Podstępne wartościowanie awatarów

Rozstanie powierzone rzutowi monetą
27 listopada 2020
Komplementy odwrotne
10 grudnia 2020

Transkrypcja tekstu:

Zacznijmy jak zwykle od przykładów. Oto mała Stefania, ma warkoczyki, kolorowy plecak i dzielnie zaiwania do szkoły w swoich kolorowych rajtach. Tam zaś zastaje szarobury świat swojej małej miejscowości, w którym dzieje się o wiele mniej, lub jak moglibyśmy powiedzieć okrutnie mniej w stosunku do jej własnej wyobraźni. W głowie jest ciekawie, intrygująco, zabawnie, zaś w życiu nudno, nieciekawie i poważnie. Wraz z wiekiem ten kolorowy świat wyobraźni zaczyna blednąć ustępując miejsca tej prawdziwej rzeczywistości, ale Stefka na ten proces dekoloryzacji nie chce się po prostu zgodzić. Wtedy w jej głowie pojawia się Sandra – tak teraz trzeba ją nazywać. A w sumie łatwo jest te dwie dziewczynki odróżnić bo Stefka jest szarobura, a Sandra kolorowa. Od tej pory to Sandra zawiaduje światem Stefki, a jak któryś z dzieciaków się pomyli i nazwie ją po staremu, to wywołuje to u niej złość i niesmak. Dokładnie taki sam niesmak, który pojawia się na twarzy Hiancynty z dawnego serialu „Co ludzie powiedzą?”, kiedy listonoszowi przydarzy się zwrócić do niej „pani Bucket” zamiast pani „Bouquet”, bo przecież zwrot „pani Bukiet” znacznie się różni do zwrotu „pani Wiadro.” Ten pierwszy jest kolorowy jak Sandra i jej rajty, zaś ten drugi szarobury, jak rzeczywistość małej Stefanii. Co tak naprawdę zaszło w głowie Stefanii, czy serialowej Hiacynty. Otóż obydwie w potrzebie ucieczki od rzeczywistości, która im nie specjalnie pasuje stworzyły własnego awatara. Wyobrażeniowy, nierzeczywisty byt, który realizuje im jakąś konkretną potrzebę, którą w tym przypadku jest ucieczka z gorszego świata do świata lepszego. Ale Stefania i Hiancynta nie są jedyne w tym zabiegu, bo znamy go przecież z historii wielu celebrytów, którzy zmieniają swoje imiona i nazwiska, by te lepiej pasowały do ich nowej, a wcześniej wymarzonej roli. Tak Stefan zostaje Sergio, Mateusz Matteo, a Andrzej Andre, a jak się komuś nie podoba to niech spada. To co w tym zjawisku fascynujące, przynajmniej z naszej perspektywy, to to, że awatary tego rodzaju najczęściej powstają z potrzeby ucieczki od. I to zarówno od dotychczasowej rzeczywistości, jak i od konkretnych problemów. Zuza tworzy Magdę, żeby pod płaszczem perfekcji tego awatara ukryć przed rówieśniczym światem jak naprawdę wygląda jej rodzinne życie okraszone łzami i strachem przed awanturującym się, wiecznie pijanym ojcem. Jurek tworzy Łukasza, czy Luka, by uwolnić się od brzemienia biedy wyśmiewanej przez kumpli i powodującej brak zainteresowania dziewcząt. Można tu by wymieniać całą masą kolejnych przykładów i pokusić się nawet o kategoryzację awatarów, bo przecież – co wiemy na przykład z transpersonalnego modelu heksagonalnego jest ich znacznie więcej. Ale póki co skupmy się na tych awatarach, które powstają w naszych głowach realizując jakiś rodzaj życzeniowego wyobrażenia na swój własny temat. Mają one mianowicie dwie niezwykle istotne cechy, które w znacznym stopniu i często zupełnie nieświadomie wpływają na nasze życie. Po pierwsze, i to najczęściej umykająca nam cecha, są dużo bardziej powszechne niż moglibyśmy sądzić. Można by nawet powiedzieć, że tendencję do ich tworzenia wykazuje zdecydowana większość z nas i niech pierwszy rzuci tutaj kamieniem ten, kto nigdy w swej dziecięcej i nie tylko wyobraźni nie widział się w roli super bohatera, czy królowej okładek celebryckich magazynów. Wynika to z prostego faktu – otóż wykazujemy tendencję do wyobrażeniowego wstawiania siebie w postacie związane z innym życiem i rzeczywistością, żeby zrównoważyć poczucie bycia zanurzonym w świecie, na którego zmianę nie mamy wpływu. W ten sposób już jako małe