Transkrypcja tekstu:
„Polej, bo trzeźwiejemy – mówi Kazik do Zdziśka – bawić się trzeba krótko ale intensywnie”. „Ostatni dzień tygodniowych wakacji nad morzem – wzdycha Zdzisiek – a ja się czuję bardziej zmęczony niż jak tu przyjechaliśmy” „Nie marudź – Kazik już prawie wrzeszczy do zdziśkowego ucha, żeby zagłuszyć hałas pobliskiej dyskoteki – zaraz rozpalimy grila, jak tylko przestane padać. I nic się nie martw – odpoczniesz sobie w pracy”. Zdzisiek patrzy na szwagra i dochodzi do smutnej konstatacji, że zaraz po powrocie trzeba będzie wykombinować jakieś L-4, albo przynajmniej na kilka dni przenieść się na zdalną, bo jest nie tylko coraz bardziej zmęczony, ale też zaczyna być rozdrażniony i poirytowany. Czym – no właśnie nie wiadomo do końca, ale wychodzi mu na to, że chyba w ogóle ludźmi.”
O ile dość dobrze obił nam się o uszy termin „wypalenie zawodowe”, o tyle raczej nie uświadamiamy sobie istnienia zjawiska o podobnej nazwie, którego efekty zataczają o wiele większe kręgi niż tylko nasza życiowa aktywność zawodowa. To wypalenie społeczne, zwane w niektórych źródłach społecznym wyczerpaniem. Problem w tym, że wypalenie zawodowe jest przedmiotem wielu badań, prowadzi się szkolenia i kursy pomagające nam go uniknąć czy sobie z nim poradzić kiedy już nas dopadnie. Możemy więc zawsze sięgnąć do dość szerokiej literatury tematycznej, do czego w dużej mierze pomocny będzie wujek Google. Jednak już w przypadku wypalenia społecznego nie dysponujemy tak szeroką bazą wiedzy. I to nie dlatego, że samo zjawisko jest nowe czy też dopiero raczkuje, ale dlatego, że jak do tej pory nie spotkało się z odpowiednio dużym zainteresowaniem badaczy – a przynajmniej nie u nas. W każdym razie obecnie na całym świecie odnotowuje się coraz częstsze przypadki ludzi, którzy – powiedzmy to brutalnie – mają po prostu dosyć innych ludzi. Albo mówiąc bardziej delikatnie stają się nieadekwatnie zmęczeni w efekcie interakcji społecznych, co powoduje szereg reakcji – takich jak unikanie, wycofanie i towarzyszących im uczuć rosnącego niepokoju, stresu, irytacji i przytłoczenia. Jedną z tez przewijającą się u naukowych komentatorów nasilania się tego zjawiska jest to, że obecne wypalenie społeczne zostało dodatkowo wzmocnione przez niedawny efekt przymusowej izolacji wywołanej społeczną reakcją na pandemię. Jednym zaś z filarów przyśpieszenia wypalenia społecznego, które obserwowane jest obecnie ma być efekt nazwany już w latach osiemdziesiątych przez rumuńskiego autora Constantina Toiu, „efektem wypuszczenia z internatu”. Toiu opisał sytuację, w której mamy grupę młodzieńców zamieszkujacych internat o dość surowych regułach. Kiedy przychodzi koniec roku szkolnego i wreszcie bohaterowie tej opowieści ruszają w miasto, to będąc niejako spuszczeni z odbierającej wolność smyczy najprawdopodobniej na tymże mieście nabroją dużo bardziej, niż w sytuacji, w której w ich internacie nie było by tak surowych zasad izolowania ich od reszty społeczeństwa. Chłopaki więc robią burdę w miejscowej knajpie, po czym lądują w areszcie. Podobny efekt znamy również z przed dwóch czy trzech dekad, kiedy to rezerwiści pod odbyciu zasadniczej służby wojskowej wracali do domu. Sam widok zawieszonych na plecach kolorowych chust z daleka informował okoliczną ludność, że raczej na ulicę tego wieczoru nie ma co wychodzić. Psycholog kliniczny, dr Armelia Aldao, praktykująca i publikująca w