Druga strona prokrastynacji #123

Ukryty narcyzm #122
29 listopada 2019
Świadome lenistwo #124
13 grudnia 2019

Transkrypcja tekstu:

Kiedy zaczniemy poszukiwać w czeluściach internetu, podręcznikach czy też wystąpieniach trenerów i mówców od samozarządzania lub organizacji czasu terminu prokrastynacja, to w większości przypadków dowiemy się o sposobach na to, jak nie prokrastynować, czyli nie ulegać niekończącemu się odkładaniu rzeczy na później. I tych sposobów jest oczywiście całe mnóstwo – od świadomego planowania, poprzez organizację czasu, aż do priorytetyzacji zadań. Już o wiele rzadziej natkniemy się jednak na informację o przyczynach tego zjawiska, wśród których bez mrugnięcia okiem wymienia się: stawiających zbyt wysokie wymagania rodziców w dzieciństwie, lęk przed odpowiedzialnością, perfekcjonizm zmuszający do lęku przed porażką, brak precyzyjnej wiedzy co do tego, jak wykonać dane zadanie, czy wreszcie nieustannej walki pomiędzy rodzajami myślenia mającymi swe źródło w różnych ośrodkach naszego mózgu. Czyli podsumowując: z jednej strony otrzymujemy listę bardziej lub mniej skutecznych sposobów na pokonanie prokrastynacji, zaś z drugiej strony informację, że jej przyczyn może być tak wiele, że w sumie nie sposób dojść do ich rzeczywistego źródła. Prawdę powiedziawszy jakoś mnie to mało przekonuje, bo uważam, że zjawisko prokrastynacji jest niezwykle ważną informacją dla osoby nim dotkniętej, jednak trzeba się temu zjawisku przyjrzeć odrobinę z innej strony. Posłużmy się tutaj przykładem – otóż mniej więcej w połowie lat dziewięćdziesiątych pracowałem w pewnej firmie, która między innymi zajmowała się dostarczaniem usług reklamowych. Zapamiętałem z tej firmy koleżankę Agnieszkę i stojący na korytarzu ekspres do kawy. Otóż przyzwyczailiśmy się do tego, by zaczynać dzień pracy od przygotowania sobie kawy i w tym celu karnie ustawialiśmy się w kolejce do cieszącego się o tej porze dnia sporym zainteresowaniem ekspresu. I kiedy tak stałem w tej kolejce, zauważyłem dość ciekawą korelację pojawiającą się w zachowaniu wyżej wspomnianej Agnieszki. Jej zadaniem w naszej firmie było kontaktować się telefonicznie z klientami i to w najprzeróżniejszych sprawach. Wśród tych spraw było również ustalanie przyczyn opóźnień płatności za wystawione faktury, jeśli takie opóźnienia występowały. Z tego, co się zorientowałem, telefony do spóźnialskich płatników stanowiły jakieś 5% w całym wachlarzu służbowych rozmów telefonicznych Agnieszki. Kiedy przydarzało mi się zająć kolejkę do ekspresu za Agnieszką, miałem okazję zaobserwować całe spektrum jej przyekspresowych zachowań. Otóż były dni, w których sprawnie i szybko robiła sobie kawę i gnała do swoich obowiązków, a były też dni, w których to zadanie zajmowało jej dużo więcej czasu: a to uznała, że kawa nie zaparzyła się za dobrze, więc trzeba było zrobić nową. A to postanowiła nagle uzupełnić wodę w ekspresie, albo pieczołowicie