dzieci pozbywamy się napięcia wynikającego z bezsilności wspomnianego wyżej zanurzenia. Jednak w wielu wypadkach na marzeniu się kończy i nie powstaje w ten sposób awatar zmieniający nasze życie. W wielu, ale nie we wszystkich. Drugą cechą awatarów jest ich związek z poczuciem tzw. samoistotności czyli tego w jaki sposób sami oceniamy naszą ważność i istotność. Awatar – a zatem na przykład Sandra oraz pani Bouquet – realizuje perspektywę samoistotności, co oznacza, że dzięki niemu jego kreator widzi siebie w lepszym świetle, jako kogoś bardziej wartościowego czy ważnego. To zaś ma zasadniczy wpływ na to, w jaki sposób będzie w efekcie tego zabiegu konstruowane nasze poczucie własnej wartości. Żeby wykazać zasadność tej tezy przyjrzyjmy się pewnym badaniom, których wyniki zostały opublikowane zaledwie dziewięć dni temu, bo 25 listopada 2020 r. Badania te przeprowadzono w Chinach i dotyczyły efektu tzw. przewagi poznawczej. Zjawisko to dotyczy mechanizmu, w którym nasza percepcja jest w dużo wyższym stopniu zogniskowana na tych elementach informacji płynących z naszego otoczenia, które dotyczą nas samych. To na przykład sytuacja, w której maszerujesz sobie chodnikiem przy hałaśliwej, ruchliwej i szerokiej ulicy i nagle twoje uszy wychwytują z tego zgiełku, że ktoś po drugiej stronie ulicy wypowiedział twoje imię. W sumie w tych warunkach trudno jest wychwycić z tej wrzawy jakiekolwiek pojedyncze słowo, a mimo to twoja percepcja wychwyciła twoje imię właśnie dzięki zjawisku przewagi kognitywnej. Badacze zaś chcieli się dowiedzieć, czy przewaga kognitywna w równym stopniu dotyczy świata rzeczywistego co wirtualnego, a mówiąc innymi słowy chcieli sprawdzić, czy taka sama reakcja neuronalna w mózgu będzie zachodziła przy wychwytywaniu z szumu tła naszego imienia, jak przy wychwytywaniu z podobnego szumu nazwy naszego awatara. Gdzie zaś to najlepiej sprawdzić? Oczywiście w sieci, bo przecież tam również tworzymy awatary. Czynimy to za każdym razem, kiedy chcemy ukryć nasze prawdziwe dane używając nickname’a, czy wówczas, kiedy w portalach społecznościowych używamy zdjęć profilowych, które nie do końca oddają rzeczywistość. I nie chodzi tu tylko i wyłącznie o zdjęcia podrasowane w photoshopie (na przykład te zaginające przestrzeń by nas wyszczuplić) ale również te grafiki, którymi nasze zdjęcia zastępujemy, bo przecież czynimy to również dlatego, żeby stworzyć jakiś konkretny przekaz o nas samych. Do sprawdzenia zaś siły przewagi kognitywnej badacze użyli czterech bodźców: imienia prawdziwego, nazwy sieciowego awatara, przypadkowego nic dla badanych nie mówiącego nazwiska oraz nazwiska powszechnie znanego, np jednego z najbardziej rozpoznawalnych polityków. Wynik badań był dość zaskakujący – okazało się bowiem, że i owszem, co dało się przewidzieć, najsilniej zareagujemy na nasze prawdziwe imię czy nazwisko, później mniej silnie na awatar, w następnej kolejności na nazwisko znane i w końcu najsłabiej na nazwisko, które nam nic nie mówi. Jednak co było zaskakujące to to, że w tej gradacji siły naszych neuronalnych reakcji pomiędzy ich natężeniem w przypadku prawdziwego nazwiska oraz awatara miały bardzo małe różnice, podczas gdy reakcja na znane nazwisko była o wiele mniejsza. Stąd wniosek o naszej silnej identyfikacji z awatarem, który poprowadził naukowców do zbadania innej zmiennej. Chodziło o sprawdzenie, w jaki sposób pomiar przewagi poznawczej będzie aktywował ośrodki mózgu odpowiedzialne za poczucie własnej wartości – tu rozumianej jako samoistotność. Okazało się że w budowaniu naszego poczucia samoistotności nasz awatar ma kluczowe znaczenie, bo prawie równie silnie aktywuje reakcje neuronalne co nasze prawdziwe nazwisko. To z kolei sprowokowało naukowców do wysnucia dość ważnego i jednocześnie