Transkrypcja tekstu:
Oto mały Jasio. No może już nie taki mały, bo ma piętnaście lat. Są lata osiemdziesiąte, a sytuacja ma miejsce mówiąc delikatnie gdzieś na głębokiej prowincji. Miejscowość jest na tyle mała, że można ją obejść wzdłuż i wszerz zaledwie w godzinę. Reguły życia tej społeczności są jeszcze krótsze niż droga przez wieś: praca, dom, praca, w niedzielę kościół i generalnie po co się wychylać. Jednak Jasio postanowił się zbuntować – jako jedyny w swej społeczności nosi włosy do pasa, ramoneskę i koszulkę z trupią czachą – jest bowiem metalem z całym dobrodziejstwem inwentarza tejże subkultury. Dwa razy w tygodniu Jasio ze swoją niestrojącą i wiekową gitarą mija strażacką remizę i dom sołtysa by dotrzeć na jedyny tutaj autobusowy przystanek. Stamtąd będzie jechał godzinę do innej podobnej miejscowości, w której domu kultury, w małej piwniczne wyżebranej od kierownika z podobnymi sobie szarpidrutami, będą piłować utwór delikatnie mówiąc zerżnięty z „Kashmiru” Led Zeppelin. Kiedy zaś przechodzi z gitarowym futerałem pod oknami mijanych domów jedyne co najczęściej widzi to skierowany w jego stronę wskazujący palec swoich sąsiadów zdający się mówić: „O! To ten z tą gitarą. Jak on wstydu nie ma, gdzie są rodzice, gdzie szkoła i ksiądz. Pognać go z widłami żeby się do uczciwej roboty wziął”. Teraz w kolejnym przykładzie przenieśmy się do współczesnych czasów. Oto nasi ulubieńcy, czyli Stefan i Grażyna. Standardowo: właśnie zjędli obiad i właśnie – również standardowo się pokłócili. Tym razem jak zwykle poszło o jakąś pierdołę i jak zwykle w ferworze kłótni już zapomnieli co było jej powodem. To już zresztą nie ma znaczenia, bo teraz są na etapie wyrzucania sobie niechlubnych fragmentów przeszłości. „Po coś tam do niej polazł – wrzeszczy Grażyna wymierzając w Stefana oskarżycielski wskazujący palec – żeby się gzić z tą lafiryndą”. „Myślałem, że to już wyjaśniliśmy – odpowiada Stefan – przecież wtedy byłem przekonany, że z nami już koniec, że tego się nie da uratować i że już mnie nie chcesz. A poza tym – teraz Stefan celuje palcem w Grażynę – myślisz że zapomniałem twoje skoki w bok. Jak mnie zdradziłaś z tym pajacem”. „Ale ten pajac – teraz Grażyna przejmuje celowanie palcem – przynajmniej zarabia lepiej niż ty”. Tutaj możemy zakończyć ten przegląd przykładów, bo przecież domyślamy się czym się skończy. Apogeum kłótni będzie towarzyszyło trzaskanie drzwiami, potem kilka cichych dni, wreszcie seks na zgodę, kilka dni normalnego związku, dopóki któremuś z nich coś się znowu nie przypomni.
Co łączy te dwa przykłady – pierwszy sprzed prawie czterdziestu lat i ten współczesny? Zwróciliście uwagę na ten celujący we wroga, oskarżycielski palec? Wydaje się być ponadczasowy, prawda?
