Jak pokonać zmartwienie?

Psychologiczna teoria wszystkiego
21 października 2022
Mitologia białego kłamstwa
3 listopada 2022

Transkrypcja tekstu:

Niestety mimo wielu różnych technik i propozycji strategii wciąż nie radzimy sobie ze zmartwieniami. Nie dość tego, że dla wielu osób proponowane przez specjalistów rozwiązania okazują się nieskuteczne, to powodów do zmartwień wciąż przybywa. Nawet nie mam zamiaru ich wymieniać, by nie uczynić z tego odcinka kolejnego powodu do zmartwienia, więc zamiast tego spróbujmy się przyjrzeć dzisiaj zupełnie odrębnej technice, która może być pomocna we wszystkich tych wypadkach, kiedy na przykład z różnych powodów z prób akceptacji, wyciszenia, zrelaksowania, ćwiczenia obecnej uważności czy nawet medytacji po prostu niewiele wyszło. Znam i spotkałem na swej drodze przypadki takich osób, które nijak nie potrafiły wysiedzieć w wyciszeniu nawet kilkunastu sekund, a co tu dopiero mówić o podjęciu wyzwań medytacyjnych. Nie oznacza to oczywiście, że te przypadki są bezpowrotnie stracone i narażone na zmaganie się z dominującymi zmartwieniami na całe życie, a jedynie to, że może warto zacząć pracę nad własnymi imperatywami zmartwień z zupełnie z innej strony. Najpierw jednak musimy się pochylić nad znalezieniem odpowiedzi dlaczego nasze własne próby zapanowania nad zmartwieniem okazują się mało skuteczne. Najprawdopodobniej odpowiedzialny jest tutaj mechanizm pętli zmartwienia wskazujący na konkretną sekwencyjność tego zjawiska. Możliwe, że przegrywamy próby pokonania zmartwienia bo nie bierzemy tej właśnie sekwencyjności pod uwagę. Najpierw, jako inicjator pętli pojawia się jakiś, w miarę trudny problem, który napawa nas określonym niepokojem będącym konsekwencją tego, że problem albo nie jest rozwiązany albo nie mamy pomysłu na to jak ten problem rozwiązać. Na tym etapie nasz emocjonalny system przeprowadza rodzaj równania, w którego wyniku brak rozwiązania problemu stanowi powód do zmartwienia, co powoduje powstanie przekonania, że jedynym sposobem na pozbycie się zmartwienia jest rozwiązanie problemu. Ten moment zapamiętajmy, bo będzie kluczowy w proponowanej dzisiaj metodzie. Kiedy więc system dokonał takiego równania jednocześnie tworzy emocjonalne dyskomfortowe napięcie, do którego pozbycia się należy dążyć. A skoro tak, to w myśl zasady wszystkie ręce na pokład, w głowie pojawią się nie dające się przegonić myśli na temat problemu. Im dłużej będą organizować pracę systemu nie znajdując rozwiązania problemu, tym pojawi się nas większy emocjonalny dyskomfort eksponowany za pomocą lęku, niepokoju, czy braku umiejętności skupienia na czymkolwiek innym. I w tym momencie pojawia się dopiero właściwy demon zmartwienia, kiedy okazuje się, że rozwiązanie problemu nie zależy od nas i nie mamy na nie najmniejszego wpływu, albo kiedy okazuje się, że nie jesteśmy pewni co do tego, czy problem w ogóle da się rozwiązać i czy nasze pomysły na jego rozwiązanie przyniosą określony efekt, a więc tym samym pozbycie się systemowego napięcia. Teraz w systemie pojawia się niepewność co do możliwości oraz jakości rozwiązania problemu. Od tej pory więc infekowani