Pandemia bzdur

Fuksówka, czyli zabawa w zawstydzanie
1 kwietnia 2021
Święta wojna światów i racji
15 kwietnia 2021

Transkrypcja tekstu:

„On we wszystko wierzy, panie milicjancie, Bóg mnie pokarał takim głupim chłopem” wyznaje jedna z bohaterek kultowego „Misia” – filmu nakręconego 41 lat temu. Wydawało by się, że cztery dekady to wystarczający czas, byśmy jako społeczeństwo na tyle zmądrzeli, by nie dawać już sobie wciskać byle kitu. Niestety stało się dokładnie odwrotnie, bo teraz dajemy sobie wciskać takie kity, w które nawet misiowy „głupi chłop” by nie uwierzył. Pora powiedzieć to głośno, o czym badacze przebąkują już od jakiegoś czasu – mamy oto do czynienia z drugą, niezwykle groźną i prawdopodobnie wiele potężniejszą pandemią od tej podstawowej: to wielka i przelewająca się przez cały świat pandemia bzdur. I do badania jej efektów powstała nawet nowa gałąź nauki, którą profesor Joseph Pierre, szef oddziału psychiatrii w Los Angeles Healthcare Center nazywa „bullshit psychology”, co moglibyśmy przetłumaczyć, jako psychologia pierniczenia bzdur. Zjawisko to zaś zatacza już tak szerokie kręgi, że naukowcy z całego świata wzięli je pod lupę chcąc się dowiedzieć dlaczego tak mocno wierzymy w bzdury, czym te bzdury są i czy istnieje choć cień szansy byśmy się jakoś opamiętali i przestali dawać robić w balona. Na pierwszy ogień musimy wziąć wyjaśnienie czym się różni bzdura (czyli oryginalny bullshit) od kłamstwa. Otóż w tym rozróżnieniu przyjmujemy założenie, że kiedy ktoś kłamie, to zna prawdę, zaś kłamstwa używa z pewną dozą premedytacji. Moglibyśmy powiedzieć, że kłamstwo ukrywa prawdę przed ludźmi. Bzdura zaś ma trochę inny mechanizm: jej roznosicieli mianowicie prawda mało interesuje. Bzdura – jak wskazuje profesor Pierre – nie przejmuje się tym, co jest prawdą, a co nie w tak wielkim stopniu, w jak wielkim stopniu stwarza wrażenie, że wie o czym mówi. Moglibyśmy więc powiedzieć, że z punktu widzenia bzdury nie ma znaczenia co jest prawdą, zaś jedyne znaczenie ma poziom siły, z jaką bzdura sugeruje to, że przedstawia prawdę. Kiedy zaś do tego dołożymy wyniki badań psychologa Johna Petrocelliego to okazuje się, że publikowanie bzdur nie tylko jest skorelowane z efektem Krugera – Dunninga, w którym im mniejsza wiedza merytoryczna, tym większa pewność siebie w wypowiadanych osądach. Dodatkowo pieprzenie bzdur bywa reakcją na rodzaj społecznej presji, w której celem jest stworzenie rodzaju przepustki pozwalającej wyjść cało i bez oskarżeń z dowolnej opresji. I ten efekt widać jak na dłoni w polityce. To sytuacja, w której jakiś polityk popełnia błąd, czy podejmuje złą, skutkującą konkretnymi negatywnymi konsekwencjami decyzję, po czym atakowany przez dziennikarzy wypuszcza tzw. wymijającą bzdurę, której zadaniem jest odciągnięcie uwagi od własnej winy i zrzucenie tej winy na innych. W myśl tej zasady polityk po prostu nie popełnia błędów – jeśli wszystko idzie ok, to jego zasługa, a jeśli nie ok to wina wyłącznie obywateli. Te zaś piramidalne bzdury wypowiadane przez polityków jak świat długi i szeroki stały się przedmiotem badań psychologów z Uniwersytetu Waterloo, którzy ustalili, że w głównym politycznym nurcie mamy do czynienia z dwoma rodzajami bzdur: bzdurami perswazyjnymi i bzdurami wymijającymi. Te