Transkrypcja tekstu:
Wyobraź sobie makabryczną grę komputerową, w której lecisz samolotem ponad chmurami i nagle zaczyna wszystkim niemiłosiernie rzucać. Samolot zdaje się podskakiwać jak kotlet na patelni – nieregularnie i w nieprzewidywalnych momentach. W pierwszym odruchu masz ochotę natychmiast wysiąść, ale problem w tym, że niespecjalnie jest gdzie, bo przy pokładowym kiblu stoi już kolejka do pawia. Zostajesz więc na miejscu otoczony wianuszkiem komputerowych dzieci z oczami jak u kota ze Shreka szukającymi w tobie oparcia i ratunku. W końcu tuż nad głową, jak królik z kapelusza wyskakuje maseczka tlenowa. I wtedy na ekranie pojawiają się dwa przyciski – za pomocą tego po lewej najpierw maseczkę zakładasz najbliższemu dzieciakowi. Kiedy jednak wybierzesz przycisk po prawej to najpierw maskę tlenową zakładasz sobie. Ale ty przecież jesteś superbohaterem w obcisłym wdzianku i kolorowych rajtach, więc… jaką decyzję podejmiesz? Który przycisk wybierzesz? A co mi tam – to w końcu gra – kombinujesz i naciskasz lewy przycisk. Maska tlenowa ląduje na rozkosznej buźce najbliższego dzieciaka i jednocześnie na ekranie widzisz, że wskaźnik poziomu mocy twojej postaci spadł do ostatniej mrugającej czerwonej nitki. W końcu i ta nitka znika. Koniec. Niestety musisz zacząć grę od ostatniego zapisanego punktu. Tyle że w życiu jakoś nikt nie wpadł na to, by zapisać poprzedni poziom i by po całkowitej utracie mocy można było wrócić do zapisanego miejsca. Ale reguła z maską tlenową jest dokładnie taka sama – żeby utrzymać moc, móc dalej egzystować jak również nieść pomoc innym musisz najpierw zadbać o siebie – jakkolwiek antybohaterskie ci się to wydaje. Bo kiedy z superbohatera zamienisz się w roztrzęsioną psychiczną marmoladę, którą codzienna dawka emocji zamienia w niestrawny kisiel to nikomu już nie pomożesz. I ta idea znana jest od tysięcy lat – już mistycy wschodu mawiali, że kiedy nie zadbasz o to by twoja miska była pełna zupy, to docelowo nie będziesz się miał czym podzielić. I na tym właśnie polega paradoks miski – z pustej miski nie nakarmimy nikogo. Pustą miską nie nakarmimy również siebie. Kiedy w tej starożytnej przestrodze zawartość miski zamienimy na psychiczną kondycję to szybko się zorientujemy na czym polega nasz dzisiejszy problem i jak szybko zacznie zbierać swoje żniwo. Stąd też obecnie w większości psychologicznych magazynów publikowanych na świecie pojawia się coraz więcej artykułów koncentrujących się właśnie na tym problemie. Otóż w katastrofalnie trudnych czasach – najpierw wyniszczonych przez pandemiczne szaleństwo z jego irracjonalną obsługą zarówno systemowo medyczną, jak i ekonomiczno gospodarczą, potem zrujnowanych przez ekonomiczny upadek wielu portfeli i odczuwalne pogorszenie życiowego poziomu, następnie dobitych wojną i wszystkim co się z jej skutkami dla nas wiąże – jedynym sposobem by przetrwać i nie utracić mocy wspierania innych jest zadbanie o siebie, bo kiedy tego nie zrobimy, nasz wskaźnik mocy superbohaterów zgaśnie na dobre i niestety już się nie podniesie. I jakkolwiek nas to może wzdrygać domniemanym egoizmem, to niestety jedyny sposób by sobie z tymi trudnymi czasami poradzić. Po dokonaniu więc przeglądu wielu artykułów opublikowanych w tym tygodniu zebrałem kilka zasad, które warto przynajmniej rozważyć.
Zasada pierwsza: zaakceptuj, że czujesz się źle.
