Milczący problem mężczyzn

Tyrady gniewu
18 marca 2021
Fuksówka, czyli zabawa w zawstydzanie
1 kwietnia 2021

Transkrypcja tekstu:

Tym razem przenieśmy się do Kenii, ale nie do tej którą kojarzymy w pierwszej kolejności, jako kraju sawann, wielkich masywów wulkanicznych i trochę mało atrakcyjnej linii brzegowej. Przenosimy się bowiem do Kenii metropolitalnej i przedmieść Nairobi czyli największego miasta w Afryce zamieszkałego przez prawie cztery i pół miliona ludzi. Gdzieś tam właśnie, na przedmieściach w jednym z mieszkań toczy się rozmowa dwóch przyjaciółek: Dhakiyi i Angavu. Siedzą, popijają sławetną Volcanicę – kenijską kawę uważaną za najlepszą na świecie. O czym gadają nasze dwie nowe znajome? Oczywiście o facetach. „Wiesz – mówi Dhakiya – dzisiaj normalnie nie ma z kim mieć dzieci! Byłam ostatnio na kilku randkach, mówię ci niewypał – co jeden to większa wtopa. Jakby w ogóle nie rozumieli współczesnego świata”. „Daj spokój – odpowiada Angavu – mam wrażenie jakby zostali w tyle. Pytam tego mojego co mu jest że taki naburmuszony, a on na to, że nie będzie ze mną gadał”. „Mój poprzedni – dopowiada Dhakiya – w ogóle nie potrafił nad sobą zapanować. Stracił robotę i od razu na mnie z pyskiem, że mu schowałam kontroler do gry”. „Ja ostatnio próbowałam namówić mojego, żeby poszedł ze mną na szkolenie – mówi Angavu – wytrzymał minutę, powiedział, że to nudne jak flaki z olejem i nie da się tego słuchać i wyszedł”. „I co kupił flachę i się nawalił wieczorem?” – dopytuje Dhakiya. „Nie wieczorem, tylko od razu” – przytakuje Angavu.
19 marca 2021 roku portal Psychology Today opublikował rozmowę z panią psycholog Phioną Koyiet z Uniwersytetu Daystar w Nairobii, gdzie właśnie zakończono cykl badan, które jako obecnie nieliczne skoncentrowały się na kondycji psychicznej mężczyzn. Pani psycholog i jej zespół badawczy zdają się głośno krzyczeć, że obecnie z tą właśnie kondycją psychiczną mężczyzn dzieje się coś bardzo niepokojącego. Zaś najlepiej to widać w takich właśnie społecznościach jak kenijskie, gdzie tradycyjny model mężczyzny zderza się obecnie z coraz bardziej eksponowanymi oczekiwaniami współczesnych kobiet i niestety nie wytrzymuje tej próby. To tym bardziej naglący problem podczas pandemicznego szału, w którym zdrowie psychiczne w ogóle jest zaniedbywane i idzie w odstawkę na czas walki z covidem. Skoro – co widać i słychać w mediach oraz naokoło – dosłownie znika dziecięca psychiatria – tak ważny przecież aspekt kondycji przyszłych pokoleń, to co tu mówić o psychicznych problemach mężczyzn, które w wielu krajach zamiata się pod dywan. A efekty tego zamiatania są katastrofalne nie tylko dla mężczyzn i kobiet poszukujących partnerów ale też dla całej reszty społeczeństwa. Tradycja w Kenii każe mężczyźnie milczeć na temat własnego zdrowia psychicznego i pod żadnym pozorem się do jakichkolwiek w tym obszarze problemów przed nikim nie przyznawać, a już na pewno nie przed kobietą. Wciąż pokutuje wdrukowany kulturowy wzorzec silnego faceta, który przyznając się do problemu psychicznego jedynie okazuje swą słabość, a to oznacza, że w ten sposób naraziłby swoją plemienną pozycję na szwank. Z badań kenijskich naukowców wynika, że istnieją tylko dwa adresy brane przez mężczyzn pod uwagę w kontekście szukania wsparcia. Pierwszym adresem są kumple, drugim adresem jest kościół. Problem w tym, że pod żadnym z tych adresów nie znajdują rozwiązania. Kumple mówią: „napij się, to ci ulży”, a ksiądz dobrodziej zapisuje receptę w postaci modlitwy i kościelnego datku. Oczywiście problemy nie znikają, a ni po jednym, ani po drugim rozwiązaniu. Jednak napięcie psychiczne, które zostaje pozostawione samo sobie szuka ujścia, by ulżyć systemowi i oczywiście znajduje