Świąteczna termoregulacja

Przemieszczona agresja
16 grudnia 2021
Samotność społeczna vs. poczucie osamotnienia
30 grudnia 2021

Transkrypcja tekstu:

„Nigdzie nie jadę – westchnął zrezygnowany Stefan – sorry ale jak widzę twojego wujka to mi się flaki wywracają. Jak po raz osiemdziesiąty usłyszę historię jak się poznali z ciotką w tak ciężkich czasach, że musieli jeść surowe ryby to mnie szczyści.” „Poznali się w barze sushi ty cymbale – odpowiada Grażyna. – „A twoja rodzina to niby taka interesująca? Ostatnio się tak narąbali, że na pasterkę wzięli koszyczki z jajkami do święcenia.” „Oj tam, oj tam. odpowiada Stefan – ale przynajmniej było czym zakąsić.” „Ty Stefan – nagle ożywiła się Grażyna – a może byśmy tak zostali w domu, sami ze sobą?” „E… znowu się pokłócimy o żarcie” – odpowiada Stefan. „Boś ostatnio się tak obżarł, że gdybyś wykorkował to by trzeba było do pogrzebu wynająć traktor.” „Co ty – obrusza się Stefan – nie wiedziałaś, że jak są święta to się otwiera różne kolorowe drzwiczki i zjada co się znajdzie w środku?” „Ale to to chodzi o drzwiczki w kalendarzu adwentowym, ćwoku – wrzeszczy Grażyna – nie drzwiczki w szafkach w kuchni i w lodówce”.
No dobrze, zostawmy tę parę na chwilę, bo przecież wiadomo że się pokłócą, pogodzą, znów pokłócą, ponownie pogodzą – tym razem w sypialni i jakoś im te święta zlecą. Pytanie jednak jest takie, czy czas świąt – niezależnie od tego w co i jak mocno się wierzy, może nas do siebie nieco zbliżyć niż oddalić? A mówiąc inaczej, czy po całej akcji spod znaku mycie, szorowanie, kupowanie, gotowanie, szykowanie zostaje jeszcze choć cień szansy i energii, żeby w ciągu tych kilku wolnych dni i akompaniamencie sztucznego lukru, który wyleje się z telewizora nasze relacje mogły się wzmocnić a nie po raz kolejny nadwyrężyć? Otóż tak i jest to nasz ludzki naturalny behawioralny mechanizm, o którym niestety dość skutecznie zapomnieliśmy. A przypominają nam o tym pingwiny, a dokładniej mówiąc obserwacja tego w jaki sposób wykorzystują termoregulację społeczną, kiedy zewnętrzne warunki stają się wyjątkowo ciężkie do przetrwania. Otóż – pingwiny wykorzystują ciepło innych osobników do tego, by przetrwać w wyjątkowo nieprzyjaznym środowisku szalejących wiatrów i temperatur spadających do minus 30 stopni. Okazuje się, że ta technika korzystania ze społecznej termoregulacji pozwala im zaoszczędzić aż 50% kalorii i jeszcze do tego ochronić jaja, które w takich nieprzyjaznych warunkach wysiadują. Skoro potrafią to pingwiny – którym w końcu do nas biologicznie nie jest aż tak daleko jak mogło by się wydawać, to czy czasem tej samej cechy na poziomie naszego psychologicznego przetrwania w ciężkich warunkach nie wykazują również ludzie? Nie trzeba badań – wystarczy spojrzeć na naszą historię, gdzie jak na dłoni widać, że jednoczymy się dopiero wówczas, kiedy jest nam wyjątkowo źle. Wtedy potrafimy się zbić w pingwinową społeczność, w środku której wszelkie podziały odchodzą na dalszy plan i przetrwać nawet największe historyczne zamiecie i zawieje. A to oznacza, że jednym z naszych naturalnych odruchów jest zmiana percepcji bliskości w obliczu zagrożenia. Do tego samego wniosku doszedł psycholog Roch IJzerman ze swoimi kolegami z Uniwersytetu w Tilburgu w Holandii, który właśnie efekt społecznej termoregulacji zaobserwowany u pingwinów chciał zweryfikować badawczo w kontekście zachowań ludzi. W 2018 roku zespół tych naukowców przeprowadził dwa następujące po sobie badania – najpierw na losowo dobranej grupie 366 osób, a później by zweryfikować wynik badawczy na kolejnych 350 osobach. Przedmiotem badania było porównanie pamięci relacyjnej w obliczu zmiennych bodźców środowiskowych – co brzmi trochę skomplikowanie, ale jedynie do momentu, kiedy nie sprawdzimy technik badawczych. Otóż uczestnicy badań mieli za zadanie przypomnieć sobie i zapisać imiona pierwszy pięciu osób, które przyjdą im na myśl podczas trzymania w dłoniach kubka z gorącym napojem, jak i wówczas, kiedy w kubku znajdował się napój lodowato zimny. Okazało się, że w zależności od temperatury napoju u tych samych badanych z pamięci były przywoływane różne osoby. Spodziewamy się, że kiedy trzymamy kubek gorącej herbaty, siedzimy w ciepłych bamboszkach i jest nam dobrze to wówczas w naszych głowach pojawią się wspomnienia bliskich nam osób. Okazuje się, że jest dokładnie odwrotnie – najbliższe osoby pojawiały się we wspomnieniach uczestników badań wówczas, kiedy trzymali oni w dłoniach zimne kubki, co skłoniło naukowców (a przypomnijmy, że to badanie powtórzono by zweryfikować czy aby na pewno nie zachodzi tu jakaś pomyłka) do wyciągnięcia prostego wniosku: kiedy jest nam źle chcemy być