Ukryta hodowla trolli

Pandemia zombie
12 stycznia 2022
Nauka myślenia, czyli gra w kontry
26 stycznia 2022

Transkrypcja tekstu:

Wyobraźmy sobie zaśnieżoną norweską polanę kilka kilometrów na południowy wschód od fiordu Romsdal. Jest środek nocy, więc w mroku majączą przycupnięte na śniegu trzy kudłate potężne stwory. Trzy trolle żywcem wyjęte z nordyckich wierzeń. Siedzą i knują pod osłoną nocy. Pierwszy troll mówi – „wiecie, już normalnie nie ogarniam, tak mnie ostatnio wkurzyli ci turyści, a szczególnie ten na motocyklu. Kto to w zimę popyla przez drogę trolli? No tak mnie zeźlił, że mu wyszarpnąłem i zjadłem wał kardana. Niech teraz zaiwania na piechotę.” „Tak, ja wiem o co chodzi – wtóruje mu drugi troll – dawniej to było nie do pomyślenia. Czasem se tak siedzę w krzakach i myślę co to będzie. No przecież to się nie zapowiada nic dobrego, tak się obecnie porobiło, że już nawet nie ma gdzie emigrować”. „Ja wam powiem – wzdycha trzeci troll – że ja to jestem wiadomo jaki i już się nie zmienię. A że se czasem skuna zjaram, to za swoje, nie? Gena nie wydłubiesz, bracie!” I kiedy ostatni troll wypowiada te słowa, gdzieś ponad konarami sosen zaczynają się powoli pojawiać pierwsze promienie słońca, co jest niezawodnym sygnalem dla trolli że trzeba zmykać w knieje, żeby światło nie zamieniły ich w kamień. I te ich, pochodzące z mitologii nordyckiej właściwości – skrywanie się w mroku i unikanie dziennego światła oraz to, że ze swej natury mają szkodzić ludziom zostały wykorzystane przez psychologa klinicznego dr Mitcha Abbletta, wieloletniego dyrektora Instytutu Medytacji i Psychoterapii z Bostonu do zobrazowania naszych trzech najcięższych do pozbycia się mentalnych nawyków, stojących na straży nie tylko naszego rozwoju, czy dokonania zmian, ale przede wszystkim pilnujących byśmy się na poziomie naszego psychicznego dobrostanu nie poczuli czasem w życiu zbyt dobrze. Jednak problem z pokonaniem trolla nie opiera się wyłącznie na potrzebie konfrontacji ze zwalistym włochatym i cuchnącym monstrum, ale głównie na tym, że trolle wykształciły wyjątkową zdolność do ukrywania się przed ludzkim wzrokiem, co powoduje, że tak trudno je namierzyć. Do tego stosują sprytną sztuczkę – nie skrywają się gdzieś daleko, w najdalszych zakamarkach naszych psychicznych systemów. Są blisko, na tyle blisko, by nas do siebie przyzwyczaić. Skutecznie usypiają naszą czujność i w efekcie przestaliśmy na nie zwracać uwagę. To doskonała technika kamuflarzu – są wprawdzie skryte w cieniu ale na wyciągnięcie ręki, czyli tam gdzie w ogóle się ich nie spodziewamy, przez co pozwalamy im grasować w systemie i zapętlać nasze neurony w rodzaju śmieciowego mindfucka, którego sobie nieuświadamiamy. Jedynym sposobem na ich pokonanie jest uświadomienie sobie ich istnienia, a wówczas to właśnie światło naszej świadomości – jak promienie słońca w mitologii nordyckiej i później również u Tolkiena – spowoduje że stracą swą moc zamieniając się w kamień, tym samym uwalniając nasz system od swojej destrukcyjnej aktywności. Przyjrzyjmy się im zatem, czyli mówiąc inaczej zatrzymajmy ich na środku polany sprawiając, by tym razem nie zwiały przed promieniami słońca.
Pierwszy troll reprezentuje zwodniczy nawyk tworzenia ciągu przyczynowo skutkowego pomiędzy tym, co wydarza się w naszym otoczeniu a naszymi na to reakcjami. W tym nawyku za nasze reakcje obwiniamy wyłącznie to co się wydarzyło i pomijamy fakt, że to my jesteśmy odpowiedzialni za to, jak reagujemy na dane wydarzenie, a nie samo wydarzenie. Tłumaczymy sobie, że zachowaliśmy się czy zareagowaliśmy w jakiś sposób wyłącznie dlatego, że coś nas do takiego zachowania czy reakcji sprowokowało. To wszystkie te konstrukty, w których uznajemy, że zdenerwowaliśmy się przez kogoś, że jesteśmy wściekli bo coś lub ktoś te wściekłość wywołało, czy w ogóle że nasz obecny emocjonalny stan jest efektem pojawienia się jakiegokolwiek czynnika zewnętrznego. Tymczasem nasz emocjonalny stan jest efektem naszej reakcji na dany czynnik, a nie tego, że ten czynnik miał miejsce. To tak jakbyśmy przyłapali Stefana na przygnębieniu wynikającym z faktu, że Grażyna nie ma dzisiaj ochoty na łóżkowe igraszki. Otóż brak ochoty Grażyny jest faktem, ale przygnębienie Stefana jest pochodną jego reakcji na jej brak ochoty, a nie jej braku ochoty. Albo bardziej hardcorowy przykład – oto zdenerwowana pani Dżesika strzela pięścią prosto między oczy swojego męża Brajana w ramach raczej słabo rozumianych małżeńskich metod wychowaczych. Następnie kiedy Brajan zalewa się krwią i łzami Dżesika wrzeszczy: „widzisz, do czego mnie doprowadziłeś? To wszystko przez ciebie!” Pierwszy troll sprytnie lokuje zewnętrzne wydarzenie jako przyczynę wewnętrznej reakcji i chowa pod dywan prawdę: to jak reagujemy zależy od nas, a nie od tego na co reagujemy.
