Osobowość dokuczliwie dręcząca

Męski prekariat, czyli klątwa niepewności
3 czerwca 2021
Czy sapioseksualność uratuje ludzkość?
17 czerwca 2021

Transkrypcja tekstu:

Zacznijmy od przykładu, ale w jego trakcie proszę byście wykonali proste zadanie. Ja będę opowiadał, a Wy spróbujcie znaleźć w pamięci przykłady takich lub podobnych postaw czy zachowań we własnym otoczeniu. Oto Stefan otrzymuje ważny rodzinny telefon z prośbą o niecierpiąca zwłoki przysługę. Komuś coś wypadło i Stefan jest ostatnią deską ratunku by odebrać z lotniska i dowieźć na oficjalne ogłoszenie testamentu po dziadku bardzo ważną dla całej rodziny osobę, która najprawdopodobniej odziedziczy większość kasiory i wciąż nie wiadomo czy zechce się podzielić z resztą swym nowym bogactwem. Tą osobą jest ciotka Agata. Wprawdzie jest tylko kilkanaście lat starsza od Stefana ale według rodzinnych koligacji jest jego pełnokrwistą ciotką. Dodajmy – znienawidzoną ciotką, która wśród członków rodziny nosi nawet kilka ksyw: nazywana jest mianowicie „gestapowcem” oraz wymiennie „naszą francą”. Jednak najczęściej mówi się na nią Krwawa Agata. No i teraz Stefan chcąc nie chcąc popyla swoim passeratim w gazie na lotnisko, wiedząc że czeka go co najmniej godzinna przyjemność krwawej konwersacji. „A co tu taki syf – mówi na powitanie ciotka Agata wsiadając do Stefanowego auta – jak można być taką fleją, musisz to natychmiast posprzątać i zdezynfekować”. Stefan jednak postanawia sprawdzić swoje zdolności terapeutyczne i mówi: „Czemu ciocia stale się wszystkich czepia, przecież ludziom to sprawia przykrość. Można nawet komuś zwrócić uwagę, ale niekoniecznie trzeba od niej zaczynać spotkanie i można to zrobić jakoś mniej szyderczo”. Krwawa Agata przetarła oczy ze zdumienia i nawet nałożyła okulary żeby lepiej widzieć swoją ofiarę: „Znalazł się Kaszpirowski i będzie mnie tu psychiatryzował. Ty lepiej popatrz jak o tobie świadczy ten brud. W ogóle się nie dziwię, że ta twoja Grażyna po raz już chyba dwudziesty puściła cię w trąbę!”. „No dobrze – daje za wygraną Stefan – posprzątam w samochodzie jak tylko dojedziemy na miejsce.” Mija kilka chwil, ciotka ogląda widoki za oknem, jednak z minuty na minutę kręci się coraz bardziej nerwowo. W końcu nie wytrzymuje i wypala: „Dalej tego nie posprzątałeś, przecież w tym smrodzie się nie da oddychać!” „Przecież powiedziałem że posprzątam jak dojedziemy, kiedy to miałem zrobić, w trakcie jazdy? – nie wytrzymuje Stefan – Czy ciocia naprawdę nie może sobie odpuścić tych zaczepek. Nie możemy przez chwilę po prostu być dla siebie mili?” „No dobrze” – mówi polubownie Krwawa Agata i zatapia wzrok w swoim telefonie. Chwila ciszy, no może ze dwie chwile i ciotka jakby poprzedniej rozmowy nie było zwraca się do Stefana: „Aleś się ubrał na te lotnisko, w tych gaciach wyglądasz jak niedomyty pokurcz!”
