Sprzężenie zwrotne emocji twarzy #127

Komu i dlaczego wybaczamy? #126
27 grudnia 2019
Cicha dyskoteka #128
12 stycznia 2020


Transkrypcja tekstu:

Nasza twarz dysponuje aż 70 mięśniami, za pomocą których potrafimy nadawać konkretne, pozawerbalne komunikaty emocjonalne. To powoduje, że nasz odbiorca komunikatu potrafi z dużą dozą precyzji odkryć w jakim w danym momencie znajdujemy się emocjonalnym stanie i trzeba włożyć w to sporo wysiłku, żeby postarać się ten proces emocjonalnej rozpoznawalności oszukać.
Żeby to było możliwe musimy stać się naprawdę dobrymi aktorami, a to z kolei oznacza, że musi być to proces w pełni świadomy. Jeśli zaś nie jesteśmy tego świadomi i nie kontrolujemy lub nie przykładamy zbytniej wagi do mimiki twarzy, to można nasze emocje czytać z nas, jak z otwartej księgi. Są jednak takie życiowe sytuacje, w których bardzo nie chcemy zdradzać tego, co naprawdę czujemy. Jednak dobre aktorstwo – wcale nie jest za darmo i będzie związane z dość poważnym kosztem, z którego często nie zdajemy sobie sprawy.
Wyobraźmy sobie taką o to sytuację – Kazik udaje się na rozmowę kwalifikacyjną, bo aplikuje do nowej pracy, na której zdobyciu bardzo mu zależy. Struga jednak profesjonalistę i za nic nie chce pokazać przesłuchującym, że tak naprawdę bardzo, ale to bardzo mu zależy na tej posadzie. Uznaje bowiem, że jeśli pokaże jak bardzo się cieszy, to może to wzbudzić podejrzenie w jego rozmówcach i karze zacząć im się zastanawiać, czy aby na pewno jest takim niewzruszonym profesjonalistą, za jakiego chce uchodzić. Kazik więc robi wszystko co może, żeby zachować kamienne oblicze i nawet kiedy słyszy propozycję zarobków, która dwukrotnie przewyższa to czego się spodziewał, na jego twarzy nie drga ani jeden mięsień. W końcu wychodzi z rozmowy z umową o pracę w ręku, udając się do pobliskiego pubu. Siada przy barze, zamawia piwo i nagle, ze zdumieniem odkrywa, że wcale nie cieszy się z tej nowej roboty tak bardzo, jak sądził. No, niby fajnie, że jest posada i to z niezłą kasą, ale jakoś dziwnie „czterech liter” teraz nie urywa.
Kazik nie może sam wyjść ze zdumienia – jeszcze godzinę temu oddałby wszystko za tę pracę, a teraz, kiedy ma ją w ręku, właściwie nie czuje specjalnej radości. Eh… to życie takie szarobure, z czego tu się cieszyć.

Drugi przykład – Anka idzie na pierwszą randkę z Tomkiem, na której bardzo uważa, żeby nie było po niej poznać, jak bardzo jej na nim zależy i jak bardzo nie chce tego „schrzanić”. Boi się pokazać jakiekolwiek emocje, bo boi się, że Tomek widząc jej radość odkryje, że za bardzo jej na nim zależy, a wtedy uzna ją za zbyt łatwą zdobycz. Anka więc przez całe spotkanie nie pokazuje krztyny radości, a po powrocie do domu czuje, że powinna być zachwycona tym spotkaniem, a jednak nie jest. Przecież niby nic się nie zmieniło, Tomek jej nie rozczarował, a jednak jej radość zrobiła się jakaś taka płaska. Dzwoni więc do swojej najlepszej przyjaciółki Izy, która akurat zna się z Tomkiem dość dobrze i zanim jeszcze zdąży zapytać Izę o reakcję Tomka, ta uprzedza pytanie i mówi: „wiesz, dalej mu się podobasz, ale jest zaskoczony tym, że potrafisz być taka zimna, obojętna i bez emocji”.

