Zakazany smutek

Niepokój o lęk
28 lipca 2022
Gdzie oni są? Ci wszyscy moi przyjaciele
11 sierpnia 2022

Transkrypcja tekstu:

„Nie powinieneś być taki smutny” mówi nauczycielka do małego Jasia „Co to za żałobna mina, jeszcze inni będą gotowi pomyśleć że w naszej szkole dzieje ci się niewiadomo jaka krzywda”. „Gdybyś ty kobieto wiedziała – myśli sobie Jasio, że od dwóch tygodni rozgrzewam Play Station do czerwoności, bo nie mogę przejść kolejnego poziomu w Snowrunnerze, to też by ci nie było do śmiechu”. „Żeby tu przetrwać – instruuje Jasia kumpel Kazio – musisz się nauczyć szczerzyć, bo ci facetka żyć nie da. Weź się chłopie rozejrzyj do okoła. Normalnie jak z teledysku Floydów, jedziemy bracie na taśmociągu do gigantycznej maszynki do mięsa z gębami w obowiązkową odwróconą podkówkę”.
„Ty Stefan” – zagaduje Grażyna – „coś taki smutny? Znowu się zgubiłeś w Snowrunnerze?” „Nie gap mi się na bebech – odpowiada zrezygnowany Stefan – który to cytat z serialu „Chłopaki z baraków” w tajnym kodzie komunikacyjnym ich związku oznacza, że dalsze drążenie kwestii i komentowanie nastroju jest raczej nie mile widziane.”
Negatywna walencja od zawsze stanowiła problem w otoczeniu jednostki i to zdaje się niezależnie od kultury i kondycji intelektualnej konkretnego środowiska. Nasz otoczenie po prostu nie radzi sobie z jej przejawami i usiłuje rzucać się nam na ratunek, czym oczywiście wyłącznie pogarsza sprawę. Żeby przyjrzeć się temu zjawisku i jego konsekwencjom bliżej najpierw musimy jednak wyjaśnić sam termin walencja i jego psychologiczny kontekst. Termin ten w swojej niemieckiej wersji „valenz” oznaczającej chemiczną „wartość”, a w językoznawstwie „związanie”, pojawił się już w 1935 r. w pracach genialnego amerykańskiego psychologa w swojej ni, profesora Kurta Lewina. Tak, tego samego od teorii pola sił, która jest do dzisiaj wykorzystywana w ocenie efektywności procesu zmiany – zarówno indywidualnej jednostki, jak i dokonywanej w danej grupie. Tutaj ciekawostka: Lewin urodził się w Mogilnie, gdzie spędził pierwsze piętnaście lat życia zanim jego rodzina wyemigrowała do Berlina. W każdym razie ten właśnie słynny Kurt Lewin zaproponował termin walencja, za pomocą wychylenia którego mierzony był nastrój. I tu przypomnijmy: nastrój to stan emocjonalny, który utrzymuje się w nas dłużej niż konkretna emocja oraz ma znacznie mniejszą intensywność i w odróżnieniu od emocji nie ma swojego konkretnego obiektu, który jest uznawany za bodziec (zewnętrzny lub wewnętrzny) wywołujący emocję i który również w przeciwieństwie do emocji nie jest motywatorem do nagłych zmian w zachowaniu, podejmowania jakich aktywności czy akcji. Często by wyjaśnić tę różnicę wskazuje się emocję złości, która ma swoją konkretną przyczynę i powoduje konkretne zachowania oraz stan rozzłoszczenia, który pojawia się bez konkretnej przyczyny, jest mniej intensywny niż złość, ale trwa samoistnie dłużej i w jego konsekwencji zwykle nie podejmujemy żadnych działań. Walencja