Nowym Jorku wskazuje, że restrykcje pandemiczne były dla społeczeństwa takim właśnie reżimem, który uwolniony stał się motywatorem do zwiększonej intensywności interakcji społecznych, co wyłącznie przyspieszyło efekt wypalenia społecznego. Żeby wyjaśnić ten interakcyjny fenomen Aldao sięga do teorii zmniejszających się zwrotów, do której wyjaśnienia posłużymy się przykładem… pysznych słodziutkich ciasteczek. Przypomnijmy zatem sobie z naszego życia jakiś ciasteczkowy przysmak. To może być ulubione ciasto babci, lub coś czego mogliśmy spróbować okazjonalnie i na co bardzo czekaliśmy. Ja pamiętam, że w dzieciństwie jednym z obiektów takiego pożądania był dla mnie tort makowy. Niech więc nam posłuży za przykład. Bierzemy się za pierwszy kawałek tortu i czujemy jak ten absolutnie niebiański smak rozpływa się po naszym podniebieniu. Co więcej, uczta ta trwa z każdym kolejnym kęsem, aż w końcu kawałek ciasta znika z talerzyka. W tej sytuacji uznajemy, że zwrot był na poziomie dziesięciu punktów na dziesięć, czyli po prostu ciastko było tak samo pyszne jak je sobie wyobrażaliśmy. No więc na co tu czekać, skoro nikt nie protestuje, a może nawet nie widzi. Bierzemy się więc za kolejny kawałek tortu. Jest tak samo pyszny jak poprzedni, ale utracił już swą nowość doznań, więc i owszem jesteśmy kontenci, a doświadczony raj i wciąż jest rajem ale na ciut niższym poziomie. Rozglądamy jednak się czy nikt nie widzi i łapiemy trzeci kawałek. Kiedy go konsumujemy już zaczynamy dostrzegać na czym polega idea malejącego zwrotu, bo z każdym kolejnym kęsem zaczynamy czuć, że może jednak trochę przesadzamy i możliwe, że trzeba będzie jutro w naszym dniu – tu posłużmy się przykładem z pracy – wykombinować jakieś L-4 czy robotę zdalną. W ten sposób jeśli nasza silna wola przegrywa z łakomstwem z każdym kolejnym kawałkiem ciasta nasza przyjemność z jego pochłaniania zaczyna maleć przy jednoczesnym wzroście odczuwanego dyskomfortu. Wiem, że są tacy, którzy są w stanie wciągnąć cały tort i zagryźć śledziem, ale pozostańmy przy populacyjnej średniej. A w niej im więcej zjemy takiego tortu tym będzie rosło prawdopodobieństwo, że po jego zjedzeniu zaczniemy się gorzej czuć. Tutaj na chwilę przerwijmy eksperyment z tortem i przyjrzyjmy się badaniom przeprowadzonym na uniwersytecie w Helsinkach, w których badano zarówno introwertyków, jak i ekstrawertyków, gdzie okazało się że w obydwu tych grupach u większości badanych zmęczenie społeczne wystąpiło już po trzygodzinnej interakcji z innymi osobami. Tyle, że efekt tego zmęczenia pojawiał się dopiero po jakimś czasie od ustania interakcji ale jeszcze tego samego dnia. Co dowodzi, że efekt zmęczenia społecznego działa na nas z opóźnieniem. Kiedy oddajemy się jakiejś społecznej aktywności w otoczeniu innych ludzi, to wystarczą trzy godziny, by większość z nas jeszcze tego samego dnia poczuła spore zmęczenie. Czego w trakcie trwania interakcji z innymi nie jesteśmy świadomi. Dokładnie tak samo jest z jedzeniem ciastka z naszego eksperymentu. Jeśli później spytalibyśmy samych siebie o ile kawałków zjedliśmy za dużo, to im dalej od końca konsumpcji tym podamy większą liczbę ciastek. W trakcie jedzenia większość z nas decydując się na drugie ciastko nie jest w stanie przewidzieć, że w dwie godziny później uznamy to drugie już na niespecjalnie potrzebne, bo pierwsze wystarczyło by w zupełności. Teraz nałóżmy na siebie te trzy