Nauka myślenia, czyli gra w kontry

Ukryta hodowla trolli
19 stycznia 2022
Dlaczego potrzebujemy wiary w spiski?
2 lutego 2022

Transkrypcja tekstu:

Oto jesteśmy obserwatorami sceny, w której zgromadzeni wokół ogromnego kuchennego stołu kursanci rozpoczynają warsztaty podstaw kuchniu włoskiej. Przy stole stoi lekko podstarzały, ale wciąż szalenie przystojny Gusseppe, który trzydzieści lat temu popełnił ten błąd i rozkochany w pewnej blondynce przeprowadził się na stałe z Volterry do Odbytowa. Błędem oczywiście nie była blond piękność i wciąż afirmowana żona Gusseppe, ale zamiana delikatnie mówiąc klimatyczno-krajobrazowa. Teraz Gusseppe pochyla się nad stołem, bo wcześniej wykombinował, że spotkanie z włoską kuchnią powinno się zacząć od czegoś najprostszego: frittaty. Bo trzeba być wyjątkowym antytalentem sztuki kulinarnej, żeby skopać omlet. Gusseppe chwyta więc za nóż, isntruuje, że oliwki trzeba ciachnąć na pół i sprawnymi ruchami nadgarstka i oręża bierze się do roboty. Na to podnosi głos jedna z uczestniczek kursu i mówi: „Wie pan, jak pan tak macha tym nożem, to mi się pomyślało, że takie coś to można różnie interpretować i można też mieć taką refleksję, że to co pan tu nam proponuje jednak może być niebezpieczne”. „No właśnie – do rozmowy dołączył się kolejny uczestnik – taki nóż w rękach, to wie pan, może budzić różne skojarzenia”. Na te słowa Gusseppe odwrócił swe oblicze w stronę okna, spojrzał na panoramę okolicy i zapłakał…
Dzisiaj postulat, by zacząć uczyć inteligencji emocjonalnej na najwcześniejszym edukacyjnym etapie zdaje się już być powszechny. Ale coraz więcej naukowców i badaczy – szczególnie tych, którzy zajmują się niestety konsekwentnie zanikającą kondycją ludzkiej psychiki i możliwości kognitywnych uznaje, że naukę zarządzania emocjami powinniśmy jak najszybciej uzupełnić nauką myślenia. I nie chodzi tutaj o naukę podstaw logiki, która i owszem też by się bardzo przydała ale o naukę, która pozwoliłaby nam spojrzeć na nasze własne procesy myślowe i uniknąć chyba najpowszechniejszego i jednocześnie najmniej uświadamianego sobie błędu. Błędu w którym uznajemy, że sam akt pojawienia się w głowie myśli oznacza, że ta myśl jest prawdziwa. Niestety nie, bo i owszem prawdą jest, że w określony sposób pomyśleliśmy, ale nie koniecznie to co pomyśleliśmy jest prawdą. Problem polega na tym, że jak uważają badacze – myśli pojawiają się w nas automatycznie i to często w reakcji na jakiś konkretny bodziec – zewnętrzny lub wewnętrzny. Kiedy już się pojawią, to jedną z naszych tendencji jest wnioskowanie, czyli interpretacja zestawu informacji, które w ten sposób pojawiły się w systemie. Czy jednak jesteśmy w stu procentach pewni, że nasza interpretacja czy wnioskowanie dotyczą informacji pozyskanych z zewnątrz, czy może wnioskujemy na podstawie jedynie własnych interpretacji, które w efekcie tych informacji sami poczyniliśmy. To na przykład sytuacja, w której jedna strona komunikacyjnej interakcji osoba X wygłasza tezę, a druga strona osoba Y zaczyna się oburzać i nie dostrzega tego, że przedmiotem jej obudrzenia nie jest teza postawiona przez X, ale wyłącznie interpretacja tej tezy powstała w procesie myślenia osoby Y. Gusseppe kroił nożem oliwki, ale to wystarczyło, by jedna z uczestniczek szkolenia zinterpretowała nóż w jego rękach w kategoriach niebezpiecznego narzędzia. Co ją tak naprawdę oburzyło? To że Gusseppe trzymał nóż, czy to jaką interpretację do tego aktu sama stworzyła w głowie? I najgorsze jest to, że to rozróżnienie bardzo często nam umyka. Tym częściej im ta poczyniona przez nas samych interpretacja ma jakikolwiek negatytwny marker, bo wówczas zaczyna działać prawo ogniskowania uwagi. To samo, dzięki któremu kierowcy samochodów zwalniają kiedy widzą coś negatywnego na drodze, na przykład wypadek, a nie zwalniają, kiedy widzą coś pozytywnego, na przykład ładny widok. Negatywne interpretacje przylepiają uwagę, bo w raz z nimi pojawiają się w systemie emocje, które sprawiają, że cały interpretacyjny mechanizm zaczynamy odbierać bardziej osobiście. Im bardziej zaś osobiste się staje nasze wnioskowanie, tym zajadlej będziemy