Niebezpieczna zabawa w Zorro #145

Toksyczne związki, czyli Czterej Jeźdźcy Apokalipsy #144
1 maja 2020
Podstępna siła skryptu #146
15 maja 2020

Transkrypcja tekstu:

To zadziwiające, jak mało informacji pojawia się w przestrzeni publicznej na temat tego, w jaki sposób obecne obostrzenia naszej aktywności wpływają na naszą psychikę. O skutkach zdrowotnych – mam tu na myśli kwestie związane z infekcją, przebiegiem choroby, umieralnością itd. – mówi się często i „mieli temat” na wszystkie sposoby. To samo dotyczy spraw gospodarczych i ekonomicznych. Natomiast skutki psychologiczne zdają się być sukcesywnie zamiatane pod dywan. A są niemałe, o czym już świadczą wrogie zachowania dotykające przedstawicieli służb medycznych, próby piętnowania czy też społecznego naznaczania osób zarażonych lub nawet takich, które dopiero się o możliwość zarażenia podejrzewa. Nie dość więc, że staliśmy się jako społeczeństwo mniej wrażliwi na czyjąś krzywdę, to jeszcze kompletnie bagatelizujemy to, dlaczego tak się może dziać. Dzisiaj więc przyjrzymy się psychologicznym konsekwencjom zakrywania twarzy maskami. I zacznijmy, jak zwykle, od przykładu.
Pamiętacie może pewnego przystojniaka, obrońcę uciśnionych i zbawcę ludu, młodego szlachcica Diego de la Vega, który powróciwszy z Hiszpanii, przybywa do będącej wówczas pod hiszpańskim władaniem Kalifornii i tamże przywdziewa maskę, by pod osłoną nocy nękać okrutnego kapitana Monastario oraz jego żołnierzy. Za dnia Diego udaje bogatego próżniaka, zaś nocą zostaje superbohaterem i to jak najbardziej pozytywnym, co będzie miało spore znaczenie niebawem. Zgredy w moim wieku pamiętają jeszcze disneyowski serial „Znak Zorro”, w którym w rolę naszego bohatera wcielił się Guy Williams. Młodsi pewnie kojarzą już tę postać z nie mniej przystojnym Antonio Banderasem. W każdym razie, kiedy jako kilkuletni chłopak oglądałem ten serial jeszcze w wersji czarnobiałej, jedna rzecz wydawała mi się dość mocno przesadzona. Zachodziłem wówczas w głowę, jak to jest, że kiedy Diego ubiera nocą maskę zakrywającą mu oczy, a tak naprawdę jedynie ich oprawę, bo w masce przecież zostały wykrojone dziury na oczy, to nikt go, do cholery, nie rozpoznaje. Przecież to ten sam facet, z którym jeszcze po południu sierżant Garcia trącał się kieliszkiem wina, a już po zmroku temu grubemu sierżantowi, już jako Zorro, wykrawa szpadą na brzuchu swoje logo. Ani tenże Garcia, ani tabun pięknych, wzdychających do Zorro kobiet, nie orientują się, że to ten sam koleś? Tylko dlatego, że obwiązał się kawałkiem szmatki wokół oczu?
Jednak zabieg twórców serialu, a później kinowego hitu, staje się jasny, kiedy pochylimy się nad wynikami kilku psychologicznych testów dotyczących tego, w jaki sposób w naszej komunikacji używamy wnioskowania na podstawie oglądania czyjejś twarzy. Zacznijmy od jednego ze znanych złudzeń zwanych efektem McGurka. Ten efekt znany jest już od 1976 roku, kiedy to dwóch naukowców Harry McGurk i John MacDonald opublikowali w czasopiśmie „Nature” sławetny artykuł „Słysząc usta i widząc głos”, w którym opisywali wyniki prostego eksperymentu. Otóż badani oglądali film, na którym aktor porusza ustami wymawiając sylabę GA, jednak podłożona pod film ścieżka dźwiękowa zawiera wymawianie przez tego samego aktora sylaby BA. Okazało się, że kiedy pytano badanych, jaka sylaba była wymawiana, byli oni przekonani, że aktor wypowiadał sylabę DA. Badania te udowodniły, że nasz mózg w swojej percepcji mowy innej osoby, bierze pod uwagę nie tylko i wyłącznie bodźce słuchowe, ale też całą paletę, złożoną ze wszystkich dostępnych bodźców, co oznacza, że wnioskujemy na temat znaczenia czyichś słów nie jedynie na podstawie tego co słyszymy, ale również tego, co widzą nasze oczy. Rozumiemy innych, ponieważ w tym procesie bierzemy pod uwagę również ruch warg, kiedy wypowiadają określone słowa. Kiedy musimy polegać jedynie na dźwięku – gdy mamy zamknięte oczy lub gdy druga osoba przy mówieniu do nas ma zasłonięte usta, nasza percepcja przebiega zupełnie inaczej, a poziom rozumienia automatycznie się zmniejsza. Iluzja wynikająca z efektu McGurka powoduje, że w sytuacji odcięcia bodźców zwykle używanych w rozumieniu drugiej osoby przez nasz mózg, czujemy nieświadomy dyskomfort, a osoba ta staje się mniej zrozumiała, co z kolei powoduje spadek naszego zainteresowania tym, co ma nam do przekazania.
