Gdzie oni są? Ci wszyscy moi przyjaciele

Zakazany smutek
4 sierpnia 2022
„Zepsuty” wykrywacz kłamstw
18 sierpnia 2022

Transkrypcja tekstu:

Co jakiś czas w mediach społecznościowych pojawiają się fejkowe apki, dzięki którym mamy mieć możliwość sprawdzenia kto oglądał nasz profil. Z zaciekawieniem klikamy i oczywiście okazuje się, że to jedynie podpucha wciągająca nas albo w jakąś reklamę, albo co gorsza, w jakieś wirusowe świństwo. Twórcy tych postów jadą na prostej, ale jakże skutecznej idei – jesteśmy po prostu ciekawi, co są sądzą o nas ludzie. I to oczywiście naturalna ciekawość – z jednej strony i owszem karmiąca odrobiny narcyzmu, ale z drugiej strony przecież umożliwiająca stosowne korekty w rzeczach, których u sobie niestety nie dostrzegamy. A gdybyśmy tak przez chwilę wykorzystali tę ciekawość i wyobrazili sobie, co by było, jeśli moglibyśmy zajrzeć do umysłów ludzi, których nazywamy bliskimi znajomymi albo nawet przyjaciółmi by bez cenzury sprawdzić co naprawdę o nas myślą i w jaki sposób naprawdę są do nas nastawieni. Nęcąca i jednocześnie nieco przerażająca możliwość trochę przypominająca zajrzenie w szklaną kulę by sprawdzić rzeczywistą datę swojej śmierci. To również gwarantuje zdobycie cennej wiedzy, tyle, że tego nie da się już potem odzobaczyć. To samo jest ze sprawdzeniem co naprawdę o nas myślą ludzie, z którymi najczęściej wchodzimy w interakcje, którym ufamy i uważamy za sobie przychylnych. Fajnie by było potwierdzić tę przychylność i z dumą przypiąć zdjęcie delikwentki czy delikwenta na naszej osobistej tablicy chwały i stuprocentowych źródeł ewentualnego wsparcia. Zamiast mierzyć się z rozczarowaniem, kiedy nasze oczekiwania co do czyichś zachowań okazują się złudne w trudnych życiowych sytuacjach, czy wtedy kiedy ktoś staje przed wyborem poświęcenia jakiejś nawet najmniejszej cząstki swojego komfortu by oddać go nam.
Zdzisiek kupił właśnie motocykl i z dumą dołączył do motocyklowej ferajny, by wspólnie polatać po winklach na Przełęczy Przegibek i jeszcze jak pogoda pozwoli zaliczyć przelot powykręcaną trasą Przełęczy Kocierskiej. Powitanie, uściski dłoni i wymiana braterstwa w błysku wypolerowanych chromów. Ale jeszcze zanim się zaczęła konkretna trasa, tuż za Barem Pod Lasem Zdzichu ze swoją wiekową Walkirią został z tyłu i już przy trzecim zakręcie stracił z pola widzenia jadącą przed nim motocyklową kolumnę. Chcąc ich dogonić przeszarżował w zakręcie i zaliczył lekką zdrapkę. Teraz próbuje podnieść tę trzystukilową maszyną i myśli, że gdyby miał mu kto pomóc to może by ta prawie niemożliwa sztuka jakoś się udała. Ale z drugiej strony może i dobrze że nikt na niego nie poczekał, nikt mu nie pomaga, bo jakby zobaczyli, jak zaliczył winkiel to byłby obciach i miesiące niby śmiesznych, ale jednak docinków na motocyklowym forum. Tak czy siak, z marzeń o pięknej przyjaźni, stania ramię w ramię na odległość ćwieków na kurtkach została na asfalcie smutna strużka płynu hamulcowego kapiącego z uszkodzonej klamki. A teraz – już bez motocyklowej metafory – przełóżmy powyższy przykład na nasze życiowe doświadczenia i z ręką na sercu spróbujmy sobie odpowiedzieć, czy czasem nie przydarzyło nam się kiedyś tak właśnie rozczarować co do naszych oczekiwań wobec tak dobrze się zapowiadających konkretnych przyjaźni? To może jednak lepiej, choć nie do końca komfortowo, byłoby móc zajrzeć do głowy naszych przyjaciół, by sprawdzić czy na pewno są tam, gdzie myślimy że są?
