Toksyczne związki, czyli Czterej Jeźdźcy Apokalipsy #144

Osobowość a stosunek do ciała #143
24 kwietnia 2020
Niebezpieczna zabawa w Zorro #145
8 maja 2020

Transkrypcja tekstu:

Zanim dotkniemy przygotowanego na dzisiaj tematu, chciałbym prosić Was o przyjęcie określonej perspektywy omawianego problemu. Będzie on dotyczył wyjątkowo silnego, destrukcyjnego zjawiska, które może się pojawić w relacjach pomiędzy ludźmi. Najłatwiej będzie mi to pokazać na relacji damsko-męskiej, bo taki przykład ma największy potencjał identyfikacyjny, przez co najłatwiej i najszybciej można wytłumaczyć zarówno źródło problemu, jak i jego przebieg. Jednak chciałbym, żebyście pamiętali, że ten model interakcji działa dla każdego typu relacji, a zatem może się pojawić nie tylko pomiędzy żoną i mężem, ale też pomiędzy dorastającym lub dorosłym dzieckiem i rodzicem, pomiędzy współpracownikami lub szefem i podwładnym, czy też pomiędzy dawnymi przyjaciółmi, kolegami, bądź też znajomymi.
Skoro już ustaliliśmy perspektywę widzenia i rozumienia problemu, przejdźmy do przykładu. Oto Stefan i Zuza są małżeństwem od kilku lat. Na początku wszystko wyglądało jak najbardziej w porządku, była fascynacja, wydawało się, że nawet miłość – a przynajmniej tak wynikało ze wspólnych deklaracji poczynionych w blasku świec i w pościeli w dzwoneczki. Im jednak dalej w las, tym wigor stawał się mniejszy, zaś ogień najpierw tracił blask, by w końcu coraz bardziej przypominać ledwie tlące się zgliszcza. Zaczęły się pojawiać zgrzyty – najpierw małe, jak słowa Zuzi kierowane przy znajomych do Stefana: „on to nawet nie musi wypić, żeby się zachowywać, jak debil” oraz Stefana do Zuzi – również w obecności osób trzecich – „wychodzi z niej czasem wredna sucz, zupełnie tak samo, jak z jej matki”. To początek. Potem jest znacznie gorzej. Zuza i Stefan zaczynają się coraz bardziej kłócić, a z ich oczu w trakcie każdej z takich potyczek wyziera już nie tylko walka o swoje, ale też zwiększająca się z czasem niechęć, czy wręcz nienawiść. Tolerowane dotąd zachowania i nawyki po każdej ze stron, stają się nieznośne dla drugiej strony, a byle pierdoła zaczyna rozpalać negatywne emocje do czerwoności. Następuje eskalacja konfliktu, która wydaje się już nie do zatrzymania. Coraz częściej pojawiają się myśli o rozstaniu i w końcu pęka ten nadmiernie nadęty balon. Stefan porzuca Zuzę, czy też Zuza Stefana, a całe ich otoczenie składa dziękczynne modły, że skończyło się to jedynie na rozstaniu, a nie na tym, że się nawzajem pozabijali. Teraz, kiedy spotykają się ze znajomymi, a ich były związek pojawia się czasem w rozmowach, Zuza mówi wyłącznie o Stefanie „ten mój były pokurcz-psychopata”, a Stefan o Zuzi: „ta moja była, tępa dzida”. Jednym słowem znajomi odwracają z zażenowania wzrok i jedyne co im przychodzi na myśl, to konstatacja: „jeden wart drugiego”.