go bronić, niezwracając uwagi na to, że tym samym odsłaniamy deficyty w nauce myślenia. Na ten problem wskazuje profesor Jefrey Nevid, wykładowca psychologii na Uniwersytecie St. John’s z główną siedzibą w Niowym Jorku, który mówi, że samo myślenie jest łatwe, ale już przemyślenie tego co się pomyślało sprawia nam spory kłopot. Bo kiedy pojawiają się w nas myśli, to proces ich pojawienia się jest automatyczny, więc taki, którego nie jesteśmy w stanie kontrolować. Możemy ten proces spowolnić, osłabić oraz temporalnie zatrzymać – na przykład dzięki praktykowaniu medytacji. I co najciekawsze większość znanych mi systemów i tradycji posługujących się medytacją wskazuje, że kluczem do medytacji jest opanowanie techniki odpuszczenia i braku lgnięcia. A one zbudowane są właśnie na akceptacji faktu automatycznego pojawiania się myśli. Ale wróćmy do profesora Nevidy, który wskazuje, że brak kontroli nad pojawianiem się myśli powoduje, że przywykliśmy również nie pochylać się nad możliwością kotroli naszych wnioskowań i interpretacji. Bo skoro myśli pojawiają się z automatu i pozakontrolą, to uznajemy, że nasze interpretacje również takiej kontroli nie mogą i nie muszą zostać poddane. To dlatego właśnie według tak często odrzucamy możliwość zakwestionowania własnego myślenia przyjmując zbyt pochopne założenie, że nasza interpretacja jest na pewno słuszna. Jedną zaś z najtrudniejszych rzeczy i jednocześnie tą, od której powinno się rozpocząć naukę myślenia jest zdobycie umiejętności kwestionowania własnych myśli. Jednak sam fakt, że coś jest trudne jeszcze nie oznacza, że jest niemożliwe. Cały zaś mechanizm rozpoczyna się od postawienia sobie prostego i wydawałoby się niewinnego pytania: „ a co jeśli nie jest tak jak myślę?” Pokażmy to na przykładzie podawnym również przez profesora Nevidę. Oto mamy Zdziśka, który po pierwszej randce spędzonej w miłej restauracyjce odwozi do domu Monikę, która poprosiła o to odwiezienie dokładnie na godzinę dwudziestą drugą, bo wówczas leci w telewizji jej ulubiony program, którego nie chce przegapić. Kiedy podjeżdżają na miejsce Monika szykując się do wyjścia z samochodu prosi Zdziśka, by ten jej nie odprowadzał pod drzwi i nie wysiadał w tym celu z auta bo da sobie radę sama. W końcu Zdzisiek zostaje w samochodzie sam. Jakie myśli pojawiają się w jego głowie? „A miało być tak fajnie, a wyszło jak zawsze. Już byłem w ogródku, witałem się z gąską, i… zostałem z tym jak Himilsbach z angielskim.”. No dobra, to mój dodatek – profesor Nevida podaje następującą myśl, która z automatu pojawia się w Zdziśku: „Nic mi się nigdy nie udaje i nic się nie uda. Równie dobrze mógłbym przestać próbować.” Oczywiście Zdzisiek nie zna prawdziwych motywacji Moniki – bo przecież równie dobrze mogłaby mieć dosyć Zdziśka, jak i rzeczywiście śpieszyć się na ulubiomy program, uznając jednocześnie że pierwsza, nawet udana randka, to trochę za wcześnie na połączenie kolacji ze śniadaniem. Jednak zdziśkowy automat myślowy podsuwa mu myśl, w której informacje otrzymane z przebiegu sytuacji, pod postacią myśli „„Monika wysiada i nie chce żebym ją odprowadził” zostały zinterpretowane jako negatywne. I tutaj pojawiają się emocje – jak na przykład poczucie odrzucenia, rodzaj przygnębienia, czy złości na swoje własne nieudane randkowe życie. A kiedy już na systemowej arenie zagoszczą emocje, tym trudniej będzie zrobić to, do czego w nauce myślenia namawia nas profesor Nevida. Do postawienia kontry brzmiącej: „a co jeśli się mylę?” lub mówiąc precyzyjniej „co z tego, co obecnie pojawia się w mojej głowie jest niepodważalną prawdą, a co jedynie moim wnioskowaniem na temat prawdy?”. Kiedy uda nam się pokonać nasze wewnętrzne emocjonalne monstrum, które w takich sytuacjach jak zdziśkowa, bezceremonialnie wpycha nas w rolę ofiary, może się okazać, że pojawiająca się pierwsza automatyczna myśl może mieć wiele różnych interpretacji, a nie tylko te jedną, na której chcieliśmy poprzestać. Co więcej – będziemy w stanie tworzyć interpretacje, które wzajemnie sobie przeczą, a to jest najlepszym dowodem na to, że ta pierwsze interpretacja wcale nie musi być prawdziwa.
