Życie w bańce #131

Ghosting #130
24 stycznia 2020
Ja im jeszcze pokażę! #132
9 lutego 2020

Transkrypcja tekstu:

Jednym z podstawowych powodów, dla których popełniamy cały szereg kognitywnych błędów – na przykład zachowując się nieadekwatnie wobec zmian, wobec zachowań innych, wobec trendów, czy nowych zjawisk, jest życie w społecznej bańce. Oczywiście na różnych poziomach doświadczamy tego zjawiska wszyscy, bo jest na stałe przypisane do naszej codzienności. Jednak zaczyna być dla nas niepokojąco destrukcyjne, jeśli nie jesteśmy go do końca świadomi i to wraz z dość istotnymi tego konsekwencjami. A wśród tych konsekwencji królują na przykład rozczarowanie i poczucie braku sprawiedliwości, a to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Jak zwykle pokażmy to zjawisko najpierw na kilku przykładach.
Oto Zdzisiek, pięćdziesięcioletni dziennikarz dużego portalu informacyjnego pisze artykuł o dzisiejszej młodzieży, którego tezą jest, że młodzi ludzie rozmienili ideały na drobne. Zamiast interesować się przyszłością ojczyzny, wolą pić latte ze Starbucksa i jeździć na wakacje do Tajlandii. Są tak nieznośnie konsumpcyjni, że nie potrafią docenić tych ideałów i wartości, za które pokolenie Zdziśka przyznawało sobie ordery. Jego artykuł czytają młodzi ludzie – ci, o których Zdzisiek był łaskaw napisać, i przecierają oczy ze zdumienia. Jakie latte? Jaka Tajlandia? Jaki konsumpcjonizm? Co ty, chłopie, wygadujesz? Ja mieszkam z rodzicami, bo sam nie daję rady ogarnąć czynszu w kawalerce. Zamiast na urlop popylam nad morze, żeby dorobić jako kelnerka. Zaś twoje, Zdzisławie, obwieszone orderami pokolenie zostawiło nam świat pełen smogu, niesprawiedliwości i braku perspektyw.
Zdzisiek czyta te komentarze pod swoim artykułem, mruga ze zdziwienia oczyma i nie potrafi zrozumieć co ci ludzie wypisują. Przecież dzieci jego znajomych, które spotkał właśnie na ulicy, niosły w rękach kubki z kawą ze Starbucksa i gadały o nowym iPhonie. O co tu chodzi?
Drugi przykład. Tym razem podglądamy Olę czytającą z zapałem psychologiczne czasopisma i uznającą się za osobę obeznaną z ludzką psyche. Ola właśnie czyta artykuł o badaniach na temat jakichś ludzkich zachowań. „Ja bym się tak w życiu nie zachowała!” – Ola wzrusza ramionami, z niesmakiem odkładając gazetę – „Przecież nawet nikt z moich znajomych by tak nie zareagował, co za bzdury. Kto teraz pisze w tych gazetach, jakieś przypały bez pojęcia o życiu i świecie. A te badania? Też mi naukowcy. Pewnie te doktoraty porobili na tajnych kompletach.”
Trzeci przykład. Oto zacny pan profesor, który bierze udział w konferencji o subkulturach. Wypowiada się tamże publicznie w roli eksperta. I ku uciesze rozbawionej gawiedzi próbuje zdefiniować zagrożenia płynące z treści promowanych przez konkretne subkultury. Ubaw jest po pachy, bo z wypowiedzi pana profesora wynika, że dla niego samego szczytem perwersji i kulturowego rozpasania jest ubranie czapki daszkiem do tyłu. A robi się naprawdę śmiesznie, kiedy pan profesor mówi o deprawacji płynącej z muzyki metalowej, która to deprawacja dotyka swą szatańską siłą dzisiejszą młodzież i jednocześnie pan profesor nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że dzisiejsza młodzież w kontekście czarnych przestrzeni naszej ludzkiej duszy mogłaby muzyków z zespołu, który tak drażni pana profesora, tak naprawdę jeszcze sporo nauczyć.
Wszystkie powyższe przykłady mają ten sam mianownik – otóż ich bohaterowie konstruują swoje osądy i opinie na podstawie własnych, życiowych doświadczeń i jednocześnie nie biorą pod uwagę, że fundament tej konstrukcji sam w sobie może być niemiarodajny. Zarówno Zdzisiek, Ola, jak i pan profesor, żyją w społecznych bańkach, z których raczej nie zdają sobie sprawy. Wywodzą swoje zdanie o świecie i przekonania z obserwacji własnego otoczenia, które stanowi zaledwie mały wycinek rzeczywistości i to zazwyczaj kompletnie nie reprezentatywny dla całej reszty. Wiedza pana profesora o subkulturach wywodzi się z lat osiemdziesiątych, kiedy jako wystraszony wypłosz spotykał na ulicy chłopaków w ramoneskach z napisem „punks not dead” i „no future”, czyli zrzynami oporu zachodniego świata wobec brnącego w ślepy zaułek przyszłości konsumpcjonizmu. Zaznaczmy – kompletnie nieadekwatnego do polskiej rzeczywistości lat osiemdziesiątych.
Ola zaś czerpie swoją wiedzę o ludzkich wzorcach behawioralnych wyłącznie z przykładu grupki znajomych oraz socjalizacji, w której jednym z największych towarzyskich grzechów było trzymanie ręki w kieszeni, czy wejście do czyjegoś domu nie ściągnąwszy najpierw w sieni butów.
