Superpozycja racji

Nudziarz
10 maja 2022
Iluzja końca historii
2 czerwca 2022

Transkrypcja tekstu:

„A nie mówiłem” to zdaje się częsta mantra, którą wypowiadamy, kiedy rozwój zdarzeń potwierdza nasze wcześniejsze przekonanie i jednocześnie przeczy temu, co o tym samym sytuacyjnym wyniku sądził nasz oponent. Im zaś częściej wypowiadamy tę mantrę, tym częściej implikujemy do systemu pewną dość podstępną strategię oceny rzeczywistości, w której to że mamy rację zaczyna jednocześnie dla nas oznaczać, że ktoś inny tej racji już nie może mieć. W ten sposób powstaje spolaryzowany system oceny posiadania racji przypominający trochę grę w ping ponga (którą to nazwę po zastrzeżeniu przez producenta sprzętu zastąpiono terminem tenis stołowy) i w której jeśli piłeczka znajduje się po jednej stronie stołu to oznacza, że nie może się równocześnie znajdować pod drugiej. W tej dwubiegunowej perspektywie albo więc piłeczka racji jest po naszej stronie, albo po przeciwnej. Kiedy więc uczestniczymy w odbijaniu piłeczki racji w trakcie dowolnej dyskusji na dowolne argumenty ostatnią rzeczą, na którą byśmy mogli się zgodzić jest uznanie możliwości by nasza piłeczka mogła znajdować się w stanie kwantowej superpozycji i być jednocześnie po obu stronach stołu. Podobnie jak jednocześnie żywy i martwy kot Schrödingera, czy wtyk USB. Najpierw przecież usiłujemy umieścić go w gniazdku jedną stroną, kiedy nie pasuje zmieniamy strony i kiedy znowu nie pasuje wracamy do pierwszej pozycji i dopiero wtedy udaje się go wpiąć do gniazda. A to jest przecież niezbity dowód na to, że wtyk USB przed próbą podłączenia zawsze znajduje się w superpozycji, skoro pierwsze dwie próby podpięcia kończą się fiaskiem. W każdym razie gra w ping ponga na poziomie obserwatora udowadniania racji wydaje się oczywistym przykładem, że racja może być wyłącznie po jednej stronie sporu.
Kiedy Stefan z Grażyną wybrali się na zakupy nowego telefonu, gdyż poprzedni odmówił posługi okazało się, że w wybranym modelu ostał się w sklepie tylko jeden egzemplarz i to na dodatek w kolorze zielonym. Taką informację usłyszał Stefan w rozmowie telefonicznej ze sprzedawcą, o czym natychmiast poinformował Grażynę. „Wiesz, został im tylko zielony – powiedział z delikatnym grymasem obrzydzenia – więc trzeba dopytać o etui, bo śmiganie z zielonym telefonem to trochę obciach”. Grażyna zwróciła uwagę na grymas niesmaku na twarzy Stefana i była już gotowa zrezygnować z zakupu, ale skoro byli już pod sklepem to może jednak warto zajrzeć do środka. Tamże, kiedy sprzedawca przyniósł pokazać ten zielony zdaniem Stefana koszmar Grażyna klasnęła w dłonie i oznajmiła, że telefon jest i owszem śliczny, tyle że nie zielony, ale pistacjowy, a nawet lekko wchodzący w miętowy. Stefanowi oczy wyszły z orbit i postanowił odwołać się do instancji wyższej i rozstrzygającej, więc zagadnął sprzedawcę: ”Weź pan się zlituj i powiedz jaki to jest kolor?” „Jak by nie patrzeć: zielony!” – powiedział sprzedawca i przezornie usunął się Grażynie z linii strzału znikając na zapleczu. „Pistacjowy!” nie dawała za wygraną Grażyna „Chcesz się przekonać kto ma rację?”. Teraz Stefanowi oczy zrobiły się jak ping-pongi i delikatnie mówiąc lekko się spocił, po czym roztropnie odpowiedział: „Jeśli ty masz rację, to jest przecież oczywiste, że ja jej nie mam, a więc pistacjowy!”
Myron Nelson, psychoterapeuta i licencjonowany doradca kliniczny w jednym ze swoich artykułów zwraca uwagę, jak często dychotomia racji staje się przeszkodą nie tylko w kontekście nieporozumień co do odrębnych zdań na konkretny temat pojawiających się w naszych relacjach, ale przede wszystkim w kontekście możliwości rozwiązania problemów, które są zgłaszane przez innych i które dla nas wydają się być nieuprawnione czy wręcz wyssane z palca. Najprostszym przykładem może być sytuacja, w której kilkunastolatek zmagający się z depresją słyszy od rodzica czy nauczyciela: „Nie bądź taki smutny, przecież nie masz do smutku najmniejszego powodu”. Wtedy właśnie opiekun uznaje, że przecież skoro piłeczka jest po jego stronie stołu, co oznacza, że przygnębienie, apatia czy depresja w przypadku swojego podopiecznego nie są uprawnione, to jednocześnie oznacza, że ta sama piłeczka nie może znajdować się po stronie stołu kilkunastolatka, a więc jedynym wyjaśnieniem jest to, że on zmyśla, jest przewrażliwiony, czy po prostu stara się uniknąć na przykład codziennych obowiązków. I taka komunikacyjna odbijanka ma miejsce w wielu interakcjach społecznych, w których oceniamy czyjąś kondycję psychiczna z naszej perspektywy, z której nie dostrzegamy powodów mogących generować problem, a