wyczyścić przegródkę na fusy. Innym razem przypominała sobie, że najwyższy czas przeczyścić cały ekspres, więc skrupulatnie wykonywała to zadanie, zgodnie z instrukcją producenta. A ja stałem w kolejce i nie mogłem się na początku zorientować o co tak naprawdę chodzi. W końcu jednak odkryłem jej sekret. Otóż w te dni, kiedy wiedziała, że czeka ją wykonanie telefonu w sprawie opóźnienia płatności, robiła wszystko co tylko mogła, aby odsunąć w czasie tę nieprzyjemną dla siebie chwilę. Agnieszka bowiem została wychowana w kulturowym wzorcu, w którym mówienie o pieniądzach było co najmniej niestosowne i sprawiało tym samym duży problem. Uznawała, że wykonanie do kogoś telefonu z zapytaniem o przyczyny opóźnionej płatności było nie na miejscu, wiec unikała takich rozmów, jak tylko mogła. Nie miało znaczenia, że to klient był winny pieniądze firmie, a nie firma jemu, że księgując fakturę zaakceptował wykonanie usługi i że nie płacąc w terminie, tak naprawdę nie wywiązywał się z postanowień umowy, którą własnoręcznie podpisał. To wszystko nie przemawiało do Agnieszki – po prostu na słowo ”pieniądze” dostawała niezwykłej blokady i najchętniej by uciekła, gdzie pieprz rośnie. Kiedy zaś Agnieszkę czekał dzień pełen telefonowania do klientów, ale żadna z tych rozmów nie miała dotyczyć płatności, to robiła sobie kawę błyskawicznie i gnała do telefonu na złamanie karku.
Nauczyłem się wówczas, że przekładanie konkretnych zadań na później, unikanie ich wykonania, czy nieustanne odwlekanie w czasie, może mieć dużo prostszą przyczynę, którą najlepiej ilustrują słowa pewnego mojego znajomego: „odkładam tylko te rzeczy, do których nie mam serca!”. Jeśli teraz przyjrzymy się naszym prokrastynacjom z tej perspektywy, to dostajemy precyzyjne wskazówki informujące nas czego tak naprawdę nie lubimy robić, do czego „nie mamy serca”, czy też co uznajemy za niedostatecznie fajne, wciągające, interesujące i co sprawia nam więcej kłopotu, niż korzyści. Kiedy będziemy kontynuowali przyglądanie się tendencjom prokrastynacyjnym z tej perspektywy, szybko odkryjemy, że wszelkie sposoby na prokrastynację są jedynie zawoalowaną formą zmuszania się do czegoś, czego nie chcemy lub też stosowaniem sztuczek mających nas do tych niechcianych czynności skłonić. A ponieważ rzeczywistość jest zawsze bipolarna, to skoro istnieją rzeczy, zadania, projekty lub czynności, do których „nie mamy serca”, to muszą też istnieć i takie, do których to nasze serce mamy, prawda? Zatem jeśli z jednej strony na osi naszego nastawienia i naszych preferencji umieścimy te czynności, których najchętniej byśmy uniknęli, to po drugiej stronie tej samej osi znajdziemy te rzeczy, czynności i zajęcia, które nas kręcą i które naprawdę lubimy robić. Innymi słowy: po drugiej stronie prokrastynacji znajduje się flow, a mówiąc precyzyjniej – nasza prokrastynacja może być dla nas również wskazówką, gdzie naszego flow powinniśmy szukać.