Paradoksalnie ta zasada chroni nasz system emocjonalny, chociaż przeczy naszym dotychczasowym nawykom, w których uznajemy, że powinniśmy się czuć wyłącznie dobrze, więc kiedy czujemy się źle usiłujemy ten stan przerwać, zablokować, naprawić czy zrobić cokolwiek, co ma nam przywrócić dobre psychiczne samopoczucie. Oczekiwanie, że zawsze albo przynajmniej przez większość czasu będziemy się czuli zadowoleni, pogodni i szczęśliwi jest po prostu nierealistyczne i prowadzi do upośledzenia społecznego, którym potrafimy zaręczyć siebie i innych. Akceptacja w tej pierwszej zasadzie dotyczy zaś tego, by przyjąć jako normę to, że czasem czujemy się dobrze, jak i czasem czujemy się źle oraz tego, że sposobem na złe samopoczucie nie jest uciekanie od niego i presja by poczuć się lepiej. Można sobie radzić również w tych sytuacjach, których czujemy się gorzej, a dopiero wówczas ćwiczymy naszą odporność. To danie sobie prawa do złego samopoczucia nie tylko uspokaja system, ale oznacza również, że zaczynamy inaczej patrzeć na innych. Bo skoro sami akceptujemy epizody swego złego samopoczucia jako stały element naszej psychicznej kondycji, to takie samo prawo do kiepskiego samopoczucia musimy również przyznać innym. A to naprawdę ułatwi nam społeczne funkcjonowanie.
Zasada druga: ogranicz informację
Ta zasada nie oznacza, że trzeba się zamknąć w łazience, żeby się schować przed wieściami napływającymi ze świata. Oznacza jedynie, by zminimalizować ekspozycję na przekaz do konkretnych momentów dnia rezygnując z kompulsywnego przeglądanie wiadomości w każdej możliwej chwili. Wystarczy jak rano przejrzysz internety i poświęcisz na to piętnaście minut, bo kiedy wydarzy się coś super istotnego w ciągu dnia, to i tak do ciebie taka informacja dotrze. Jednak stosując tą zasadę oszczędzamy swoje receptory lęku i stresu do takiego poziomu, w którym to wciąż my decydujemy w jaki sposób działać i co robić, a nie nasz lęk czy przerażenie. Wiele badań udowodniło, że tzw. chroniczna absorpcja niepokojących wiadomości medialnych wiąże się trwałym upośledzeniem stanu psychicznego.
Zasada trzecia: radykalna akceptacja
Marsha Linehan, amerykańska psycholog i twórczyni terapii dialektyczno-behawioralnej wprowadziła ten termin w swojej książce z 1993 roku dedykowanej narzędziom terapeutycznym stosowanym w zaburzeniach typu borderline. Dotyczy on takiego podejścia, w którym niezgodę na dyskomfortową rzeczywistość zastępujemy pełna akceptacją tego, czego doświadczamy. To podejście, w którym nie rezygnujemy z udziału w rzeczywistości, czy też nie staramy się unikać jej przejawów, ponieważ się na nią nie zgadzamy czy nam się po prostu nie podoba. To przyjęcie perspektywy, że to czy rzeczywistość nam się podoba czy też nie, nie zwalania nas z potrzeby reaktywnego w niej uczestnictwa. Po prostu akceptujemy to co jest, takim jakie jest. Nie oznacza to że mamy przejść na ciemną stronę mocy i zacząć cieszyć się tym, co się dzieje. Oznacza to, że akceptujemy, że istnieją rzeczy których nie możemy zmienić i zamiast pogrążać się w cierpieniu naszej niezgody możemy działać na rzecz zmniejszenia otaczającego nas cierpienia.
Zasada czwarta: unikaj substancji sztucznie zmieniających nastrój
Formuła „jak tu się nie napić” i jej realizacja, to jedynie iluzja poprawy nastroju. Możemy w ten sposób poczuć jedynie chwilowy spadek napięcia, ale w dłuższej perspektywie tak naprawę sobie szkodzimy. Suto zakrapiany wieczór będzie wymagał klina, przypalone zioło sprawi, że kolejnego dnia zapragniemy powtórki z rozrywki. W ten sposób niestety tracimy zarówno sprawczości, jak i odporność. To ucieczka w ciemną czeluść, w której z dnia na dzień zaczyna się robić coraz ciemniej. Wbrew pozorom, zamiast oczekiwanej ulgi otrzymujemy w prezencie jedynie większą podatność na stres, większe rozchwianie emocjonalnego systemu, wybuchy niekontrolowanych emocji i epizody przygnębiania. To w istocie dołożenie sobie większej liczby problemów w już i tak sporej ich dawce.