blisko innych, takich z którymi łączą nas dobre wspomnienia i takich których postrzegamy w nich pozytywnie. A to z kolei pozwoliło w rozszerzonym raporcie sprawdzającym sieci relacyjnych powiązań ustalić nadrzędną zasadę: w nieprzyjaznym otoczeniu zaczynamy szukać ciepła u innych, bliskich nam ludzi. Wyniki tego badania ośmieliły naukowców do dalszych poszukiwań – okazało się, że wpływ ciężkich warunków środowiskowych (a badano na przykład preferencje relacyjne grup umieszczanych w zimnych, jak i ciepłych pomieszczeniach) prowokuje nas do poszukiwania możliwości społecznej termoregulacji, bo w ten sposób nasz wewnętrzny system emocjonalny wskazuje nam najlepszą i najskuteczniejszą drogę przetrwania ciężkich czasów. Z tego punktu widzenia najgorsze co możemy zrobić, to pokłócić się między sobą wówczas kiedy coś z zewnątrz nam doskwiera, czy też jakieś zewnętrzne warunki utrudniają nam życie.
W tym miejscu się na chwilę zatrzymamy i zawieszając temat badań nad termoregulacją przyjrzyjmy się pewnej bajce. Oto za siedmioma morzami i górami stał sobie namiot cyrkowy, w którym lwy i tygrysy skumały się z treserami. A ponieważ nadeszły ciężkie czasy – ludzie przestali się jarać cyrkowymi sztuczkami i owies dla koni stawał się coraz droższy, a więc wraz z kosztami transportu wzrosły ceny wszystkiego. Małpom i innym maluczkim zaczęło sie żyć coraz ciężej i coraz gorzej znosiły wieści z przyjęć dla lwów z uginającymi się pod żarciem stołami. Na domiar złego obniżono racje żywnościowe i podniesiono liczbę obowiązkowych fikołków, które trzeba było wykonać na trapezie by zasłużyć na michę. W pewnym momencie treserzy i duże koty zorientowali się, że małpy coraz częściej namawiają się między sobą po cichu, a to w cyrku nigdy nie wróżyło niczego dobrego. Zebrała się więc wierchuszka mieszkańców okrągłego namiotu i uradzili, że najlepiej będzie wprowadzić ferment i sprowokować małpami kłótnię o to, jaki sposób obierania bananów jest właściwy. Akcja została przeprowadzona dość sprawnie, a plakaty propagandowe rozwieszono we wszystkich widocznych miejscach cyrku. Wkrótce pojawiły się pierwsze konflikty pomiędzy małpami – te, które obierały banany od ogonków, zaczęły wytykać te, które obierały banany od czubka. A im bardziej się kłóciły, tym wydawały się coraz to rzadziej zwracać w ferworze sporu uwagę na to, że bananów jest coraz mniej. Kiedy w cyrku wyłączono ogrzewanie małpy były już tak skłócone, że termoregulacja pingwinów nawet nie przyszła już im do głowy. Smutna bajka, prawda?
Termoregulacja społeczna, jest jak się okazuje naturalnym mechanizmem obronnym, który stosujemy kiedy jest nam źle. To dzięki niej przetrwaliśmy najcięższe czasy i to dzięki niej potrafiliśmy wyjść z najgorszych opresji. Jest tylko jeden warunek – kiedy pokłócimy się o cokolwiek, czy to będzie sposób obierania bananów, czy o to które drzwiczki można otwierać w święta by z nich wyjadać słodycze, to sam fakt tej kłótni skutecznie pozbawi nas możliwości skorzystania ze społecznego systemu termoregulacyjnego. To więc, czy Stefan z Grażyną pojadą na święta do rodziny, czy pozostaną w domu nie ma takiego znaczenia, jak to, czy skorzystają z nadarzającej się okazji, by zamiast się kłócić podzielić się pomiędzy sobą własnym ciepłem. Przykład pingwinów uczy nas, że dzięki temu możemy zaoszczędzić aż połowę naszej energii – to przecież ogromna ilość, która bez skorzystania z możliwości społecznej termoregulacji jest niestety bezpowrotnie trwoniona. Pomyślmy o skuteczności armii, która pozbywa się połowy żołnierzy i połowy amunicji. Czy o fabryce, która traci połowę wydajności. Czy o przemieszczaniu się samochodem, którego średnia prędkość zostaje o połowę obniżona. To uzmysławia ogrom poziomu tej straty. Straty, którą puszczamy z dymem i której zaoszczędzenie umożliwiło by Grażynie i Stefanowi pogodne i szczęśliwie spędzenie razem nie tylko świąt, ale i całego życia. Zbudowanie relacji, w której wspólnie można by było przenosić przysłowiowe góry. I nie trzeba już zdaje się w tym wigilijnym mini-wykładzie niczego dopowiadać, bo przecież wiadomo, że nie chodziło w nim o kłótnię Grażyny i Stefana, prawda? Trudno bowiem nie zauważyć, że prędzej czy później czeka nas potężne przewartościowanie świadomości, a w tym przekonań, czy dynamiki relacji. Poradzenie sobie z tą zmianą wymaga wykorzystania jak największej ilości naszych energetycznych zasobów. Więc to w co inwestujemy obecnie naszą indywidualna energię ma tutaj kluczowe znaczenie. Kiedy jest to karmienie konfliktów czy podsycany zewsząd strach tracimy ją bezpowrotnie. Nad czym moim zdaniem warto się zastanowić, nie tylko przy okazji świąt. Wszystkiego dobrego. Pozdrawiam