Gaslighting instytucjonalny i efekt Semmelweisa

Lekcja Wednesday Addams
12 stycznia 2023
Skala oczekiwań
27 stycznia 2023

Transkrypcja tekstu:

Zacznijmy od przykładu. Oto Weronika pracuje w nowej firmie zaledwie od miesiąca. W sumie jest nieźle, w miarę dobrze płacą, ciekawa robota i widoki na rozwój. Jest tylko jeden szkopuł ale za to dość duży. Dokładniej mówiąc dwa szkopuły pod postacią lepkich łap menadżera Wieśka i jego dość niewybrednego sposobu promocji własnej chuci. Dość powiedzieć, że Weronika jak ognia unika bycia z nim sam na sam, bo gość dostawia się po chamsku, obłapuje i dyszy żądzą. Niestety nie da się takich sytuacji do końca uniknąć, bo Wiesiek to jej bezpośredni przełożony przed którym musi raportować wyniki swojej pracy. W końcu Weronika postanawia się poskarżyć, ale w odpowiedzi słyszy, że Wiesiek to zaufany wieloletni pracownik osiągający świetne wyniki. Świetny szef, lojalny kolega i doskonały fachowiec. I po co tu siać ferment? A może to z Weroniką coś jest nie tak i wszędzie wietrzy startujących do niej obślinionych zboków? Coraz częściej też, niby w luźnych rozmowach z innymi pracownikami, w tym też innymi przełożonymi, Weronika zaczyna słyszeć sugestie, że może warto skorzystać z porady psychologa, a może zwrócić uwagę czy czasem nie jest przemęczona? A może by wzięła udział w szkoleniu o emocjach? W końcu Weronikę zaczynają nawiedzać myśli: „Hm… może rzeczywiście jestem trochę przewrażliwiona? Może sama sobie tworzę historię w głowie, a potem je uznaję za obowiązującą prawdę? Może rzeczywiście powinnam trochę wrzuci na luz?”
Drugi przykład: Oto Paweł próbując załatwić ważną dla siebie sprawę w miejscowym urzędzie odkrywa pewne nieprawidłowości w urzędniczym postępowaniu. Jest tam wydawanie decyzji sprzecznych z obowiązującymi przepisami, promowanie znajomych i zawyżanie kosztów ekspertyz zlecanych członkom rodziny. Ilekroć Paweł wysuwa swoje wątpliwości tylekroć słyszy od szefowej wydziału, że to bzdury wyssane z palca. Jednak dla Pawła urzędnicze decyzje to być albo nie być dla jego małej, ale utrzymującej przecież kilka rodzin firmy. Kiedy w końcu trafia do burmistrza z dowodami w ręku ten pokazuje mu… tę samą dokumentację, jednak z inną datą i innymi ustaleniami i twierdzi, że Paweł swoje dokumenty spreparował, za co nie tylko grozi odpowiednia kara, ale co w ogóle przekreśla jego starania o wydanie korzystnej dla siebie decyzji. Na to wchodzi szefowa wydziału i mówi z troską: „Panie Pawle, wiemy że w emocjach ludzie robią różne rzeczy, kiedy bardzo zależy im na konkretnych rozwiązaniach, ale nie może się pan posługiwać nieprawdą.”.
W zjawisku gaslihtingu, o którym szerzej opowiadałem w mini-wykładzie 53 w skrócie chodzi o takie zmanipulowanie ofiary, by uznała, że rzeczywistość której doświadcza nie jest prawdziwa, a to co widzi jest jedynie wynikiem jej błędów percepcyjnych – na przykład przewrażliwienia, błędnej oceny sytuacji, czy w skrajnych przypadkach szaleństwa. Sam termin gaslighting pochodzi ze sztuki Patryka Hamiltona „Lampa gazowa” z 1938 roku, w której mąż przekonuje żonę, że uprzednio skrupulatnie przez niego przygotowane migotanie lamp gazowych w rzeczywistości nie ma miejsca i migające lampy widzi tylko ona. Dzięki temu odpowiednio zmanipulowana żona zaczyna wierzyć, że popada w szaleństwo. O ile jednak efekt gaslightingu najczęściej kojarzony jest ze związkami, w których jedna strona usiłuje ukryć swoje przewinienia za zasłoną „przewrażliwienia” partnerki czy partnera, o tyle już istnienie instytucjonalnego gaslightingu umyka naszej uwadze i albo w ogóle go nie dostrzegamy, albo też nie zdajemy sobie sprawy z tego, że manipulatorem próbującym wmówić ofierze przewrażliwienie czy szaleństwo może być cała instytucja. W grudniu 2022 roku termin gaslightingu instytucjonalnego pojawił się w wielu brytyjskich gazetach i programach telewizyjnych za sprawą netflixowego mini serialu dokumentalnego Harry & Meghan odsłaniającego kulisy działania „firmy”, co jest częstym określeniem brytyjskiej rodziny królewskiej. W serialu tym pojawia się wątek, w którym wypowiedzi przedstawicieli, czy też pracowników „firmy” zamiast odnieść się do konkretnych zarzutów sugerują, że Meghan ma nierówno pod sufitem, przez co koncentracja opinii społecznej zostaje skierowana, na jej trudne dzieciństwo i życiowe przygody, mając potwierdzać że to z nią, a nie firmą jest coś nie tak. Wielu komentatorów wskazuje, że to wyrazisty, a jednocześnie dość niechlubny przykład instytucjonalnego gaslightingu i do tego bardzo skuteczny, bo gdy zapytać Brytyjczyków po której stronie stoją, to olbrzymia ich rzesza