jesteśmy strachem przed niepewnością, który dodatkowo zasila pierwotny niepokój związany z potrzebą rozwiązania problemu. Jednak niepokój przed niepewnością można rozwiązać tylko za pomocą upewnienia się jak będzie, a sęk w tym, że na żadne pytanie próbujące pokonać niepewność nie ma stu procentowo pewnych odpowiedzi. Dzieje się tak, bo emocja niepewności, która dotyczy tego co ma się dopiero wydarzyć toksykuje system już w chwili obecnej. I tutaj znajduje się fundament naszego zmartwienia – atakuje system niepokojem dotyczącym tego co ma się wydarzyć w chwili, w której to siłą rzeczy jeszcze się nie wydarza zapewniając całej machinerii nieskończoną pętlę zmartwienia, które zacznie karmić samo siebie. Im bardziej coś potrzebuje rozwiązania i im bardziej w chwili obecnej to rozwiązanie nie jest możliwe, ani pewne, czy przewidywalne, tym większe zmartwienie zostanie wygenerowane żeby jakoś emocjonalnie obsłużyć tę sytuację. Problem w tym, że system podaje nam na tacy zmartwienie jako jedyną próbę rozwiązania niepewnej przyszłości, które samo w sobie i owszem zajmuje system, ale żadnego rozwiązania nie zapewnia, bo tu i teraz nie da się rozwiązać tego co nas czeka. I owszem możemy się do tego przygotować na różne sposoby ale możliwość operatywna pojawi się dopiero wraz z samym problemem a nie wtedy, kiedy dopiero podejrzewamy że taki problem wystąpi. To trochę tak, jakbyśmy się martwili tym, czy miły pan szewc odda nam naprawiony but na czas, żebyśmy w podreperowanych botkach mogli zadać szyku na imieninach cioci. Kiedy miałoby się okazać, że szewc się nie wyrobi, to z zadawania szyku i świecenia obuwiem po oczach zazdrosnych kuzynek wyjdą nici. Naszym zmartwieniem jest zatem termin oddania przez szewca butów. Problem w tym, że szewc jest na urlopie i nie ma z nim kontaktu, więc nie da się sprawdzić, czy w umówionym terminie buty będą do odbioru, gdyż dopiero wtedy to się okaże. Możemy więc przygotować się na rozwiązanie problemu – czyli na przykład kupić inne buty lub zrezygnować z udziału w imieninach. Ale to tylko przygotowanie do rozwiązania i nie wiadomo czy dobre, bo życie pisze własne scenariusze i równie dobrze możemy w dniu odbioru butów stanąć przed inną potrzebą której nie możemy przewidzieć. Na przykład taką, że szewc nie wrócił z urlopu ale wysłał nam smsa, że buty są do odbioru w innym mieści u jego kumpla z branży. Problem w tym, że rozwiązań może być dowolnie dużo, jak również w tym, że nie musi ich być w ogóle – bo po prostu buty będą na czas. Jednak my tego w chwili obecnej nie możemy wiedzieć, więc stawiając sobie pytania o możliwości rozwiązania problemu jedynie – co pokazała omówiona wcześniej sekwencja zmartwienia – wygenerujemy jeszcze większe zmartwienie, które zajmie nam myśli nie rozwiązując tak naprawdę niczego. Oczywiście przykład z butami może się wydawać trywialny, ale wystarczy że podstawimy do tej historii dowolne zmartwienie a zobaczymy jak często nasze zmartwienia obsługiwane są z poziomu identycznej sekwencji, co wyjaśnia dlaczego martwiąc się o rozwiązanie i karmiąc niepewnością w podobnych sytuacjach jedynie powiększamy swój problem.