Zdaje się, że ilekroć coś komuś chcemy zarzucić, tylekroć właśnie w tego kogoś mierzymy swój wskazujący palec mówiąc: „to ty, a nie ja”, „to przez ciebie, a nie przeze mnie”, „to twoja a nie moja wina”. Jednak kiedy się przyjrzymy bliżej układowi naszej dłoni, który przyjmujemy by pokazać na kogoś palcem to zwróćmy uwagę, co w tym czasie dzieje się z pozostałymi trzema palcami – środkowym, serdecznym i małym. Otóż to ci niespodzianka – one w tym geście celują w nas, prawda? Ilekroć chcemy pokazać kogoś lub coś palcem, tylekroć jeden palec i owszem wskazuje ten nasz pokazywany cel, ale trzy pozostałe (oprócz wyprostowanego kciuka) zawsze są ustawione w taki sposób, by wskazywać na nas samych. Na tę właśnie metaforę zwraca uwagę znakomity izraelski psycholog i psychoterapeuta Dr Romanelli. Przyjrzymy się dzisiaj temu bliżej, bo zdaje się że te właśnie trzy zgięte palce skrywają potężną metaforę naszych własnych cieni, do których czasem bardzo nie chcemy się przyznać. Po pierwsze wskazuje na to sam ich układ: są przecież zgięte, niejako schowane w dłoni, jakbyśmy nie chcieli by ktokolwiek na nie zwrócił uwagę. Uwaga przecież ma być skoncentrowana na tym wskazującym palcu, a dokładniej mówiąc na tym, na co wskazuje. I to ma być na tyle silne wskazanie, by nikt nawet przez przypadek nie wskazał na nas, Trochę to przypomina złodziejską sztuczkę spod znaku „o tam ucieka” stosowaną przez tysiące lat przez rabusiów chcących odwrócić uwagę ścigającego ich tłumu od samych siebie. Zajrzyjmy teraz co kryje się za tymi schowanymi trzema palcami sąsiadów Jasia metalowca, z pierwszego przykładu. Czy gdybyśmy tam dobrze poszperali, nie znaleźlibyśmy konstruktów w stylu „sam nie byłem na tyle odważny by w dowolny sposób przeciwstawić się tej zgorzkniałej wspólnocie i szaroburemu światu, więc to że ty się przeciwstawiasz doprowadza mnie do szału”. Albo „twoja demonstracja wolności – w jakiejkolwiek przestrzeni jedynie mi przypomina, że mnie na taką demonstrację nigdy nie było by stać!”. Albo jeszcze inaczej: „twoja inność i to że się z nią tak odważnie obnosisz mogła by sprowokować innych, by również poszli tą drogą, a wówczas w swoim lęku nie znajdę już żadnego oparcia!”. Jak widać – a celowo dobrałem taki a nie inny przykład – pod każdy z tych palców moglibyśmy podstawić całą masą konstruktów myślowych, przekonań i idei, czyichś ocen i osądów, którymi byliśmy poddawani na różnych etapach naszego życia ilekroć niespecjalnie było nam po drodze z resztą. Kiedy na coś nie chcieliśmy się zgodzić, kiedy się przeciwko czemuś buntowaliśmy, bo uważaliśmy to za niewłaściwe, krzywdzące czy odbierające nam wolności i niezależność. W każdej z tych chwil, kiedy inni wytykali nas palcem – i to z różnych powodów i w różnych skalach: od najmniej istotnych błahostek, po kwestie mające wpływ na nasze życie, plany czy szczęście – jednocześnie chowali w swych dłoniach trzy pozostałe palce, tyle że wówczas umykały naszej uwadze. Nie widzieliśmy ich, bo nie chcieli by były widoczne, ponieważ ich odkrycie mogło by zmienić to w jaki sposób na ich wycelowane w nas palce reagujemy, prawda?