A teraz porzućmy przykład Stefana i Zuzi i zgodnie z przyjętą początkową perspektywą rozejrzyjmy się uważnie po znanych nam z własnego otoczenia przykładach i odpowiedzmy sobie na pytanie, czy taki scenariusz przydarza się tylko i wyłącznie parom? W relacjach damsko-męskich? Małżeństwach, czy związkach? Otóż nie, bo przykłady podobnych scenariuszy możemy znaleźć w wielu innych typach relacji – najpierw pojawia się fascynacja i chęć zacieśnienia relacji, a potem jeden wspólnik o drugim mówi wyłącznie okropne rzeczy, dorosły syn o swoim ojcu nawet nie chce rozmawiać, a szef na swoim byłym pracowniku, czy pracownik na byłym szefie, nie zostawiają suchej nitki. Jak do tego doszło? Co się stało pomiędzy początkową chęcią, a końcową niechęcią? Co było po drodze, pomiędzy zainteresowaniem i fascynacją, a niechęcią, czy wręcz nienawiścią? Żeby wyjaśnić ten mechanizm sięgniemy do teorii „Zdrowych związków” Gottmana, którą ten znakomity psycholog sformułował po ponad czterdziestu latach badań trudnych, czy wręcz toksycznych relacji. Sama metoda Gottmana jest dość szeroka – nie ma tu czasu na omawianie wszystkich jej założeń i odkryć. Dla nas jednak dwa jej elementy będą kluczowe.
Pierwszym jest odkrycie – ciekawe dla mnie głównie z powodu kontekstu socjologicznego oraz kwestii związanych z inteligencją emocjonalną – które wskazuje, że w tzw. dynamice systemów relacji emocje o markerach negatywnych mają dużo silniejszy impakt destrukcyjny, niż emocje o podobnych markerach pozytywnych – impakt konstrukcyjny. Czyli mówiąc prościej – jeśli weźmiemy dwie emocje pojawiające się w związku – na przykład smutek i radość, a każda z nich będzie miała dokładnie ten sam poziom, to smutek zaszkodzi temu związkowi w dużo większym stopniu, niż radość będzie zdolna mu pomóc. A mówiąc jeszcze inaczej – jeśli pomiędzy dwojgiem ludzi dochodzi do epizodów smutku i radości o tej samej amplitudzie mocy i tym samym czasie trwania, to negatywna emocja zaszkodzi relacji bardziej, niż pomoże tej relacji jej pozytywny odpowiednik. A to oznacza, że pojawiające się w związku skrajne emocje nie równoważą się nawzajem. Godzinna kłótnia uczyni tyle emocjonalnej szkody, że godzinna randka w atmosferze miłości i uwielbienia nie będzie tego w stanie naprawić.
Drugim ważnym elementem modelu Gottmana jest coś, co on sam nazywa „Czterema Jeźdźcami Apokalipsy”. Pierwszy jeździec przynosi krytykowanie, czyli sytuację, w której chęć skrytykowania drugiej osoby wygrywa z dążeniem do stabilizacji relacji. To moment, w którym (pewnie znacie to z własnych obserwacji) jedna ze stron mówi: „nie mam zamiaru więcej na to przymykać oczu”, „nie będę tego dłużej tolerować”, co oznacza, że oto okres ochronny dobiegł końca. Jakaś cecha, nawyk czy zachowanie, które do tej pory było wybaczane, czy też nie stanowiło powodu do rozdrażnienia, teraz staje się – i to w zupełnie świadomy sposób – przedmiotem wypowiadanej głośno krytyki.
Wraz z przybyciem drugiego jeźdźca, w związku pojawia się defensywność, czyli stosowanie uników, ukrywanie problemów, przemilczanie istotnych kwestii. Podejmowanie takich zachowań, żeby nie prowokować do niewygodnych rozmów, wycofywanie się, dystansowanie od problemów, zamiatanie pod dywan, udawanie, że nic się nie stało itd. – wymieniać tu można bez końca, bo przecież pod termin „defensywność” również moglibyśmy podciągnąć cały wachlarz mechanizmów obronnych.
Trzeci jeździec przynosi kamienowanie, czyli wszystkie zachowania związane z obarczaniem odpowiedzialnością, kreowanie w drugiej osobie poczucia winy, potępianie itp. To wszystkie te momenty, w których pojawia się narracja ”to przez ciebie, to twoja wina, gdyby nie ty, to coś tam”.