wskazującego kierunki przyszłych badań wniosku: uznają oni, że można wykorzystać te atrybuty, które oferuje nam sieć internetowa do celowego tworzenia określonych awatarów, za pomocą którym można będzie zmieniać nasze zasoby motywacyjne czy też rozwiązywać problemy o podłożu zaniżonego poczucia własnej wartości. Chińczycy – jak można się domyślać poszli jeszcze dalej. Uważają, że przyszłość naszej psychologicznej pracy z człowiekiem, może tkwić w możliwościach integracji jaźni, w której to integracji jaźń wirtualna uzupełnia jaźń rzeczywistą przez co zwiększają się ludzkie możliwości rozwoju. No cóż – zostawmy na chwilę na boku tę naukową fantastykę i przyjrzymy się zupełnie innemu wnioskowi, który dla mnie został właśnie przez te badania potwierdzony. Otóż siła percepcji kognitywnej stojąca za awatarem i niewiele różniąca go pod tym względem od naszej rzeczywistej kondycji osobowej kryje również w sobie spore niebezpieczeństwo. I owszem bowiem awatar – jak chcą chińscy badacze – może ciągnąć nas w górę, ale z równą siłą może ciągnąć nas w dół. I to w dwóch obszarach. Po pierwsze dzieje się tak kiedy tworzymy awatar, którego zadaniem nie jest ucieczka od rzeczywistości ku lepszemu, stworzonemu w wyobraźni miejscu, ale wówczas, kiedy tworzymy awatary również uciekające od rzeczywistości, ale jednocześnie takie, w których uciekamy w przygnębienie, smutek, apatię i rezygnację. Trudno uwierzyć, że takie awatary istnieją? Wystarczy tutaj zastosować tę samą metodologię wykorzystywaną w przytaczanych wcześniej badaniach i rozejrzeć się po awatarach sieciowych naszych znajomych. I odpowiedzieć sobie na pytanie ile z nich zamiast ciągnąć w górę swoich twórców, ciągnie ich w dół? Ile z tych sieciowych awatarów miast budować poczucie wartości działa dokładnie odwrotnie i je obniża? A przecież awatary sieciowe są często reprezentacją tych, które tworzymy również w naszych głowach. Jeśli teraz dodamy to tego odkrycie Chińczyków, zgodnie z którym przypisujemy naszym awatarom równie silną wartość samoistotności co naszym rzeczywistym reprezentacjom, to oznacza to, że awatar ciągnący w dół zadziała w systemie jak reguła samospełniającej się przepowiedni. Im bardziej dewartościujący awatar stworzysz w swojej głowie tym gorszy się poczujesz i tym większą tendencję będziesz przejawiał w tworzeniu coraz bardziej dewartościujących awatarów.
Drugi niebezpieczny obszar tego zjawiska związany jest z funkcjonowaniem awatara w czasie, a to oznacza, że im dłużej towarzyszy nam konkretny awatar tym większą siłą przewagi poznawczej będzie dysponował, jednocześnie odbierając tę przewagę swojemu rzeczywistemu twórcy. Żeby uświadomić sobie ten mechanizm wystarczy wyobrazić sobie jak zareagowała by Sandra czy Hiacynta Bouquet, gdybyśmy eksperymentalnie i na mocy prawnej zakazali im używać tych zmyślonych imion i nazwisk? Gdybyśmy odebrali Stefanowi możliwość używania imienia Sergio, Mateuszowi Matteo, a Andrzejowi Andre? Czy na pewno byliby w stanie się z tym pogodzić? Czy na pewno taki zabieg nie spowodowałby drastycznego spadku ich poczucia własnej wartości? Bo praca z naszymi awatarami to w istocie stąpanie po kruchym lodzie lub przeciskanie się wąskim przejściem pomiędzy półkami zastawionymi drogocenną porcelaną. I owszem – można sobie dzięki umiejętnemu stosowaniu takich narzędzi naprawdę pomóc – ale można również sobie nieźle zaszkodzić. O czym zawsze warto pamiętać. I na koniec warto pamiętać o jeszcze jednym – tworzone awatary rzadko kiedy zmieniają swoich twórców na tyle, by w stawali się swoimi awatarami w pełni autentyczny sposób. To zaś oznacza, że brak autentyczności, czy brak spójności zawsze będą eksponowały rodzaj fałszu, który niestety widać na pierwszy rzut oka. Ale to już zupełnie inna historia.
Pozdrawiam.