Pułapka uzależnienia

FOMO, FOBO, FODA, czyli sekwencja lęku
6 października 2022
Psychologiczna teoria wszystkiego
21 października 2022

Transkrypcja tekstu:

Zacznijmy od przykładów. Oto Robert, który postanowił sprzedać swój samochód. Z żalem, bo auto sprawne i śliczne, ale jednocześnie z potrzebą, bo czasy przyciężkawe. Na ogłoszenie odpowiedział Paweł. Cena ok. W sumie jest zdecydowany i jutro przyjedzie, żeby samochód obejrzeć i jeśli okaże się, że zdjęcia nie ściemniają to od razu można by podpisać umowę. Wprawdzie zakup będzie kredytowany, ale Paweł ma stałą, niezłą pracę i jego bank nie będzie robił problemu w kredycie. Hm… myśli Robert. Koleś wydaje się spoko, ale warto go znaleźć w sieci, żeby zobaczyć kto zacz. Pawła udało się szybko namierzyć, bo często i gęsto dzieli się swoim życiem na Facebooku. Jak mawiał klasyk, taki trochę nijaki taki, gdzieś na oko trzydziestolatek, tu wakacje, tam weekend w Grecji, tu fotki z imprezy z przyjaciółmi. Generalnie nic podejrzanego. Nazajutrz Robert wypucował auto i czeka na Pawła. Jednak, że Paweł nie przyjeżdża sam tylko z dystyngowaną panią, która okazuje się jego mamą. No cóż – myśli sobie Robert – pewnie plany się zmieniły i zamiast kredytu brykę sfinansuje mamusia. Tymczasem zaradna mama ogląda samochód ze wszystkich stron zaglądając w takie zakamarki, o których istnieniu Robert nawet nie wiedział, a Paweł stoi z boku i grzecznie czeka. Następnie mama zadaje trylion pytań o badania techniczne, o przebieg, o naprawy, ewentualne stłuczki i czy czasem pod tym pięknym lakierem nie znajduje się szpachla. Paweł dalej stoi na boku i nic. Robert więc zaczyna podejrzewać, że jednak autko ma być dla mamusi, a Paweł tylko zainicjował kontakt. „Będzie pani zadowolona z tego jak się prowadzi” – Robert próbuje się podlizać nabywcy i słyszy „To samochód dla syna, a nie dla mnie”. „No tak – próbuje nawiązać rozmowę Robert – ale decyduje ten kto płaci, nie?” „Nie – odpowiada mama Pawła – syn będzie kredytował ten zakup, przecież pana o tym przez telefon uprzedzał”. Kurtyna. Teraz przyjrzyjmy się innej sytuacji. Tym razem przed nami Anka, która przynosi mężowi kawę, siada mu na kolanach i robi oczy kota ze Shreka. „No domyślam się” – mówi na to jej mąż Tomek, że czegoś bardzo chcesz. „No weź zadzwoń” – prosi Anka – „Jeszcze ten jeden raz. Wiesz, że ja nie potrafię załatwiać takich spraw”. „No ale jakoś tak głupio – waha się Tomek – dzwonić wszędzie za ciebie w twoich sprawach”. „No wiesz” odpowiada Anka „Oni mnie znowu zbędą byle czym, a ty to od razu załatwisz, bo ty tak potrafisz wyegzekwować swoje. Wiesz, że jak nie potrafię czegoś załatwić, to potem sobie z tym nie radzę i myślę, że się do niczego nie nadaję. Ostatnio jak mnie zostawiłeś z tym samą to musiałam wypić baniaka dla kurażu, bo to napięcie było nie do zniesienia”. „Anka błagam cię – w końcu Tomek nie wytrzymuje – przecież to nie telefon do Bezosa, żeby poleciał w kosmos ale tym razem już nie wrócił, tylko do pralni, żeby sprawdzić, czy twoja garsonka jest już do odbioru!”. Kurtyna po raz drugi.