najgorsze rozładowanie emocji z możliwych, czyli używki, z których najczęściej wybierany jest alkohol oraz niekontrolowane wybuchy złości i agresji, które najczęściej prowadzą do przemocy w rodzinie. Do tego na przedmieściach Nairobi mamy do czynienia z coraz większym bezrobociem, więc na wszystko nakładają się jeszcze coraz poważniejsze problemy finansowe. Kiedy zaś w głowie pojawiają się jednocześnie dwa silne faktory: „nie radzę sobie z własną głową” oraz „nie daję radę z finansami”, to pojawia się efekt zbliżony do psychologicznego podwójnego wiązania – poprawa w jednym obszarze nie wpływa na drugi, podczas gdy pogorszenie w jednym z tych faktorów obniża kondycję obu. Czyli mówiąc inaczej jest coraz gorzej, bo brak kasy wpływa na pogorszenie stanu psychicznego, zaś pogorszenie stanu psychicznego powoduje mniejszą zawodową efektywność. W efekcie tego związania pojawia się wycofanie społeczne i obniżenie aktywności behawioralnej, czyli w ciągu dnia zaczyna dominować siedzenie na kanapie z padem do gier albo flaszką w ręku. Do tego dochodzą zmiany nastroju i wyraźny spadek poczucia odpowiedzialności – zarówno za swoją sytuację, jak i sytuację rodziny, a więc relacji na osiach pionowych – dzieci – rodzice – dziadkowie oraz poziomych mąż – żona, partner – partnerka itd. Główną zaś negatywną strategią łączącą wszystkie przebadane wypadki było milczenie o swoich problemach. A ponieważ przemoc ze strony partnera – pod każdą postacią w tym również psychiczna – w Kenii jest postrzegana jako kulturowa norma, to mężczyźni milczą o swoich problemach nie tylko kiedy są agresorami, ale również w sytuacji, kiedy to oni są ofiarami przemocy ze strony swoich partnerek. Do tego dodajmy, że wszystkie rządowe programy pomocowe – zarówno w kontekście przemocy w rodzinie, jak i problemów psychologicznych są kierowane głównie do kobiet, co dodatkowo nasila problem. Mężczyźni też – w przeciwieństwie do kobiet – raczej stronią od szukania pomocy na rynku psychologiczno rozwojowym. Z reguły są mniej chętni do wizyty u psychoterapeuty, jaki i do wzięcia udziału w rozwojowym, czy solucyjnym kursie, na przykład takim, który oferuje narzędzia radzenia sobie z emocjami, czy stresem. I to jest kolejna potężna cegła do i tak potężnego muru oddzielającego współcześnie aktywność obu płci. Tutaj na chwilkę opuścimy Kenię i przeniesiemy się do angielskiego uniwersytetu Durham, gdzie w 2019 roku zespół Kathleen Carswell opublikował wyniki badań związku zachodzącego pomiędzy rozwojem osobistym a jakością relacji. Okazało się, że jeśli jedno z partnerów dokonuje jednorazowego skoku rozwojowego – na przykład uczestniczy w dobrym szkoleniu, znajduje nową pracę, zdobywa jakąś nową umiejętność, to poczucie nowości i ekscytacji przenosi do swojego związku czym niejako pozytywnie infekuje swojego partnera. Opowiada o zdobytej wiedzy, o uzyskanej umiejętności, czy też dzieli się swoją nową fascynacją. Wówczas drugi partner – odbiorca tych nowych treści – zaczyna uczestniczyć w tej fascynacji, interesuje się osiągnięciami swej ukochanej, czy ukochanego i w efekcie obdarza drugą stronę silną atencją. To zaś – co pokazują wyniki badań – powoduje wzrost intymności. Para po prostu zbliża się do siebie, dają sobie nawzajem więcej czułości, zainteresowania i romantycznego oddania. Super, prawda? Jest tylko jeden mały szkopuł niestety niweczący tę radość. Otóż badania Kathleen Carwell pokazały, że tak się dzieje ale wyłącznie w przypadkach jednorazowych epizodów rozwoju. Kiedy jednak mamy sytuację, w której aspekty rozwojowe – czyli wzrost wiedzy, umiejętności, zmiana pracy na ciekawszą i lepiej płatną – przydarzają się więcej niż raz i to zawsze tej samej stronie w relacji, to w efekcie tego