Ranny uzdrowiciel

Dyskryminacyjna ślepota
28 kwietnia 2022
Nudziarz
10 maja 2022

Transkrypcja tekstu:

W 2021 roku dr Sara Victor z Departamentu Nauk Psychologicznych Uniwersytetu Texas Tech wraz ze swoim zespołem przeprowadziła badania na niespełna tysiąc siedmiuset studentach, absolwentach i doktorantach kierunków psychologii klinicznej, poradniczej i szkolnej. 80% badanych wykazywało problemy ze zdrowiem psychicznym, a prawie połowa, bo 48% miało zdiagnozowane zaburzenia psychiczne. Przy czym w większości przypadków najczęściej pojawiały się stany depresyjne, zaburzenia lękowe oraz myśli samobójcze. Wniosek jest jest czysto arytmetyczny: osiem na dziesięciu przyszłych psychologów, psychoterapeutów czy wykładowców psychologii w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie doświadcza tych samych problemów, z którymi będą się mierzyli u swoich pacjentów. Badania Sary Victor potwierdzają wyniki uzyskane w badaniach przeprowadzonych w 2006 roku przez brytyjską psycholog z Uniwersytetu Strathclyde w Glassgow. Po przebadaniu 253 osób rozpoczynających certyfikowane kursy psychoterapii okazało się, że u 74% badanych głównym powodem, dla którego zdecydowali się na karierę psychoterapeuty były… własne problemy związane z zaburzeniami psychicznymi powstałymi w efekcie doświadczonych traum i zranień. Tutaj również wniosek możemy zobrazować czysto statystycznie: trzech na czterech psychoterapeutów w Wielkiej Brytanii tak naprawdę kwalifikuje się nie tylko do roli pacjenta psychoterapeutycznego procesu ale w wielu przypadkach również do interwencji klinicznej.
Termin ranny uzdrowiciel pojawił się w pracach Carla Junga, gdzie czytamy, że rana tworzy uzdrowiciela, więc sam fakt doznania zranienia budzi w zranionym potrzebę niesienia pomocy innym, a wówczas własny ból uzdrowiciela staje się miarą jego mocy uzdrawiania. Zaś proces analitycznej pracy z pacjentem składa się również z analitycznego wglądu w samego siebie. Jung – jak łatwo się domyślić – oparł się tutaj na mitologii i najprawdopodobniej do psychologicznego konceptu rannego uzdrowiciela posłużył mu grecki mit o Chironie. To jeden z nieśmiertelnych centaurów, który przez przypadek został ugodzony strzałą Herculesa zanurzoną we krwi Hydry. Nieśmiertelność Chirona uratowała go przed utratą życia, ale zatruta strzała spowodowała, że przez cały czas odczuwał potworny ból. Ruszył więc w świat na poszukiwanie sposobu na uzdrowienie. Niestety nie znalazł właściwego specyfiku, ale po drodze zebrał olbrzymią medyczną wiedzę, która sprawiła, że sam stał się wielkim uzdrowicielem. Co więcej to on wykształcił Asklepiosa (w mitologii rzymskiej zwanego Eskulapem) którego symbol węża oplatającego laskę jest przecież symbolem sztuki lekarskiej.
