Dystansowanie społeczne vs. psychiczne #142

Ucieczka od przeciętności #141
10 kwietnia 2020
Osobowość a stosunek do ciała #143
24 kwietnia 2020

Transkrypcja tekstu:

Tym razem spróbujmy się przyjrzeć psychofizycznym konsekwencjom narzuconego nam dystansowania społecznego. Uznano bowiem, i to na całym właściwie świecie, nie tylko u nas, że jednym ze sposobów na przetrwanie w zdrowiu i spowodowanie spowolnienia wzrostu niepokojących pandemicznych statystyk, jest dystansowanie społeczne. To zaś oznacza kilka rzeczy, które pozornie wydają się nie mieć ze sobą bezpośredniego związku – na przykład utrzymywanie pomiędzy sobą odpowiedniej odległości, unikanie zgromadzeń powyżej dwóch osób, noszenie rękawic ochronnych i masek. Wszystko to ma na celu uchronić nasze zdrowie, ale z drugiej strony rujnuje pośrednio nasz system odpornościowy. Zaś źródłem tego jest to, co zacznie się dziać w naszych głowach. Coraz częściej bowiem słychać głosy, że i owszem po poradzeniu sobie z pandemią czeka nas jej druga fala, jednak tym razem ma to być fala problemów psychologicznych, która swoim zasięgiem obejmie dużo większą rzeszę ludzi, niż możemy podejrzewać. Tym bardziej więc warto zmniejszać to zagrożenie, począwszy od zrozumienia w jaki sposób obecnie funkcjonujemy i jakie neuronalne procesy towarzyszą temu funkcjonowaniu.
Otóż nasz mózg to, wbrew pozorom, nie jest specjalnie skomplikowane urządzenie, o czym się łatwo przekonać stosując najróżniejsze tricki (o których już na moim kanale wiele razy opowiadałem), pozwalające nam łatwo go szukać. Tak się dzieje na przykład w kontekście formowania nowych nawyków, umiejętności uczenia się czy korzystania z myślenia dystynktywnego lub kontrfaktycznego. Tenże organ posługuje się całą masą zautomatyzowanych procesów kognitywnych czy adaptacyjnych, które da się prześwietlić i z pożytkiem wykorzystać. Jednym z takich procesów, a właściwie sposobów funkcjonowania, jest generowanie tych samych markerów emocjonalnych w sytuacjach wirtualnych, co rzeczywistych. Kiedy na przykład przypominamy sobie jakieś silnie emocjonalnie zaznaczone wydarzenie z przeszłości, z którym związany jest konkretny marker, to sam akt przypomnienia spowoduje pojawienie się śladu emocjonalnego, czyli sytuację, w której ten sam marker – oczywiście w różnej skali i natężeniu – pojawi się w systemie. To dlatego na wspomnienie czegoś strasznego odczuwamy lęk, czegoś szczęśliwego – radość, a czegoś niesprawiedliwego – złość. A przecież wspominana sytuacja nie wydarza się tu i teraz, w realnym świecie. Pochodzi z przeszłości, co oznacza, że jest zapisem zapamiętanych zdarzeń, a nie zdarzeniem rzeczywistym. Jednak mózg zdaje się nie widzieć tej różnicy i generuje podobny pakiet emocjonalny, co wówczas, kiedy taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce. Oczywiście to kolejna iluzja, ponieważ w rzeczywistości to nie są te same emocje, ale ich reprezentacje powstałe w naszej głowie, na skutek filtrowania, nadawania znaczeń, osądów i powstałych w ich efekcie przekonań oraz oczywiście tego, w jakim stopniu nasze ego zapamiętało afront, czy docenienie. W każdym razie mózg generuje określone emocjonalne pakiety również w zetknięciu z wygenerowanym przez samego siebie wspomnieniem, a nie tylko w kontekście rzeczywistych zdarzeń. Dokładnie taka sama zasada dotyczy postrzegania przestrzeni. Ten trick jest często wykorzystywany przez osoby występujące publicznie i polega na skorzystaniu z jednej z trzech osi przestrzeni. Z jedną z nich związana jest technika manipulowania odbiorcami za pomocą dystansu. Polega na prostym założeniu, którego akurat za pośrednictwem YouTuba nie mogę zademonstrować, więc musicie mi uwierzyć na słowo. Jeśli w trakcie wykładu chcę, by przekazywane treści w