efekty – opóźnione zmęczenie po intensywnych interakcjach społecznych, efekt „wypuszczenia z internatu” oraz efekt pochodzący z zasady malejących zwrotów. Otrzymamy w ten sposób mieszankę wybuchową, w której okresowy brak dostępu do tortu powoduje, że kiedy ten dostęp jest już możliwy to próbując nadrobić stratę zachłystujemy się obecnymi możliwościami jednocześnie w trakcie konkretnych interakcji nie będąc świadomymi przekroczenia pułapu malejących zwrotów i tego, że w konsekwencji zwielokrotnimy prawdopodobieństwo wystąpienia wypalenia społecznego. I to zjawisko jest obecnie na świecie obserwowane coraz częściej. Czy tak jest i u nas? By odpowiedzieć na to pytanie nie trzeba rozglądać się po znajomych – wystarczy pod tym kątem zaobserwować samego siebie i odpowiedzieć sobie, czy obecnie po interakcjach społecznych, po kontaktach z innymi ludźmi nie czuję większego zmęczenia, irytacji, niepokoju czy stresu niż kiedyś? Albo czy wspomniane emocjonalne efekty nie pojawiają się we mnie szybciej i czy nie są nieco nieadekwatne do ich źródeł. Przecież Kazik zawsze był taki sam, a jego ulubiona mantra „poje bo trzeźwiejemy” towarzyszyła mu odkąd pamiętam, jednak teraz wydaje mi się to dużo bardziej wkurzające i osłabiające. Geraldine Orientas, autorka serwisu PsychCentral podaje listę najwcześniejszych oznak, mogących świadczyć o tym, że w naszym życiu zbliża się wypalenie społeczne i na górze tej listy umieszcza kłopoty ze snem, które są pierwszą ostrzegawczą lampką i jej znaczenia nie powinniśmy pomijać. W dalszej kolejności pojawia się poczucie nadmiernej reaktywności, niedostatek energetyczny i coraz częściej obecne oraz trwające dłużej spadki dobrego samopoczucia. Kiedy zaś wypalenie społeczne wchodzi w fazę stałego towarzysza naszego życia wraz z nim w systemie pojawiają się uczucie bezradności i beznadziei, trwały stres, spadek motywacji do robienia czegokolwiek, efekt wycofania się i pierwsze oznaki nadchodzącej depresji. Jakie jest wyjście kiedy zaobserwujemy u siebie powyższe efekty pojedynczo lub występujące wspólnie? Tutaj najczęściej popełnianym błędem jest całkowite odcięcie interakcji społecznych. To tak, jakbyśmy sobie w ogóle odmówili spróbowania czasem makowego tortu, czy sami siebie uwięzili z powrotem w rygorystycznym internacie. W ten sposób jedynie wzmocnimy mechanizm spuszczenia ze smyczy, który pojawi się prędzej czy później jako niechybna reakcja stłamszonych możliwości. Zacznie się huśtawka ze skrajności w skrajność, która sama w sobie stanie się jeszcze bardziej dla nas destrukcyjna. Kluczem nie jest całkowite odstawienie ciastek, ale takie z nich korzystanie, by utrzymywać pod kontrolą zdrowy poziom cukru zabezpieczając się w ten sposób przed najprzeróżniejszymi choróbskami wynikającymi z jego przekraczania. W kontekście społecznym działa ta sama zasada – tylko ty wiesz jaki poziom społecznych interakcji, jaka ich intensywność czy częstotliwość jest dla ciebie optymalna i zdrowa. W jakich społecznych aktywnościach i z kim się najlepiej czujesz. Jeśli twoje osobiste normy są na przykład przekraczane w twoim życiu zawodowym, to nie masz specjalnie innego wyjścia – albo trzeba będzie pomyśleć o zmianie pracy, albo w taki sposób wyregulować społeczną aktywność prywatną, by za jej pomocą stworzyć dla siebie możliwie najlepszą profilaktykę, przeciwko społecznemu wypaleniu. I niestety zacząć należy już teraz. Pozdrawiam