A teraz przyjrzyjmy się dokładnie z tej samej perspektywy Stefanowi i Grażynie, kiedy zamiast razem pozmywać po obiedzie i nacieszyć się wspólną poobiednią kawą właśnie zabierają się za rzucanie w siebie oskarżeniami i wymierzaniem na przemian w siebie oskarżycielskiego palca. Czego reprezentacją mogą być trzy pozostałe palce, które właśnie Stefan usiłuje ukryć w swej dłoni i które, kiedy się im przyjrzeć bezlitośnie wskazują na niego samego? Co tam znajdziemy? Czy będzie tam wstyd i wina za własne czyny i to nie przed Grażyną, ale przed samym sobą? A może skrywa się tam cały wachlarz mechanizmów obronnych, za którymi usiłuje się ukryć chyboczące się z niepewności Stefanowe ego. A może jeden z tych schowanych palców reprezentuje manipulacyjną próbę odwrócenia uwagi od własnych, wstydliwych przeszłych zachowań i epizodów? A co znajdziemy w dłoni Grażyny? Jakie tam znajdują się lub mogą znajdować skrywane reprezentacje? Czy tam również jest jakiś rodzaj lęku, a może winy, czy jakieś mechanizmy obronne z chęcią manipulacji na czele? Czego Grażyna nie chce powiedzieć o sobie, co nie ma się wydać, co musi zostać ukryte przed światem, ale też najchętniej przed nią samą?
Dr Assael Romanelli na podstawie swojego doświadczenia w wieloletniej pracy psychoterapeutycznej z parami wskazuje, że najczęstszą reprezentacją stojącą za tymi trzema skrywanymi palcami stoją nasze winy, obrona i manipulacja. Ja bym jednak zdecydowanie rozszeszył ten arsenał dodając do niego jakiś rodzaj lęku czy obawy, poczucie winy i wstydu – głównie przed samym sobą – i co najważniejsze brak umiejętności akceptacji własnego cienia. Tych wszystkich uczuć, które odkrywamy w sobie i postrzegamy jako negatywne – gniewu, pożądania, chciwości, agresji, rozpaczy, rozczarowania sobą i światem itd. To mechanizm, w którym próbujemy się chronić, by nie dopuścić do siebie świadomości istnienia ciemniejszej strony własnego ja w lęku przed odrzuceniem. I to niekoniecznie przez innych – głównie przed odrzuceniem przez samego siebie. Zainteresowanych kwestią rozwinięcia mechanizmów zarządzających naszym cieniem odsyłam do lektury Junga – gość się naprawdę namęczył pisząc setki, jak nie tysiące stron o cieniu, więc jest co zgłębiać.
Jednak to, co – w moim przekonaniu – najbardziej cenne w spostrzeżeniu Dr. Romanelli, skrywa się nie w reprezentacji trzech zgiętych i chowanych w dłoni palców innych, którzy swoim wskazującym palcem celują w nas. Najcenniejszą informacją dla nas jest to, co jesteśmy zdolni odkryć w reprezentacji naszych trzech palców, kiedy to my mierzymy naszym oskarżycielskim palcem w innych. Niestety odkrycie tych informacji nie jest łatwym zadaniem, bo przecież po to celujemy w kogoś palcem by cała uwaga była zwrócona w jego stronę a nie w naszą. I to nie tylko uwaga wszystkich na około, ale przede wszystkim nasza własna. Na straży stoi nasze ego, które podszeptuje nam do ucha, że wszelka wina i przyczyna jest po drugiej stronie i ten łatwy osąd kusi, bo przecież nie lubimy się przyznawać do cienia, szczególnie przed samymi sobą. Jednak w pokonaniu własnego ego w tym mechanizmie można się wesprzeć, zaś najlepszym wsparciem jest przyjrzenie się naszej własnej dłoni. Tam zawsze znajdziemy te trzy zgięte i w wtulone w dłoń palce, których tak naprawdę nie sposób ukryć głównie przed samym sobą. Ilekroć więc przyłapiemy się na celowaniu naszym palcem w dowolną inną osobę spróbujmy choć przez chwilę się zatrzymać i odpowiedzieć sobie na pytanie, co tak naprawdę metaforycznie reprezentują te trzy pozostałe palce, której właśnie zobaczyłam, czy zobaczyłem w swojej własnej dłoni.
Ze swej strony mogę zagwarantować zaś tylko jedno – tego widoku nie da się już odzobaczyć.
Pozdrawiam