danym momencie były potraktowane z odpowiednim odczuciem autorytetu, to wygłoszę je postępując dwa trzy kroki do tyłu na scenie tak, aby zwiekszyć dystans pomiędzy sobą, a słuchającą i oglądającą mnie publicznością. Jeśli zaś w swój wykład będę chciał wtrącić dygresję, żart czy dowolną treść mającą zbudować wrażenie swojaka, równego chłopa itp., to zrobię kilka kroków w stronę publiczności, by zmniejszyć dystans pomiędzy nami. A zatem jeśli stanę dalej, wydam się bardziej oficjalny, a treści, które w ten sposób przekażę – bardziej naukowe, profesjonalne itp. Jeśli zmniejszę dystans i przybliżę się do widza, to w jego głowie powstanie również bliskość, dzięki której będę mógł przekazać z mojego punktu widzenia równie ważne treści, ale o zupełnie innym markerze emocjonalnym. To, co wtedy powiem, stanie się mniej oficjalne, bardziej ludzkie, swojskie, a zatem budzące większe zaufanie i jednocześnie mniejszy niepokój. Ten system znają doskonale treserzy i opiekunowie zwierząt. Jeśli stoisz pochylony nad ujadającym psem, to szansa na to, że przestanie szczekać jest znikoma. Pies ocenia różnicę poziomów i kiedy nad nim górujemy, postrzega to z perspektywy walki o siłę, zagrożenia, czy możliwości konfrontacyjnych. Jeśli jednak przy takim psie obniżymy pozycję ciała – na przykład przyklękając na jedno kolano, to z perspektywy psa przestajemy prowokować go do konfrontacji. Zaczyna nas postrzegać, jako dużo mniejsze zagrożenie.
Jaka zatem z powyższego płynie dla nas wiedza? Otóż w wymuszonym dystansie społecznym mózg stworzy rownież wirtualny dystans psychologiczny i przy jego tworzeniu odpali te same markery emocjonalne, które pojawiają się na przykład w sytuacji zagrożenia, odrzucenia, braku akceptacji, czy izolacji społecznej. Powstanie cały wachlarz psychologicznych efektów, z którymi prędzej czy później będziemy się musieli uporać. Jednym z nich będzie narastające przekonanie o wrogości innych, wywołujące wrogość w nas samych. To na przykład sytuacja – uwaga – hejtu na ludzi starszych, który właśnie gdzieniegdzie zaczyna się już pojawiać w sklepach. Ruszają się wolniej, zapominają o regułach, nie potrafią pozbyć się przyzwyczajeń obmacywania każdego jabłka przed zakupem, co zaczyna wywoływać w pozostałych podświadomą niechęć i zniecierpliwienie. W izolacji społecznej, nasz mózg zaczyna tworzyć projekcje przekonań. Na przykład przekonania, że inni są do nas źle nastawieni. Pojawia się – co wielokrotnie wykazywały badania ludzi w odosobnieniu – rodzaj mgły niepokoju. To sytuacja trochę przypominająca lekko dokuczający nam ząb. Ból przypomina takie ćmienie w tle, które towarzyszy nam cały czas. Pozwala o nim zapomnieć jedynie jakieś silne zaangażowanie w konkretną czynność, ale kiedy czynność zostaje wykonana, to ćmienie w tle powraca. Tak samo rzecz ma się w przypadku mgły niepokoju. Nazywamy to mgłą, bo ten niepokój działa w taki sposób, jak mgła – w sumie wszystko przez nią widać, ale jakieś takie to wszystko bardziej przymglone. Oczywiście nie ma tu miejsca i czasu, by wymieniać wszystkie skutki pojawiające się w mózgu podczas długotrwałej ekspozycji na izolację społeczną. Zapamiętajmy jedynie to, co najważniejsze – im dłużej będzie utrzymywany fizyczny dystans od drugiego człowieka w rzeczywistości, tym większe zdystansowanie – ze wszystkimi swoimi skutkami – wytworzy nasz mózg na planie psychicznym. I co zdaje się chyba jest największym paradoksem tej sytuacji – im dłuższe działania tych faktorów, tym większe obniżenie naszej fizycznej odporności, bo to, co się dzieje w naszej głowie, ma zasadniczy w tym kontekście wpływ na nasz system immunologiczny. Kto nie wierzy, niech sprawdzi kto i za jakie odkrycie dostał Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny w 2018 roku.