przedłużonego okresu rozwoju w związku zaczyna się dziać coraz gorzej. Kiedy jeden z partnerów konsekwentnie rozwija się poza związkiem i tym samym pozostawia drugiego w tyle, to w tym drugim pojawia się coraz większe uczucie wycofania i izolacji. Obniża się poziom intymności, bliskości i namiętności. To dokładnie sytuacja, w której partner Angavu, która radosna i podekscytowana wraca ze szkolenia, czy rozmowy o nowym projekcie, zamyka się w sobie i zaczyna negować źródła jej fascynacji w myśl zaczynającej w jego głowie kiełkować zasady: „ileż można słuchać tego bełkotu”. Zaś w efekcie właśnie tego konstruktu i niejako w odpowiedzi w głowie Angavu pojawia się coraz bardziej popularny koncept zasłyszany od koleżanek: „Normalnie nie ma teraz z kim mieć dzieci”. Oczywiście pamiętajmy że żadna sytuacja nie jest czarno biała – ona jest wyłącznie wspaniała, a on wyłącznie niewspaniały, czy odwrotnie. Bo problem ma daleko głębsze źródła, niż rozwojowa rozbieżność w związkach, która jedynie całego problemu jest niewielkim efektem ubocznym. Problemu, który – i tu wracamy do Kenii – usiłują rozwikłać psycholodzy z Uniwersytetu Daystar w Nairobi. Problemu zaś nie da się rozwiązać w prosty sposób, bo jak mówi Phiona Koyiet: „Mężczyzn w kraju takim jak Kenia ogranicza od dawna kulturowe przekonanie, że powinni być silni i radzić sobie w „męski” sposób, bez narzekania i płaczu. Przede wszystkim więc musimy zająć się negatywnymi barierami kulturowymi i pomóc mężczyznom zrozumieć, że szukanie pomocy jest w porządku i że to normalne, by się po taką pomoc zwracać.” Pierwszym krokiem jest więc – i tego muszą dokonać kobiety – uszanowanie tego, że wychowani w tak tradycyjnie patriarchalnych kulturach mężczyźni mają swoje przestrzenie społeczne, w których zaufanie pojawia się dopiero w reakcji na zasadę wzmacniania a nie obniżania pozycji. To oznacza, że kenijscy mężczyźni są w stanie korzystać z psychologicznego wsparcia jedynie wówczas, kiedy nie mają najmniejszej wątpliwości co do tego, że sam akt wsparcia nie będzie miał udziału w kwestionowaniu ich pozycji. Skoro zaś narzucony przez patriarchalny system wzorzec pozycji został zbudowany na różnicy płciowej, to siłą rzeczy psychologiczne wsparcie nie uwzględniające tych różnic zawsze zostanie odrzucone. I ten sam wzorzec jest odpowiedzialny za to, że w takich tradycyjnych społeczeństwach kobieta nie ma problemu z tym, by po psychologiczne wsparcie zwrócić się do psychoterapeuty mężczyzny, podczas gdy jednocześnie mężczyzna ma potężny problem, kiedy ma mówić o swoich psychologicznych problemach, w tym na przykład lękach przed odpowiedzialnością, traumach związanych z rolami społecznymi itd, kiedy jego słuchaczem jest kobieta, nawet kiedy ta kobieta to świetnie wykształcony i przygotowany do zawodu psychoterapeuta. I z tego też powodu obecnie naukowcy kenijscy wskazują, że na tym etapie społecznego rozwoju jedyną deską ratunku dla mężczyzn borykających się z problemami psychologicznymi są terapie grupowe zorganizowane w tzw. męskie kręgi, w których moderatorem jest psycholog, zaś wsparcie pochodzi również od pozostałych członków grupy dzielących się własnymi doświadczeniami. Wprawdzie program trwa zbyt krótko by racjonalnie ocenić jego wyniki, ale jak na razie metoda wydaje się działać, bo w tych przestrzeniach przedmieść Nairobii, w których wprowadzono ten pomocowy program z męskimi kręgami wsparcia obniżył się zarówno poziom domowej przemocy, jak i problem z używkami czy alkoholem.
Na koniec tego mini-wykładu nie mogę sobie odmówić przyjemności zaproponowania wam zagadki, z której rozwiązaniem was niniejszym zostawiam. A zagadka brzmi – czy przez ostatnie kilkanaście minut na pewno mówiłem wyłącznie o Kenii?
Pozdrawiam