczny zamknięty krąg, który im szybciej się kręci tym trudniej jest z niego wyskoczyć. Być może jedyną – jak na razie nie ma bowiem innego pomysłu – możliwością jest nie tyle zastępowanie jednej idei drugą ile promowanie narracji, w której podkreśla się możliwość istnienia wielu idei jednocześnie, co nie zawsze musi oznaczać konieczność występowania konfliktu między ich wyznawcami. Samo uświadomienie sobie, że istnieją również inne opcje to już ważny krok, bo wraz z tą świadomością orientujemy się że nasza opcja nie jest jedyna. A skoro istnieją, to samo ich istnienie jeszcze nie oznacza zaatakowanie naszej.
Pozdrawiam