Fuksówka, czyli zabawa w zawstydzanie

Milczący problem mężczyzn
25 marca 2021
Pandemia bzdur
6 kwietnia 2021

Transkrypcja tekstu:

W jednym z poprzednich odcinków, dobre kilkanaście tygodni temu opowiadałem o toksycznym wstydzie. O uczuciu bazującym na koncepcie „jestem gorszy”, „coś ze mną jest nie tak”, „nie zasługuję na zainteresowanie czy miłość”. Mówiłem wtedy, że ten rodzaj toksycznego wstydu często jest nam implementowany w dzieciństwie, kiedy nasi opiekunowie – rodzice, nauczyciele, czy rówieśnicy – oceniając to jak się zachowaliśmy zmieniają koncept „to, co zrobiłeś”, na koncept „to, jaki jesteś”. I ten właśnie drugi schemat zostaje nam winkorporowany na tak głębokim poziomie, że w końcu zapominamy, że to jedynie socjalizowana idea i internalizujemy ją jako ideę własną. To wszczepione w dzieciństwie postrzeganie nas samych niesiemy potem przez resztę życia czując się gorsi od innych, mniej wartościowi, mniej pewni siebie i w końcu również nie zasługujący na nic dobrego – zarówno jeśli chodzi o życiowe zdobycze, jak i atencję innych. Jak pamiętamy z takim toksycznym wstydem jest nam dość trudno sobie poradzić, co skutkuje wieloma destrukcyjnymi zachowaniami, w stosunku do samych siebie i niestety również w stosunku do innych. Dlaczego zaś wracam do tego tematu – z bardzo ważnego powodu: otóż źródła toksycznego wstydu nie pochodzą wyłącznie z dzieciństwa, ale są też obecne w naszym dorosłym życiu i często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak negatywny wpływ na czyjeś życie możemy wywrzeć za pomocą niby niewinnych, a czasem celowych i jak najbardziej winnych zachowań, w efekcie których czyniona jest taka sama, jeśli nie większa szkoda niż ta przywleczona z dzieciństwa. I dzisiaj, żeby zobrazować te mechanizmy wyjątkowo i z premedytacją posłużę się prawdziwymi przykładami, was zaś proszę byście spróbowali poszukać tego, co te wszystkie przykłady łączy. Przykład pierwszy – po ostanim mini wykładzie o milczącym problemie mężczyzn otrzymałem sporo maili – i to od obu płci widzących tenże problem z różnych perspektyw ale też niepotrafiących sobie z nim poradzić w swoich związkach. W jednym z maili – a to wcale nie odosobniony przykład – czytam co następuje: „Bardzo często słyszę od żony , , <no nie mów, że ty taki wrażliwy jesteś, zachowujesz się jak ostatnia cipiś”. Przykład drugi – kilka lat temu w pewnym amerykańskim uniwersyteckim akademiku dowcipni koledzy namierzyli, jak jeden z nich zamyka się w pokoju i masturbuje oglądając porno. Postanowili mu zrobić psikusa. Wyczekali na odpowiedni moment i wpadli do tego pokoju z włączonymi kamerami nagrywając całą akcję, po czym natychmiast umieścili filmik na YouTubie, żeby reszta uczelni i świata też mogła się z kolegi onanisty pośmiać. Przykład trzeci – słyszeliście o tzw. fuksówce w szkołach teatralnych, o której obecnie w mediach zrobiło się głośno i która polega na dręczeniu, poniżaniu a często też molestowaniu młodszych koleżanek i kolegów w trakcie zajęć i to zarówno przez rówieśników, jak i pedagogów? Otóż lata temu – zanim jeszcze rozpocząłem pracę dziennikarza – zajmowałem się impresaryjną organizacją spektakli teatralnych. Przez kilka lat poznałem wielu aktorów grających w tych spektaklach i często zdarzało się, że po przedstawieniu świętowaliśmy dobrze wykonaną robotę w piwnym pubie. Słyszałem wówczas takie opowieści o fuksówce, przy których wymiękała wojskowa fala lat osiemdziesiątych – a wiem co mówię, bo żołnierzem służby zasadniczej niestety też byłem. A zatem to o czym dzisiaj możemy przeczytać w mediach ze skruszonych wypowiedzi niektórych dręczycieli i ich ofiar to tak naprawdę zaledwie wierzchołek góry lodowej festiwali odbierania komuś jego godności oraz poniżania na oczach innych.