więc w naszej racji negujemy istnienie problemu. W efekcie próbujemy podjąć działanie czy aktywność, która ma przynieść rozwiązanie problemu i nie rozumiemy czemu nasze wsparcie nie przynosi skutku, a często pogarsza sprawę. Kierujemy się zasadą dychotomii racji, która może być fałszywa, bo uznaje istnienie wyłącznie dwóch par przeciwieństw. Pierwsza para to dwie pozycje złożone z ustawienia „ja mam rację, więc ty nie masz racji”, a druga para to pozycje w ustawieniu „skoro ty masz rację, to ja jej nie mogę mieć”. Tymczasem istnieją jeszcze dwie dodatkowe pary ustawione w pozycjach „ja nie mam racji i ty nie masz racji” oraz „ja mam rację i ty masz rację”. Bo zarzewie sprzeczki o kolor telefonu, w którym Stefan poddaje się bez walki kalkulując przyszłą opłacalność odwrotnej decyzji nie musiało by mieć miejsca, gdyby dwoje graczy tej gry – czyli on oraz Grażyna uznali od początku możliwość istnienia ostatniej superpozycyjnej pary racji, w której telefon jest jednocześnie zielony i pistacjowy. Problem jednak w tym, że o ile w międzypłciowych kontrowersjach kolorystycznych wymiar efektu dychotomii racji raczej nie jest dla danej relacji specjalnie groźny, to już dychotomia racji w ocenie na przykład źródeł stanu emocjonalnego osoby, z którą tworzymy relację, może mieć dużo poważniejsze skutki. A jednym z nich może być recepcja bagatelizowania problemu, która zawsze odbija się echem pod postacią uderzenia w poczucie własnej wartości, skąd już tylko krok do coraz to trudniejszego utrzymania odpowiedniej bliskości i więzi. Nelson wskazuje, że ignorowanie zasady superpozycji racji jest szczególnie niebezpieczne w przypadku zaburzeń depresyjno lękowych, kiedy dochodzi do oceny możliwości sprawczych osoby cierpiącej na takie właśnie zaburzenia. Osoba w depresji widzi w lustrze kogoś bezwartościowego, podczas kiedy jej starający się otoczyć ją opieką bliscy usiłują ją za wszelką cenę przekonać że nie ma racji we własnej samoocenie, bo rację stanowi wyłącznie ich ocena, w której uznają ją za osobę bardzo wartościową. Problem w tym, że ocena patrzącego w lustro ma swoje źródło w zupełnie innych standardach emocjonalnych i warunkowana jest zupełnie inną reaktywnością emocjonalnego systemu. Wówczas mamy do czynienia z rożnymi definicjami zasadności depresji, w których konstruowaniu były brane pod uwagę inne zmienne. W ten sposób zamiast wsparcia, które z życzliwością i troską jest oferowane przez najbliższych w rzeczywistości osoba zmagająca się z konkretnym zaburzeniem otrzymuje jedynie potwierdzenie tego, że jej najbliższe otoczenie nie rozumie jej stanu, nie docenia jego wagi i deprecjonuje cały system jej odczuć. W efekcie w percepcji osoby zmagającej się z zaburzeniem lękowym pomoc okazuje się tak naprawdę opresją, która jedynie zwiększa problem bo wprowadza do interakcji dodatkowe poczucie wyobcowania i niezrozumienia.
Ten efekt jest obecny nie tylko wówczas, kiedy w naszym najbliższym otoczeniu znajduje się osoba doświadczająca jakiegoś konkretnego problemu, na przykład zaburzeń lękowych ale również w sytuacjach, w których po prostu nie potrafimy się ze sobą dogadać. I to we wszystkich relacyjnych interakcjach – przełożony podwładny, rodzic dziecko, nauczyciel uczeń czy partnerzy w romantycznym związku. Wystarczy sobie przypomnieć ile razy, nawet w najdrobniejszych sprzeczkach, kierowaliśmy się wyłącznie dychotomią racji z jej jedynie dwiema możliwymi pozycjami : „jeśli ja mam rację, to ty jej nie masz” i „jeśli ty masz rację, to ja nie mogę jej mieć”. A dzieje się tak, bo w emocjonalnym wzburzeniu ostatnią rzeczą, którą jest w stanie zaakceptować nasze ego jest to, że racja może być po drugiej stronie. Kiedy zaś toczymy spór o obecność pingpongowej piłeczki na własnej stronie stołu jakoś nie bierzemy pod uwagę faktu możliwości istnienia superpozycji, do której odkrycia wystarczy prosta zmiana perspektywy, w której nasza konstrukcja posiadania racji nie wyklucza racji po drugiej stronie, bo obydwie racje mogą mieć zupełnie różne fundamenty i co najważniejsze w każdym z tych wypadków zasadne i prawdziwe. Bo poczucie posiadania racji nie bierze się z nikąd – zawsze jest opierane na jakichś konkretnych przesłankach służących nam do zbudowania zasadności sądów. Problem w tym, że jedne przesłanki wcale nie muszą wykluczać innych, a to oznacza, że zbudowane na nich posiadanie racji może jednocześnie występować po obu stronach sporu. O czym warto pamiętać, nie tylko w naszych relacyjnych nieporozumieniach, ale jak wskazuje Myron Nelson przede wszystkim w ocenie zasadności zmagań z konkretnym psychicznym problemem bliskiej nam osoby.
Pozdrawiam