Niepokój o lęk

Wypalenie społeczne
21 lipca 2022
Zakazany smutek
4 sierpnia 2022

Transkrypcja tekstu:

Zacznijmy od prostego eksperymentu: spróbuj przypomnieć sobie siebie z przed 10 lat, by porównać dwa poniedziałkowe poranki. Początek dnia, który był twoim udziałem w ostatni poniedziałek oraz początek dnia w jakiś standardowy poniedziałek sprzed dziesięciu laty. Następnie spróbuj ocenić ile czasu od momentu przebudzenia w tych dwóch poniedziałkach upłynęło do pierwszego bodźca, który jest lub może być źródłem uczucia niepokoju. Tym bodźcem może być jąkaś przeczytana w internecie treść, jakiś fragment wypowiedzi w porannych telewizyjnych newsach, czy rozmowa na konkretny temat. Cokolwiek co rejestrujesz o poranku i co ma potencjał wywołania w tobie niepokoju. Czy odkryłeś albo odkryłaś, że pierwsze niepokojące bodźce dnia pojawiają się obecnie o wiele wcześniej niż przed laty? Że strumień zewnętrznych stymulatorów wydaje się być dużo gęstszy i bardziej intensywny niż kiedyś? To w sumie żadne odkrycie, bo przecież to co się wokół nas dzieje nie wróży niczego dobrego. Kiedy wsłuchać się w docierający do nas każdego dnia strumień informacji można uznać, że w najgorszym razie mamy mocno przerąbane, a w najlepszym jako ludzkość wyginiemy. Dlaczego najlepszym? Bo wówczas planeta sobie od nas odpocznie, a my wreszcie będziemy mieli święty spokój. Zanim to jednak nastąpi trudno się więc dziwić, że się niepokoimy. Co więcej podlegamy dużo bardziej destrukcyjnemu zjawisku, z którym sobie coraz gorzej radzimy i którego zdajemy się nie dostrzegać – otóż coraz częściej zaczynamy się niepokoić tym, że się niepokoimy. To tak, jakbyśmy tonąc we wciągającym grzęzawisku dokładali sobie obciążników powodujących, że złowroga kipiel zaczyna nas wciągać jeszcze szybciej. Dr Michael Stein, psycholog kliniczny i specjalista od walki z lękiem wskazuje, że to zjawisko zaczyna się coraz bardziej nasilać, co widać na przykład po tym, że wyszukiwarki internetowe zaczynają rejestrować coraz więcej pytań o strategie walki z lękiem i niepokojem. Wielu ludzi obecnie zaczyna wykazywać rodzaj nadmiernej czujności na lęk, co powoduje że usiłują analizować swój niepokój by odkryć sposoby na jego opanowanie, przez co jedynie wzmacniają obecność niepokoju w ich życiu. Bo jak słusznie zauważa Stein, po wielu latach badań na lękiem problem polega na tym, że wysiłki i starania mające na celu kontrolować coś, nad czym nie ma się tak naprawdę kontroli jedynie pogarszają sprawę. Lęk nie działa bowiem w taki sposób, w jaki chcielibyśmy by działał. Lęk jest często automatyczną odpowiedzią systemu na zewnętrzne stymulatory, która pojawia się w nie możliwy do kontrolowania sposób. Kiedy zaś usiłujemy uniknąć jego odczuwania, niejako odłączyć system od mechanizmu jego powstawania to w dłuższej perspektywie jedynie zwiększamy lęk. Mówiąc inaczej – im bardziej niepokoi cię to że cię coraz częściej niepokoisz tym twój niepokój stanie się większy i zacznie się pojawiać jeszcze częściej niż do tej pory. Bo tak naprawdę na pojawianie się w tobie automatycznego lęku będącego reaktywnym mechanizmem uruchamianym nie tylko w każdy poniedziałkowy poranek, ale również w ciągu pozostałych dni po prostu nie masz wpływu. A przyśpieszenie i wzmożenie aktywności stymulatorów to stały element naszej medialnej rzeczywistości. Bo tam gdzie udaje się w odbiorcach wywołać lęk – nie ważne czy zasadny czy jedynie napompowany – zawsze jacyś medialni magnaci zbijają na tym kasę. Ostatnio, o czym donosi DailyMail, ukradkiem nagrano wypowiedz Charlie Chestera, jednego z technicznych dyrektorów CNN, który nie wiedząc że jest podsłuchiwany beztrosko wyznał, że po wydojeniu pandemii, stacja szykuje się do kolejnego dojenia – tym razem zmian klimatycznych, bo im więcej strachu tym większa oglądalność, a więc m. in. kasa z reklam. Kiedy więc w poniedziałkowy poranek słyszymy konkretne informacje i z automatu pojawia się w nas lęk, warto wiedzieć, że ktoś właśnie na tym efekcie pompuje sobie kabzę. I to zjawisko nie jest nowe, a czasy w których żyjemy pod względem siania lęku nie są tak silnym naszym pierwszym doświadczeniem. Dla przykładu w latach siedemdziesiątych media całego świata straszyły efektami kryzysu paliwowego z 1973 r. w taki sposób, że większość z ludzi uznała, że apokalipsa i powszechna zagłada ludzkości w ciągu kilku najbliższych lat jest właściwie pewna. Na fali tego społecznego strachu i przekonań powstał m. in. film Mad Max, który nie pokazuje postapokaliptycznego stanu świata za sto czy dwieście lat, ale opowiada o rzeczywistości, która miała mieć miejsce mniej więcej w połowie lat osiemdziesiątych. I wtedy ludzie również walczyli ze wzmożonym niepokojem, szukali strategii na jego pokonanie i również w tych poszukiwaniach przegrywali chcąc odzyskać kontrolę nad lękiem, której nie da się w ten sposób odzyskać. I wówczas również, w imię świętej medialnej instrukcji „if it bleeds, it leads”, którą możemy współcześnie przetłumaczyć jako „musi krwawić, żeby żarło”, ktoś na tym procederze siania strachu zbijał majątek.
