Transkrypcja tekstu:
„Gdybym to wtedy wiedział, to dzisiaj byłoby zupełnie inaczej”, „Czemu tego nie wiedziałam dziesięć lat wcześniej, nie musiałabym przechodzić przez te wszystkie rzeczy”. Czyż powyższe zdania nie są nam dobrze znane? Wypowiadamy je w wielu różnych okolicznościach, w których jakiś aspekt teraźniejszości rewiduje przeszłość dodając do niej czynnik, którego w przeszłości po prostu nie przewidzieliśmy lub z jakichś powodów w ogóle nie braliśmy pod uwagę. Myślimy wtedy, co za szkoda, że nie skonstruowano jeszcze wehikułu czasu, by można się było cofnąć o kilka, czy kilkanaście lat i samej czy samemu sobie szepnąć co nieco na ucho, żeby ustrzec te nasze przeszłe wersje siebie przed niepotrzebnym wydatkiem energetycznym, czy zaangażowaniem w coś, co finalnie okaże się fiaskiem i stratą czasu. W „Powrocie do przyszłości” jest scena, w której stary Biff z przyszłości wręcza młodemu Biffowi z przeszłości sportowy almanach z wynikami rozgrywek futbolowych, by samemu sobie zapewnić źródło przyszłych dochodów. Czy nie było było by idealnie móc również przejechać się podrasowanym DeLorianem do własnej przeszłości i podpowiedzieć samemu sobie czego nie robić tuż przed popełnieniem jakiejś istotnej życiowej decyzji, która finalnie okazała się błędem? Ile moglibyśmy sobie wówczas zaoszczędzić kłopotów i późniejszych zawiedzionych nadzieji, nie mówiąc już o oszczędnościach finansowych, podejmowaniu pracy, która okazywała się nie tak fajna jak się zapowiadała czy pakowaniu się w nieodpowiednie związki. Niestety wehikuły czasu póki co nie istnieją, więc jedyna podróż którą możemy odbyć do naszej przeszłości może mieć miejsce wyłącznie w naszej wyobraźni. Oddajmy się więc jej na chwilę w celu przeprowadzenia pewnego eksperymentu – wyobraź sobie, że masz możliwość spotkania siebie sprzed dokładnie dziesięciu lat? Jednak w przeciwieństwie do filmowej historii twoim celem nie jest wręczenie sobie z wygranych numerów w totka, ale sprawdzenie, czy i w jaki sposób się przez te dziesięć lat zmieniłaś, czy zmieniłeś? Czy obecnie masz te same cechy osobowe co twoja o dziesięć lat młodsza wersja? Czy na przykład twoja wytrwałość, która dysonowałeś wówczas pozostała bez zmian? Albo twoja stabilność nastrojów, albo sumienność czy pewność siebie? Czy one również nie uległy zmianie? I to pytanie dotyczy jakiejkolwiek zmiany, nie tylko tej na lepsze, ale też tej na gorsze? Tutaj na chwilę zatrzymajmy nasz mały eksperyment i przyjrzymy się wynikom uzyskanym przez badaczy z Uniwersytetów w Edynburgu i Liverpoolu, którzy odgrzebali pewne badanie przeprowadzone w 1947 r. i znaleźli sporą część żyjących uczestników tamtego badania by porównać wyniki cech osobowości po sześćdziesięciu pięciu latach.
W tym oryginalnym badaniu wzięło udział 1028 dzieci urodzonych w Szkocji w 1936 roku. W roku 2012 udało się znaleźć 635 uczestników tamtych badań (417 zmarło, 89 wyemigrowało, a 68 nie udało się naukowcom odszukać), ale tych prawie sześćset pięćdziesiąt osób to i tak spora badawcza próba.