Sam termin „flow” pochodzi z badań Mihályego Csíkszentmihályiego, którym to terminem określił on stan specyficznego uskrzydlenia, doświadczanego w sytuacjach, w których po pierwsze jesteśmy bardzo zainteresowani tym, co robimy, a po drugie, kiedy nasze umiejętności potrzebne do wykonania określonego zadania będą odpowiednio skorelowane z poziomem wyzwania, które przed nami stoi. Zatem w rozumieniu zasad flow, czy też jak głoszą inne źródła „teorii przepływu”, kluczowe będzie to czy dane zadanie nie tylko sprawia nam frajdę i radość, ale też to, czy jego poziom trudności jest odpowiedni do naszych możliwości. Jeśli poprosimy profesora matematyki o rozwiązanie zadania maturalnego, to zamiast przepływu, pojawi się zniechęcenie i nuda. To samo się stanie, jeśli o rozwiązanie matematycznego problemu na poziomie profesorskim poprosimy maturzystę. Obydwaj mogą uwielbiać matematykę, ale tzw. przepływ w tych zadaniach po prostu nie wystąpi. Teoria przepływu jednak może być dla nas niezwykle cenna, bo za jej pomocą możemy sprawdzić czy to, czym się w życiu zajmujemy, to na pewno to, czym powinniśmy się zajmować. Czy aby na pewno nasza aktywność zawodowa jest zgodna z naszymi predyspozycjami i talentem? Skoro sam akt prokrastynacji podpowiada nam, że może tu występować swoisty brak zgodności, to może powinniśmy przyjrzeć się temu baczniej? Zastosujemy tu prosty test flow złożony z dziesięciu pytań, bu dowiedzieć się czy doświadczamy w naszym zawodowym życiu komponentów flow, a tym samym, by zrewidować czy czasem nasza prokrastynacja nie jest efektem nie tyle lęku przed odpowiedzialnością, perfekcjonizmu, braku wiedzy czy też wymagających rodziców, a właśnie tego, że zajmujemy się w życiu nie do końca tym, czym powinniśmy. W poniższym teście trzeba udzielić odpowiedzi na każde z dziesięciu pytań, określając występowanie danego komponentu w dziesięciopunktowej skali. Test zaś będzie dotyczył naszej aktywności zawodowej w ciągu ostatniego miesiąca.
Pytanie pierwsze: czy w ciągu ostatniego miesiąca doświadczyłeś w swojej pracy zawodowej uczucia, że to, co robisz, czynności, które wykonujesz, mają konkretny, niepodważalny i dobrze ci znany cel? Jeśli takie uczucie towarzyszy ci przez cały czas twojej pracy to w odpowiedzi na to pytanie przyznaj sobie 10 punktów. Jeśli 90 procentom czynności towarzyszy uczucie świadomości celu, to 9 punktów itd.
Pytanie drugie: czy w ciągu ostatniego miesiąca przez cały czas twojej pracy towarzyszyła ci bezwysiłkowa koncentracja na tym, co robisz? Czy to, co robisz zajmowało całą twoją uwagę, czy też doświadczyłeś, doświadczyłaś swoistego chaosu, który tę koncentrację zaburzał? I tu analogicznie za pełną, trwającą cały czas koncentrację przyznaj sobie 10 punktów i odpowiednio mniej, jeśli zdiagnozowałeś u siebie odpowiedni poziom jej braku.
Pytanie trzecie: czy to, czym się zajmowałeś prezentowało dla ciebie odpowiedni poziom umiejętności i wyzwania, czy też zajmowałeś się rzeczami przekraczającymi twoje umiejętności lub takimi, w stosunku do których twoje umiejętności były zbyt wysokie? Jeśli cała twoja aktywność zawodowa w ciągu ostatniego miesiąca dostarczała ci odpowiedniego balansu pomiędzy twoimi umiejętnościami a wyzwaniem, przyznaj sobie 10 punktów lub analogicznie mniej.
Pytanie czwarte: czy przez cały czas miałeś lub miałaś pełną kontrolę nad tym, co robisz, ale jednocześnie taką, która nie wymagała od ciebie specjalnego napięcia, bądź stresu? Chodzi tu o doświadczenie „ogarniania” wszystkiego, za co jesteś odpowiedzialny, bez uczucia niepewności, że coś ci umyka? Tutaj punktacja jest również taka sama, jak poprzednio – 10 punktów oznacza pełną, zrelaksowaną kontrolę nad wykonywanymi zadaniami, a zero punktów jej brak.