pierwsze są nam serwowane, by – tu cytuję – „wywrzeć wrażenie lub przekonać do swoich racji poprzez wyolbrzymianie, upiększanie lub w inny sposób rozciąganie prawdy o swojej wiedzy, pomysłach, postawach, umiejętnościach lub kompetencjach”. Te drugie, czyli bzdury wymijające są używane„ podczas odpowiadania na pytania, w przypadku których bezpośrednie odpowiedzi mogą pociągać za sobą negatywne koszty społeczne dla odpowiedzialnych lub dle reszty społeczeństwa.” Co więcej naukowcy opracowali specjalne narzędzie o nazwie „bullshit receptivity scale”, co moglibyśmy przetłumaczyć jako „skalę akceptacji bzdur” mierzącą w jakim stopniu społeczeństwo jest podatne na konkretny rodzaj bzdur. Dzięki zastosowaniu tej skali odkryto, że o ile dość szybko jesteśmy w stanie rozpoznawać i dyskwalifikować wymijające bzdury, o tyle z bzdurami perswazyjnymi radzimy sobie dużo trudniej, a to oznacza, że po prostu jesteśmy dużo bardziej skłonni w nie wierzyć. Okazało się również, że BRS, czyli skala akceptacji bzdur pozwala mierzyć naszą ogólną tendencję do wierzenia w bzdury i sprawdza z czym nasza podatność na takie treści jest skorelowana. W badaniu tym poproszono respondentów o ocenienie głębi oraz prawdziwości przekazu – i tu znowu cytuję – „pozornie imponujących twierdzeń, które są przedstawiane jako prawdziwe i znaczące, ale w rzeczywistości są bezsensowne” skonstruowanych z przypadkowego połączenia słów zaczerpniętych z tweetów Deepaka Chopry oraz treści pochodzących z The New Age Bullshit Generator. Zostawmy nieszczęsnego Deepaka póki co w spokoju, ale przyjrzymy się generatorowi bzdur. To dosyć wesoła stronka – której adres podaję, byście mogli sami się odpowiednio wzruszyć – na której za pomocą jednego kliknięcia można wygenerować całe teksty – na przykład do wykorzystania na swej stronie czy na facebooku, żeby brzmiało przekonująco, głęboko i jednocześnie w duchu new ageowej energii. Na przykład klikamy sobie w przycisk u góry strony i czytamy: „Wędrowcze zostałeś wezwany przez jonizację atomową i chociaż nie zdajesz sobie z tego sprawy poszerzasz świadomość. Tylko dziecko cyklu kwantowego może wywołać zmianę paradygmatu energii”. Fajne, nie? Nie wiem jak wy, ale ja tak mogę się bawić do wieczora! W każdym razie skala BRS ujawniła, że nasza podatność na bzdury jest ściśle skorelowana z kilkoma czynnikami. Po pierwsze im bardziej podzielamy wiarę w kwestie pseudonaukowe i paranormalne, tym większą będziemy wykazywali podatność na wiarę w bzdury. Po drugie taka wzmacniająca korelacja dotyczy również tendencji do dostrzegania powiązań pomiędzy rzeczami niepowiązanymi. A mówiąc wprost – im większą tendencję wykazujemy do wiary w spiskową teorię dziejów, tym łatwiej łykamy czytane bzdety. Po trzecie – niestety – w im mniejszym stopniu dysponujemy umiejętnościami kognitywnymi oraz analitycznymi, w tym większym stopniu będziemy podatni na bzdury. Po czwarte okazuje się, że istnieje ścisła zależność pomiędzy łatwością łykania bzdur a naszymi poglądami politycznymi. Im bardziej skrajne poglądy prezentujemy, tym łatwiej nam wcisnąć kit i dotyczy to zarówno poglądów skrajnie konserwatywnych, jak i skrajnie lewicowych. Bo to nie rodzaj poglądów stoi za łatwością z jaką bzdury zaczynają determinować system ale ich skrajność.