W 1947 roku głównymi badanymi cechami osobowości były właśnie poczucie pewności siebie, stabilność emocjonalna, sumienność, chęć rozwoju, czy poczucie oryginalności i dokładnie istnienie poziomu każdej z tych cech zbadano ponownie po sześćdziesięciu pięciu latach. Okazało się, tutaj zacytujmy wnioski z badań sformułowane przez naukowców, że nie znaleziono dowodów na istnienie stabilności w żadnej z wymienionych cech, co oznacza, że żadna z tych cech na planie naszego życia nie utrzymuje się na tym samym poziomie. I najprawdopodobniej w naszym eksperymencie w większości przypadków pojawiły się podobne wnioski: kiedy przypomnisz sobie siebie sprzed dziesięciu lat pod względem cech osobowych to jesteś w stanie odkryć sporo, często zaskakujących różnic pomiędzy twoją przeszłą wersją o obecną. Ale to nie koniec naszego eksperymentu: teraz spróbujmy sobie wyobrazić, że pytamy naszą o dziesięć lat młodszą wersję o to, czy za dziesięć lat jej cechy osobowe jej zdaniem ulegną zmianie? Jaką odpowiedź usłyszymy? Psycholog z Harvardu Daniel Gilbert nie ma co do tego wątpliwości. Wskazuje on na istnienie efektu „iluzji końca historii”, w którym o ile jesteśmy w stanie dostrzec różnice pomiędzy samymi sobą z przeszłości, kiedy oddamy się refleksji popatrzenia na nasze życie wstecz, o tyle już kiedy nasze przeszłe wersje miały by popatrzeć w swoją przyszłość, czyli na to kim się staną będąc nami obecnie nie są w stanie dostrzec żadnych większych zmian pomiędzy swoim obecnym życiem, a wizją siebie za na przykład dekadę. Uznają, że są jedyną prawdziwą i skończoną wersją siebie samych. Że ewentualny proces zmiany kończy się na nich i nie spodziewają się, że cokolwiek może się w ich przypadku znacznie zmienić. To dlatego Biff z przeszłości lekceważy Biffa z przyszłości, bo nie potrafi wyobrazić sobie siebie aż tak zmienionego. I to nie tylko pod względem fizycznym, ale też umysłowej dojrzałości. Iluzja końca historii powoduje, że potrafimy dostrzec zmiany jedynie wstecz i nie zakładamy, że proces zmian może zachodzić rownież w przyszłości, a ten efekt może mieć kolosalne znaczenie dla naszego życia. Pokażmy to na prostym schemacie. W tym miejscu ustawmy siebie dzisiaj, czyli naszą obecną wersję nas samych z całym zestawem cech osobowych, które nas dzisiaj opisują. W tym miejscu – w przeszłości oddalonej od nas o dziesięć lat ustawmy naszą przeszłą wersję siebie. Zgodnie z efektem iluzji końca historii ten delikwent jest w stanie zobaczyć, że na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat w cechach osobowości zaszły istotne zmiany, natomiast ten przeszły delikwent tych samych zmian nie jest w stanie dostrzec ani ich sobie wyobrazić, bo podlega iluzji w której uznaje, że jego wersja jest wersją ostateczną. No dobrze – ktoś powie – ale co z tego dla nas wynika? Otóż bardzo wiele, kiedy przeniesiemy ten schemat widzenia siebie o kolejną dekadę, czyli do czasu, kiedy pojawi się nasza przyszła wersja w stosunku do obecnej. Oznacza to, że teraz my jesteśmy delikwentem, który uznaje, że jest wersją ostateczną i ma spore trudności z tym, by uświadomić sobie jak bardzo się może jeszcze zmienić. To zaś, że za kolejnych dziesięć lat nastąpi w nas zmiana nie ulega wątpliwości dla delikwenta z przyszłości oraz dla badaczy, którzy udowodnili ten proces na przestrzeni wielu dekad, a nie tylko jednej. Konsekwencje zaś efektu iluzji końca historii są