Zasada piąta: zadbaj o to co jesz i jak śpisz.
Zdrowe, regularnej posiłki to podstawa prawidłowego funkcjonowania organizmu. Jeśli do tego dołożymy odpowiednią dawkę snu, to otrzymamy niezbędne minimum potrzebne organizmowi w trudnych czasach. Bo organizm potrzebuje naszego wsparcia, żeby nas nie zawieźć. A jedzenie i sen to najprostszy i jednocześnie najskuteczniejszy sposób ładowania naszych energetycznych akumulatorów. Zatem pora przejść na system: „dzień bez zupy to dzień stracony” i porzucić system „kanapka w łapę i drogę”. Jeśli masz kłopoty z zaśnięciem, bo stresujące negatywne myśli nie chcą się w nocy od ciebie odczepić to najlepszym i jednocześnie najbardziej radykalnym sposobem jest energetyczne odcięcie. Po prostu przed snem zaplanuj taki wysiłki fizyczny, by z zaśnięciem nie było kłopotów. To może być na przykład intensywny godzinny spacer przed snem – sama czy sam wiesz najlepiej po jakiej aktywności fizycznej najszybciej zasypiasz.
Zasada szósta: pielęgnuj więź
Szukaj wśród bliskich ci osób – zarówno w rodzinie, jak i wśród przyjaciół tych, którzy podzielają twój system przekonań ale nie narzucają ci swojej wizji świata. Tych którzy potrafią cię wysłuchać bez przerywania i którzy mówią ważne i ciekawe rzeczy skłaniające cię byś sam im nie przerywał. Szukaj rozsądku i trzeźwości myślenia, a nie emocjonalnych zrywów. Szukaj mędrców a nie superbohaterów. Szukaj takich osób, z którymi rozmowa będzie przynosiła ci ulgę i przeświadczenie, że w twojej perspektywie świata nie jesteś osamotnioną wyspą. Dziel się najlepszymi wzorcami swojego funkcjonowania i podpatruj najlepsze wzorce wypracowane przez innych. Śledź tzw style samoorganizacji i czerp z nich to, na czym możesz skorzystać. I w końcu zadbaj o komunikację – system wsparcia musi być dobrze skomunikowany a wszystkie elementy systemu świadome siebie nawzajem – zarówno wśród rodziny, jak i wśród tych, z którymi najczęściej wchodzisz w interakcję.
Zasad siódma: wykorzystaj paradoks stresu
Okazuje się, że paradoksalnie w trudnych czasach dużo łatwiej jest nam wdrożyć nowe, korzystne nawyki zarówno mentalne, jak i zdrowotne. Kiedy szukamy chwilowego wytchnienia od tej oleistej mazi problemów, którą jesteśmy oblepieni możemy i owszem zamknąć się na chwilę w piwnicy, ale możemy również pójść na przykład pobiegać, czy wreszcie zająć się tak długo odkładaną nauką medytacji. Wiele badań pokazuje, że to właśnie chęć chwilowego resetu skłoniła wielu ludzi do formowania nowych, zdrowych i korzystnych nawyków. Kiedy się im oddajemy tworzymy przestrzeń własnego wewnętrznego spokoju, dzięki której cały nasz energetyczno emocjonalny system sam się reguluje. Ale działa to nie tylko w obszarze aktywności fizycznej. Ciężki czasy równie paradoksalnie wspomagają zmienę nawyków żywnościowych, skuteczne odchudzanie, dawno planowane a nigdy nie zrealizowane przejście na wegetarianizm itp. Dzieje się tak dlatego, że nowy nawyk wraz z jego wdrożeniem absorbuje umysł czymś innym niż nasza dotychczasowa codzienność. Może warto wykorzystać okazję?
Siedem powyższych zasad nie rozwiąże żadnego problemu, ale nie taka jest ich rola. Są wyłącznie tlenową maską, którą w pierwszej kolejności aplikujemy sami sobie i dopiero wówczas stajemy się dużo bardziej skuteczni w dowolnym działaniu. A teraz będziemy potrzebowali wyjątkowych pokładów siły i odporności – zarówno w organizacji własnego życia, jak i wspierania w tej organizacji wszystkich tych, którzy czekają na naszą pomoc.
Pozdrawiam