Transkrypcja tekstu:
Zacznijmy od przykładu. Oto Grażyna i Stefan siedzący obok siebie przy wigilijnym stole otoczeni dość pokaźnym wianuszkiem świątecznych biesiadników, przy których określenie wszyscy krewni i znajomi królika wydaje się zbyt wąskie. Wszyscy się znają mniej lub bardziej i nawet Stefan kojarzy kto jest kim, mimo że to rodzina Grażyny, ale w końcu wcześniejsze familijne przymusowe spędy robią swoje. W pewnym momencie siedzący na przeciwko Stefana wujek zadaje mu proste pytanie: „Co tam u ciebie słychać Staszku”. „Nie wiem co u Staszka – odpowiada Stefan zanim jeszcze Grażyna zdarzy go kopnąć pod stołem celem przypomnienia, że obiecał tym razem nie prowokować awantur – ale u mnie wszystko po staremu.” „Czyli jak?” – dopytuje wujek. „Jak z płatka” – odpowiada Stefan otrzymawszy właśnie drugie nożne podstołowe ostrzeżenie od Grażyny. „To znaczy, że co?” – wujek jednak nie odpuszcza. „To znaczy, że powoli do przodu?” – odpowiada Stefan, po czym Grażyna nie wytrzymuje dłużej napięcia i przejmuje na siebie obowiązek rozmowy z wujkiem. „No właśnie ostatnio zepsuł nam się telewizor – mówi Grażyna – i rozglądamy się jaki kupić nowy, chociaż Stefan generalnie twierdzi, że nie potrzebujemy żadnego telewizora”. „A nie lepiej urządzić pokoik dla dziecka – tym razem wujek podnosi głos tak, żeby na drugim końcu stołu go również usłyszano – bo, przecież chyba planujecie dzieci, póki nie będzie dla was za późno”. Tym razem Stefan nachyla się do Grażyny i mówi: „A teraz sama się kopnij w kostkę”.
Zostawmy tymczasem tę rodzajową scenkę i przyjrzyjmy się pewnemu schematowi komunikacyjnemu, którego już za chwilę – bo przecież za moment święta – wiele osób doświadczy przy okazji rodzinnych świątecznych spotkań i w którym jest sporo ukrytych psychologicznych niuansów, z których często nie zdajemy sobie sprawy. Mowa tutaj o jakże standartowej formule komunikacyjnej, która zazwyczaj pojawia się w zdaniu następującym tuż po samym przywitaniu, a mianowicie formule „co u ciebie słychać?”. I pamiętajmy, że rzecz nie w dokładnej formie tego pytania, ale w samym komunikacyjnym wzorcu, który może przybierać różne warianty. Takie jak na przykład: „jak leci?”, „co tam u ciebie?”, ”jak tam, czy wszystko w porządku?” itd. Formuła ta jest ponadkulturowa, chociaż jej znaczenie w zależności właśnie od kulturowego obszaru może być bardziej lub mniej istotne i pełnić jedynie grzecznościową i nic nieznaczącą mantrę. O ile w krajach anglosaskich często uznaje się, że zwrot „How are you?” wystarczy obrobić odpowiedzią „I’m fine” co w wielu przypadkach zamyka wątek, o tyle już u nas nie zawsze musi to być zdawkowe i pozbawione znaczenia. Zresztą jak wskazuje nowojorska psycholog i psychoterapeutka Diane Barth również za oceanem ta grzecznościowa formuła może być komunikacyjnie istotna, kiedy weźmiemy pod uwagę nie tyle samo pytanie ale to w jaki sposób udzielamy na nie odpowiedzi. Ale wróćmy do nas i by przyjrzeć się bliżej psychologii tej komunikacji i jej konsekwencjom spróbujmy przeprowadzić następujący test. Oto masz do dyspozycji trzy różne odpowiedzi na pytanie „co u ciebie słychać?”. Pierwsza brzmi „wszystko ok, daję radę, powoli do przodu”. Druga to odpowiedź „to zależy gdzie przyłożyć ucho, więc musiałbyś doprecyzować o co pytasz, bo ostatnio różnie bywa?”. Trzecia odpowiedź to: „Generalnie niezbyt wesoło. To co się dzieje trochę mnie przygniata i już robię bokami, wciąż nie wiedząc czy dam radę”. Teraz zapamiętawszy te trzy możliwe odpowiedzi spróbuj sobie przypomnieć ludzi, których spotkałeś, spotkałaś w ciągu ostatniego miesiąca. Zarówno bliskich, dalszych krewnych, bliższych czy dalszych znajomych, czy też ludzi, z którymi pracujesz – i tu też tych których znasz lepiej, jak i tych których znasz słabiej. Następnie wyobraź sobie, że każda z tych osób zadaje ci to samo pytanie: „co tam u ciebie?”, po czym zastanów się którą z trzech odpowiedzi w takiej sytuacji zastosujesz? Czy to aby na pewno wszystko jedno? A jeśli nie wszystko jedno to od czego zależy to, z jaką osobą jaki komunikacyjny scenariusz zastosujesz z tych trzech dostępnych?