Nie chodzi tu oczywiście o to, że nie ma się obecnie czego bać, bo jest dokładnie odwrotnie i powody do niepokoju naprawdę istnieją. Chodzi jedynie o to, by umieć oddzielić rzeczywiste zagrożenia od tych pompowanych w mediach, a te rzadko kiedy do siebie pasują. Jon Patric Hatcher – autor bestsellerowej książki o walce z niepokojem – mówi wprost: i owszem żyjemy w coraz gorszym świecie, ale też żyjemy w coraz większej kulturze panikarstwa, w której szerzenie strachu i złych wiadomości stało się sposobem medialnego przekazu, w którym ze wszystkich stron jest sączony pesymizm i to w wysokiej rozdzielczości. Dodaje, że warto stale pamiętać, iż media głównego nurtu nie przedstawiają nam dokładnego obrazu rzeczywistości. A to w jaki sposób przedstawiają to co przedstawiają powoduje, że czujemy się coraz bardziej bezradni i zaczynamy tworzyć skróty poznawcze, w efekcie których postrzegamy swoje życie coraz mniej optymistycznie. W ten sposób powstaje nieustające poczucie chaosu i niepewności świata. Wprawdzie świadomość tego, że świat się nie pogarsza aż tak, jak jest nam to sprzedawane nie powoduje, że możemy odetchnąć z ulgą i uznać że nic złego się nie dzieje, ale pozwala nam dużo bardziej rozsądnie funkcjonować i racjonalnie przygotować się do realnych, a nie zmyślonych zagrożeń. I owszem żyjemy w nieprzewidywalnym świecie zarządzanym często przez delikatnie mówiąc mało kompetentnych ludzi, na planecie, która na tyle jest już nami zmęczona, że zaczyna się słusznie buntować karząc nam mocno zrewidować dotychczasowe przyzwyczajenia. Już samo to powoduje, że życie staje się coraz trudniejsze. Ale kiedy do tego wszystkiego dołożymy jeszcze sztuczne pompowanie lęku, zarówno przez zewnętrzne stymulatory, jak i przez nas samych kiedy niepokoimy się o własny lęk, to życie staje się jeszcze trudniejsze. Kiedy trudy życia generują w nas niepokój możemy zamiast się im z coraz większym strachem przyglądać po prostu zaakceptować, że w trudnych czasach ich towarzystwo jest czymś absolutnie naturalnym. Ten rodzaj akceptacji lęku jako nieodłącznego towarzysza życiowych zmagań nie musi nadawać mu siły i jednocześnie powodować, by racjonalny ogląd rzeczywistości zamieniał się w podejmowanie całej masy bezsensownych ruchów, których autorem jest panika a nie rozsądek. Poddając się narracji strachu rozsądek jest właśnie tym elementem układanki, który jest tracony w pierwszej kolejności. Kiedy nie ma rozsądku to nie ma jak wytworzyć się tak potrzebna w trudnych czasach elastyczność niezbędna do dostosowania się do nowych warunków. Gdy zaś system nie jest elastyczny tylko usztywniony strachem, to wówczas dużo łatwiej go złamać. Odczuwając niepokój i uznając, że jego pojawienie się jest naturalną reakcją systemu na to co się nam przydarza, uzyskujemy zdolność do odczytania pełnego pakietu informacji, które nasz niepokój ma nam do przekazania. Poddając się zwielokrotnieniu lęku przez własny niepokój tracimy tę zdolność, a stąd już tylko krok do wykonywania wielu zbędnych, pozbawiających nas energii i bezcelowych ruchów. Zdzisiek wyczytał w internetowym serwisie, że zimą będą blackouty, więc od trzech dni przeszukuje sieć zbierając informację o generatorach energii, jej magazynowaniu i innych cudach na kiju, na które wyda tysiące złotych, by móc w razie awarii prądu zasilić lodówkę przed cztery godziny. Antek wykupuje cukier jak szalony i robi przetwory na zimę i w swojej panice nie jest świadomy, że jak w pierwsze trzy miesiące zimy wraz z rodziną pod różnymi postaciami zje te piętrzące się w spiżarni kilkadziesiąt kilogramów cukru, to zaszkodzi sobie i swoim bliskim dużo bardziej niż cokolwiek innego, co tej zimy może się im przydarzyć. Tymczasem tę samą energię, którą właśnie trwoni Zdzisiek z Antkiem można by wykorzystać na dużo bardziej przydatne i rzeczywiście potrzebne ich rodzinom rzeczy, jak na przykład dywersyfikacja dochodów, czy taka zmiana stylu życia (w tym żywienia i nawyków) by dostosowanie się do zmieniających się warunków było jak najmniej dla wszystkich bolesne.
Niepokój i zmartwienie są stałymi elementami naszego życia. Po prostu w ten sposób system reaguje na rzeczywistość, z którą przychodzi nam się mierzyć. Jednak kiedy zaczynamy je dodatkowo zasilać naszą atencją, pozwalając by stawały się w naszej codzienności dominujące tracimy sprawczość i odporność – dwa najważniejsze fundamenty przetrwania. Klucz tkwi w umiejętności zamiany systemu reakcji, na system odpowiedzi, czemu pompowana nadreaktywność raczej nie sprzyja. Sam niepokój w systemie jeszcze nie jest problemem. Staje się nim, kiedy zaczynamy go traktować jak problem.
Pozdrawiam