Pętla utraty intelektu

Narcystyczne strategie kontekstowe
3 listopada 2021
Paradoks prywatności
19 listopada 2021

Transkrypcja tekstu:

Oto rozmawia ze sobą dwóch akademików: „Stary, kiedyś to były czasy. Konwersatorium to była sama przyjemność. Dyskutowaliśmy, czasem się pokłóciliśmy, ale rozgrzane do czerwoności mózgi zawsze posuwały wiedzę i poznanie do przodu. A teraz, strach wymówić samo słowo „konwersatorium, bo myślą że chodzi albo o konserwy albo o sanatorium”. „Ja to mam prosty patent na dzisiejsze czasy – odpowiada drugi akademik, nie mniej złośliwy od poprzedniego – po prostu nie używam już żadnych słów kończących się na z wyjątkiem „ubikacja”, bo im więcej ich używałem, tym mniej punktów mi dawali w ocenach. A tak przynajmniej jest kijowo, ale stabilnie”. Tak mogła by wyglądać jedna z pierwszych scen kolejnej niezbyt udanej komedii akademickiej o życiu na kampusie uniwersytetu De Vry w Illinois znajdującego się na czołowym miejscu listy najgorszych uniwersytetów Ameryki, gdyby nie to, że sam niedawno słyszałem taką akademicką rozmowę i to w naszej ukochanej stolicy a nie za oceanem. Pomijając oczywiście kąśliwość i frustrację akademickich belfrów coś jednak jest na rzeczy, bo poziom umiejętności kognitywnych dzisiejszych absolwentów studiów wyższych wydaje się być wyraźnie niższy niż na przykład trzydzieści lat, temu, a przecież trzy dekady w kontekście rozwoju ludzkości to zaledwie mrugnięcie okiem. Jednak to zjawisko nie dotyczy tylko i wyłącznie systemu edukacji, ale wszystkich właściwie obszarów naszego życia. I widać to prawie na każdym kroku – na przykład w komentarzu „W sumie ciekawy temat, ale zbyt kwiecisty język i zbyt dużo trudnych słów”, który na szczęście bardziej mnie ciekawi niż irytuje, jak na wrednego socjologa przystało. Problem również nie jest tylko i wyłącznie nasz, ponieważ spadek poziomu zdolności kognitywnych jest obecnie obserwowany na całym świecie i stał się nawet przedmiotem badań, dokonywanych przez coraz liczniejsze rzesze naukowców. Bo kwestia spadku intelektualnego poziomiu średniej społecznej nie ulega już dyskusji, ale to co najważniejsze to próba wyjaśnienia przyczyn tego zjawiska, bo być może kiedy uda nam się je bezdyskusyjnie ustalić będziemy mogli wiedzieć, jakie kroki możemy podjąć – zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i społecznym, żeby to zjawisko spowolnić a najlepiej powstrzymać skutecznie odwracając ten trend. Jednym z głównych podejrzanych jest komercjalizacja edukacji wyższej, w której pieniądz idzie za studentem, a zatem każda chcąca wstąpić w mury uczelni duszyczka jest na wagę złota, nawet wówczas kiedy nie odróżnia konwersatorium od konserwatorium. Mechanizm dominacji zysku nad efektem edukacyjnym w konsekwencji musi prowadzić do obniżenia poziomu w taki sposób, by umożliwić skorzystanie z systemu jak największej ilości chętnych. Co ciekawe ten efekt przewidział już znakomity socjolog Janusz Zajdel w swojej powieści Limes Inferior, której lekturę niniejszym gorąco polecam. Jednak komercjalizacja edukacji to raczej uproszczone i dość pobieżne wnioskowanie, bo przecież samo zjawisko na przykład w krajach wysokorozwiniętych istnieje od wielu dekad, a przyśpieszanie procesu deintelektualizacji obserwujemy dopiero w ostatnim czasie. Musi być zatem inne wyjaśnienie i inny winowajca. I tutaj sięgnijmy do ostatnich badań, które dość poważnie zadziwiły świat nauki, bo zaprzeczyły temu, co do tej pory uważaliśmy za prawdziwe i niepodważalne, a mianowicie temu, że w stresie działamy na zwiększonych