zaś to termin za pomocą którego możemy scharakteryzować wektor nastroju, jako pozytywny lub negatywny. Zatem na przykład smutek to nastrój o walencji negatywnej, a dobre samopoczucie jest charakteryzowane jako nastrój o walencji pozytywnej. Teraz, kiedy już przypomnieliśmy sobie to rozróżnienie zwróćmy uwagę na pewien szczególny fakt, do którego na tyle przywykliśmy, że uznajemy go za społeczną normę: otóż nastroje o walencji negatywnej są piętnowane społecznie. To oznacza, że ludzie uznają, że zwrócenie komuś uwagi na to że jest właśnie w smutnym nastroju jest nie tylko czymś normalnym, ale wręcz koniecznym. Kiedy ludzie widzą pośród swoich bliskich osobę znajdującą się właśnie w walencji negatywnej uznają, że wręcz ich obowiązkiem jest coś z tym zrobić. To wówczas właśnie słyszymy „co się tak smucisz?”, „nie bądź smutny, bo przecież nie masz do tego powodu”, „przez ciebie wszyscy zaraz załapiemy deprechę!”. Tymczasem tego typu społeczny dyktat jest tak naprawdę dokładnie tak samo opresyjny, jak wytykanie komuś wyglądu, orientacji czy wyznawanej wiary. Stefan z początkowego przykładu stosując kultowy tekst z „Chłopaków z baraków” dokładnie wie co robi, bo tym samym wskazuje, że uwaga o konieczności zmiany nastroju, jest tak samo nie na miejscu, jak bezceremonialne wytknięcie komuś jakieś fizycznej anormatywnej cechy. W końcu gapienie się komuś na bebech, ma dokładnie tę samą charakterystykę braku taktu, jak gapienie się na diastemę, czy rozstępy, prawda? O ile jednak dorosły Stefan potrafi wypracować własny mechanizm obronny, to w przypadku małego Jasia strategia obrony wcale nie musi być tak samo skuteczna. A dzieje się tak dlatego, ponieważ otoczenie społeczne małego Jasia chcąc wymusić na nim zmianę polaryzacji walencji najczęściej używa zwrotów „powinieneś” lub „nie powinieneś”, co z czasem zaimportuje do systemu poczucie winy. Jasiu zacznie się po prostu czuć winny ilekroć w jego emocjonalnym systemie pojawią się nastroje o walencji negatywnej, co spowoduje, że zacznie koncentrować na tych epizodach niewłaściwie skorelowaną uwagę uznając, że kiedy jest smutny, to coś z nim jest nie tak, nie spełnia oczekiwań otoczenia, a zatem jest gorszy. Taka strategia widzenia samego siebie w końcu przerodzi się w poczucie obcości, i spowoduje, że każdy epizod smutku będzie się wiązał z powstaniem jednocześnie silnego dyskomfortowego napięcia, dążącego do rozładowania. By sobie z nim jakoś poradzić, Jasio – jak większość osób, które w późniejszym życiu zetkną się z przedsionkiem depresji – najprawdopodobniej użyje strategii sztucznej ekspozycji spod znaku „wszystko jest ok” by nie narażać się na ingerencje otoczenia, co jedynie zwielokrotni intensywność i częstotliwość epizodów smutku. Bo usiłując z nimi walczyć, jedynie nadajemy im siły. A to najgorsza strategia z możliwych, w której podpadamy w coraz częstsze stany smutku i przygnębienia wśród coraz głośniejszych okrzyków „nie powinieneś być smutny” ludzi wokół nas.