Natomiast prawdziwe spustoszenie i pożogę w relacji przynosi ostatni, czwarty jeździec apokalipsy. To pogarda. Kiedy ona się pojawia, związek jest już bardzo trudno uratować i zazwyczaj pojawienie się czwartego jeźdźca jest jednocześnie zapowiedzią końca danej relacji. To uczucie, które skrywa się za sakramentalnym: „on, czy też ona, nie jest już godny, czy godna mojego szacunku”. Kiedy wypowiadają to do siebie nawzajem małżonkowie, pracownik o szefie, czy szef o pracowniku, dawni przyjaciele, czy dorastający syn lub córka o swoim rodzicu, to „Huston – mamy poważny problem!”.
I co zrobić w takiej sytuacji? Czy taka relacja jest jeszcze do uratowania? Psycholog John Gottman wraz ze swoją żoną, również psychologiem Julie Gottman, w swojej praktyce klinicznej prowadzą terapię dla par opracowaną na podstawie własnej, Gottmanowskiej „metody zdrowych związków”, jednak to długi, bolesny dla wszystkich i wyczerpujący proces. Głównym zaś założeniem jest odbudowa szacunku dla drugiej osoby. Jednak to już działanie post factum, w sytuacji, w której czwarty jeździec nie tylko pojawił się w relacji, ale też zdążył w niej narobić wiele szkód.
To, co jednak dla nas najważniejsze, to dwa wnioski. Pierwszy to możliwość diagnozy relacji. Czasem piszecie do mnie maile, opisując swoje relacje – nie tylko związkowe, ale też rodzinne czy zawodowe, z pytaniem: „czy to jeszcze się da naprawić? Czy to ma jeszcze sens? Czy warto podejmować jakieś działania, rozmowę, próbę porozumienia?” I tutaj metoda Gottmana dostarcza nam w miarę precyzyjnego narzędzia oceny, która oczywiście zawsze jest indywidualna, bo przecież dotyczy indywidualnych, zróżnicowanych przypadków. Jednak Gottman daje nam bezcenną wskazówkę – im więcej jeźdźców pojawia się w relacji, tym trudniej ją będzie odbudować. A ja ze swojego doświadczenia dodam – praca włożona w uzdrowienie relacji, nawet przy pierwszych trzech jeźdźcach, jest możliwa do wykonania jedynie wtedy, gdy obydwie strony mają odpowiedni poziom autoświadomości oraz potrzebę zmiany. Wtedy dopiero pojawia się szansa na osiągnięcie właściwego efektu. Jednak kiedy w relacji pojawia się już czwarty jeździec, to trud, który trzeba podjąć, staje się wielokrotnie większy, bardziej wyczerpujący i stanowi naprawdę nie lada wyzwanie dla obu stron. Musi więc istnieć wyjątkowo silny imperatyw zmiany po obu stronach, żeby pojawiła się szansa na relacyjną rekonstrukcję. Mówiąc wprost: przy czwartym jeźdźcu, tak naprawdę czarno to widzę. A to oznacza, że w takiej sytuacji wysiłek jest niewspółmierny do prawdopodobieństwa osiągnięcia pozytywnego efektu. Zatem poprzednie zdanie zawiera odpowiedź na pytania zawarte w mailach i brzmiące – czy warto ratować moją relację?
Z drugiej strony teoria Gottmana wskazuje nam, na co powinniśmy zawczasu zwrócić uwagę w naszych relacjach, by nie tylko nie pojawił się w nich czwarty jeździec, ale też by ustrzec się wizyty trzech pozostałych. Tym papierkiem lakmusowym jest wzajemny szacunek. Bo to od jego utraty wszystko się zaczyna. A utrata szacunku może się wkraść niepostrzeżenie, pod przykrywką żartu, opowiadanej o drugiej osobie anegdoty, gestu, grymasu, czy innego, wydawałoby się niewinnego, zachowania. Zawsze, ilekroć się tak dzieje, powinna się nam w głowie zapalić mała, czerwona lampeczka. Rodzaj alarmu, że oto wchodzimy przez bramę, przez którą nie powinniśmy wchodzić. Bo kiedy zostanie ona otwarta, prędzej czy później usłyszymy tętent kopyt. I stanie się jasne, kto się zbliża.
Pozdrawiam