Drugi troll manipuluje czasem w taki sposób, byśmy uwierzyli, że czas można zatrzymać lub spowolnić, przez co uzależnia nas od wiary w to, że powinny istnieć rzeczy niezmienne w czasie. Podszeptuje więc, że to co nowe nie może być dobre, a zatem nie powinniśmy pozwalać na to by zastępowało stare – tym samym umieszczając nas w iluzorycznej klatce czasu, z perspektywy której kwestionujemy prostą zasadę, że czas jest oparty na zmianie a nie na niezmienności. Tak jak zmieniają się pory roku, a wraz z nimi pojawia się proces śmierci roślin i w ich miejsce narodzin nowych, tak jak zmieniają się pory życia, gdzie również pojawia się cykl narodzin i śmierci, tak zmieniają się w czasie zasady, reguły i dawne wierzenia. Dezaktualizują się idee, układ sił i znaczeń. Zmienia się rola mężczyzn i zmienia się też rola kobiet. Inaczej definiuje się nie tylko tożsamość płciową, ale też motywację do działania, imperatywy aktywności i całą masą innych rzeczy. Tymczasem drugi troll usiłuje zaprzeczyć temu, że wszystko podlega zmianie. Wczepia się szponami w ideał młodości, nie potrafiąc zaakceptować tego, że jednym z naturalnych procesów zmiany w czasie, jest to, że nasz organizm się starzeje i nie da się tego procesu sztucznie powstrzymać. A kiedy próbuje się to zrobić, zaczyna się wyglądać coraz bardziej groteskowo. Nie da się zatrzymać reguł starego świata, w którym dominującą rolę ma dowolny rodzaj uprzywilejowania – rasy, pozycji, płci, zamożności, wyznania czy narodu. Nie da się zatrzymać exodusu młodych ludzi z organizacji religijnych i zwiazków wyznaniowych, bo to się dzieje na całym świecie. Nie da się na siłę przekonać młodego pokolenia do wartości podzielanych przez pokolenie stare – to iluzja, w którą mogą wierzyć wyłącznie trolle. Nie da się też zatrzymać przewartościowania świata, jego dotychczasowych zasad ekonomicznych, militarnych czy komunikacyjnych, bo dotychczasowe formuły po prostu się wyczerpały i obecnie już wyłącznie temu światu szkodzą.
Trzeci troll uznawany jest przez dr. Abbletta za najgroźniejszego skurczybyka. To monstrum odpowiedzialne za konstrukt: „taki już jestem, ja już tak mam, ja już się nie zmienię”, co jest zaprzeczeniem istoty ludzkiego rozwoju. To troll przekonujący nas o niezmienności naszych cech, co jest kolejną iluzją – co do czego świat nauki się już zorientował po przełomowych odkryciach badawczych Carol Dweck. Jednak tkwienie w przekonaniu o swojej niezmienności, nie tylko wzmacnia destrukcyjną aktywność dwóch pozostałych trolli, ale przede wszystkim zamyka nas za życia w pięknej dębowej skrzynce a to jedyne miejsce, w którym rzeczywiście żadna zmiana już nas nie musi ruszać. Abblett nazywa tego trolla samopaplaniną o samowystarczalności, która uzależnia nas od zastygłej wizji siebie. Tymczasem, czy nam się to podoba czy też nie (a napewno nie podoba się trzeciemu trollowi), ciągle się zmieniamy i tu zacytujmy dr Abbletta: „w reakcji na przypływy i odpływy okoliczności i innych ludzi, czyli napływ i odpływ fizycznych i umysłowych składników odżywczych naszego psychicznego systemu.”
Im bardziej tkwimy w samouzależnieniu od niezmiennej wizji siebie, tym trudniej radzimy sobie z wyzwaniem polegającym na pozbywaniu się z systemu tego, co w nim wadliwe i sprawiające kłopot oraz takim systemowym zarządzaniem by w trudnych okolicznościach korzystać z naszych najlepszych zasobów dedykowanych do ich obsługi. Każde przekonanie spod znaku „ja już się nie zmienię” przybija kolejny gwóźdź do ślicznej dębowej skrzynki, a nie ma w niej aż tyle miejsca na gwoździe by ten proceder nie miał końca. Prędzej czy później domknie się ostatnia szczelina i do wnętrza nie przedostanie się już najmniejszy promień światła. Ku zgubie człowieka i ku chwale trolli.
Żeby wymienić wszystkie konsekwencje harcujących i nieniepokojonych w naszym systemie przez lata trolli, niestarczyło by kolejnych stu mini-wykładów. Zresztą wystarczy rozejrzeć się dookoła. Teraz, kiedy już potrafimy zdefiniować własne trolle potrafimy rozpoznać tych wszystkich, którzy swoich trolli nie dostrzegają i mamy gotową odpowiedź na pytanie dlaczego ten świat wygląda, tak jak wygląda.
Tymczasem trolle nie są niezwyciężone. Co więcej istnieje wiele skutecznych metod na ich pokonanie – od technik opartych na uważności, przez praktyki wykorzystujące mechanizm deformowania nawyków, aż do narzędzi dedykowanych zmianie przekonań. Jednak zawsze podstawowe prawo walki z trollami pochodzi z tego samego źródła co trollowa metafora – z mitologi nordyckiej. Trolle są silne tylko wówczas, kiedy skrywają się w mroku naszej nieświadomości. Zabija je światło słońca, na które je z mroku wystarczy wyciągnąć.
Pozdrawiam