Właśnie takiego zadania podjął się zespół badaczy z MIT, w końcu chyba najbardziej prestiżowej technicznej uczelni na świecie. Badanie o wdzięcznej nazwie „Czy jesteś przyjacielem swoich przyjaciół” przeprowadzono na grupie 1353 dorosłych osób w przedziale wieku od 23 do 38 lat, którzy brali udział w uniwersyteckim kursie zarządzania i wśród których było 40% mężczyzn i 60% kobiet. Zadaniem badanych było wskazanie dla każdego z pozostałych uczestników skali od zera do pięciu, gdzie 0 oznaczało „nie znam tej osoby”, a 5 dosłownie: „to jeden z moich najlepszych przyjaciół czy też jedna z moich najlepszych przyjaciółek”. Oczywiście badanie było anonimowe, co oznacza, że uczestniczy wiedzieli, że ich odpowiedzi nie zostaną ujawnione nikomu prócz badaczy. Ci zaś zakładali, że uda im się zanotować jedynie niewielkie odchylenia wartości od wzajemnych wskazań osób uważających innych za przyjaciół. Bo jeśli osoba A uważa osobę B za swojego najlepszego przyjaciela, to przecież wydaje się oczywiste, że osoba B również umieszcza osobę A w kręgu swoich przyjaciół. A tu niestety niespodzianka. Okazało się, że aż w połowie przypadków osoby wskazane przez innych za najlepszych przyjaciół wogóle nie odwzajemniały tych wskazań. Co więcej kiedy osoba A wskazywała jako najlepszego przyjaciela osobę B była przekonana, że osoba B odwzajemni to wskazanie. Jak się okazuje na próżno. Możemy oczywiście uznać, że wyniki badań nie muszą być dla nas wiążące, bo przeprowadzono je w Stanach Zjednoczonych, w dosyć specyficznym akademickim środowisku i z inną od naszej charakterystyką kulturową. Ale czy aby na pewno nasza życiowa sytuacja tak bardzo się różni? Czy aby na pewno dalibyśmy sobie rękę uciąć za to, że wskazani przez nas stuprocentowi przyjaciele odwzajemniają nam również stuprocentową przyjaźń? „I wiesz co?” – mówi Fred do Gruchy w kultowej scenie z „Chłopaki nie płaczą” – „i bym teraz, że tak powiem, nie miał ręki!”
No dobrze, ale skoro nie dysponujemy magiczną możliwością zajrzenia do umysłu naszych domniemanych „najlepszych przyjaciół”, by się przekonać czy aby na pewno odwzajemniają naszą przyjaźń, jak możemy sprawdzić jak się sprawy naprawdę mają? Najlepszym sprawdzianem niestety jest sytuacja, w której jesteśmy w potrzebie, kiedy dzieje się w naszym życiu coś, co wymaga wsparcia lub kiedy borykamy się z konkretnym problemem, który pomoc przyjaciół mogła by rozwiązać. Ale było by to trochę słabe, gdybyśmy się pakowali w kłopoty tylko po to by zweryfikować czyjąś przyjaźń, więc najlepiej było by to sprawdzić na sucho. I tutaj z pomocą przychodzi zrobienie uczciwie przed samym sobą pewnego relacyjnego testu i udzielenie odpowiedzi na kilka prostych, ale niestety bolesnych pytań. Po pierwsze spróbuj ustalić ile procent czasu w rozmowie z daną osobą, którą uważasz za przyjaciela, jest poświęcone na sprawy dotyczące ciebie, sprawy neutralne lub sprawy dotyczące tej osoby? Jeśli w waszych rozmowach tematyka dotycząca wyłącznie tej drugiej strony dominuje wszystko inne, to jest to pierwsze ostrzeżenie, pierwsza czerwona lampka, której nie powinieneś lekceważyć. Po drugie sprawdź jaki jest najczęstszy powód waszych spotkań czy w ogóle kontaktu. I tu ponownie, czy kontaktujecie się bez powodu, czy dlatego ze ta osoba czegoś od ciebie chce, czy też dlatego że to ty od niej czegoś chcesz? Czy któryś z tych powodów