Trzeci przykład: Ewelina nigdy nie pokazuje przed znajomymi, że na czymś jej może zależeć, że coś jej się spodobało, albo że czymś się przejmuje. Jej znajomi już się do tego przyzwyczaili i po pewnym czasie przestali ją nawet pytać co u niej słychać, bo przecież wiadomo, że odpowie to, co zawsze: wszystko ok, po staremu, nic się nie dzieje ciekawego. Ewelina do tego stopnia wyćwiczyła swoją twarz, że nawet kiedy jest sama, rzadko kiedy pojawia się na niej uśmiech, zdziwienie czy cokolwiek innego. Kiedy zaś przegląda się w lustrze, widzi zawsze tę samą twarz – całkowicie bez wyrazu.
W życiu Eweliny znajomych pojawia się coraz mniej, zaś jej samej każdego dnia towarzyszy coraz większy poziom wycofania i rozczarowania światem, a przy okazji samą sobą.

Co łączy powyższe przykłady? Otóż wymienieni w nich ludzie na własną prośbę stają się dokładnie tacy, jak ich twarze. Nie są świadomi tego, że proces ten jest następstwem dramatycznie złych wyborów nakładania na siebie bezemocjonalnej maski, która prędzej czy później zaczyna się wymykać spod kontroli, infekując ich dokładnie tym, co przedstawia. Ten tajemniczy proces do niedawna nie był przez współczesną naukę do końca rozpoznany, bardziej domyślaliśmy się jego mechaniki, niż potrafiliśmy precyzyjnie określić jego źródło. A domyślaliśmy się od dłuższego czasu, ponieważ kiedy spotykamy na swej drodze ludzi zgorzkniałych, to potrafimy tę zgorzkniałość zdiagnozować po mimice ich twarzy. Kiedy zaś poznajemy ich bliżej, okazuje się, że wiele się nie pomyliliśmy i rzeczywiście są dokładnie tacy, jak wyglądają. Problem w tym, że przez całe lata uważano, że ten proces przebiega tylko w jedną stronę. Myśleliśmy po prostu, że określone rysy twarzy i mimiczne wzorce są efektem długotrwałych systemowych ekspozycji emocjonalnych. Czyli mówiąc prościej, uważaliśmy, że na przykład długotrwałe uczucie rozgoryczenia prędzej czy później uformuje taką stałą mimikę twarzy, po której właśnie to rozgoryczenie będzie rozpoznawalne. I podobnie rzecz ma się z innymi długotrwale goszczącymi w naszym systemie emocjami. Teraz jednak na podstawie ostatnich badań wiemy już, że ten proces przebiega również w drugą stronę – a zatem długotrwale eksponowana na twarzy emocja spowoduje jej trwałe pojawienie się w systemie. Bo nasza twarz nie jest tylko finalnym elementem eksponującym systemowe emocje, jest też tych emocji źródłem. Moglibyśmy więc powiedzieć, że to nie tylko system infekuje twarz, ale że twarz wpływa także system.
Pora przywołać ostatnie badania, którą są o tyle ciekawe, że ich wyniki pojawiły się z trochę zaskakującej strony i to tam, gdzie się ich niespecjalnie spodziewaliśmy. Zaś źródłem i przyczyną badań był… to żaden żart – wstrzykiwany do twarzy botox. Badania przeprowadzono na Uniwersytecie Kolumbia i poddano mu dwie grupy – pierwsza rekrutowała się z osób ze wstrzykniętym do tkanek twarzy botoxem, zaś druga z innym preparatem wygładzającym zmarszczki, który w przeciwieństwie do botoxu nie paraliżuje mięśni twarzy. Okazało się, że w grupie botoxowej zanotowano znaczne obniżenie reakcji emocjonalnych na prezentowane klipy video, które miały wywołać szereg rozpoznawalnych emocji – śmiech, gniew, oburzenie, wstyd itd. Oznacza to, że tam, gdzie mięśnie twarzy nie brały udziału w procesie reaktywności sensorycznej na emocjonalne bodźce, jednocześnie zmniejszyło to reaktywność emocjonalną w systemie, czego nie zaobserwowano u pozostałych uczestników badania.
