Transkrypcja tekstu:
Zacznijmy od przykładu. Twój znajomy oferuje ci podwiezienie samochodem do pracy. Jest wczesny poranek w centrum dużego miasta. Tak samo duży ruch, jak i duża nerwowość kierowców, bo przecież wszyscy się śpieszą a budowniczowie naszych miast w najśmielszych snach nie przewidzieli, że będziemy mieli aż tyle samochodów. Przeciskacie się więc przez kilka zakorkowanych miejsc, a sama jazda składa się z epizodów stania oraz epizodów samej jazdy, w której kierowcy nadmierną szybkością starają się nadrobić utracony czas. Twój znajomy jest czarującym towarzyszem podróży, więc by pokonać niepokój o spóźnienie do pracy ucinacie sobie miłą pogawędkę o empatii. Nagle, po minięciu kolejnego zakorkowanego miejsca i wydostaniu się na trochę swobodniejszy odcinek drogi tuż przed was bezceremonialnie wtranżala się inny samochód prawie ocierając się o zderzak. Hamujecie więc z piskiem opon i o mały włos kolejny samochód, tym razem jadący za wami nie przywala wam w tył. W tylnym lusterku widzicie jak kierowca samochodu za wami wściekły coś wykrzykuje, a ten przed wami zaczyna się już szybko oddalać. „O ty gnoju” – twój znajomy rzuca w stronę uciekiniera i rusza za nim w pościg. Zaczyna się zabawa: „ja ci jeszcze pokażę” znana też pod takimi nazwami jak „ja tego tak nie zostawię”, czy „zapłacisz mi za to fajfusie”. Ze zdumieniem obserwujesz, że twój znajomy z miłego rozmówcy zamienił się z żądną krwi bestię, niczym dr Jeckyl w pana Hyde’a. Usiłując dogonić kierowcę, przez którego czuje się upokorzony zaczyna łamać większość przepisów, a swoją Multiple, która przecież jak wiemy z Top Gear wygląda jakby była na coś chora, zaczyna traktować jak kaszlący bolid formuły pierwszej. Zaczyna się drogowy cyrk, a ty wbrew swojej woli znajdujesz się w samym środku tego szaleństwa. Zaczyna cię boleć brzuch, skacze ci ciśnienie a nerw błędny zdaje się odmawiać posłuszeństwa. A na domiar złego twój znajomy, czyli obecnie pan Hyde kompletnie nie reaguje na twoje prośby by odpuścił i zwolnił szybkość. Przykład numer dwa: tym razem siedzisz na miejscu pasażera w samochodzie prowadzonym przez bliskiego ci członka rodziny: to może być mąż, ojciec, wujek, dorosły syn. Zostańmy przy płci męskiej, bo chociaż w psychologicznym efekcie ma ona tutaj mniejsze znaczenie jakoś dziwnym trafem mężczyznom ten mechanizm przydarza się częściej. Wróćmy do samochodu. Jedziecie z punktu A do B, a odległość między nimi wskazuje, że spędzicie w tym samochodzie razem co najmniej dwie godziny. Rozpoczyna się rozmowa i niestety już po chwili schodzi na jakiś mocno drażliwy temat, w którym ty i kierowca samochodu macie skrajne odmienne zdanie. Zrazu powoli, ale z czasem coraz bardziej żwawo zaczyna się awantura. W końcu dosadna wymiana zdań coraz częściej przypomina pyskówkę, w której głośność wypowiedzi ma na celu podkreślić istotność argumentacji. W końcu masz tego dosyć na tyle, że mówisz: „zatrzymaj samochód, ja wysiadam” na co kierowca żywiołowo reaguje przyśpieszając i jadąc przed siebie właściwie na oślep. Widać, że puściły mu emocje, nad którymi nie panuje. Zaczyna krzyczeć, że to on decyduje, kiedy ktoś będzie wsiadał czy wysiadał z jego samochodu i nieustannie dociska pedał gazu przewracając stojące na drodze plastikowe słupki i stojący obok kosz na śmieci. Tutaj przerwijmy te scenę, bo przecież jak tak dalej pójdzie skończy się czołowym spotkaniem z przydrożnym drzewem.