No, dobrze – jak zatem sobie z tą przymusową sytuacją poradzić? Otóż jedynym sposobem – oczywiście według mojej wiedzy – jest wykorzystanie tej funkcji mózgu, która jest odpowiedzialna za kreowanie tych samych markerów w sytuacji wirtualnej co rzeczywistej, czyli systemu odpalania efektów izolacji psychologicznej, w sytuacji izolacji fizycznej. Skoro nasz mózg prowokuje do działania te same połączenia neuronalne w obydwu tych sytuacjach, to możemy wykorzystać to zjawisko i odwrócić ten proces. Żeby to zrobić, trzeba na czas przymusowej izolacji społecznej, wymagającej od nas dystansu do innych, wymusić skrócenie dystansu wirtualnego. A to z kolei oznacza – o czym już zaczynają przebąkiwać w poczytnych psychologicznych periodykach na świecie – zwiększenie częstotliwości kontaktów wirtualnych z innymi osobami. Wskazuje się tutaj następujące aktywności:
po pierwsze zwiększenie kontaktów telefonicznych – po prostu powinniśmy do siebie nawzajem dużo częściej dzwonić. Bez specjalnej potrzeby – po prostu, żeby pogadać, żeby się usłyszeć, żeby wymienić się przeżyciami. Jednak pamiętajmy żeby unikać koruminacji – bo to przynosi opłakane skutki. Zainteresowanych odsyłam do mini-wykładu numer 65.
Po drugie korzystajmy jak najczęściej z komunikatorów umożliwiających widzenie się nawzajem, poprzez strumieniową transmisję wideo. Chodzi o to, by zrównoważyć w naszym mózgu widok ludzi z zasłoniętymi twarzami, częstym widokiem znajomych bez takich zasłon. Po sieci już chodzą memy pokazujące wspólne imprezy poprzez Skypa, na których wirtualnie trącamy się lampką wina, żremy czipsy i opowiadamy dowcipy. To wbrew pozorom wcale nie jest takie bezzasadne, bo nasz mózg dzięki temu wygeneruje markery, które zazwyczaj towarzyszą takiej właśnie imprezie w realu. Co jest istotne – jeśli macie możliwość, to wykorzystujcie do tego technologię smart TV. Widok roześmianych twarzy znajomych na dużym ekranie w salonie, w dużo lepszym stopniu dla naszego mózgu zasymuluje ich realną obecność w tym miejscu. I tutaj warto dodać – samo oglądanie telewizora, czyli obcych ludzi biorących udział w telewizyjnych programach nie działa w ten sposób. Działa to wyłącznie wówczas, kiedy w takich kontaktach powstaje interakcja, czyli kiedy bierne oglądanie zamienia się w czynny proces obustronnej komunikacji.
Po trzecie, kiedy jesteśmy w przestrzeni publicznej i spotykamy inne zamaskowane osoby pamiętajmy, że oczy też się śmieją i korzystajmy z tej ich funkcji najczęściej jak się da. To również spowoduje, że mózg zacznie wytwarzać endorfiny, które są nam w tym czasie szczególnie potrzebne.
Pozdrawiam