Kolejny efekt przyniosły wyniki badań przeprowadzone przez zespół Marka Shurgina z Uniwersytetu California w 2014 roku, które zaprzeczyły dotąd powszechnemu mitowi, że głównym przekaźnikiem percepcji emocji z ludzkiej twarzy są oczy. Okazało się, że we wnioskowaniu emocjonalnym olbrzymią rolę gra również układ ust. Kiedy badani mieli ocenić emocje na twarzy osób z zasłoniętymi ustami, na podstawie obserwacji jedynie oczu, nie byli w stanie odróżnić strachu od zaskoczenia, a smutku od obrzydzenia. A to z kolei świadczy o tym, że jeśli na tak podstawowym poziomie jesteśmy odcięci od emocjonalnej diagnozy, niezwykle przecież istotnej w trzecim obszarze diagramu inteligencji emocjonalnej Golemana – dotyczącej emocji innych ludzi, to jednocześnie jesteśmy niejako z automatu pozbawieni możliwości operacyjnych, czyli na przykład wywierania wpływu na ich emocje – takiego, jak na przykład ich studzenie czy wyciszanie. Co więcej, ta emocjonalna diagnostyczna blokada musi mieć też przy okazji wpływ na uruchomienie mechanizmów obronnych – skoro nie jestem w stanie orzec czy ktoś w interakcji ze mną jest jedynie smutny, czy wykazuje obrzydzenie, to najlepszą strategią będzie separacja i ochrona oraz unikanie interakcji, co jest najlepszą ścieżką do wrogości.
Na trzeci efekt zwraca uwagę dr Nicolas Davidenko w jednym z ostatnich artykułów w „Psychology Today”. Pisze on mianowicie o tym, że kiedy jesteśmy pozbawieni istotnych danych percepcyjnych w przypadku zasłaniania ust i nosa maseczkami, wówczas, chcąc nadrobić tę stratę, nasz mózg podświadomie dąży do uzupełnienia tych informacji poprzez jedyne dostępne, a więc poprzez nadmierną koncentrację na ludzkich oczach. To z kolei powoduje cały szereg problemów, ponieważ, po pierwsze, dla wielu osób dłuższy kontakt wzrokowy oznacza uczucie sporego dyskomfortu. Po drugie, kontakt wzrokowy jest uwarunkowany kulturowo – istnieją kultury, w których patrzenie w czyjeś oczy jest poczytywane za niegrzeczne i niestosowne. A po trzecie – tutaj wrzucę kamyczek z socjologicznego ogródka – pojawia się nam problem na poziomie subkulturowym, bo w wielu z nich bezpośredni kontakt wzrokowy jest uznawany za wyzwanie do konfrontacji mającej na celu zmianę hierarchii stratyfikacyjnej. A mówiąc innymi słowy – w wielu subkulturach bezpośrednie spojrzenie w oczy osoby znajdującej się w hierarchii wyżej od patrzącego jest rozczytywane jako zagrożenie własnej pozycji i budzi natychmiastową agresję.
Powyższe efekty powodują, że noszenie maseczek w dłuższym okresie będzie miało bardzo negatywne skutki na poziomie zarówno psychologii indywidualnej, jak i społecznej. Maska nie tylko powoduje obniżenie poziomu naszej indywidualizacji – tracimy podmiotowość na rzecz przedmiotowości. A to zawsze ułatwia niechęć, stereotypizację, czy wręcz zachowania ksenofobiczne, dyskryminacyjne czy prześladowcze. I to, niestety, również nam tłumaczy pewien smutny element naszej rzeczywistości – w tych miejscach świata, w których kobiety ze względów kulturowych czy religijnych zasłaniają twarz lub znaczne jej fragmenty, występują dużo silniejsze tendencje do ich przedmiotowego, czy też dyskryminacyjnego traktowania. Nie dość tego, zwróćmy uwagę, że noszenie maski ma również pejoratywny kontekst w naszym języku. Przecież to właśnie w języku funkcjonuje zbitka znaczeniowa „zamaskowani sprawcy” czy też „przestępcy z zasłoniętymi twarzami”, zaś w przekazach medialnych czy graficznych, osobie oskarżonej czy skazanej, zasłania się twarz, by ukryć jej tożsamość. Powyższe powoduje, że powstaje automatyczny i jednocześnie podświadomy znaczeniowy związek pomiędzy faktem zasłonięcia twarzy lub jej fragmentów z jakimś rodzajem negatywnej, nie akceptowanej w przestrzeni społecznej oraz systemie prawnym aktywności. Co powoduje, że osobę z zasłoniętą twarzą zawsze, nawet mimowolnie, będziemy traktowali dużo bardziej podejrzliwie, czy też odczuwali w stosunku do takiej osoby rodzaj niechęci czy dezaprobaty. Powyższe zaś wskazuje również na pewien nieoczywisty fakt, który można zobrazować tą samą maską Zorro, od której zacząłem ten mini-wykład. Otóż to, co dzisiaj wiemy o zaburzeniach percepcyjnych, które nam towarzyszą przy interakcji z ludźmi w maskach, doskonale tłumaczy dlaczego Zorro nosił właśnie taką, a nie inną maskę. Bo gdybyśmy mu ją zdjęli i w jej miejsce założyli naszą dzisiejszą maseczkę medyczną, dużo trudniej by było zrobić z niego pozytywnego bohatera. I to jest całkiem spory problem, o którym, zakładając maskę, warto pamiętać.
Pozdrawiam