Jednak szlachetność potrzeby wspierania innych dzieli od próby zagłuszenia własnego problemu cienka czerwona linia. Kiedy zostaje przekroczona pojawiają się dwa podstawowe problemy, o których również wspomina Jung. Pierwszy to rodzaj rzutowania bieguna archetypu zranienia przez uzdrowiciela na swojego pacjenta, z jednoczesnym uzdrowicielem niejako bezpiecznie oddzielonym poprzez rolę, w której się znajduje. Drugi problem to – poruszony w książce Junga „Zasadnicze problemy psychoterapii” efekt konwersji, czyli sytuacji, w której analizowanie ran pacjenta powoduje, że rany uzdrowiciela zaczynają bardziej krwawić. Może się to nam wydawać nieco abstrakcyjne jungowskie gdybanie, ale pamiętam przypadek kobiety w trakcie burzliwego rozstania z wieloletnim partnerem zakończonego rozwodem, która miała wiele powodów do bycia wściekłą na facetów i która zrejterowała z psychoterapii – jak mi mówiła – bo takiej anty męskiej agresji nawet sobie nie wyobrażała. Okazało się że pani psychoterapeutka była po dwóch rozwodach, które zostawiły w jej życiu niezagojone rany. Wprawdzie rzecz miała miejsce w Austrii, ale chyba nie trzeba specjalnej wyobraźni by się zorientować, że problem zranionego uzdrowiciela nie jest domeną tylko jednego zakątka świata. I co najważniejsze – efekt zranionego uzdrowiciela nie dotyczy wyłącznie wsparcia psychologicznego. Ujawnia się rownież w innych obszarach naszego życia – wszędzie tam, gdzie pojawiają się uzdrowiciele i ich podopieczni: w ogólnej służbie zdrowia w relacji lekarz pacjent, w biznesie w relacji mentor podopieczny, w relacji nauczyciel uczeń. Bardzo często również w relacji rodzic dziecko a nawet w relacji pomiędzy mistrzem i uczniem podążających ścieżką duchowego rozwoju. Problem jednak w tym, że o ile jesteśmy w stanie dostrzec jedną strzałę, która dotkliwie zraniła Chirona, to zazwyczaj nie jesteśmy świadomi tego, że istnieje jeszcze druga strzała – ta, której nie jest w stanie przezwyciężyć nawet nieśmiertelny grecki centaur. O ile bowiem jungowskie doświadczenie zranienia staje się imperatywem do stworzenia uzdrowiciela, a więc zranienie poprzedza misję udzielania pomocy innym, o tyle istnieją też zranienia, które pojawiają się już po pojawieniu się misji uzdrowiciela. Rany, z którymi uzdrowiciel sobie zazwyczaj nie radzi i które finalnie spowodują, że zaczyna on tracić swą moc uzdrawiania. Na jedną z takich ran zwraca uwagę Sarah Abedi, lekarz specjalizujący się w medycynie ratunkowej i blogerka, która mówi że na przykład obecnie w USA lekarze umierają przez samobójstwo dwukrotnie częściej niż wszyscy inni, a śmiertelność samobójcza wśród kobiet lekarzy jest o 400 procent wyższa w porównaniu z kobietami wykonującymi inne zawody. Sama zaś rana ma swoje źródło w nierozwiązywalnym napięciowym konflikcie pomiędzy decyzjami, których podejmowanie wymusza na lekarzu system opieki zdrowotnej, a tymi, które w jego przekonaniu należało podjąć by ratować zdrowie i życie pacjenta. Sarah Abedi nazywa te rany urazami moralnymi i wskazuje konkretne sytuacje, w efekcie których powstają. To na przykład odmówienie pomocy medycznej ze względu na brak ubezpieczenia, co dla wielu lekarzy oznacza sprzeniewierzenie się przysiędze Hipokratesa. Rany te również powstają wówczas, kiedy występuje konflikt pomiędzy tym, co lekarz uznaje za dobre dla pacjenta, a tym że pacjent dokonuje własnych wyborów sprzecznych z perspektywą lekarza. Wprawdzie głos Abedi dotyczy wyłącznie pomocy medycznej, jednak druga, niewidzialna strzała Chirona pojawia się również w innych obszarach naszego życia – tam gdzie mamy do czynienia z uzdrowiciel podejmującym się wsparcia jakiegoś podopiecznego. Kiedy uczeń robi sobie życiową krzywdę wbrew wskazówkom nauczyciela, ten ostatni doświadcza zranienia – przy czym pamiętajmy że dotyczy to relacji, w której uzdrowiciel troszczy się o los podopiecznego i rzeczywiście kieruje się swoją życiową misją niesienia wsparcia innym. Jeśli taka troska nie występuje, to pamiętajmy że nie mamy już do czynienia z relacją uzdrowiciel podopieczny, ale zwykłą transakcją handlową, w której walutą mogą być nie tylko pieniądze, ale czas, energia czy zainteresowanie. Kiedy jednak mamy do czynienia z rzeczywistą potrzebą niesienia pomocy innym, to przeszkodą na drodze tego procesu nie jest wyłącznie pierwsza strzała, czyli pierwotne zranienie uzdrowiciela i to czy uzdrowiciel jest w stanie sobie z tym poradzić. Ale również druga, czy to w jaki sposób proces uzdrawiania dotknie samego uzdrowiciela. Jednak ani pierwsza, ani też druga rana uzdrowiciela nie przekreślają jego możliwości uzdrawiania pod warunkiem, że jest w stanie skutecznie zmierzyć się z obydwoma rodzajami bólu i rozwiązać swój problem bez z jednej strony potrzeby projektowania bólu na podopiecznego, a z drugiej strony w taki sposób, by powoli rozkręcające się koło autodestrukcji nie wpędziło go w otchłań wypalenia zawodowego, ucieczki w odcinający od rzeczywistości nałóg, czy wyniszczające poczucie beznadziei.
