Ego-syntoniczna wredota

Dlaczego potrzebujemy wiary w spiski?
2 lutego 2022
Nauka myślenia II
17 lutego 2022

Transkrypcja tekstu:

„Z tego się nie wymigasz” – powiedziała Grażyna do Stefana stojąc przed nim w nowej sukience. „Czy mi się wydaje, czy wyszczuplałaś?” – odpowiedział Stefan, bo ta odpowiedź znajduje się dość wysoko na jego liście rzeczy do powiedzenia, kiedy się nie wie co powiedzieć. „Nie o to chodzi, cwaniaku – westchnęła Grażyna – idziemy dzisiaj na urodziny cioci Zuzanny, gdzie większość mojej rodziny zobaczy cię po raz pierwszy. I niestety będzie tam też wujek Rafał, mąż ciotki Zuzy, który nie jest specjalnie miły. Lubi dokuczyć, prowokować i powiedzieć coś obraźliwego prosto w oczy. Więc proszę cię spróbuj mu nie podpaść i może jakoś wspólnie uda nam się tę imprezę przetrwać.”
Trzy godziny później Grażyna i Stefan siedzą przy obficie zastawionym stole w wianuszku kilkunastu szacownych wujków i ciotek. To ten moment imprezy, w którym jeszcze się nie wytworzyły małe grupki wzajemnych zainteresowań, więc, jak ktoś coś teraz mówi przy stole, to wszyscy słuchają. No i oczywiście Stefana posadzono na wprost aż dyszącego szyderą wujka Rafała. I oto właśnie pojawia się kulminacyjny moment – wujek zwraca się do Grażyny swoim tubalnym głosem: „Myślałem Grażynko, że stać cię na kogoś lepszego niż taki cymbał” – po czym wujek wlepiając już wzrok w Stefana mówi: „No chyba, że młody człowieku, uda ci się jakoś nas tutaj do siebie przekonać”. Przy stole zapada niezręczna cisza. Stefan podnosi głowę, spogląda dziarsko w wujkowe oczy i odpowiada: „Wie wujek co, tam są takie drzwi w korytarzu, te od łazienki. Za nimi jest duże lustro. Wujek tam pójdzie, nachyli się wujek do tego lustra i powie do niego tak: „Jesteś wredny i nieuzasadnienie chamski dla innych”. I jak tylko wujek wypowie te słowa, to niech teraz ten z lustra spróbuje wujka do siebie przekonać”. Teraz cisza przy stole nie tylko stała się niezręczna, ale jeszcze na dodatek mroczna. Nawet wujek Rafał się tak zapowietrzył, że nie jest w stanie wydobyć z siebie słowa. Grażyna nie wie gdzie podziać oczy, a tymczasem Stefan, jak gdyby nigdy nic, sięga po marynowane grzybki, gdyż je bardzo lubi.
Zostawmy teraz tę scenę i przyjrzyjmy się pewnemu zjawisku tworzenia się nawykowych i jednocześnie mrocznie zaburzonych składowych tożsamości. Oto wyobraźmy sobie kogoś, kto generalnie mówiąc nie jest szczególnie miły dla innych. Nazwijmy go – jak łatwo się zorientować po przykładzie wprowadzającym – panem R. Inni go raczej drażnią, bo nie pasują mu do życzeniowego świata, który stworzył sobie w głowie, w którym to świecie inni powinni podporządkować się jego oczekiwaniom. Skoro zaś tego nie robią – nie zachowują się tak jak tego oczekuje, nie myślą tak jak jego zdaniem powinni, również nie wypowiadają się w sposób, który on uznałby za właściwy, więc pan R zaczyna do nich odczuwać rosnącą niechęć. Im większa jest autodiagnozowana przez R rozbieżność pomiędzy oczekiwaniami w stosunku do innych, a rzeczywistością, tym większe napięcie emocjonalne pojawia się w jego systemie. Ponieważ pan R raczej nie ma pojęcia ani o socjologii relacji, ani o zasadach komunikacji interpersonalnej, nie mówiąc już o mechanizmach emocjonalnych systemów, wypracował sobie tylko jeden sposób na pozbycie się tego napięcia. Jest nim przytyk, kąśliwa uwaga, jakiś rodzaj emocjonalnego ciosu skierowanego wprost do tych, którzy w jego mniemaniu są odpowiedzialni za powstanie w jego systemie dokuczliwego emocjonalnego napięcia. Mówiąc inaczej pan R wypracował sobie prostą strategię rozładowywania złości polegającą na nękaniu innych. Kiedy komuś dokuczy, dopiecze i kogoś sponiewiera odczuwa emocjonalną ulgę. W ten sposób pojawia się stały behawioralny styl dowalania bliźnim działający w systemie jako niezbędny regulator napięcia.