Teraz przełożmy ten mechanizm na inne sytuacje i myśli i przypomnijmy sobie te wszystkie nasze interpretacje, w których pojawił się koncept „ja jestem niewystarczająco dobry czy dobra”, „ja sobie z tym nie poradzę”, „to jest dla mnie zbyt trudne”, „to co mnie spotkało oznacza, że jestem gorszy”, „nie zasługuję na szczęście”. Takich przykładów można by wymieniać bez liku i jestem przekonany, że znacie ich aż nadto ze swoich własnych interpretacyjnych doświadczeń. Czy one wszystkie są prawdziwe? Niekoniecznie. My nosimy je w sobie wyłącznie dlatego, że na określonym etapie zrezygnowaliśmy – na przykład pod wpływem własnych emocji, czy przyzwyczajenia do automatyzmu myśli – z postawienia odpowiedniej kontry.
Nauka myślenia nie jest łatwa, bo musimy w niej zacząć od akceptacji tego, że po prostu w wielu spawach możemy się mylić, Zarówno w tych, w których oceniamy samych siebie, jak i w tych, w których oceniamy innych ludzi: ich zachowanie, to co do nas mówią i nam przekazują, czy też to co wydaje nam się że myślą. Możemy się również mylić w odrożnieniu faktów od ich wyobrażeń, o czym mowiłem w mini-wyładzie 23 „Myślenie dystyntywne”. Żeby pokonać te często nieuświadomione mechanizmy musimy ropocząć naukę myślenia i na szczęście możemy to zrobić w każdym wieku niezależnie od naszego poziomu wykształcenia czy umiejętności poznawczych. Profesor Nevida poleca by proces zdobywania tej nowej umiejętności zorganizować w trzy milowe kroki. Krok pierwszy polega on na wyłapywaniu z systemu wszystkich myśli, które są nacechowane jakimś negatywnym wydźwiękiem i odpowiedzenie sobie na pytanie, czy te myśli są osadzone w rzeczywistości, czyt też są efektem naszych własnych zniekształceń, takich jak przesada czy jednostronność. Możemy usprawnić ten proces wyłapywania za pomocą postawienia sobie kilku pytań: „Dlaczego muszę tak myśleć”? „Czy ta myśl jest prawdziwa, czy po prostu tak mi się wydaje?” „Czy widzę rzeczy realistycznie, czy też przesadzam lub zniekształcam je?” „Czy istnieje inny, bardziej racjonalny sposób myślenia o tej sytuacji?”, „Czy ta myśl mi pomaga czy szkodzi?”.
Już sam fakt postawienia przed sobą takich pytań spowoduje, że będzie nam trudniej przyjąć automatyzm naszych interpretacji za jedyną możliwą opcję, a to już dobry początek, by łatwe myślenie zamienić w trudniejsze przemyślenie tego co się pomyślało. Krok drugi polega na wprowadzeniu do naszego myślenia myśli kontrującej naszą dotychczasową negatywną interpretację. Jednak nie chodzi tutaj o zastępowanie myśli negatywnych wyłącznie pozytywnymi, ale jedynie o wprowadzenie racjonalnego, możliwego i logicznego przeciwieństwa do myśli kontrowanej. Przy czym kontra musi spełniać kilka warunków. Po pierwsze musi być wiarygodna i realistyczna. Po drugie powinna mieć istotne i koniecznie osobiste znaczenie. Po trzecie musi zostać postawiona z przekonaniem, a nie wyłącznie, bo gość z YouTuba mówił, że tak trzeba zrobić. A mówiąc inaczej samo wypowiedzenie kontry bez odpowiedniej wiary i przekonania, że może być słuszna, prawdziwa i realna niewiele tu wskóra. Po czwarte kontra musi być krótka, bo rozwleczone, dygresyjne przekonywanie jedynie sprawi, że prawdziwy cel kontrowania zostanie rozmyty, zapomniany czy utraci aktualność, a wtedy kontra stanie się bezprzedmiotowa. I po ostatnie, czyli piąte, najlepsze kontry to takie, które ujawniają logiczne wady kontrowanej myśli. Jaką kontrę mógłby zatem postawić w swojej sytuacji Zdzisiek patrząc na odchodzącą Monikę. „Ok, może rzeczywiście się spieszy, a może się jej po prostu nie spodobałem. To był miły wieczór, ale też warto pomyśleć o wielu innych wieczorach, ktore mnie czekają, bo przecież tego kwiata pół świata.” Wprawdzie pan profesor podaje wyłącznie przykład męski, ale jeśli w tej sytuacji zamienimy Monikę ze Zdziśkiem rolami, to przecież mechanizm kontry sprawdzi się bardzo podobnie. No i w końcu krok trzeci, domykający całą sekwencję i sprawiający, że naprawdę zaczynamy się uczyć myśleć. Można go skrócić jedynie do trzech słów: „ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć”!
Pozdrawiam