Co łączy wszystkie powyższe i przecież wydawałoby się tak odmienne przykłady? Tym łącznikiem jest mechanizm zawstydzania, który serwujemy sobie nawzajem tak często, że przestaliśmy już na to zwracać większą uwagę. Ma on miejsce nie tylko w małżeństwach, na uniwersytetach czy akademiach sztuki. Panoszy się również w firmach, szkołach, restauracjach, super i hipermarketach, partiach politycznych i wśród najlepszych koleżanek czy kumpli. Jest wszechobecny i niestety zbiera dokładnie takie samo destrukcyjne żniwo jak kreacja toksycznego wstydu w dzieciństwie. Jednak tutaj to zjawisko – co wydaje się już właściwie niemożliwe – jest jeszcze bardziej groźne. Pokażmy to na prostym przykładzie – wyobraźmy sobie kogoś, kto chce zrzucić nadwagę. Zasięga więc porady specjalisty, z którym umawia się na regularne wizyty, na których będą sprawdzane postępy i dokonywana ewentualna ewaluacja metody, czyli zgodnie ze sztuką. Tworzona jest dedykowana dieta, tygodniowy plan aktywności fizycznej oraz zasady pracy z umysłem nad skutecznym deformowaniem dotychczasowych nawyków i formowaniem nowych. Mijają tygodnie i specjalista dietetyk nie widzi najmniejszego postępu. Waga delikwenta ani drgnie. Ale specjalista nie daje za wygraną i postanawia sprawdzić co jest przyczyną takiego stanu rzeczy. Okazuje się, że i owszem w trakcie wizyty w gabinecie podejmowane są ustalenia, pacjent współpracuje i rozumie co się do niego mówi i czego od niego oczekuje. Cóż z tego jednak, kiedy po wyjściu z gabinetu dietetyka ten sam pacjent trafia z powrotem do środowiska, w którym normą jest obżeranie się niezdrowymi produktami, a aktywność fizyczna ogranicza się do sięgania po czipsy na kanapie przed telewizorem. Wizyta u babci ma zawsze ten sam przebieg „zjedz jeszcze pączka, bo jak nie zjesz to babci będzie przykro i przez ciebie umrze”. Piątek po robocie nie byłby udany, gdyby nie pojawili się kumple z paletą piwa i kilkoma pudłami pizzy. W takiej sytuacji już się orientujemy, że starania dietetyka są psu na budę, bo pacjent i tak po wizycie w gabinecie wraca do środowiska, które za punkt honoru stawia sobie zawody w hodowli tuczników. A teraz przełóżmy powyższy przykład na walkę z toksycznym wstydem. Oto mamy pacjenta psychoterapii, który w trakcie psychoterapeutycznego procesu mierzy się z traumami dzieciństwa i implementacją wstydu, po czym wraca do żony i słyszy „co z ciebie za facet jak nie potrafisz…. „ i tutaj wstawmy sobie dowolne oskarżenie. Oto mamy aktorkę i jednocześnie pacjentkę psychoterapii starającą się pokonać swoje niskie poczucie wartości i patologiczny wręcz brak pewności siebie, która następnego dnia udaje się na teatralną próbę, gdzie jest przeczołgiwana przez scenę na oczach rozbawionych kolegów po fachu, gdzie pastwiący się nad nią reżyser krzyczy: „musisz pokazać ten ból, to upokorzenie, musisz pokazać te prawdziwe emocje, aha, bo bym zapomniał: musisz też jeszcze pokazać cycki!”
Nie da się odtraumatyzować przeszłości, kiedy jest się nieustannie dalej traumatyzowanym w teraźniejszości. Moglibyśmy tutaj użyć cytatu, który przypisuje się Einstainowi i którego rzeczywistym autorem był Matthew Kelly, autor książki „The Rhythm of Life” i który brzmi: „jeśli zaczniesz oceniać rybę pod względem jej zdolności wspinania się na drzewa, to przez całe życie będzie myślała, że jest głupia”. A teraz wyobraźmy sobie taką oto scenkę: ściągamy rybę z drzewa i mówimy jej powyższy cytat. Ryba mruga oczkami i wykrzykuje zachwycona: „no oczywiście, że też wcześniej sama nie skumałam tej zasady. Przecież nie jestem głupia tylko to durne drzewo mi nie pozwala o tym zapomnieć. Potrzebuję wody, przestrzeni jeziora, rzeki, morza. Tam dopiero odetchnę wolnością i mądrością.” Po czym, po usłyszeniu tego rybiego ex pose bierzemy i ponownie odkładamy rybę na drzewo. To nie może zadziałać.