Zdaje się, że wystarczy już tego przykładu, byśmy mogli przywitać na pokładzie mini-wykładów pewien rodzaj osobowości, który wymyka się psychiatrycznym klasyfikacjom. Dr Seth Meyers, psycholog kliniczny i autor dwóch książek badających struktury naszych relacyjnych powiązań nazywa tę osobowość osobowością dokuczliwą lub dręczącą. Obydwa zaś te słowa na tyle dobrze oddają to o czym mowa, że my pozostaniemy przy nazwie osobowość dokuczliwie dręcząca. Uznaje się, że mimo braku opisu tej osobowości w oficjalnym Podręczniku Diagnostyki i Statystyki Zaburzeń Psychicznych łączy ona w sobie zarówno cechy osobowości pasywno agresywnej, o które opowiadałem w odcinku 153 oraz przejawia zachowania zbieżne z diagnozowanymi u zaburzeń obsesyjno kompulsywnych. Jednak to co najistotniejsze to to, że tego typu osobowości są przez nas zazwyczaj błędnie oceniane. Kiedy ktoś na przykład regularnie nas dręczy nieustannie wynajdując jakiś rodzaj naszej winy, wskazuje palcem na uchybienia i wiecznie narzeka na rzeczywistość zazwyczaj uznajemy, że ten ktoś tak po prostu ma, bo lubi. Mówimy nawet: „ona lubi podgryzać”, „on to uwielbia dokuczać”, „ona lubuje się w wysuwaniu oskarżeń i jak tego nie robi, to jest nieszczęśliwa”. Problem jednak w tym, że motywacja osobowości dokuczliwie dręczącej jest dużo bardziej skomplikowana i niestety wymyka się temu, co klasyfikujemy jako „robi tak, bo lubi”. Po pierwsze tego typu osobowość – co często umyka naszej uwadze – nie uaktywnia się we wszystkich relacjach. Na przykład taka osoba, nie dręczy ludzi, których nie zna lub widzi po raz pierwszy. Dokuczliwość zaczyna się ujawniać, a właściwie energetyzować wraz z przejściem relacji od strefy obcości i wynikającego z niej dystansu do strefy bliskości pozbawionej początkowego zdystansowania. Moglibyśmy powiedzieć, że im bliższa relacja tym bardziej takiej osobowości puszczają hamulce. I to jest pierwszy fundament potrzebny do aktywizacji tego typu osobowości. Drugim fundamentem jest jakiś rodzaj zależności relacyjnej – nawet mały, ale wystarczający by utrudnić drugiej stronie zerwanie relacji. Stąd osobowość dokuczliwie dręcząca ujawnia się w szefie w stosunku do pracowników, w teściowej w stosunku do synowej, w rodzicu do dziecka, w małżeństwie itd. Im zaś bardziej stabilne są obydwa fundamenty – bliskość i zależność, tym łatwiej jest takiej osobowości wyczyniać na nich swoje harce. Kiedy próbuje się zdefiniować taką aktywność od strony zaburzeń, to okazuje się że wachlarz tych zachowań jest na tyle duży, że sumarycznie wnioskowanie wymyka się możliwości prostych rozróżnień. Stąd też uznaje się, że najlepszą definicją tego typu zaburzenia jest ocena wpływu, jaki wywierają tego typu osoby na swoje otoczenie. Jeśli wśród reakcji pojawia się irytacja i niepokój, jako stałe uczucia towarzyszące interakcjom z taką osobą, to jest to pierwszy sygnał pozwalający nam ustalić że właśnie z tego typu osobowością mamy do czynienia. Kolejnym czynnikiem, który pozwala nam przybliżyć się nieco do zrozumienia funkcjonowania osobowości dokuczliwie dręczącej jest jej motywacja. Otóż – jak już wspomniałem – mylimy się sądząc, że ktoś taki robi to co robi, bo lubi tak robić i takim być. Tego typu osobowość dręczy i dokucza, ponieważ to jedyny przez nią uznawany sposób na poradzenie sobie z nieznośnie dokuczliwym napięciem które odczuwa i którego jednocześnie systemowo nie toleruje. To na przykład sytuacja, w której w emocjonalnym systemie osobowości dokuczliwie dręczącej pojawia się frustracja, czyli nagromadzenie negatywnych emocji powstałych na skutek odkrycia braku możliwości zrealizowania jakiegoś celu. I tutaj mogą wchodzić w grę najprostsze schematy poznawcze – widok pustego papierowego kubka po kawie w samochodzie oznacza dla takiej osoby, że wnętrze samochodu jest brudne i niezadbane. Jej zaś zdaniem powinno być inaczej – powinno się pozbyć kubka natychmiast po wypiciu kawy. Zatem jadąc w samochodzie i patrząc na kubek zaczyna się w niej pojawiać nieznośne