Dr Elinor Greenberg, autorka książki „Adaptacje borderline, narcystyczne i schizoidalne: pogoń za miłością, podziwem i bezpieczeństwem” łączy powyższe zjawiska w jeden model zachowań, który nazywa „samochodową dramą”, w której nieradzący sobie z emocjami kierowca samochodu zaczyna go używać jak broń, którą zamierza wywalczyć sobie przywrócenie godności po odczuwanym upokorzeniu, przegranej rywalizacji, czy domniemanej krzywdzie której doświadczył. I to niezależnie od tego, czy z jego perspektywy powodem pojawienia się u niego destrukcyjnych emocji jest jego pasażer, czy też inny użytkownik drogi. W „samochodowej dramie” kierowca jest w stanie zaryzykować bezpieczeństwo nie tylko swoje, ale też swoich pasażerów, bo w efekcie swojego rozwścieczenia przestaje myśleć jasno i racjonalnie. Chęć odzyskania utraconej kontroli nad sytuacją, czy chęć postawienia na swoim wydaje się koncentrować jego uwagę na wąskim tunelu widzenia rzeczywistości, w którym jego cel nie tylko staje się nadrzędny, ale też odbiera mu możliwość widzenia czegokolwiek innego. Co więcej w tej irracjonalnej chwili emocjonalnego przejęcia władzy nad kierowcą, wykorzysta on wszystko to czym dysponuje w danej chwili by dopiąć swego, a ponieważ jedyne czym dysponuje to trzymana w rękach kierownica łącząca go z konstrukcją samochodu, sam samochód staje się dla niego narzędziem, za pomocą którego może odzyskać władzę. To w efekcie tego właśnie mechanizmu, wg dr Greenberg w takich sytuacjach tak często słyszymy „nie mów mi co mam robić”, „nie wtrącaj się” albo „zamknij się bo cię wysadzę”. W sytuacjach samochodowej dramy metalowa klatka samochodu zamienia się psychiczną klatkę, w której zostajemy uwięzieni i pozbawieni możliwości decydowania o własnym losie i zdani wyłącznie na działania wściekłego kierowcy. Pozostaje więc jedynie się modlić, by emocje kierowcy odpuściły, zanim ten spowoduje wypadek, w którym może się nam stać krzywda. Bo niebezpieczne narzędzie, jakim jest w tym wypadku samochód aktualnie spoczywa w rękach szaleńca. Jednak z punktu widzenia kierowcy jego zachowanie nie jest szalone i zawsze jest gotów wytłumaczyć je jednym z następujących powodów i to nawet kiedy już emocje opadną i wydaje się że jego racjonalny ogląd rzeczywistości powrócił i pan Hyde na powrót stał się Dr Jeckylem. Wśród padających wówczas powodów wcześniejszego zachowania pojawia się sześć następujących. Wściekłość, która ma tłumaczyć to, że chwilowo kierowcy nie obchodziło to czy na jego działaniu ktoś ucierpi – to tłumaczenie w stylu: „byłem tak zły na tę sytuację, że straciłem panowanie nad sobą”. Kolejny to obrona dominacji, czyli przekonanie, że pozostawienie tego co się stało bez reakcji spowoduje poczucie utraty przewagi, czyli wzór „nie pozwolę by ktoś mnie traktował w ten sposób”. Na kolejnym miejscu plasuje się kontrola, a dokładniej mówiąc schemat jej odzyskania po domniemanej utracie, czyli model „muszę kontynuować to co robię, dopóki przeciwnik się nie podda, bo w przeciwnym razie wyjdę na słabego”. Następne w kolejce jest zwycięstwo, czyli koncept wyjęty z przekonania, że świat dzieli się jedynie na zwycięzców i przegranych, generujące schemat myślenia „jeśli się poddam, to przegram i z nieba zwyciezców zostanę strącony do piekła przegrywów”. Kolejny to zaprzeczenie, w którym kierowca przekonuje nas, że to wcale nie było tak niebezpieczne jak myśleliśmy, a w ogóle to przecież żartował i nie mówił poważnie, kiedy kazał nam wypieprzać z jego samochodu. Ostatnim jest przerzucenie winy na zewnątrz z jednoczesnym zdjęciem jej z własnych barków. Tutaj pojawia się komunikat w stylu: „to jego wina, że musiałem się do tego posunąć” albo „to ty mnie sprowokowałeś, widzisz do czego doprowadziłeś”. Te sześć wyróżników reakcji i post reakcji naszego samochodowego ciemiężyciela jest o tyle istotne, że to właśnie dzięki nim możemy prześledzić konstrukt jaki dana osoba buduje w głowie i w którym odsłania swoje relacje ze światem i sobą samym. I tutaj niestety nie chce wyjść inaczej: wszystkie powyższe przykłady wskazują na występowanie cech klasyfikowanych jako narcystyczne zaburzenie osobowości. Dr Greenberg klasyfikuje tą diagnozę na podstawie występujących razem lub osobno czterech podstawowych deficytów charakteryzujących narcyzów, czyli zaburzenia postrzegania obiektów w pełnym spektrum i dzielenia ich na podstawie wyłącznie wartości skrajnych, takich jak dobry, zły, przyjaciel, wróg, mądry, głupi. W tym obszarze narcyzi często w definicji sytuacji, w której się znajdują pomijają środkowe pole spektrum, czyli wszystkie odcienie szarości pomiędzy czarnym i białym. Drugi deficyt dotyczy zdolności utrzymania uczuć wobec bliskiej osoby pomimo uczucia zranienia, rozczarowania, złości czy frustracji. Innymi słowy to cecha, która powoduje, że zraniony w swoim przekonaniu narcyz zdaje się zapominać co go łączy z bliską mu osobą, i potrafi ją zranić bez najmniejszych skrupułów. Trzeci deficyt powoduje, że wobec braku empatii emocjonalnej system narcyza musi posłużyć się empatią poznawczą, która nie jest dostępna w chwilach silnego wzburzenia. Ostatni zaś dotyczy poczucia własnej wartości, które u narcyzów zazwyczaj jest na tyle słabe że musi być wspomagane przez zewnętrzne wartościowanie, co jest jedynym regulatorem samooceny.
Co zatem wynika z powyższych zestawień zachowań oraz ich źródeł? Otóż kiedy jesteśmy świadkami samochodowej dramy, to możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że jej animator jest narcyzem, bo to właśnie te cechy skrywają się za tego typu zachowaniami. A urażony narcyz za kierownicą samochodu, który traktuje jako przedłużenie swojej władzy, dominacji czy sprawowania kontroli może być szczególnie niebezpieczny. Nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla swoich pasażerów oraz innych uczestników ruchu niezależnie od tego czy też są narcyzami czy też nie. Ale nie koniec na tym – diagnoza narcyza za kierownicą odsłania jedynie wierzchołek góry lodowej, bo jeśli ktoś ucieka się do takich zachowań za kółkiem, to możemy się również spodziewać, że jego destrukcyjnych dla otoczenia narcystycznych zapędów możemy być pewni również w pozostałych sferach życia. W relacjach rodzinnych, zawodowych, przyjacielskich, czy romantycznych. W żadnych nie będzie z nim lekko.
Pozdrawiam