Schemat uzależnienia ma wiele twarzy i niestety często zaczyna się bardzo niewinnie. Od prostych czynności, których wykonanie napawa nas dyskomfortem, którego chcemy uniknąć. Wówczas pojawia się proste rozwiązanie – powierzenie ich wykonania komuś, dla kogo przecież żadnym dyskomfortem nie są, więc po jasną cholerę mamy się sami męczyć. To przecież drobnostka – dla kogoś jak splunąć, a nam zepsuje dzień. Zatem rachunek wydaje się prosty – skoro ktoś to może zrobić za nas bez dyskomfortu, to czemu z tego nie skorzystać. W końcu od czegoś się mamy nawzajem. Od czegoś są bliscy, rodzina, przyjaciele, znajomi i ci wszyscy wokół nas, dzięki uprzejmości których możemy zdjąć z naszych ramion odium niepokoju o to, że nawet w drobnych czynnościach sprawy mogą przybrać nieplanowany obrót i w końcu może się okazać, że nie sprawdziliśmy się operacyjnie. Ale z każdym takim aktem, każdą malutką porażką dokładamy cegiełkę do przekonania o własnej nieskuteczności. Na początku te małe cegiełki naszych zakładanych niepowodzeń są jedynie onieśmielające, ale to wystarczy by budowały w nas przekonanie, że w czymś nie jesteśmy dobrzy, a prędzej czy później wraz z tym przekonaniem każda taka czynność zacznie budzić uczucie niepokoju i coraz silniejszą potrzebę jej uniknięcia. Im bardziej zaś udaje się ich uniknąć – na przykład dzięki temu, że wykonają je za nas inni – tym większe potwierdzenie budujemy w sobie, że te rzeczy nas przerastają. Z czasem onieśmielenie zamieni się w przerażenie przed wykonaniem tych czynności „w których uznajemy się za niewystarczająco skutecznych” i pojawią się dwa efekty. Po pierwsze znaczenie wykonania takiej czynności będzie rosnąć, a w raz z nim potrzeba jej uniknięcia. A po drugie ten schemat uruchomi reakcję łańcuchową, w której do jednej wydawałoby się niewinnej czynności zaczną dołączać kolejne, z czasem coraz to mniej niewinne. W końcu pojawi się silny schemat uzależnienia, w którym – jak przekonuje Richard Brouillette, licencjonowany psychoterapeuta i jednocześnie absolwent filozofii na francuskiej Sorbonie – główne skrzypce będzie grała kaskada zmartwienia o wykonywanie najprostszych samodzielnych czynności, czyli coś w rodzaju pętli zatracenia. Im dalej w las, tym groźniej. Im więcej uników, tym mniejsza skuteczność. Im większe uzależnienie tym mniejsza samodzielność.
Celowo w jednym z poprzednich zdań użyłem słowa schemat, bo omawiany tutaj model jest jednym z osiemnastu opisywanych przez terapię schematów stworzoną przez Jeffreya Younga, amerykańskiego psychologa, twórcę Instytutu Terapii Schematów i autora dwóch książek o jej założeniach. Ten szósty schemat nazywany Zależnością łamane przez Niekompetencję polega na przeświadczeniu o braku możliwości podejmowania właściwych decyzji a tym samym samodzielnemu funkcjonowaniu. I niestety dotyczy to najprostszych czynności takich jak płacenie rachunków, robienie zakupów, radzenia sobie z szefem w pracy, czy oddzwaniania do ludzi. Jeffrey Young za możliwą przyczynę wskazuje tutaj strategię rodziców, którzy próbując chronić swe dzieci przed popełnianiem błędów de facto przejmują za nie większość kluczowych obowiązków, odbierając im tym samym samodzielność albo krytykują czy negują efekt działań swoich dzieci utrwalając w nich przeświadczenie, że nie są w stanie same skutecznie radzić sobie z wyzwaniami życia. Obecnie wielu badaczy uważa, że budowanie schematu uzależnienia przez rodziców w swoich dzieciach przekłada się nie tylko na późniejsze uzależnienie i lęki związane z