Kolejne badanie wykonał międzynarodowy zespół naukowców m. in. z Uniwersytetu Stanford, Portland oraz Wyższej Szkoły Medycznej w Hanowerze, zaś jego wyniki ogłoszono na łamach czasopisma „Aesthetic Surgey Journal” w marcu 2019 r.
Badano w nim wpływ zastrzyków botoxu w obszarze glabelli, czyli tzw. lwiej zmarszczki, na indukcję nastroju w przypadku sześciu podstawowych emocji: rozbawienia, strachu, zaskoczenia, smutku, wstrętu oraz złości. Najpierw przed ekranami posadzono 52 dwie kobiety, których zadaniem było obserwowanie specjalnie przygotowanych klipów, które miały wywołać wyżej wspomniane emocje. Ta grupa kobiet była zaś obserwowana z ukrycia przez zespół 31 ekspertów, których zadaniem było ocenienie intensywności reakcji emocjonalnych na twarzach badanych. Następnie badanej grupie kobiet wstrzyknięto 25 jednostek toksyny botulinowej typu A, popularnie zwanej botoxem w okolice glabelli, czyli części twarzy znajdującej się pomiędzy brwiami. Kolejnym krokiem było powtórzenie badania po 30 dniach, by móc porównać wynik sprzed botoxu oraz wynik obecny.
Okazało się, że toksyna zmniejszyła średnią postrzegalność oraz reaktywność intensywności gniewu aż o 50%, zaś dla przykładu intensywność zaskoczenia zmalała o ok. 20%. Skoro zaś unieruchomienie mięśni twarzy może mieć tak wyraźny wpływ na intensywność odczuwanych uczuć, to… czemu tego nie wykorzystać?
Jeśli na przykład ktoś doświadcza permanentnego smutku, wystarczyłoby zablokować mu określone mięśnie twarzy, aby zmniejszyć intensywność jego emocjonalnych doświadczeń w tym względzie. Czy to nie zbyt daleko posunięte wnioskowanie? Okazuje się, że nie. Otóż takie próby podejmowano już w kontekście badań w maju 2012 roku, gdzie okazało się, że iniekcja botoxu w zmarszczce brwiowej przyniosła konkretny efekt pod postacią zmniejszenia objawów depresjim a czasem nawet jej całkowitego wyleczenia.
A jaki jest dla nas najważniejszy wniosek z tych przytoczonych badań? Otóż muskulatura twarzy nie tylko wyraża nasz nastrój, ale również reguluje nasze emocjonalne stany. A to z kolei oznacza, że nieumiejętnie zarządzając naszą ekspozycją emocjonalną, możemy sobie strzelać we własne kolano. Wymuszając obraz ekspozycji emocjonalnej, de facto tworzymy konkretne emocje w naszym systemie. Unikając pokazywania radości na twarzy, jednocześnie usuwamy ją z systemu. Pozwalając na to, by nasza twarz był zgorzkniała, zapraszamy to właśnie zgorzknienie. Jeśli zaś staramy się, by nasza twarz nie pokazywała najmniejszych emocji, to prędzej czy później sami staniemy się mało sensytywni, mało emocjonalni i nie ma się co dziwić, że nasze otoczenie uzna nas również za ludzi mało wrażliwych i uczuciowych. A wówczas dogadanie się partnerem, czy stworzenie wieloletniego spełnionego związku, może być dużo trudniejsze, a czasem wręcz niemożliwe. Oczywiście świat naukowy dopiero zacznie badać zjawisko sprzężenia zwrotnego twarz – emocje, bo już się zorientowano, że coraz częstsze ingerencje w naturalną muskulaturę, a więc i zdolności mimiczne twarzy nie są za darmo. I nie chodzi tu o koszt zabiegów, ale o koszty, które ponosi jakość naszych relacji. Skoro zaś możemy mieć wpływ zarówno na ich jakość, jak też na zrównoważone i harmonijne funkcjonowanie naszych emocjonalnych systemów, to warto się temu przyjrzeć bliżej, wykorzystując świadome zarządzanie emocjami. I jak widać, najlepiej zacząć od twarzy. Pozdrawiam