podpisze się pod szaleństwem Meghan i nieskazitelnością świętej korony. I to dokładnie taka reakcja, o którą w instytucjonalnym gaslightingu chodzi, niezależnie od tego jakiej instytucji ten gaslighting dotyczy: czy firmy Weroniki, czy urzędu, z którym zadarł Paweł. Problem w tym, że w instytucjonalnym gaslightingu wiele neutralnie nastawionych osób raczej weźmie stronę instytucji podzielając tezę o odlocie ofiary, niż przyjmie do wiadomości, że prawda może być jednak inna.. I to wsparcie pojawia się nie dlatego, że ludzie są jakoś specjalnie zaślepieni czy też są uzależnieni od instytucji, ale dlatego że mamy tu do czynienia z dodatkowym wzmocnieniem płynącym z efektu Semmelweisa. By go wyjaśnić musimy na chwilę zanurzyć się w przeszłości i przenieść do 1847 roku do wiedeńskiego szpitala uniwersyteckiego, gdzie zastajemy młodego lekarza węgierskiego pochodzenia Ignaza Semmelwaisa. Odkrywa on tam dość makabryczną zależność, w której na tych oddziała położniczych, w których porody odbierają lekarze notowana jest trzykrotnie większa umieralność noworodków niż tam, gdzie poród przyjmują położne. Wyjaśnieniem według Semmelweisa była tradycja przeprowadzania sekcji zwłok przez lekarza tuż po śmierci pacjenta, po której to czynności lekarze udawali się na sale porodowe bez odpowiedniej dezynfekcji rąk. Kiedy na swoim oddziale Semmelweis przekonał lekarzy do odkażania rąk roztworem chloru wówczas zgony niemowląt na porodówce gwałtownie spadły. Wydawałoby się, że po tym odkryciu i wprowadzeniu zmian Semmelweisa będzie czekał co najmniej medal i pomnik. Nic bardziej mylnego – najpierw pojawił się ostracyzm społeczny oraz kpiny kolegów po fachu, aż w końcu został zwabiony przez jednego z lekarzy pod pretekstem zapoznania się z nowym oddziałem medycznym do szpitala psychiatrycznego, gdzie założono mu kaftan bezpieczeństwa i ciężkimi pobiciami i brakiem dezynfekcji ran doprowadzono do jego śmierci w 1865 roku. Ta krwawa historyjka zostawiła ślad w psychologii społecznej pod postacią efektu lub też czasem nazywanego odruchem Semmelweisa. W tym efekcie ludzie po prostu nie chcą usłyszeć prawdy, bo jej zaakceptowanie oznacza obalenie dotychczasowego porządku, a więc rodzaj potężnego psychicznego dyskomfortu, z którym nie chcą być zmuszeni sobie radzić. I nie ma tutaj znaczenia to, czy podejrzewają, że wersja ofiary instytucjonalnego gaslightingu może mieć choć najmniejszy związek z rzeczywistością – znaczenie ma jedynie to, że burzy ona większość klocków, na których właśnie stoją, a to nigdy nie jest przyjemne. Przyznanie współpracowników Weroniki, że problemem jest molestowanie w wykonaniu Wieśka naraziło by ich na dyskomfort zmierzenia się z brutalną prawdą ich braku jakiejkolwiek reakcji na jego zachowania, a więc de facto ciche przyzwolenie na ten okropny proceder co w złym świetle stawia nie tylko ich ale też całą firmę. Przyznanie racji Pawłowi nie leży w interesie burmistrza bo oznaczało by, że jest słabym liderem, który pozwala sobą manipulować przez sprytną i nieposiadająca najmniejszych skrupułów szefową wydziału. To rzuca cień nie tylko na cały jego urząd ale też podważa zaufanie do bezstronności instytucji i powoduje cała kawalkadę konsekwencji, w których przyznanie się do własnych błędów i przeoczeń ma najlżejszy kaliber. Instytucja nie może ucierpieć, bo przecież wówczas część tego cierpienia stała by się udzialem wszystkich tych, którzy do tej pory przymykali oko na to co się dzieje lub co gorsza te niecne działania wspierali. I dotyczy to każdej firmy – zarówno rodziny królewskiej, małego rodzinnego interesu, jak i potężnej stacji telewizyjnej, redakcji dużej gazety czy dowolnej innej instytucji. Za każdym razem odkrycie prawdy znacznie utrudnia efekt Semmelweisa, który skutecznie gasi prawdę chroniąc tym samym komfort braku konieczności poddawania się zmianie czy też ładny obrazek, w który się wierzy, bo tak jest łatwiej, prościej i wygodniej. Z tego też powodu, kiedy na jaw wychodzą niecne kulisy prawdziwego działania wielu instytucji spora część osób nabiera wody w usta pozostawiając ofiarę tych działań w osamotnionej walce o udowodnienie, że nie jest wariatem. I to przy fanfarach trąb pochwalnych i oklaskach zgromadzonego tłumu, który widmo dyskomfortu przewartościowania tego w co do tej pory wierzył uznaje, za wystarczający powód do pozostawienia zastanego stanu rzeczy bez najmniejszej reakcji. O czym zawsze warto pamiętać, kiedy przyjdzie nam się zmierzyć z każdą, trudną do zaakceptowania prawdą i pochopnie nie wybierać wyłącznie tego rozwiązania, które jest wygodne z samej racji tego, że jest wygodne.
Pozdrawiam