Usiądź Stefan i pomedytuj chciałoby się powiedzieć, bo to najprostszy sposób na nauczenie umysłu braku identyfikacji z myślami – w tym z tymi, które uwielbiają pławić się w zmartwieniach i niepokojach. Co jednak kiedy Stefan nijak nie potrafi usiedzieć i od razu wiadomo że zmuszanie go do posadzenia czterech liter na medytacyjnej poduszce będzie dla niego jeszcze większą męką niż samo zmartwienie z którym się obecnie boryka? Co więcej – wyobraźmy sobie że biedny Stefan spróbował już wszelkich możliwych technik oferowanych mu przez internety z lewa do prawa: siedział w misce z lodem, okadzał się dymem z białej szałwii, jeździł pół goły na rowerze zimą, poszukiwał energii kwantum w czapeczce z folii do pieczenia, holotropowo się hiperwentylował. Najkrócej wytrzymał tylko przejście na bretarianizm, po już po pięciu minutach zaczęło mu z głodu burczeć w brzuchu i musiał zagryźć wykradzionym z lodówki kotletem, ale generalnie był dzielny. No i nic. Martwi się tak jak się martwił a nawet bardziej. Skoro tak, to spróbujmy zastosować zupełnie inną technikę, którą opisuje dr Michale Stain – psycholog kliniczny i twórca metody Anxiety Solutions i którą to technikę nazywa techniką reflektora. Jej założeniem jest wykorzystanie sposobu postrzegania rzeczywistości przez nasz mózg i budowanie tych samych wzorców strategii neuronalnych, które mózg rozpoznaje jako doświadczenia behawioralne. Innymi słowy, jeśli uda nam się wytworzyć pewien nawyk zachowań, to po określonej ilości powtórzeń w naszym mózgu utworzone zostaną połączenia neuronalne do obsługi tego nawyku. Spróbujmy zatem przełożyć technikę Staina na prosty przykład, by była zrozumiała i łatwa w organizacji. Otóż wyobraźmy sobie (ten kto chce może oczywiście przeprowadzić to ćwiczenie naprawdę, a nie tylko w wyobraźni) że siadamy przed stołem czy dużym biurkiem, na którym instalujemy dwie biurkowe lampki – ale takie, których jasność świecenia można regulować. Jedną lampkę ustawiamy na jednym skraju biurka czy stołu, a drugą na drugim. Następnie regulujemy natężenie świecenia obu lampek w taki sposób, by po zgaszeniu światła w pomieszczeniu i zapaleniu jednej z nich było widać wyłącznie oświetlany przez nią fragment biurka czy stołu i nic poza tym. Teraz ponownie zapalamy światło i próbujemy zapisać na małych karteczkach, na przykład takich których używa się do przyklejania na tablicy ważnych informacji do zapamiętania, dwa rodzaje rzeczy. Najpierw wszystkie te, którymi się obecnie martwimy, które nas niepokoją, które wymagają rozwiązania którego obecnie nie znamy, lub na które nie mamy wpływu. Po jednym zmartwieniu na kartkę. Kiedy będziemy gotowi układamy te karteczki na stole dokładnie w snopie światła jednej z biurkowych lampek. Następnie na kolejnym zestawie kartek wypisujemy wszystkie nasze sprawy bieżące. Rzeczy, którymi warto i trzeba by się było zająć, gdyby nasze zmartwienia nie odciągały nas od tych zadań. Te kartki połóżmy w snopie światła drugiej lampki. Teraz zasadnicza część techniki. Gasimy światło w pomieszczeniu i zapalamy jedynie te biurkową lampkę, która znajduje się nad zmartwieniami. W tej sytuacji nic innego poza nimi nie widać, więc siłą rzeczy muszą organizować nasze myślenie. Kiedy jednak zgasimy tę lampkę i zapalimy drugą oświetlając w ten sposób jedynie bieżące sprawy, to siłą rzeczy koncentracja naszej uwagi zostanie przeniesiona na drugą stronę stołu czy biurka. Czy to oznacza, że zmartwienia zniknęły? Nie. One tam wciąż leżą. W ciemności pod drugą lampkę. Tyle, że teraz ich nie widać. Nie zniknęły, nie rozpłynęły się w magiczny sposób. My jedynie przekierowaliśmy naszą koncentrację na nasze bieżące sprawy. Zwróćmy uwagę, że to co robimy gasząc lampkę nad zmartwieniami i zaświecając nad sprawami bieżącymi również nie rozwiązuje problemu, ale jak wskazuje dr Stain nasz system emocjonalny nie musi koniecznie rozwiązywać wszystkich problemów czy przewidywać możliwość takich rozwiązań by się przestać martwić. To właśnie wyłom w sekwencji zmartwienia i wykorzystanie prostej ale solidnej luki w tym mechanizmie. Bo przekonanie wtłaczane nam przez sekwencję zmartwienia że jedynym sposobem na pokonanie zmartwienia jest rozwiązanie problemu, którego zmartwienie dotyczy po prostu nie jest prawdziwe. Teraz, kiedy to już wiemy wystarczy to przećwiczyć i w końcu nasz mózg załapie sztuczkę i to nowe rozwiązanie wprowadzi jako jedną z neuronalnych strategii obsługi zmartwienia. Stefan właśnie zamawia przez internet biurkowe lampki. Ty tego nie musisz robić, bo jak przekonuje dr Stain wystarczy nasza wyobraźnia i odpowiednia ilość powtórzeń, by prędzej czy później pojawił się oczekiwany efekt.
Pozdrawiam