Skala oczekiwań

Gaslighting instytucjonalny i efekt Semmelweisa
19 stycznia 2023
Stonewalling i karanie ciszą
3 lutego 2023

Transkrypcja tekstu:

Tym razem zaczniemy od rozgrzanego internetem tematu… Nie, nie będzie ani o coraz bardziej prześwitujących kreacjach celebrytów ani też o politycznych zawodach w mówieniu głupot. Otóż – co zostało odnotowane przez czujnych kognitywistów – internety ostatnimi czasy rozgrzewają oczekiwania co do ekranizacji książek, komiksów czy gier. Żeby to zobrazować i prześledzić kognitywistyczne wnioski posłużmy się prostą skalą oczekiwań złożoną z pięciu stopni oraz Stefanem, który już siedzi na kanapie przed telewizorem w pełnej gotowości do badań. Nasza skala oczekiwań będzie wyglądała następująco: w jej środku znajduje się punkt zerowy reprezentujący obojętność. Poruszając się w prawo od tego miejsca najpierw mijamy punkt plus jeden oznaczający umiarkowany optymizm co do jakości wyczekiwanego rezultatu, a kiedy przejdziemy jeszcze dalej punkt oznaczony cyfrą plus dwa oznaczający wysoki optymizm co do zapowiadanego wydarzenia. Kiedy zaś na naszej skali od punktu zerowego zaczniemy podróż w lewo, najpierw miniemy punkt minus jeden oznaczający umiarkowany pesymizm, a następnie punkt minus dwa zarezerwowany dla pełnego pesymizmu. No i mamy Stefana. To ten gość w podkoszulku i w gaciach z logiem korporacji Weyland-Yutani, która jak wiadomo buduje lepsze światy między innymi dzięki takim statkom jak USCSS Nostromo. Stefan ma przygotowane chipsy i kawę w kubku o objętości małego wiaderka, więc jest gotowy do akcji. Na początek pytamy Stefana o serial „Wiedźmin. Rodowód krwi”. ”To będzie masakra jakaś. – Odpowiada Stefan zagryzając chipsem – we dwóch ze szwagrem to byśmy to nakręcili lepiej”, która to odpowiedź oznacza, że swoje oczekiwania Stefan umieścił na pozycji minus dwa. Teraz pytamy o „Last of us”. „Tego się nie da dobrze nakręcić, to zbyt fajna gra – odpowiada Stefan, ale dajmy im szanse, w końcu zombiaki zawsze jakoś ratują sytuację”. Tym razem zatem mamy odpowiedź plus jeden, oznaczającą umiarkowy optymizm. Po zadaniu Stefanowi jeszcze kilku pytań – tu proszę wstawić swoje własne wybory i przesłać je do Stefana telepatycznie – zostawmy go sam na sam z telewizorem i przenieśmy się na amerykański Uniwersytet Rose-Hulman Institute of Technology by poznać profesora kognitywistyki i psychologii Alana Jerna, który zwraca uwagę właśnie na budowaną przez nas strategię oczekiwań na przykładzie telewizyjnych czy kinowych produkcji, która to strategia jest jego zdaniem ściśle związana z tym w jaki sposób sami sobie robimy w życiu pod górkę i w jaki sposób możemy to zmienić, by sobie życie nie tylko ułatwić ale również uprzyjemnić. Profesor Jern przywołuje w swej tezie szereg badań pokazujących co się dzieje na poziomie naszego wewnętrznego systemu emocjonalnego, kiedy na przykład mamy zbyt duże oczekiwania co do jakiegoś zdarzenia w porównaniu z sytuacją, w której nasze oczekiwania były pozytywnie umiarkowane. Otóż w 2015 roku naukowcy z Katedry Informatyki Uniwersytetu w Kopenhadze przeprowadzili badania relacji pomiędzy oczekiwaniami a rzeczywistym doświadczeniem tego, co było oczekiwane w kontekście użytkowania gier komputerowych. Zadaniem 176 badanych było zagranie w grę on-line pobraną ze strony internetowej prezentującej gry w rankingu ich ocen przez pozostałych użytkowników. Część badanych otrzymała do testów grę z dołu listy, czyli nisko ocenianą, a część z góry czyli wysoko ocenianą, co wprost wpłynęło na to w jaki sposób sami gracze konstruowali swoje oczekiwania przed rozpoczęciem gry. Przy czym oczywiście było to efektem manipulacji badaczy, którzy celowo zmieniali początkową ocenę gry, by zobaczyć jaki to będzie miało wpływ na jej końcową ocenę. Po przejściu gry badani oceniali swoje wrażenia oraz samą grę przyporządkowując temu wyniki na podobnej skali co nasza, nad którą właśnie główkuje Stefan. Wyniki tych badań pokazały, że istnieje różnica w ocenie tej samej gry w zależności od tego, z jakim oczekiwaniem co do tej gry przystępowali badani przed jej rozpoczęciem. Ci, którym gra podobała się mniej, niż oczekiwali przyznawali grze oceny o 25% niższe w porównaniu z grupą kontrolną, która przystępowała do gry bez oczekiwań, czyli z punktu zerowego. Jednak ci, którym gra podobała się bardziej, niż wskazywały na to ich początkowe oczekiwania, przyznawali finalnie grze aż o 43% wyższe oceny niż grupa zero. Co więcej, ci którzy początkowo zostali skonfrontowani z negatywnymi ocenami gry, czyli którzy w naszej skali startowali z pozycji minus dwa i którym jednak gra finalnie się spodobała wystawiali jej oceny średnio o 62% wyższe niż grupa zerowa.