Dr Daniel Lobel – psycholog kliniczny oraz adiunkt na wydziale psychiatrii w Mont Sinai School of Medicine w Nowym Jorku wskazuje, że jeśli u danej osoby tendencja do ranienia innych nie zostanie poddana zakwestionowaniu lub kontroli (nie tylko przez otoczenie takiego kogoś, ale również przez jego wewnętrzny system ostrzegawczy) to wówczas ranienie innych staje się nieświadomym nawykiem tworząc wzór dla części osobowości lub struktury charakteru. Co więcej taka osoba z czasem uzna, że traktowanie innych w ten sposób jest czymś normalnym, rodzajem naturalnej ekspresji definiującej charakter. Coś, co jest naturalnym efektem samookreślenia, zgodnym z własnym obrazem ego. Czyli, używając terminu pochodzącego z zakamarków psychoanalizy, efektem syntonicznego ego.
Tutaj wyjaśnijmy po krótce ten termin – otóż w psychoanalizie wskazuje się, że nasze zachowania, podzielane wartości, idee i myśli oraz emocje mogą być ego-syntoniczne, czyli takie, które są zgodne i idealnie wręcz dopasowane do obrazu samego siebie. Czyli mówiąc innymi słowy wówczas poprzez nasze zachowania potwierdzamy to w jaki sposób o sobie myślimy. To na przykład sytuacja, w której jeśli uznajemy się za osobę uczciwą (czyli tworzymy taki obraz samych siebie w głowie), to w zachowaniu syntonicznym, kiedy popełnimy jakiś błąd nie mamy problemu z tym by się do tego błędu przyznać, bo jest to zachowanie zgodne z naszym obrazem siebie. Opozycją jest tutaj efekt ego dystonicznego, czyli sytuacje, w których nasze zachowania są w konflikcie z własnym obrazem siebie, a to oznacza że zachowujemy się sprzecznie w stosunku do tego, co dyktuje nam obraz nas samych. Tutaj posługując się poprzednim przykładem możemy powiedzieć, że zachowanie dystoniczne będzie miało miejsce, kiedy uważamy się za osobę całkowicie uczciwą i jednocześnie zatajamy to, że w jakiejś sytuacji popełniliśmy błąd.
W naszej opowieści i studium przypadku pan R jest idealnym przykładem ego-syntonicznego – zachowuje się zgodnie z wytworzonym wewnętrznym własnym obrazem siebie. Dzieje się tak, ponieważ, po odpowiednim czasie zachowań spod znaku ranienia ludzi uznał, że takie zachowania są stałym elementem jego osobowości, ekspresją jego tożsamości i nie dostrzega w nich niczego ani nienaturalnego ani też złego. Mówiąc inaczej: z perspektywy pana R on nie zachowuje się źle, nieodpowiednio czy w sposób, który wymagałby jakiejkolwiek korekty. W jego przypadku ranienie innych stało się ego-syntoniczne, a więc całkowicie zgodne z tym, za kogo się uważa i z kim mu dobrze. Jeśli na przykład spróbujemy mu zwrócić uwagę, że jego zachowanie może sprawiać komuś przykrość, czy kogoś ranić to będzie w szoku i uzna, że to my jesteśmy dla niego wredni, a nie on dla innych. Jak zauważyli psycholodzy z Uniwersytetu w Waszyngtonie Oltmans i Powers, w wydanej w 2012 roku książce „Poznając naszą patologię”, większość zaburzeń osobowości na charakter ego-syntoniczny, a to oznacza, że ludzie uznający swoje zaburzenie jako cechę osobowości, nie będą wykazywali tendencji do zaniżania częstotliwości swoich zachowań. Dzieje się tak ponieważ nie widzą w nich niczego niewłaściwego. To trochę tak, jakby ktoś na przykład cierpiał na przewlekły kaszel i nie uznawał tego jednocześnie za jakikolwiek problem, kaszląc głośno wszędzie i zawsze, a zwracanie mu uwagi odbierał wyłącznie jako wymierzone w niego chamskie zachowanie innych osób.
