Transkrypcja tekstu:
Niedawno, na łamach naukowego periodyku „Perspectives of Psychological Science” ukazał się artykuł autorstwa profesora psychologii z Uniwersytetu Arizona, Davida Sbarra oraz jego współpracowników z Wayne State University w Detroit, którzy zajmują się badaniami nad technoferencją. Od razu wyjaśnimy ten termin – to zjawisko obejmujące zazwyczaj negatywne skutki społeczne, emocjonalne i relacyjne powstałe na skutek nawykowego i oczywiście nadmiernego korzystania ze zdobyczy technologii, w tym głównie smartfonów.
Technoferencja określa to, w jaki sposób nasze przeniesienie uwagi na społeczny świat wirtualny, do którego błyskawiczny dostęp zapewniają nam telefony komórkowe, wpływa na nasze relacje w świecie rzeczywistym. Naukowcy z Uniwersytetu w Arizonie stawiają dość ciekawą tezę, która tłumaczy to, dlaczego tak często podlegamy technoferencji i z czego ona wynika. Wskazują oni, że jej źródło znajduje się w historii naszej ewolucji. Kiedy rozwijaliśmy się jako gatunek ludzki musieliśmy polegać na bliskich relacjach z małymi sieciami współplemieńców, w których zaufanie i fundamenty do przyszłej współpracy budowaliśmy za pomocą dwóch mechanizmów: ujawniania siebie i reagowania na innych. Te zaś mechanizmy są związane z bardzo starymi modułami w naszych mózgach, które w drodze cywilizacyjnego rozwoju były odpowiedzialne za przetrwanie. To oznacza, według profesora Sbarra, że jeśli chcieliśmy przetrwać, to musieliśmy się nauczyć ujawniać siebie w plemieniu oraz reagować na ujawnianie się innych. Moglibyśmy powiedzieć, że ujawnianie siebie to rodzaj ekspozycji, w której pokazujemy innym nie tylko to, że istniejemy, ale też to, jacy jesteśmy. Reagowanie zaś to proces, w którym potwierdzamy, że zarejestrowaliśmy istnienie wokół siebie innych osobników oraz wskazujemy na nasz stosunek do tego istnienia: to czy nam się podoba i jest pożądany, czy też nie podoba się, więc jest nie pożądany. Możemy to sobie wyobrazić za pomocą prostego przykładu – oto jaskinia, a w niej dwóch jaskiniowców widzących siebie po raz pierwszy. Jeden mówi do drugiego (lub w jakikolwiek inny sposób komunikuje): „Tutaj jestem, nie mam złych zamiarów, właśnie wcinam znalezione w lesie grzyby”, na co drugi odpowiada: „Spoko koleś, widzę cię, też lubię grzyby, nie zapomnij wrzucić ich foty na Insta”.
W ten sposób jeden jaskiniowiec z drugim, tworzyli małą sieć znajomych, co zapewniało im przetrwanie, większą szansę na zdobycie pożywienia i wzajemną obronę przed ewentualnymi zagrożeniami. Te mechanizmy, wraz z rozwojem gatunku ludzkiego, zaczęły odchodzić w zapomnienie, kiedy przychodziliśmy na świat, lądując od razu w jakichś społecznościach – plemionach, wioskach, a później miastach, gdzie sam fakt naszego pojawienia się na świecie był ogłaszany, zanim jeszcze nauczyliśmy się mówić. Trudno się spodziewać, że trzylatek zaczyna dziś swoją przygodę ze światem od słów: „Cześć wszystkim, jestem Franek, nie lubię tej papki, którą mnie karmicie i disco polo, też się cieszę, że tu wszyscy jesteście”.
Przecież od trzech lat wszyscy wokół Franka już są świadomi jego obecności na tym świecie i zdążyli się też zorientować, że nie lubi tej papki i disco polo, bo w przypadku zetknięcia z obydwoma tymi przejawami rzeczywistości wydziera się, ile fabryka dała.
Profesor Sbarra i jego współpracownicy utrzymują jednak, że te od dawna nieczynne obszary w mózgu zostały na nowo aktywowane poprzez pojawienie się szerokiego dostępu do sieci społecznościowych. Bo właśnie kiedy sięgamy po telefon komórkowy i łączymy się z Facebookiem czy Instagramem, wykonujemy to po to, by dokonać wspomnianych wcześniej operacji – ujawnienia siebie i reagowania na innych. Dla naszego mózgu nie ma bowiem różnicy – świat wirtualny wywołuje te same emocje, reakcje i aktywuje te same połączenia neuronalne, co nasza aktywność w świecie rzeczywistym. Jednak problem leży zupełnie gdzie indziej. Żeby to pokazać przyjrzyjmy się przykładowi. Oto, niech będzie, duży już Franek, obecnie facet Agaty. Siedzi razem ze swoją partnerką na kanapie i grzebie w swoim telefonie komórkowym. Tu komuś coś polubi, tu się uśmiechnie do mema z kotami, tutaj obruszy na zdjęcie jakiegoś kolesia z siłowni. Przewija ekran, czasem coś pisze, czasem klika „lubię to”, czasem coś skomentuje, czasem coś opublikuje. W ciągu tej kanapowej godziny Franek posłużył się procesami ujawniania i reagowania, które w dawnych czasach stworzyłyby mu sieć złożoną z co najmniej dziesięciu znajomych. W pewnym momencie Agata podejmuje z nim rozmowę, w reakcji na co Franek odrywa się od telefonu i przez chwilę rozmawiają. Jednak już po kilku minutach wyciszony telefon reaguje wibracją, wskazującą, że pojawiła się jakaś nowa treść – ktoś ze znajomych Franka właśnie ujawnił siebie lub zareagował. Franek mówi do Agaty „czekaj chwilę, tylko sprawdzę”, po czym podnosi telefon, rzuca na ekran okiem, klika w lajka i odkłada go z powrotem na stolik, wracając do rozmowy z Agatą.