Tutaj na chwilę się zatrzymajmy, by przyjrzeć się innym badaniom. Tym razem ich autorami byli naukowcy z Uniwersytetu w Amsterdamie, którzy serię swoich eksperymentów rozpoczęli już w 1999 roku. W jednym z nich przeprowadzono na 80 studentach test inteligencji poprzedzony wypełnieniem kwestionariusza, w którym badani mieli ocenić to w jaki sposób sobie w tym teście poradzą i jaki wynik osiągną. Przy czym jednej grupie studentów powiedziano, że wyniki testu otrzymają natychmiast po jego zakończeniu a drugiej grupie że dopiero za kilka tygodni. W każdej z grup finalnie zanotowano zaniżanie własnych prognozowanych wyników, ale w grupie która spodziewała się wyników od razu to zaniżanie występowało znacznie częściej. Jak się okazało w tej grupie pojawił się większy lęk co do rozczarowania osiągniętymi wynikami, wiec by złagodzić ten efekt celowo podano niższy poziom oczekiwań. Jednym zaś z wniosków badaczy po tym eksperymencie było to, że nasz poziom rozczarowań w przypadku, w którym oczekiwane wydarzenie nie jest zgodne z naszymi pozytywnymi przewidywaniami jest silnym negatywnym predyktorem poczucia szczęścia. Mówiąc inaczej – im większej ilości i im silniejszych rozczarowań doświadczamy w sytuacjach, w której liczyliśmy na pozytywny finał zdarzeń tym bardziej oddalamy się od życiowego poczucia szczęścia i spełnienia.
Według profesora Jerna im mniej oczekujemy i im bardziej później jesteśmy pozytywnie zaskakiwani, tym solidniej sami siebie zabezpieczamy przed poczuciem nieszczęścia. I w tym miejscu warto dodać, że ten mechanizm nie dotyczy wyłącznie gier, czy telewizji, ale wszystkich obszarów naszego życia. Naszych relacji z innymi, planów na przyszłość, aktywności zawodowej, życia rodzinnego i towarzyskiego. Całego spektrum naszej aktywności i występuje wszędzie tam, gdzie pojawia się jakakolwiek pozycja startowa przed dowolnym zamierzeniem, czy dowolną oczekiwaną sytuacją. Funkcjonujemy po prostu w taki sposób, że za każdym razem przyjmujemy jedną z pozycji startowych określanych przez naszą skalę oczekiwań. Oczywiście umieszczenie przeze mnie na niej jedynie pięciu punktów miało na celu jej znaczne uproszczenie na użytek naszych dzisiejszych rozważań,. W rzeczywistości każdy z nas indywidualizuje swoją skalę oczekiwań ustawiając na niej dowolne potrzebne ilości miejsc i punktów. Jednak jedno w tych skalach jest niezmienne: wszystkie posiadają miejsce oznaczone cyfrą zero, gdzie zlokalizowana jest obojętność wobec przyszłych zdarzeń, oraz wszystkie zawierają pola negatywnych, jak i pozytywnych oczekiwań. I co najważniejsze te właśnie te miejsca, a dokładniej mówiąc te z których zazwyczaj korzystamy wywierają potężny wpływ na jakość naszego życia. Idąc zaś tropem profesora Jerna moglibyśmy powiedzieć, że najlepszym w tym kontekście wyborem jest ustawienie się na jak najdalszym lewym krańcu skali, gdzie znajdują się najbardziej negatywne oczekiwania. Bo przecież wówczas istniej największa szansa na to, że będziemy zaskakiwani pozytywnym finałem, którego się nie spodziewaliśmy, a to wg pana profesora najlepsza recepta na szczęście. Problem jednak w tym, że kiedy ustawiamy się na pozycji startowej na lewo od zera, to ma to swoje koszty. I cierpliwość naszego otoczenia na naszą zrzędliwość w takim wypadku zdaje się być jednym z najmniejszych haraczy, które trzeba w takiej sytuacji zapłacić. Pierwszym zaś jest motywacja, którą tym bardziej tracimy wobec jakiejś aktywności lub uczestnictwa w wydarzeniu im bardziej negatywne oczekiwanie budujemy w stosunku do tej aktywności czy wydarzenia. Im zaś dalej w tym względzie odsuwamy się w lewo, tym większe prawdopodobieństwo, że spadkowi motywacji zacznie towarzyszyć drugi koszt, którym jest autosabotaż, bo z punktu widzenia systemu wobec nieuchronnej porażki lepiej jest się zabiezpieczyć i jej zapobiec, co w takiej sytuacji staje się zrozumiałym mechanizmem obronnym.
Jakie zatem miejsce wybrać na skali, by zagwarantować sobie finalnie optymalny efekt? Aż korci by postawić na punkt zerowy, ale to miejsce zostało już zaklepane przez mistyków i sanyassinów podróżujących duchową ścieżką, którym udało się wyzwolić z pułapki Samsary. Jeśli więc póki co nie zamierzamy lub nie dajemy rady do nich dołączyć najlepszym rozwiązaniem pozostaje punkt plus jeden, czyli ostrożny i umiarkowany ale jednak optymizm. Wtedy profity nie są może największe, ale przynajmniej nie ma kosztów ubocznych, które mogły by pogrzebać całą strategię. Na koniec pora zajrzeć do Stefana i sprawdzić jak mu przebiega badawczy eksperyment. Niestety Stefan, ku naszemu oburzeniu nie ogląda ani „Rodowodu krwi” ani też „Last of us”, tylko serial „Dlaczego nie Evans?” „No jak to Stefan? – pytamy – „nie zniechęcił cię brak panny Marple?”. „Na początku tak – odpowiada Stefan – ale za to jakże przyjemnie mnie zaskoczyła lady Francis”
Pozdrawiam