Tymczasem walencja – czyli wymienne stany negatywnych i pozytywnych nastrojów jest czymś zupełnie naturalnym dla naszego emocjonalnego systemu i ma do wykonania konkretne zadania, które sami sobie blokujemy usiłując z nimi walczyć pod dyktando naszego otoczenia. A jednym z taki zadań, za które odpowiedzialne są właśnie wektory walencji jest regulowanie procesów poznawczych, czyli mówiąc inaczej: nastrój, w którym się w danym momencie znajdujemy ma kolosalny wpływ na sposoby naszego myślenia. Powszechnie jednak popełniamy podstawowy błąd uznając, że wartościowe myślenie jest przypisane wyłącznie do walencji pozytywnej podczas gdy w rzeczywistości walencja negatywna ma również do zaoferowania wartościowe procesy myślowe, które w przypadku walencji wyłącznie pozytywnej nie są dla nas dostępne. Tę zależność udowodnili badacze z Uniwersytetu Northwestern, pod kierunkiem profesora psychologii społecznej Galena Bodenhausena i to już w 1994 r. Ich eksperymenty dotyczące osadów społecznych pod wpływem wektorów walencji można pokazać na prostym przykładzie. Wyobraźmy sobie taką oto sytuację, w której jedna z koleżanek z pracy zrobiła coś niewłaściwego, na przykład pomyliła raporty miesięczne, w efekcie czego wszyscy dostali niższe premie niż im się należały. Następnie wyobraźmy sobie, że jej czyn, motywację oraz wszystkie okoliczności, które do tej pomyłki doprowadziły ma ocenić aż pięć zespołów sędziów zrekrutowanych z pracowników firmy, którzy na swoich dochodach odczuli skutki pomyłki koleżanki. Pierwszy zespół sędziów nazwiemy uradowanym, bo składa się z ludzi, którzy akurat znajdują się w bardzo silnej pozytywnej emocji. Drugi zespół sędziów nazwiemy zespołem dobrego samopoczucia. Ci już nie są w silnej emocji, jedynie w działaniu nastroju dobrego samopoczucia. Trzeci zespół to zespół emocjonalnie i nastrojono neutralny i to w porównaniu z wynikami tego zespołu będziemy oceniać wyniki uzyskane w pozostałych. Czwarty zespół to zespół sędziów raczej w smutnym nastroju, który nie ma żadnego specjalnego powodu. I ostatni piąty zespół to zespół mocno zezłoszczony, czyli taki, w którym pojawia się silna negatywna emocja. Mamy zatem gradację pięciu stanów – od emocji radości w pierwszym zespole, przez nastrój o walencji pozytywnej w drugim, potem zespół neutralny, zespół o walencji negatywnej i w końcu zespół o emocji negatywnej. Czy ocena postępowania koleżanki w każdym z tych zespołu będzie taka sama? Podejrzewamy że nie i oczywiście mamy rację, bo jak już wiemy zarówno stany emocjonalne, jak i walencja nastrojów ma wpływ na procesy kognitywne. Ale to co odkrył zespół Bodenhausena już nie jest takie oczywiste. Otóż okazało się, że tylko w jednym badanym zespole, poza zespołem emocjonalnie nautralnym, przy wydawaniu oceny zachowania koleżanki nie pojawiły się oceny stereotypowe związane z heurystykami poznawczymi, skrótami myślowymi, czy fałszywi przekonaniami. Był to zespół czwarty – właśnie ten z nastrojem smutku, czyli walencji negatywnej. We wszystkich pozostałych zespołach oceny postępowania koleżanki nie były ani sprawiedliwe ani też zasadne, a więc w istocie dla tejże koleżanki krzywdzące. Co więcej – ten efekt został odkryty nie tylko dla oceny społecznej czyichś czynów, ale również jak się okazało działa w sytuacji, w której ktoś usiłuje nas do czegoś przekonać czy nami manipulować dla jakichś swoich korzyści. Wszystkie grupy poza neutralną i smutną dawały się łatwiej oszukać na przykład ulegając przekonaniu, że ktoś, kto próbuje ich do czegoś przekonać dysponuje rzeczywistą a nie jedynie pozorną wiedzą. Jedynie sędziowie z grupy smutnej byli w stanie dużo racjonalniej spojrzeć na przedstawiane przez manipulatora argumenty i odkryć jakie oszustwo się za tym kryje.
Czy to czasem więc nie jest tak, że nasz emocjonalny system reguluje walencję nastrojów przełączając nas pomiędzy epizodami dobrego samopoczucia i smutku nie po to by nam uprzykrzyć życie, ale po to, by zmobilizować do bardziej racjonalnego wnioskowania na temat tego, czego doświadczamy? By chronić nas przed zbyt wielkim wpływem tych, którzy jadąc na naszym stereotypowym podejściu wyłącznie chcą na tym coś dla siebie ugrać? A może by chronić nas przed samymi sobą, kiedy zakładamy sobie na oczy emocjonalne klapki, bo czujemy się winni, że komuś nie podoba się nasz obecny nastrój i robi wszystko by zwielokrotnić jego dyskomfort? Kluczem jak zawsze jest odwaga, która w tym wypadku polega na umiejętności autonomicznej kontroli nad własnym życiem i ciekawskim zaglądaniem w swoje wnętrze, nawet wówczas, kiedy innym nie specjalnie jest to w smak.
Pozdrawiam