obawą o brak skuteczności, ale jest również odpowiedzialne za coraz częściej występujący w młodym pokoleniu tzw. syndrom nieudanego uruchomienia, czyli efekt odpowiedzialny za to, że wielu młodych ludzi nie radzi sobie z wyzwaniami dorosłości i nie osiągają wystarczającej samodzielności by zamieszkać oddzielnie i nie korzystać ze wsparcia rodziców. Dla przykładu według badań z 2014 roku w Stanach Zjednoczonych w grupie wiekowej od 18-go do 34-go roku życia aż 32% osób mieszkało z rodzicami, a kolejne 22% to osoby z tego przedziału wiekowego mieszające w domu innego członka rodziny – na przykład wujka, ciotki, dziadka lub babci. Oczywiście syndrom nieudanego uruchomienia ma również przyczyny ekonomiczne – wielu młodych ludzi po prostu nie jest w stanie samodzielnie się utrzymać lub też samodzielne utrzymanie oznaczałoby znaczne pogorszenie warunków i jakości życia. I tutaj trudno się im dziwić. Jednak badacze nie mają raczej wątpliwości, że istnieje istotny związek pomiędzy nadopiekuńczymi rodzicami, wychowującymi dzieci z dominującym brakiem autonomii, a więc również brakiem wykształcenia priorytetu odpowiedzialności za własne decyzje a schematem uzależnienia prowadzącym do syndromu nieudanego uruchomienia. Jak sobie zatem z tym zjawiskiem poradzić i czy w ogóle takie poradzenie sobie jest możliwe. Richard Brouillette zapala tutaj światełko w tunelu wskazując, że pierwszym niezbędnym krokiem jest namierzenie samego schematu uzależnienia na jak najwcześniejszym etapie i to zarówno kiedy podejrzewamy tego typu mechanizm u samych siebie, jak i kiedy obserwujemy go u swoich podopiecznych. Sama sekwencyjna pętla złożona jest z trzech następujących po sobie przekonań. Zgodnie z pierwszym uznaje się, że się nie jest wystarczająco dobrym w wykonaniu danej czynności. Drugie przekonanie dotyczy niechybnego odniesienia porażki i przeczucia upokorzenia, które ma nastąpić w jej efekcie. Trzecie przekonanie pojawia się jako efekt samego myślenia o dwóch poprzednich przekonaniach, w którym dana osoba sama siebie widzi jako jedną wielką porażkę. Czyli innymi słowy – unika się nie tylko zmierzenia się z czynnościami, ale samego myślenia na ten temat, bo już takie myślenie zdaje się utwierdzać myślącego w przekonaniu jak wielkim jest przegrywem. A to oznacza, że mamy tutaj do czynienia z samo nakrecającym się mechanizmem. By go pokonać nie ma innego sposobu, jak przełamanie swego lęku i dokonanie próby samodzielnego zmierzenie się z wyzwaniami. Na szczęście nie trzeba się od razu rzucać na głęboką wodę. Można zacząć od najprostszych rzeczy, a sam proces przełamywania siebie przeprowadzić jak najmniejszymi krokami. To trochę tak jak z wchodzeniem do ciemnego lasu nocą. Strach jest największy wtedy, kiedy stoisz w świetle a przed tobą znajduje ciemna ściana drzew, w której stronę zmierzasz. Można i owszem z rozpędu wlecieć w las, ale takie rozwiązanie pozostawmy filmowym superbohaterom w kolorowych rajtach. W naszym wypadku wystarczy zrobić drobny krok do przodu i zatrzymać się na wystarczającą chwilę, by wzrok zaczął się powoli przyzwyczajać do mniejszej ilości światła. Potem kolejny mały krok i znowu przerwa. Z każdym takim małym krokiem zaczynamy się orientować, że las nie jest taki groźny jak się wydawał, a ciemność wcale nie jest taka nieprzenikniona. I chociaż sama myśl o takiej wyciecze wydaje się przerażająca niestety nikt za nas nie może jej odbyć. Bo wyjście z opresji często znajduje się tam, gdzie nie mamy najmniejszej ochoty się udać.
Pozdrawiam