napięcie pomiędzy celem – jakim jest czysty samochód – i brakiem możliwości jego realizacji – na przykład nie ma gdzie wyrzucić kubka, a właściciel samochodu się do tego nie kwapi. Wówczas z punktu widzenia takiej osobowości jedynym sposobem na obniżenie tego napięcia jest dokuczenie właścicielowi samochodu. I co ciekawe – to że właściciel samochodu obiecuje uprzątnięcie kubka na najbliższym postoju wcale nie rozwiązuje sprawy. Dyskomfortowe napięcie będzie się dalej utrzymywało w systemie ilekroć taka osoba spojrzy na kubek lub ilekroć sobie o nim przypomni. A to powoduje, że mimo obietnic właściciela o posprzątaniu, który uznaje sprawę tym samym za załatwioną, nic nie jest załatwione. Dopóki tam będzie ten kubek, dopóty będzie się pojawiało dokuczliwe dręczenie, bo to jedyny sposób by radzić sobie z niesłabnącym napięciem. Dopiero zatrzymanie samochodu i pozbycie się kubka rozwiąże problem. Jednak – jak się domyślamy – to jedynie rozwiąże problem kubka, a nie całego systemowego napięcia. Bo wystarczy że ciotka Agata spojrzy na Stefana gacie i już kolejne napięcie chce rozsadzić system. I tutaj wkraczamy do drugiego obszaru motywacyjnego osobowości dokuczliwie dręczącej. Jest nią dużo mniejsza tolerancja niż u innych ludzi na nieład, jakiś przejaw chaosu czy nieuporządkowania. Posiadacz tej osobowości ma po prostu o wiele wyżej zawieszoną poprzeczkę akceptacji nieprzewidywalności i nieuporządkowania. Oczekuje on, że rzeczywistość musi znajdować się pod absolutną kontrolą, a kiedy pojawia się w niej nawet najmniejszy nieład, to ta kontrola zostaje przez taką osobę tracona, co wywołuje kolejną falę drastycznie negatywnych napięć, z którymi sobie po prostu nie radzi. I tutaj rownież może się to przejawiać pod postacią faktów i zdarzeń, które dla postronnych obserwatorów wydają się błahe i bez znaczenia. Ale dla osobowości dokuczliwie dręczącej są nie do przejścia. Wówczas ponownie jedynym sposobem, który taka osobowość dostrzega na pozbycie się napięć jest dokuczenie i dręczenie innych, co oczywiście niewiele daje, bo mimo tego dręczenia napięcia nie opuszczają systemu, a nawet jeśli ulegają jakiemuś zmniejszeniu to i tak w ich miejsce szybko pojawią się nowe. I pamiętajmy – nie chodzi tutaj o sam proces dręczenia innych w jakimś konkretnym celu co jest częstą techniką psychopatów, ale wyłącznie o dokuczliwość jako regulację w ramach nie radzenia sobie z własnym systemem – a ta nie wybiera swoich ofiar. Dostaje się wszystkim tym, którzy mieszczą się w bliskości relacji i jakimś stopniu zależności.
No dobrze – co zatem zrobić w takiej sytuacji, kiedy taką osobę ma się wśród najbliższych i chcemy ją zmienić, czy pomóc, by jakoś jej ulżyć, ale co najważniejsze, by uratować przed nią otoczenie, które ma jej serdecznie dosyć i to całkiem słusznie. Tutaj niestety nie da się zrobić niczego dopóki taka osoba sama nie odkryje, że stanowi problem nie tylko dla samej siebie, ale też dla swojego najbliższego otoczenia. Dopóki tak się nie stanie to – i tu badacze zjawiska z dr Meyersem na czele są zgodni – najlepiej usuwać się z drogi, unikać rozbudowanych zdań bo one prowokują powiększenie napięcia i liczyć na efekt „zamierania” czyli stanowczo i bez emocji stać przy swoim, bo w końcu nawet najbardziej zagorzały dręczyciel tę konkretną kwestię odpuści. Ale to żadne zwycięstwo, bo błyskawicznie sobie znajdzie nową. Ważne jednak byśmy niekoniecznie kierowali się mitem złośliwości dla sportu, dręczenia bo się tak lubi, czy bo się takim jest. Takie osoby mają ze sobą większy problem niż moglibyśmy się spodziewać. Czy da się im jednak pomóc? Tak, jeśli zostanie spełniony wspomniany wcześniej warunek – taka osoba, sama musi odkryć problem i uznać, że potrzebuje wsparcia. I to się zdarza – w końcu o tym, że tego typu aktywność nie jest aktywnością dla sportu czy ulubionym zajęciem, a desperacką próbą regulacji systemowych napięć wiemy właśnie od osób, które z takim problemem zwróciły się po terapeutyczną pomoc.
Pozdrawiam