Piąte pytanie: czy wykonywanym przez ciebie czynnościom towarzyszyło uczucie bezwysiłkowości? Nie chodzi tu o to, by nie być zmęczonym po wykonaniu zadania, ale o to, że w trakcie jego wykonywania tak ono nas pochłania, że nie mamy świadomości wysiłku, który w to wykonywanie angażujemy.
Pytanie szóste: czy w ciągu ostatniego miesiąca towarzyszył ci brak obawy przed poniesieniem porażki czy też taka obawa się czasem pojawiała? 10 punktów przyznaj sobie w sytuacji, w której ani razu w trakcie wykonywania zadań nie zwątpiłeś w ich wynik, w to, że może się coś nie udać, czy w to, co inni powiedzą, kiedy tak się stanie.
Pytanie siódme: czy wciągu wykonywania zadań w ostatnim miesiącu twojej zawodowej pracy doświadczałeś uczucia zanikania czasu? Co oznacza takie zaangażowanie w to, co wykonujesz, że tracisz świadomość upływającego czasu. Jeśli tak, to przyznaj sobie 10 punktów, jeśli zaś twoja aktywność zawodowa wiąże się z codziennym wyczekiwaniem na to, aż nastąpi koniec dnia pracy, to oznacza to punktację zerową.
Ósme pytanie dotyczy efektu zespolenia czyli takiego poczucia, w którym tracisz dystans do wykonywanej czynności, bo na tyle cię ona pochłania i absorbuje, że masz wrażenie łączenia się z tą czynnością w jeden organizm. To sytuacja, w której tak jesteś zaangażowany w to, co robisz, że robota „pali ci się w rękach”, pochłania cię całkowicie i trzeba ci przypominać o przerwach, bo inaczej by ci umknęły. Tu też 10 punktów przyznajesz sobie za nieustanne trwanie w takim stanie, a zero punktów, jeśli takie uczucie w ciągu ostatniego miesiąca nie pojawiło się ani razu.
Pytanie dziewiąte określa autoteliczność wykonywanych czynności, czyli nieustanną świadomość, że to, co robisz, nie jest robieniem czegoś dla kogoś, ale dla samego siebie i realizowaniem siebie. Jeśli więc oddawałeś się czynnościom, co do zasadności których sam jesteś przekonany i jednocześnie takim, w których to, co robisz jest ważne dla ciebie samego, to przyznaj sobie 10 punktów i odpowiednio mniej, jeśli w tej materii doświadczasz w swojej zawodowej pracy określonych wątpliwości.
Dziesiąte pytanie dotyczy ciekawości i próbujemy w nim odpowiedzieć czy temu, co robiłeś zawodowo przez ostatni miesiąc towarzyszyła ciekawość? Czy, mówiąc inaczej, ciekawiło cię to, czym się zajmujesz? Czy byłeś autentycznie zainteresowany, czy też zainteresowana tym co robisz? I tu dokładnie tak samo, jak w poprzednich dziewięciu pytaniach przyznaj sobie 10 punktów w sytuacji, w której ciekawość towarzyszyła ci przez cały poprzedni zawodowy miesiąc.
Za nami dziesięć odpowiedzi punktowanych od zera do dziesięciu. Teraz zsumuj wszystkie punkty, a zobaczysz w ilu procentach tak naprawdę robisz zawodowo w życiu to, do czego jesteś stworzony czy też stworzona. Jednak niezależnie od informacji, którą w ten sposób uzyskałeś, czy uzyskałaś, odpowiedz sobie na jeszcze jedno pytanie: czy twoim zdaniem może istnieć zależność pomiędzy wynikiem osiągniętym w przeprowadzonym teście a tendencjami do prokrastynacji? Czy czasem to, że przekładamy niektóre czynności, że odwlekamy je w czasie, aby uniknąć ich wykonania nie jest dla nas cenną podpowiedzią wskazującą, że może nie do końca zajmujemy się tym, czym chcielibyśmy się zajmować i co najważniejsze – do czego tak naprawdę jesteśmy stworzeni?
Pozdrawiam