obrotach nie tylko fizycznych, ale też kognitywnych. Do tej pory wierzyliśmy, że stres jest czynnikiem, który w określonych okolicznościach ma zwiększyć nasze możliwości przetrwania trudnej sytuacji. To między innymi dlatego w stresie zwiększa się tętno krwi oraz przyśpiesza oddech, by dzięki temu więcej drogocennego tlenu mogło być pompowane do naszych komórek. Zwiększając w ten sposób nie tylko wydolność fizyczną ułatwiającą przetrwanie, ale też zdolności percepcyjne. Problem w tym, że ten mechanizm najprawdopodobniej jest skuteczny i pomocny ale wyłącznie w krótkotrwałych epizodach stresu. Kiedy jednak stres towarzyszy naszemu życiu przez dłuższy czas, to ta jego funkcja zaczyna maleć ustępując miejsca mechanizmowi przystosowawczemu, w którym nauczyliśmy się oszczędzać energię, zamiast ją wydatkować. I właśnie ten aspekt naszego funkcjonowania pokazały badania naukowców z kanadyjskiego Uniwersytetu Mc Gill. Grupa badawcza została w tym eksperymencie poddana testowi stresu społecznego znanego jako TTST, którego celem jest wywołanie stresu w uczestnikach badania w warunkach laboratoryjnych i który to test składa się z trzech zadań, z których każde ma zająć dokładnie pięć minut. Pierwszym jest przygotowanie tekstu pięciominutowej autoprezentacji, na przykład takiej jaką możemy wygłosić o sobie starając się o nową pracę podczas rozmowy kwalifikacyjnej, przy czym na spisanie tego autoprezentacyjnego tekstu przeznaczone zostaje wyłącznie pięć minut. Następnie uczestnicy prowadzeni są do pomieszczenia ”sędziowskiego”, gdzie mają wygłosić swoją prezentację przed kilkoma oceniającymi ich osobami. Tutaj jednak pojawiają się dwa utrudnienia – po pierwsze uczestnikom tuż przez prezentacją odbierane są ich własne notatki, o czym wcześniej nie byli poinformowani, a po drugie oceniający ich sędziowie zostali wcześniej poinstruowani, by w trakcie prezentacji zachować kamienne, niewzruszone oblicza, by nie zdradzać uczestnikom swojej oceny za pomocą jakiegokolwiek gestu czy mimiki. Prezentacja trwa dokładnie pięć minut – więc wystąpienia dłuższe są przerywane, a uczestnicy badania, którzy przygotowali wystąpienia krótsze, są nakłaniani do tego by je kontynuować aż do upłynięcia pełnych pięciu minut. Trzeci element testu – zwany często arytmetycznym – polega na poleceniu uczestnikom na oczach tych samych sędziów, głośnego odliczania wstecz od liczby 1022 co 13. Każda pomyłka w odliczaniu jest skrupulatnie przez sędziów notowana, a uczestnika zobowiązuje do liczenia od początku, czyli od liczby 1022. Okropność, prawda? Ale za to ta okropność w warunkach laboratoryjnych pozwala zmierzyć na przykład poziom kortyzolu, ciśnienie tętnicze i wiele innych fizycznych objawów stresu. I ten test był wielokrotnie wykorzystywany właśnie do oceny tego, co się dzieje w stresie w naszym organizmie na poziomie fizycznym. Tym razem jednak kanadyjscy naukowcy skoncentrowali się dodatkowo na zdolnościach kognitywnych badanych. Okazało się, że wysoki poziom stresu był ściśle związany z wybieraniem przez uczestników mniej wymagających zachowań, a więc używania w prezentacji dużo prostszych słów oraz uproszczonych konstrukcji narracyjnych, co spowodowało, że ich autoprezentacje zdradzały mniejszy poziom intelektualny niż w przypadku, kiedy w grupie kontrolnej były wygłaszane bez czynników stresowych – czyli bez zabrania kartki i w sytuacji, kiedy oceniający reagowali na prezentowane treści. Podobnie działo się w przypadku zadania arytmetycznego – uczestnicy w stresie wykazywali mniejsze zdolności