dość istotne, bo przecież jeśli – co założyliśmy na początku – przydałoby się wrócić do przeszłości, by podpowiedzieć co nieco naszej wersji siebie sprzed dziesięciu lat, by uchronić nas samych od popełnienia wielu błędów i powstrzymać przed złymi decyzjami, to ta sama idea będzie przyświecała również naszej wersji z przyszłości. Ten więc delikwent, który reprezentują naszą wersję siebie za dziesięć lat również znajdzie sporo powodów, by do nas wrócić i podpowiedzieć nam to i owo. I nawet nie chodzi tutaj o przewidywanie przyszłości, bo w dzisiejszych czasach jakiekolwiek planowanie przyszłości jest delikatnie mówiąc karkołomnym wyzwaniem. Chodzi wyłącznie o to, w jaki sposób dzisiaj myślimy o sobie i jakie decyzje podejmujemy, w których podświadomie i zgodnie z efektem iluzji końca historii zakładamy, że się nie zmienimy. Chodzi o to, jak planujemy siebie, swoją aktywność, swoje istnienie i jakie jednocześnie błędy w tym planowaniu popełniamy nie będąc świadomymi tego, że to co dzisiaj zaplanujemy na przykład w obszarze naszych zainteresowań może się okazać psu na budę. Albo to w jaki sposób istotność wartości, którymi się obecnie kierujemy zdeterminuje kierunek ścieżki po której obecnie stąpamy i z której kiedyś zawrócimy, bo okaże się że zmieniły nam się drogowskazy? Czy też to, jak głęboko dzisiaj jesteśmy przekonani, że to co nas dzisiaj kręci i pociąga nie utraci dla nas swojej atrakcyjności? Czy to wyobrażeniowe gniazdko, które wijemy w głowie i które otaczamy zestawem naszych obecnych cech nie okaże się dla nas nietrafioną inwestycją? To tak jakbyśmy w wyobraźni widzieli swoją świetlaną przyszłość w domku z ogródkiem, w którym spędzamy każdą wolną chwilę, a finalnie okaże się, że na tyle zmieniły nam się priorytety, że zamiast ogrodowego spokoju, wybieramy pływanie łódką po Antylach, na której pokładzie będziemy się zastanawiać, czy nie lepiej było dziesięć lat wcześniej zamiast w wypasione ogrodzenie ogródka zainwestować w silnik do motorówki, dzięki czemu moglibyśmy rzeczone Antyle pokonywać bez użycia wioseł? I oczywiście nie chodzi tu ani o fizyczny ogródek ani o łódkę a jedynie o wizję tego czym jest wolność i spokój w naszej głowie? O to, czy to w co dzisiaj inwestujemy większość naszych myśli za dziesięć lat nadal będziemy uznawali za zasadną inwestycję? Delikwent z teraźniejszości, kiedy odda się odpowiedniej i co najważniejsze szczerej refleksji nad mentalną inwestycją delikwenta z przeszłości orientuje się jak wiele z tego, co wówczas zajmowało jego umysł dzisiaj nie ma już najmniejszego uzasadnienia. Pytanie jest takie: czy ten sam delikwent z teraźniejszości jest w stanie przewidzieć jak bardzo mu się zmieni pod kopułą za dziesięć lat? Dr Benjamin Hardy, psycholog i autor książki „Osobowość nie jest trwała” przekonuje, że sam fakt brania pod uwagę efektu iluzji końca historii może nam nie tylko pomóc w uniknięciu smutnych konsekwencji życiowych decyzji, które podejmujemy będąc przekonani że się już nie zmienimy. Może nam również pomóc zaakceptować inny efekt. Tym razem taki, którego akceptacja pozwala na doświadczenie sporej ulgi. Ten efekt Hardy nazywa „radością bycia w błędzie”, zgodnie z którym po prostu bez najmniejszej napinki przyjmujemy, że zamiast udowadniać przed samymi sobą nasze obecne ja, lepiej jest przyjąć, że jest przejściowe i ulotne. I niespecjalnie się do niego przyzwyczajać.
Pozdrawiam