Jednak w tym mechanizmie istnieje pewien kruczek, a raczej moglibyśmy powiedzieć paradoks. Otóż w sytuacji, w której konkretne zachowanie wymierzone w innych staje się u danej jednostki cechą o strukturze ego-syntonicznej poziom internalizacji tej cechy oraz prędkość jej wykształcenia są, czego najbardziej nie chcemy zazwyczaj przyznać, ściśle związane z warunkami środowiskowymi. Mówiąc wprost – to jak szybko pan R uzna, że ranienie innych jest po prostu naturalną ekspresją jego charakteru i nie ma w tym nic złego oraz na jak wysokim poziomie zasymiluje takie uznanie za naturalne zależy od tego, czy i z jak wielkim protestem swojego otoczenia spotka się po drodze. I tu się pojawia podstawowy problem, bo najczęściej raczej nie chcemy podejmować walki z kimś takim i wolimy sobie zaoszczędzić przykrości z jakimi będziemy się musieli w takiej walce zmierzyć. Dlatego też strategia Grażyny i jej rodziny, z punktu widzenia energetycznego bilansu wydaje się jedyną rozsądną w takich okolicznościach i to dlatego Grażyna zanim jeszcze znajdzie się na rodzinnym spotkaniu mówi o nim w kategoriach przetrwania. A przecież jeśli czeka nas coś przyjemnego, to nie używamy tego typu kategoryzacji. Rozsądek energetyczny mówi, by unikać pozbawiania nas energii tam, gdzie tylko możemy mieć na to wpływ, co dość skrupulatnie opisałem w książce dedykowanej naszym toksycznym interakcjom. Jednak z drugiej strony to właśnie środowiskowe unikanie konfrontacji tworzy idealne wręcz środowisko do wyhodowania kogoś, kto przekształci negatywną dla innych strategię nawykowej regulacji napięć, w pozytywną i naturalną dla siebie ego-syntoniczną ekspresję tożsamości. Bo w takiej sytuacji, Panu R, czyli wujkowi Rafałowi nikt nigdy w jego zachowaniach nie postawił przeszkody po drodze. Zadziałał tu efekt plateau, w którym jego otoczenie uznało, że on po prostu taki już jest i przyjęło to jako niezbyt chlubny, ale akceptowalny rodzinny koloryt. Ta akceptacja właśnie – poczyniona zazwyczaj w celu ochrony własnego systemu energetycznego – jednocześnie tak naprawdę stworzyła pana R, który teraz przy najmniejszej okazji jedzie po nich wszystkich ile dusza zapragnie.
Oczywiście nie namawiam tutaj do tego, by koniecznie ruszyć na wojnę z namierzonymi wokół panami czy paniami R. Bo wciąż uważam, że w pierwszej kolejności powinniśmy się kierować ochroną naszego własnego energetycznego systemu. Zwracam jedynie uwagę, że kiedy słyszymy od innych coś przykrego, kiedy nas ranią, kiedy są dla nas zwyczajnie wredni, to może się w tym znajdować element ego-syntonicznej hodowli, którą wykarmiliśmy własną piersią. I tylko o taką świadomość tu chodzi. Kiedy ją mamy, możemy sami zdecydować co z tym chcemy czy możemy zrobić.
„A ty nie mógłbyś czasem – mówi Grażyna do Stefana po powrocie do domu – przymknąć tej swojej niewyparzonej gęby? Tak w ogóle to strasznie mnie wkurza ta twoja lista rzeczy do powiedzenia, kiedy się nie wie co powiedzieć”. „Ale to akurat nie było z tej listy – odpowiada Stefan – to było z listy rzeczy, które się mówi by ocalić resztki godności”.
Pozdrawiam