Kiedy zaś zostawiamy rybę na drzewie to nie spodziewajmy się po niej, że pozbędzie się swoich problemów. Kiedy kogoś zawstydzamy, to nie spodziewajmy się, że się nagle pozbiera, przetrze oczy i powie: „ok, biorę się za siebie”, bo skutek takiego zawstydzania będzie dokładnie odwrotny i zawstydzana osoba rozpadnie się na naszych oczach jeszcze bardziej. Tymczasem – i to jest niestety bolesna prawda – ludzie lubią zawstydzać innych. Lubią patrzeć na upokorzenie innych i często odczuwają dziką satysfakcję, kiedy na ich oczach jest innym odbierana godność. Zaś najlepszym przykładem tego, że mamy takie tendencje jest popularność telewizyjnych show z pod znaku „roast”, czyli programów, w których krąg prześmiewców ma za zadanie wyszydzić i upokorzyć bohatera bieżącego odcinka. A zachwycona gawiedź siedzi przed telewizorem i zaciera z radochy ręce „ale mu dowalił”, „ale go zniszczył”, „ale go zawstydził”.
Dr. Daniele Grande, psycholog kliniczny z Chicago z dwudziestopięcioletnim doświadczeniem w pracy nad relacyjnymi konfliktami w swoich licznych artykułach wskazuje, że skutki współczesnego, dorosłego zawstydzania innych są katastrofalne dla ludzkiej psychiki. I co najgorsze – akt zawstydzania może trwać zaledwie kilkanaście sekund, ale te kilkanaście sekund wystarczy by zrujnować czyjeś poczucie wartości, pewności i autonomii na resztę życia. Grande wymienia tutaj trzy najpotężniejsze, udowodnione badaniami efekty doświadczania zawstydzenia. Po pierwsze więc ludzie dotknięci tym mechanizmem zaczynają wykazywać silne tendencje do stanów depresyjnych oraz lęków społecznych i niskiej samooceny. Do tego dochodzi ścisły związek pomiędzy zawstydzaniem, a skłonnością do nałogów. Działa tutaj mechanizm uśmierzania intensywnych negatywnych uczuć przy pomocy używek, bo jak wykazały badania dr. Roberta Schwartza twórcy psychoterapeutycznej metody Systemu Wewnętrznej Rodziny to sposób umysłu na ochronę przed bolesnymi emocjami, które w przeciwnym razie mogły by prowadzić do samobójstwa.
Po drugie zawstydzanie prowadzi do swoistego paradoksu poczucia winy, w którym to poczucie zaczyna być tak duże i wyniszczające system, że w końcu pojawia się efekt obwiniania innych, powstały w wyniku nagromadzenia zbyt dużej ilości emocjonalnego napięcia, którego nadmiar w ten sposób jest usuwany z systemu. To z kolei mechanizm, na który zwraca uwagę Carol Lambert, autorka książki „Kobiety z partnerami kontrolującymi”. Mówi ona, że w sytuacji, w której wewnętrznego poczucia winy nie da się skorygować racjonalną oceną samego siebie dochodzi do tzw. odpowiedzi obronnej w stylu „to wszystko nie może być tylko moja wina, a zatem to również twoja wina”. I tutaj już łatwo się domyśleć jaki będzie finał związkowej rozmowy zaczynającej się od takiej obrony nawet, kiedy ten mechanizm obronny jest jak najbardziej uzasadniony i trafny.
Po trzecie badania naukowe wskazują potężny związek poczucia wstydu wywołanego przez zewnętrzne zawstydzenie z przemocą. Dzieje się tak u osób, które są niestabilne lub bardziej wrażliwe emocjonalnie. Wówczas wobec natężonego wstydu sprowokowanego zawstydzeniem reagują gwałtownie rozładowując swój wstyd zadając cierpienie innym. Dowodów na słuszność tej tezy nie trzeba długo szukać – wystarczy się przyjrzeć częstym motywacjom nastolatków, które po doświadczeniu zawstydzenia sięgają po broń i strzelają czy atakują rówieśników i to nie tylko w amerykańskich szkołach.
Tylko te trzy powyższe efekty zawstydzania pokazują, jak potężną negatywną i destrukcyjną moc może mieć taki mechanizm. Co zatem zrobić? Jak się przed tym zjawiskiem bronić? Otóż najlepiej zacząć od tego, by się na chwilę zatrzymać i zastanowić czy sobie jednak nie odpuścić i nie zrezygnować, kiedy przyjdzie nam ochota na nawet najmniejsze i wydawało by się żartobliwie niewinne zawstydzanie innych.
Pozdrawiam