Można by oczywiście wymieniać te przykłady dalej – sęk jednak w tym, że te społeczne bańki tworzą wzorce, na podstawie których następnie wnioskujemy o świecie. I oczywiście dopóki udaje nam się przeżyć we własnej bańce, dopóty to wnioskowanie nie poddaje się, często bolesnej, weryfikacji. Bo kiedy tak się dzieje – na przykład kiedy profesor, Zdzisiek i Ola pozostają wśród mieszkańców tej samej bańki i z nimi wymieniają się przekonaniami, ich świat wierzeń utrzymuje się w stabilnej pozycji, zaś wszelkie odgłosy dochodzące spoza bańki są traktowane jako irracjonalne przejawy czyjegoś szaleństwa. Zawsze zresztą można je skutecznie zagłuszyć. To mniej więcej tak, jak byśmy mieli sąsiada, który raczy nas zbyt głośną muzyką zza ściany i do tego taką, której nie lubimy. Jednym ze sposobów na ten dyskomfort jest puszczenie ciut głośniej własnej muzyki – tej, którą lubimy – a wtedy muzyka zza ściany już do nas nie dociera, więc przestaje nam przeszkadzać. Problem jednak w tym, że sam akt puszczenia własnej muzyki jeszcze nie sprawia, że sąsiad wyłączy swoją. My jedynie w ten sposób zagłuszamy wszystko to, co nam nie odpowiada i co dociera do nas spoza bańki. Kiedy jesteśmy w jej środku uznajemy, że zagłuszenie rozwiązuje problem. Można tak powiedzieć, ale wyłącznie do czasu. Otóż dopóki nie stanie się tak, że sąsiad puści na tyle głośno swoją muzykę, że już nie potrafimy jej zagłuszyć własną. I ta sytuacja dobrze obrazuje co się dzieje wówczas, kiedy nasza bańka nie wytrzymuje naporu z zewnątrz i pęka. To, co oddzielało nas od prawdziwego świata i co stanowiło naszą ochronną zaporę, nagle znika i czy chcemy czy nie, musimy się zmierzyć ze światem, którego istnieniu zaprzeczaliśmy. To sytuacja, w której Zdzisiek zostaje publicznie wyśmiany za głoszenie obrazu świata, który nie istnieje. Sytuacja, w której Ola przeprowadza się do innego miasta, wchodzi w relacje z nowymi ludźmi i za każdym razem jest rozczarowana ich zachowaniem, a pan profesor na kolejnym seminarium zostaje zarzucony pytaniami o współczesny świat subkultur, na które nie zna odpowiedzi.
Jednak pękające bańki mogą mieć też dużo bardziej bolesny impakt – mogą nas dosłownie zranić swoimi rozpadającymi się fragmentami. To sytuacja, w której ktoś przyzwyczajony do określonego poziomu życia: odpowiednich zarobków, mieszkania w ogrodzonym osiedlu, jeżdżenia zawsze przytulnym i wypasionym samochodem, nagle, na skutek utraty pracy, zdrowia czy jakichkolwiek innych zawirowań, spada na stratyfikacyjnej drabinie społecznej, lądując kilka pięter niżej. Teraz musi przeżyć od pierwszego do pierwszego za marną kasę tak, jak zdecydowana większość ludzi i wreszcie zrozumie jakim nietaktem jest wyrażanie publicznego zdziwienia – dlaczego większość z mieszkańców tego pięknego kraju nie ma oszczędności. Teraz musi doświadczyć uroków mieszkania w dzielnicy, w której żeby dostać się z przystanku autobusowego do mieszkania trzeba pokonać co najmniej kilka mało grzecznych próśb sąsiadów o dołożenie do flaszki i zmierzyć się z prawdziwymi urokami komunikacji miejskiej.
Kiedy mieszkamy w swoich bańkach, zamykamy się w nich głównie w obawie przed deprawacją pochodzącą z otaczającego nas świata, którego najchętniej byśmy nie dostrzegali, a już na pewno nie rozumiemy. Podobnie, jak zamykamy nasze osiedla na resztę społeczności. Jednak paradoks społecznych baniek polega na czymś zupełnie innym – to one nas deprawują. Izolacja od prawdy, którą nam zapewniają jest i owszem wygodna, ale tak naprawdę uniemożliwia nam szereg społecznie istotnych zachowań – takich, jak: empatia, współczucie czy rozumienie motywacji innych. Im bardziej się w nich zamykamy, tym bardziej ryzykujemy. Bo czasem bańki pękają, ponieważ istotą każdej szklanej bańki jest jej kruchość, co najlepiej widać, kiedy próbujesz umyć swoje ulubione kieliszki w zmywarce. Oznacza to, że bańka może pęknąć w każdej chwili, powodując bolesną weryfikację przekonań i zderzenie z nie biorącą jeńców rzeczywistością. Jak się przed tym chronić i czy w ogóle istnieje na to jakikolwiek sposób? Niestety, większość socjologicznej wiedzy podpowiada, że nie da się uniknąć społecznych baniek – towarzyszą nam one cały czas, stanowiąc nieodłączny element naszego prywatnego krajobrazu. Jedynym zaś co nam pozostaje, to świadomość tego, że patrzymy na świat zawsze ze środka jakiejś swojej bańki. Im zaś nasza bańka ma grubsze ścianki, tym mniej prawdziwej rzeczywistości przez nią widać, tym bardziej zniekształca obraz. O czym warto zawsze pamiętać, oceniając świat oraz zachowania, wartości, czy potrzeby innych ludzi.
Pozdrawiam