Cicha dyskoteka #128

Sprzężenie zwrotne emocji twarzy #127
3 stycznia 2020
Błędna interpretacja sygnałów emocjonalnych #129
20 stycznia 2020

Transkrypcja tekstu:

Posłużmy się przykładem cichej dyskoteki – to takie miejsce, pewnie dobrze niektórym znane, w którym ludzie tańczą nie do głośno puszczanej muzyki, ale do tego, co im gra w dyskotekowych słuchawkach. Bo udział w takiej rozrywce właśnie na tym polega – dostajesz słuchawki, do których bezprzewodowo transmitowana jest określona muzyka, stoisz więc z drinkiem w ręce i podrygujesz. Widziałem kiedyś taką akcję w jednym z plenerowych lokali, w pewnym warszawskim parku i prawdę powiedziawszy z pozycji postronnego obserwatora dziwnie to trochę wygląda. Nie dość, że ludzie tańczą w absolutnej ciszy, to jeszcze nie da się ustalić do jakiego rytmu, ponieważ słuchawki mają kilka kanałów do wyboru. Zdarza się więc tak, że obok siebie tańczą ludzie z tej samej towarzyskiej grupy, przy czym każdy porusza się w innym metrum. Bo każdy akurat korzysta z innego kanału, więc w swoich słuchawkach słyszy inną muzykę. Teraz wyobraźmy sobie taką samą dyskotekę tyle, że tutaj zamiast dość sporych rozmiarów słuchawek używa się mikrosłuchawek dousznych – tak małych, że z zewnątrz ich właściwie nie widać, ale zasada jest taka sama – każdy z uczestników imprezy ma kilka kanałów do wyboru, z różnymi gatunkami muzyki, o różnych rytmach. I teraz na tejże dyskotece pojawia się ktoś, kto nie ma świadomości, gdzie się pojawił. Nigdy nie słyszał wcześniej, że istnieją takie miejsca i nie wie na czym uczestnictwo w tego typu imprezach polega. Mamy więc gościa, który przechadza się pomiędzy podrygującymi ludźmi – przy czym każdy podryguje i porusza się w innym rytmie – i który kompletnie nie rozkminia o co tu chodzi. Jaka refleksja pojawi się w głowie bohatera naszej opowieści, który przypadkiem trafił do takiego miejsca? Otóż jedynym logicznym wyjaśnieniem dla niego będzie przyjęcie założenia, że to nie dyskoteka, ale dom wariatów, bo z jego perspektywy tylko zbiorowym szaleństwem można wyjaśnić zachowanie ludzi, których spotyka. Z jego perspektywy oni nie tańczą, oni po prostu zwariowali. I zwróćmy uwagę, że udzielił sam sobie jedynego, z jego punktu widzenia logicznego, wyjaśnienia tylko dlatego, że zabrakło w jego percepcji dostępu do konkretnych informacji – nie zauważył, że ci ludzie mają w uszach słuchawki i nie wie, że oni po prostu tańczą do konkretnej muzyki, tyle że każdy do innej. Mamy więc tutaj do czynienia z dwoma poziomami percepcji: pierwszy poziom jest tym, co widać od razu, na podstawie dostępnych danych. Wyjaśnienie zachowania tych ludzi znajduje się jednak na drugim poziomie, na którym pojawiają się dodatkowe dane. A teraz przenieśmy ten system percepcji do zupełnie innego przykładu. Oto kilkunastoletnia Zuza, która postanowiła zwierzyć się swoim rodzicom ze swych planów na najbliższą przyszłość. Chce mianowicie zostać weterynarzem. Kocha zwierzaki, interesuje się ich gatunkami, pochodzeniem, biologią i uznaje, że wykonując zawód weterynarza będzie mogła się o nie troszczyć, przez co będzie najszczęśliwsza na świecie. Kiedy opowiada o tym swoim rodzicom, ci jednak zaczynają ją odwodzić od tego pomysłu. Przekonują, że przecież obserwują ją i doskonale znają od lat – jest w końcu ich córką – więc wiedzą, że zawód, który sobie wymarzyła nie jest dla niej, że sobie w tym zawodzie nie poradzi. Więc przestrzegają ją przed tym wyborem. Mówią, żeby zweryfikowała swoje plany, bo chcą oszczędzić jej wielu rozczarowań. Po co – w ich przekonaniu – ich ukochane dziecko ma się zderzyć z brutalną rzeczywistością, skoro na swej drodze spotka wiele osób, które mają dużo większe od niej predyspozycje i talent do tego zawodu, przez co jej porażki, które z pewnością ją czekają, będą dla niej bardzo bolesne. Co więcej, rodzice Zuzy zaczynają ją przekonywać, że skoro tak miło jej się spędza czas w ogrodzie, to tym bardziej powinna zająć się ogrodnictwem. Więc nie ma sensu zawracać sobie głowę tą całą weterynarią tym bardziej, że najbliższy taki wydział znajduje się aż trzysta kilometrów od ich małej miejscowości, a botanika jest na uczelni oddalonej jedynie o 30 minut autobusem. Zuza traci rezon i wiarę w swoje siły, bo przecież skoro jej rodzice w nią nie wierzą, to jak ona ma uwierzyć w samą siebie? I to jest pierwszy poziom percepcji. Zajrzyjmy jednak na drugi poziom i sprawdźmy czy nie znajdują się tam dane, które małej Zuzi umknęły lub których nie jest świadoma. Bo i owszem jej rodzice próbują ją zniechęcić do weterynarii i zachęcić do ogrodnictwa, ale wyłącznie dlatego, że