Po sposobie udzielenia odpowiedzi na pytanie „co u ciebie słychać?” oraz po formule, której w tej odpowiedzi użyjemy możemy zdiagnozować nasze interakcyjne imperatywy, czyli to w jaki sposób oceniamy relacyjny potencjał bliskości z daną osobą, jak i to czy jesteśmy na drodze do pojawiającego się na horyzoncie widma społecznego osamotnienia, a co za tym idzie konkretnych emocji, które będą nam towarzyszyć w naszych przyszłych kontaktach społecznych. Kiedy zaczynamy zwracać uwagę na to komu i w jaki sposób odpowiadamy na to pytanie jesteśmy w stanie odkryć nasze ukryte interakcyjne sieci i zorientować się czy to w jaki sposób je obecnie budujemy będzie nas społecznie wspierało w przyszłości, czy też stanie się naszym ograniczeniem. Jednak to nie wszystko – sposób budowania narracji następującej w efekcie tej niby niewinnej, grzecznościowej formułki – jest jednocześnie niezwykle ważnym detektorem tego, czy aby na pewno w naszym życiu wchodzimy w interakcje z odpowiednimi ludźmi i na ile czeka nas w przyszłości konstatacja o zmarnowanym społecznym potencjale interakcyjnych sieci. Co jest o tyle istotne, że im ta świadomość zmarnowanego potencjału staje się większa, z tym większą werwą puka do naszych systemowych drzwi niechęć do innych, przyszła wstrzemięźliwość wobec zawierania nowych znajomości, czy zagrożenie wycofaniem społecznym. I nie chodzi tu o to, by przełamywać niechęć i zmuszać się do bliskich interakcji w sytuacjach, kiedy nie mamy na to ochoty, a jedynie o to, byśmy uzyskali zdolność samoobserwacji naszych własnych komunikacyjnych zachowań i na ich podstawie budowali możliwość inwestowania naszej energii we właściwe dla nas kontakty społeczne i jednocześnie nie marnowali jej tam, gdzie jej po prostu szkoda. Stefan wie, że raczej nie zaprzyjaźni się z wujkiem, bo podświadomie czuje, że wolałby z innym stracić, niż z wujkiem zyskać. Tym samym budowanie więzi, nawet i szczególnie wówczas, kiedy ma to być tylko na chwilę i z okazji świąt z osobą, w której obecności czujemy się źle jest destrukcyjne nie tylko dla tego, kogo usiłujemy do takiej towarzyskiej gry zmusić, ale również dla wszystkich pozostałych, co prędzej czy później da się odczuć w ogólnej atmosferze spotkania. Co więcej takie ślepe interakcyjne strzały przynoszą odwrotny do zamierzonego skutek. Monika Vermani, psycholog kliniczny i autorka książki „Głębokie dobre samopoczucie” wskazuje, że wymuszone spędzanie świątecznego czasu z osobami, nawet najbliższymi, w których towarzystwie nie czujemy się najlepiej może jedynie spotęgować efekt izolacji i osamotnienia operując jak na zawołanie wzrostem potencjału takich emocji jak przygnębienie, smutek, rozdrażnienie czy podniesiony poziom reaktywności, w którym byle pierdoła jest nas w stanie wyprowadzić z równowagi. Co oczywiście pojawi się już po spotkaniu, na którym robiąc dobrą minę do złej gry usiłujemy jakoś przetrwać taką katorgę. Coraz częściej wskazuje się też, że rośnie liczba osób, które wolą znaleźć wymówkę, byle tylko nie brać udziału we wspólnym rodzinnym celebrowaniu świąt nie dlatego, że czują się coraz mniej związani z tą tradycją, ale właśnie dlatego by uchronić się przed odbierającymi dobre samopoczucie i energię interakcjami z osobami, których na codzień woleliby uniknąć. Problem w tym, że w ferworze przygotowań, odpowiedniej atmosfery czy starań by wszystko się udało i wyszło jak należy zapominamy o tym drobnym fakcie i umyka nam weryfikacja naszych społecznych interakcji pod tym kątem., I tutaj właśnie z pomocą przychodzi komunikacyjny efekt odpowiedzi na pytanie „co u ciebie słychać?” i zastanowienie się komu i w jaki sposób odpowiemy na to pytanie podczas rodzinnego spotkania.
Diane Barth wskazuje, że warto się przyjrzeć bliżej komunikacji spod znaku „jak się masz?” bo zawiera niełatwy do odkrycia kod społecznościowy, za pomocą którego z poziomu naszych interakcyjnych preferencji obsługujemy marker bliskości. Jeśli na przykład samo pytanie „co u ciebie słychać?” nas irytuje, to warto sobie odpowiedzieć na pytanie co jest źródłem tej irytacji? To, jaka osoba nam to pytanie zadaje, czy też to, jaką odpowiedź podsuwa nam automatycznie nasz wewnętrzny aparat klasyfikujący relacje. Co więcej – możemy odkryć wewnętrzne wzorce regulujące nasze interakcje społeczne, kiedy zaczynamy się przyłapywać na tym jakich odpowiedzi udzielamy na przykład w sytuacji zależności służbowej, kiedy pyta nas o to szef w pracy, a kiedy podwładny. Kiedy takie pytanie stawia nam przypadkowo spotkany na ulicy dalszy znajomy, a kiedy wujek przy świątecznym stole, od którego nie kupilibyśmy nie tylko samochodu, ale nawet płynu do spryskiwacza. Barth uważa że świadome zarządzanie kodem komunikacyjnym zawartym w formule „jak się masz?” pozwala nie tylko na ochronę przed toksycznymi relacjami, ale też wykształca bezcenną umiejętność stawiania granic i świadomość tego, że są przecież ludzie, z którymi za żadne skarby nie powinniśmy się dzielić swoimi uczuciami, ale są i tacy, z którymi emocjonalna bliskość może być dla nas sporym wsparciem. To zawsze my decydujemy – pod warunkiem, że jesteśmy świadomi sami siebie i potrafimy panować nad interakcyjną strategią.
Pozdrawiam