dominuje inne? Jeśli dominującym powodem kontaktów jest jakiś interes czy potrzeba tej osoby, to właśnie zapaliła się druga czerwona lampka. Po trzecie spróbuj sobie przypomnieć czy istnieje i gdzie przebiega granica cieszenia się twoich przyjaciół z twoich osiągnięć lub twojego szczęścia. Jeśli cieszy ich to co zdobywasz, ale jedynie do momentu, do którego twoje osiągnięcia nie przebijają ich osiągnięć, a twoje szczęście nie przebija ich szczęścia, to warto się nad tym zastanowić, bo zdaje się że ta trzecia cholerna lampka właśnie się zapaliła. Czwarta lampka już czeka w pogotowiu aż odpowiesz na pytanie o delikatną kwestię drobnych przysług. Otóż kiedy prosimy kogoś o pomoc, czy też sami oferujemy pomoc w najdrobniejszych sprawach musimy brać pod uwagę, że może zarówno nam, jak i tej drugiej osobie coś wypaść. Wydarzyć się coś nieprzewidywanego, jakieś zewnętrzne okoliczności, na skutek pojawienia się których daną małą przysługę niestety trzeba będzie odwołać. To oczywiście naturalna sytuacja, bo nie mamy wpływu na tzw. siły wyższe. Chyba, że w jakiś dziwny sposób nagle się orientujesz, że siły wyższe przydarzają się tej drugiej osobie wielokrotnie częściej niż tobie. No i bęc. Czwarta czerwona lampka już zaczyna nas razić w oczy. Czy jesteś gotowy, gotowa na piątą czerwoną lampę, czy jednak postanawiasz przerwać oglądanie tego odcinka z komentarzem: „jakiś dzisiaj wyjątkowo wkurzający ten mini-wykład!” Jeśli jednak dalej oglądasz to pora na piątą lampkę. Otóż każdy z nas czasem doświadcza jakiejś większej lub większej dramy i ta klątwa ciągnie się za ludzkością od czasów tragedii antycznej. Różne rzeczy nam się wydarzają, które wytrącają nas z harmonii życia. A to wredna klientka w warzywniaku, co zanim kupi musi obmacać wyszkie gruszki, a to pan hydraulik, co miał naprawić kurek w łazience, a wybuchnął telewizor, a to znowu usłużny współlokator, który miał tylko odkurzyć dywan, ale postanowił też odkurzyć kanarkową klatkę, żeby kanarek też miał ładnie, tyle że niestety do odkurzacza razem z wyściółką wciągnął też kanarka. Generalnie drama się zdarza, wzburza krew i powoduje, że musimy o tym komuś opowiedzieć, żeby nie zwariować. Piąte pytanie dotyczy równowagi dram. Czy czasem nie występuje dość rażąca dysproporcja pomiędzy waszym wspólnym przyjacielskim czasem poświęconym na omawianie dram przydarzających się nieustannie twojemu domniemanemu przyjacielowi, czy przyjaciółce niż tobie. No cóż, nawet nie trzeba zapalać wszystkich pięciu lampek, by nieco zrewidować nasze przyjacielskie oczekiwania. W niektórych wypadkach wystarcza jedna lampka, byśmy nieco ostudzili entuzjazm.
No dobrze, ale skoro już pomarudziliśmy to może warto by było odpowiedzieć na pytanie co zrobić by w naszym życiu pojawiły się prawdziwe przyjaźnie? Na to pytanie odpowiedź jest jeszcze starsza niż wspomniane antyczne targedie. Otóż najlepszym sposobem jest najpierw zaprzyjaźnić się z samym sobą. Kiedy stajemy się świadomymi przyjaciółmi siebie, to nasze oczekiwania zmieniają swoje wektory. Z zewnątrz do wewnątrz. Taki zabieg – kiedy jest konsekwentny, racjonalny i oparty na samoświadomości a nie narcyzmie czy egoizmie ustawia rodzaj poprzeczki, której poziom prędzej czy później zniechęci do nas tych, na których tak naprawdę nie mamy co liczyć. I tutaj chyba nie ma wątpliwości, że nie będzie czego żałować.
Pozdrawiam