Jednak skala BRS wskazała jeszcze jedną, piramidalnie ważną cechę. A mianowicie im bardziej spełniamy trzy powyższe warunki, tym większą będziemy wykazywać tendencję do tego, by zasłyszane bzdury rozpowszechniać dalej. Bo problem polega na tym, że ludzie, którzy dają się omotać bzdurom – szczególnie jeśli są to bzdury perswazyjne – zaczynają je traktować w kategoriach przekonującej retoryki, dzięki czemu sami zaczynają ich używać w wyrażaniu własnych poglądów i opinii. Stają się w ten sposób nieświadomymi redystrybutorami bzdur święcie przekonanymi co do ich prawdziwości i trafności. A to wyjaśnia dlaczego jedna celebrytka z drugim celebrytą opowiadają o pogaduchach z kosmitami, o tym że przez wegetarianizm gluty z nosa świecą na fioletowo i że Bill Gates poprzez chipa w szczepionce będzie nam zaglądał do kibla, żeby po analizie koloru kupy zorientować się, czy już jesteśmy gotowi na to, by nam sprzedawać sztuczne mięso czy na razie tylko szaliki dziergane z nanorobotów, żeby nam krew do mózgu nie dopływała. I co najgorsze – oni nie tylko to mówią. Oni w to jeszcze wierzą. Celowo użyłem ekstremalnych przykładów, na które nawet by nie wpadli goście od wspomnianego wyżej generatora, ale przecież nasza pandemia bzdur przenosi również cała masę informacji, które wyglądają zupełnie niewinnie i które przez to są przyjmowane przez wielu ludzi nie odczuwających potrzeby ich najmniejszej weryfikacji. O ile jednak potrafimy rozpoznać bzdurny bełkot, to już z bardziej wiarygodnie brzmiącymi bzdurami mamy kłopot. Naukowcy to zjawisko nazywają „bullshit blindspot” i określają nim właśnie takie sytuacje, w których zupełnie nieumyślnie i nieświadomie rozpowszechniamy małe bzdury. A to że są małe wcale nie zmienia faktu, że są nieprawdziwe. I działa tu oczywiście efekt skali – kiedy jesteśmy otoczeni odpowiednio dużą ilością małych bzdur działa to na nas nie mniej groźnie niż w przypadku zaledwie kilku dużych. Bo duża ilość małych bzdur umieszcza nas w matriksie przekonań, w których rozróżnienie co jest prawdą a co nie staje się wyjątkowo trudne. Do tego działa tu jeszcze jedno zjawisko nazywane zasadą asymetrii bzdur, zgodnie z którą ilość energii potrzebnej do obalenia bzdur jest o rząd wielkości większa, niż energia którą posłużyła do ich wyprodukowania.
Czy istnieje jakieś wyjście z tej patowej i niestety wciąż nasilającej się sytuacji? Niestety chyba nie – bo z jednej strony powinniśmy być otwarci na nieoficjalne informacje i sceptyczni wobec oficjalnych, a z drugiej strony paradoksalnie nasza otwartość może również osłabiać naszą umiejętność filtracji tego co prawdziwe od tego, co przekłamane. W drugą stronę też to działa – jeśli jesteśmy z natury sceptyczni i zamknięci na wszelkie nowe informacje to nasze zamknięcie może paradoksalnie być również przyczyną nie dostrzegania tego, jak jest naprawdę. Zatem nie ma tu niestety jednej złotej rady, jak sobie z pandemią bzdur radzić we własnym życiu i naukowcy w tym miejscu również bezradnie rozkładają ręce. Profesor Pierre mówi, że póki co jedynym sposobem jest wykształcenie w sobie odpowiedniej wrażliwości na bzdury, którą to umiejętność nazywa on zdolnością widzenia czerwonej flagi. Jedni zaś z nas będą w stanie wyczuć czerwoną flagę nawet w najmniejszej bzdurze z odległości przysłowiowego kilometra, inni niestety nie zauważą jej nawet wówczas kiedy będzie zamaszyście łomotała tuż nad ich głową. I właściwie nie wiadomo kto ma lepiej a kto gorzej. Czy ten, który odkrywa jak wiele bzdur usiłuje mu się wcisnąć i jak czujny musi być na każdym kroku by się tej manipulacji nie poddać? Czy ten co łyka dowolną bzdurę jak pelikan i na swój sposób ma to wszystko w głowie poukładane. Co z tego, że to nie prawda, skoro klocki do siebie tak pięknie pasują?
Pozdrawiam