Co zatem zyskujemy dzięki wiedzy o dwóch rodzajach zranień uzdrowicieli i jaki sposób może to zmienić naszą perspektywę widzenia siebie. Pokażmy odpowiedź na przykładzie obszaru psychoterapeutycznego wsparcia, jednak nie zapominając że to zjawisko jest o wiele szersze. Otóż obecnie coraz więcej osób decyduje się na skorzystanie z psychologicznej pomocy. Dawny temat tabu powoli ustępuje społecznej potrzebuje i staje się ponad płciowy i coraz trudniej kwalifikowany wyłącznie do określonego przedziału wiekowego. Co więcej, wraz z niepokojem społecznym, wieloma negatywnymi zjawiskami, których w ostatnim czasie doświadczamy musimy się spodziewać niebawem sporego przyrostu tego zainteresowania. Z jednej strony z ekonomii wiemy, że popyt tworzy rynek, co oznacza, że coraz więcej osób wybierze zawodową drogę psychicznego uzdrowiciela. Z drugiej strony – posługując się wciąż przecież aktualną, co potwierdziły cytowane na początku wykładu badania, perspektywą Junga – im więcej zranionych, tym więcej tych, którzy odczują potrzebę stawania się uzdrowicielami. Skoro tak, to uzdrowicieli zacznie nam szybko przybywać – zarówno tych certyfikowanych, jak i samozwańczych. Kiedy zaś rynek puchnie od ilości chętnych na dany zawód, tym bardziej obniża się poziom wymaganych kwalifikacji, by taki zawód uprawiać. To z kolei oznacza, że niebawem pojawi się na rynku cała masa uzdrowicieli, którzy finalnie mogą przynieść temu rynkowi więcej szkody niż pożytku. Co zatem możemy zrobić? Jak zwykle zacząć od samych siebie. Jeśli więc dostrzegasz w sobie imperatyw uzdrowiciela, to zanim się zanurzysz w tym imperatywie spróbuj odpowiedzieć sobie na proste pytanie, czy czasem sama lub sam nie zmagasz się z jakimś rodzajem rozbabranej rany, z którą nie potrafisz sobie poradzić i czy podejmując się wspierania innych kierujesz się wyłącznie szlachetną misją, czy też gdzieś na dnie pobrzmiewają głosy usiłujące zagłuszyć twój własny problem? Otóż w tej materii pozwolę sobie na zdanie odrębne od Junga. Uważam, że ranni uzdrowiciele mają moc uzdrawiania tylko wówczas, kiedy ich własne rany zostały zaleczone i pozostają bez wpływu na ich obecne funkcjonowanie. Bo nie zapominajmy, że uzdrowiciel swoją kondycją psychiczną zaświadcza o skuteczności własnych metod. Uważam rownież, że podjęcie decyzji co do bycia uzdrowicielem powinno być zawsze skonfrontowane z koniecznością zmierzenia się – i to prędzej czy później – z drugim rodzajem ran. Tymi, które pojawiają się, kiedy sprawy nie idą po myśli uzdrowiciela i to z różnych powodów, również tych od niego niezależnych. I właśnie wówczas potrzebne będą dodatkowe zasoby sił, z których skorzystanie może nie być możliwe, jeśli zostały utracone w pierwszej ranie.
Pozdrawiam