jej wymarzone studia oznaczają, że ich jedyna córka na co najmniej pięć lat opuści rodzinny dom, pozostawiając te dwójkę samą sobie. Wiedzą, że bez jej obecności będą cierpieć, bo ich związek tak naprawdę trzyma się wyłącznie dzięki niej. Jednak kiedy udałoby się przekonać Zuzę do botaniki, to nie będzie to wymagało jej przeprowadzki do akademika, a więc zostanie z nimi. Ot i cała tajemnica drugiego poziomu – nie chodzi o to, że Zuza jest „za cienka” na weterynarię, ale wyłącznie o lęk przed osamotnieniem jej rodziców. Oczywiście pomijam fakt, jaki wpływ będzie miało ich zachowanie na poczucie własnej wartości ich córki – istotne tu jedynie jest to, że ich ukryta motywacja jest zupełnie inna od tego, co wnioskuje Zuza na pierwszym poziomie. Moglibyśmy powiedzieć, że z jej perspektywy rodzice zachowują się irracjonalnie, proponując jej coś, co jej kompletnie nie odpowiada. Jednak z perspektywy obserwatora z drugiego poziomu, jej rodzice tańczą w słuchawkach na uszach, tyle że Zuza nie widzi słuchawek, więc nie wie do jakiej muzyki podrygują.
Jak widać na powyższych przykładach, mamy do czynienia z co najmniej dwoma poziomami percepcji motywacji innych – jawnym oraz ukrytym. Oczywiście nie bez powodu użyłem określenia „co najmniej”, bo poziomów w rzeczywistości jest więcej, ale nie czas i miejsce na ich eksplorowanie. Zostańmy więc przy tych dwóch poziomach: na pierwszym widzimy motywację, która wydaje się oczywista, by zaś zobaczyć rzeczywiste prerogatywy motywacyjne, musimy wejść na drugi poziom. Oczywiście ten system nie zawsze działa w ten sposób, bo gros ludzi posługuje się wyłącznie jednym poziomem motywacji, szczególnie w sytuacji, kiedy nie istnieją przesłanki, by jakieś czynniki motywacyjne ukrywać. Jednak zdarzają się wypadki, w których nie rozumiemy czyjegoś zachowania i powodów, które taką osobą kierują. Wówczas właśnie istnieje spore prawdopodobieństwo, że prawdziwe wyjaśnienie znajdziemy na ukrytym poziomie. Jednak bardzo rzadko chce nam się szukać prawdziwych przyczyn ludzkich decyzji, zachowań czy wyborów i wolimy prostsze wyjaśnienie. Dokładnie to samo, którym posłużył się gość, który po raz pierwszy w życiu trafił do cichej dyskoteki. Wolimy po prostu uznać, że ludzie zachowują się, jak się zachowują, bo są tak naprawdę stuknięci, niepoważni, nieodpowiedzialni, irracjonalni, głupi itd., itp. Jednak ilekroć odkrywamy w czyimś zachowaniu jakąś niespójność z naszym osądem, dobrze jest zapytać samych siebie czy czasem ten ktoś nie tańczy właśnie do muzyki, której istnienia nie jestem świadomy? Już samo to może poważnie przewartościować nasze relacje z innymi oraz rozumienie ich świata, prawda? Ale to nie koniec wniosków, które możemy wyciągnąć z przykładu cichej dyskoteki i świadomości istnienia dwóch poziomów motywacji – jawnego i ukrytego. Mamy tutaj bowiem do czynienia z ciekawym paradoksem. Otóż jeśli jesteśmy w stanie na podstawie czyjejś niespójności zachowań zakładać istnienie dodatkowego ukrytego poziomu, to dokładnie tak samo jest z nami samymi. My również czasem poruszamy się motywacyjnie na dwóch poziomach. I o ile pierwszy wydaje się dla nas oczywisty, o tyle z drugiego rzadko kiedy tak naprawdę zdajemy sobie sprawę. A dzieje się tak dlatego, że albo ten drugi poziom zamietliśmy pod dywan, albo sami przed sobą nie mamy odwagi się do niego przyznać, albo też nie sięgamy do tego typu samoobserwacji, bo boimy się odkryć, że coś z nami jest nie tak. Bo przecież z perspektywy osoby świadomej wyłącznie pierwszego poziomu łatwiej jest uznać kogoś za wariata, niż odkryć istnienie innego poziomu motywacji. W strachu więc przed zdiagnozowaniem własnego szaleństwa, po prostu nie zaglądamy do tej szuflady. Tymczasem tam właśnie, na drugim poziomie motywacji, moglibyśmy się dowiedzieć o sobie niezwykle ważnych rzeczy. I odkryć, że zachowujemy się czasem z pozoru niespójnie czy irracjonalnie nie dlatego, że jesteśmy niedojrzali, czy coś z nami jest nie tak, ale wyłącznie dlatego, że podrygujemy do muzyki, której istnienie na pierwszy poziomie umyka naszej uwadze. Jednak kiedy się w nią wsłuchać, to okazuje się, że nasze zachowanie nie ma nic wspólnego z szaleństwem, a jest wyłącznie żelazną, logiczną i precyzyjną konsekwencją tego, co tak naprawdę nam w duszy gra. Bo każdy z nas tańczy swój taniec, który z pozoru może się wydawać czystym szaleństwem. Lecz kiedy włączyć dźwięk muzyki, wszystko staje się jasne i to, co uznawane jest za szalone, w rzeczywistości może być przepięknym, precyzyjnym tańcem, który mówi nam więcej o nas samych, niż dowolna, nawet najlepsza terapia. Pozdrawiam.