Po trzech minutach znowu wibracja – tym razem Franek nie przerywając rozmowy, zerka na ekran i mówi „e… to nic ważnego”. Za kilka minut akcja się powtarza i tak co rusz Franek albo coś komuś odpowiada, albo rezygnuje z działania, jednak nie rezygnując ze sprawdzenia powodów kolejnych wibracji telefonu.
Teraz na chwilę zajrzymy do głowy Agaty. Co tam się dzieje? Otóż w jej głowie pojawia się koncept, że rozmowa, którą właśnie odbywa z Frankiem nie jest rozmową dwóch osób, czyli dialogiem, tylko rozmową, w której uczestniczy jeszcze trzecia strona. Co więcej – ten trzeci uczestnik rozmowy co chwilę się zmienia – ale za każdym razem, za pomocą wibracji, domaga się od Franka, by ten zwrócił na niego uwagę. Tak powstaje rodzaj dyskomfortu w Agacie, która siłą rzeczy musi uznać, że wraz z pojawieniem się trzeciego rozmówcy jej pozycja w tej relacji zaczyna oscylować. Raz jest to pozycja istotna – to te momenty, w których Franek w trakcie ich rozmowy jest skoncentrowany na niej, a raz mniej istotna – to te momenty, w których Franek swoją koncentrację przekierowuje na telefon.
A teraz zajrzyjmy do ich sypialni. Oto tych dwoje udaje się na spoczynek, przed którym przydałoby się trochę figli – są wszak piękni i młodzi, więc kiedy się mają nacieszyć swoimi ciałami, jeśli nie teraz. Jest tylko jeden szkopuł, Franek na nocnym stoliku przy łóżku położył swój telefon komórkowy. Teraz Franek zaczyna się przytulać do Agaty, pojawia się pierwszy pocałunek, ciała splątują się w objęciach i… w tej właśnie chwili z nocnego stolika dochodzi brzęczyk telefonu. Franek z przyzwyczajenia zerka więc na ekran…
Co czuje wtedy Agata?
Żeby to zobaczyć z całą konsekwencją, przejrzyjmy ten przykład raz jeszcze, ale w nieco zmienionej, ale za to bardziej adekwatnej formie. Oto Franek siedzi na kanapie z Agatą, a wraz z nimi jeszcze kilka osób. Jedna właśnie pokazuje zdjęcie schabowego, inna opowiada o swoim kocie wyciągając go torby, a jeszcze inna osoba pokazuje swój wyrzeźbiony na siłowni sześciopak. Franek najpierw pogłaskał kota, potem powiedział tej od schabowego, że bardziej lubi pizzę i na koniec poprosił gościa od sześciopaka, żeby zasłonił brzuch koszulką i nie świecił nim po oczach.
Teraz Agata rozpoczyna rozmowę z Frankiem, ale już po kilku zdaniach na kanapie miejsce poprzedników zajmują nowe osoby – pierwsza pokazuje nowo zakupione buty. Franek mówi do Agaty: „czekaj chwilę, tyko sprawdzę” i mówi do osoby od butów: „są spoko, na drugi raz weź czerwone” i znowu wraca do rozmowy z Agatą. Po chwili na kanapie siada ktoś jeszcze inny, prezentując na talerzu własnoręcznie przyrządzone ciasto. Franek przerywa rozmowę z Agatą, próbuje ciasto mówi: „dobre, ale więcej nie rób” i znowu wraca do rozmowy z Agatą. W końcu tych dwoje ląduje w sypialni, a z nimi cała masa innych osób, które dopominają się o uwagę Franka. Franek zaczyna całować Agatę, a w tym czasie ktoś go prosi o podpisanie petycji w ważnej sprawie, ktoś inny pokazuje zdjęcie kolejnego kota, ktoś jeszcze inny komentuje zdjęcie Franka, które ten pokazywał światu przedwczoraj. OK, wystarczy… Nie zazdrościmy Agacie, prawda?
I, niestety, Agata to nie jest odosobniony przypadek. W badaniu, na które wskazuje profesor Sbarra aż 70% z przebadanych 143 zamężnych kobiet zadeklarowało, że telefon komórkowy zakłóca ich związkowe relacje. To nowe badania i pewnie już za chwilę zobaczymy, że w drugą stronę działa to dokładnie tak samo, kiedy takiemu badaniu zostaną poddani mężczyźni w związkach. Bo to nie tak, że jedynie faceci sięgają po telefony komórkowe, psując w ten sposób bliskość w swoich związkach i spychając rolę partnerki na drugi plan. Robią to także kobiety, bo niezależnie od płci, wszyscy podlegamy temu samemu jaskiniowemu prawu ujawniania siebie i reagowania. I paradoksalnie to, co w czasach pierwotnych miało nam zapewnić społeczną egzystencję w budowanych w ten sposób sieciach relacji, dzisiaj i owszem buduje relacje sieciowe, ale jednocześnie dekonstruuje nam to, co łączy nas z najbliższymi. Zanim więc zaprosimy do związkowego łóżka znajomych ujawniających siebie przez koty, schabowe i siłownię, i zanim zaczniemy wchodzić z nimi w interakcję, może warto się zastanowić czy ta żywa osoba leżąca obok nas nie jest jednak ciekawsza.
Pozdrawiam