prawidłowego liczenia. To badanie pozwoliło na wyciągnięcie dość intrygujących wniosków, z których jeden jest dla tematu dzisiejszego mini-wykładu podstawowy. Otóż działający w systemie stres zwiększa unikanie wysiłku poznawczego. A to przecież właśnie wysiłek poznawczy jest wprost odpowiedzialny za nasz intelektualny rozwój. To oznacza, że w im większym stresie żyjemy i im mniejszymi umiejętnościami dysponujemy w naszym życiu by sobie tym stresem radzić, w tym większym stopniu zatrzymujemy nasz intelektualny rozwój. Innymi słowy – im społeczeństwo jest bardziej zestresowane i w im mniejszym stopniu potrafi sobie z tym poradzić, tym z pokolenia na pokolenie będziemy się stawali coraz głupsi. I ta diagnoza dotyczy całego wysokorozwiniętego świata i wszystkich nacji, w nim żyjących. Co więcej – to zjawisko wywołuje tzw. efekt pętli, w której poszczególne składowe tworzą zamknięty krąg konsekwentnego zmniejszania się zdolności poznawczych. W im większym i im bardziej długotrwałym stresie żyjemy i im mniej potrafimy sobie z nim radzić, tym mamy mniejsze zdolności poznawcze, w tym rozumienia mechanizmów zarządzających rzeczywistością. Przede wszystkim tego, jak się w tej rzeczywistości odnaleźć, zdobyć w niej na tyle pewne poczucie bezpieczeństwa, by móc efektywnie planować najbliższą przyszłość w kontekście indywidualnym, rodzinnym, zawodowym czy społecznym. Utrata przewidywalności zdarzeń, poczucia bezpieczeństwa czy pojawienie się bezsilności wobec otaczających społecznych zjawisk wywołuje w nas jeszcze większy stres, przez co pętla się zamyka, bo w efekcie pojawiają się jeszcze mniejsze zdolności poznawcze i coraz to mniejsze poczucie zrozumienie tego, co się dzieje oraz tego jak prawidłowo na to co się dzieje reagować i jak się optymalnie dla naszego bezpieczeństwa zachować. To z kolei generuje jeszcze większy stres i tak w kółko. Mówiąc bez owijania w bawełnę – im jesteśmy bardziej zestresowani tym stajemy się głupsi, a im głupsi tym bardziej zestresowani, ale ta pętla bardziej przypomina spiralę niż okrąg, bo z każdym okrążeniem jest coraz gorzej. Czym się kończy? Najprawdopodobniej psychologicznym odcięciem, czyli albo świadomą ucieczką w asystemowość i takie przypadki notuje się wśród obserwatorów zjawiska bezdomności w krajach wysokorozwiniętych, gdzie wcale nierzadko pojawiają się przypadki ludzi wycofujących się świadomie z systemu, by żyć na ulicy z dnia na dzień. Albo też na tyle silną dewastacją psychologicznego systemu, że w jej efekcie pojawiają się zaburzenia, które wykluczają możliwość samodzielnego funkcjonowania.
Jak się zatem ratować przed tą czarną zbierającą swe żniwo społeczna pętlą utraty intelektu? Jest tylko jeden sposób – podpowiedź znajdziemy w omawianych wcześniej badaniach – otóż nie należy lekceważyć najmniejszych oznak naszych tendencji do unikania poznawczych wyzwań i wymagających intelektu zachowań. Kiedy więc uznajesz, że ktoś posługuje się zbyt trudnymi pojęciami to wyjściem z sytuacji nie jest szukanie łatwiejszych treści, ale zmierzenie się właśnie z tymi trudnymi. Z jednoczesnym uznaniem, że prawdopodobnym powodem takiego stanu nie jest koncept „to dla mnie za trudne i już” ale stres, z którym sobie po prostu nie radzisz i najwyższy czas to zmienić. Bo najgorsze co możemy zrobić – zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i społecznym – to pogodzić się z powolnym ale konsekwentnym obniżeniem naszych intelektualnych możliwości. Zarówno kiedy to zaobserwujemy u samych siebie, jak i w najbliższym otoczeniu.
Pozdrawiam