Transkrypcja tekstu:
Czy zdarzyło wam się kiedyś w dobrej wierze i z dobrą intencją zwrócić komuś uwagę, w czego efekcie ten ktoś skierował swój gniew przeciwko wam? To arcyciekawa sytuacja, którą możemy nazwać „atakiem na posłańca”, która zawiera w sobie potężny i jednocześnie bezcenny potencjał informacyjny. Rozumienie jej mechanizmu staje się niezwykle przydatne dla obu stron – zarówno dla tego, który posługuje się taką strategią i atakuje przynoszących dyskomfortowe wieści, jak i dla samych posłańców, bo dzięki temu mogą zweryfikować strategię, dużo precyzyjniej ustalając prawdziwe źródło ataku.
Ale na początek przyjrzymy się przykładom: oto Karol, który po powrocie z pracy komunikacją miejską opowiada swojej żonie Alinie, zasłyszaną w autobusie rozmowę. Mówi, że zupełnie przypadkiem usłyszał rozmowę dwóch pań – trudno było nie słyszeć, bo panie stały tuż obok i prawie mówiły mu do ucha – dotyczącą problemów, dajmy na to, z osobowością męczeńską. Karol zwraca uwagę swojej żonie, że to o czym opowiadała kobieta w autobusie, tak naprawdę zdradzało wszystkie atrybuty takiej osobowości i zadziwiające dla niego jest to, że ta osoba nie dostrzega tego w sobie i w związku z tym woli zamęczać siebie i otoczenie, zamiast na przykład skorzystać z pomocy jakiegoś specjalisty – może psychoterapeuty, a na pewno przydałaby się tutaj konsultacja z psychologiem. Jego żona Alina słucha tej opowieści i nagle Karol zaczyna dostrzegać, jak wraz z opowieścią staje się coraz bardziej poirytowana i w końcu jej jedyny komentarz dotyczy nie przypadku owej pasażerki, ale samego Karola: „A ty co, jesteś taki dumny z siebie, że podsłuchujesz czyjeś rozmowy? A może ty jesteś niespełnionym psychologiem, co? Tak łatwo się mówi, a ktoś może naprawdę cierpieć!” Karol przeciera ze zdumienia oczy, bo nie rozumie, za co tak naprawdę dostaje się jemu, kiedy miał ochotę jedynie podzielić się ciekawym spostrzeżeniem na temat tego, czego dzisiaj doświadczył.
Inny przykład – Stefan stoi na firmowym korytarzu razem z Andrzejem i toczą ożywioną rozmowę o ostatnim meczu. W pewnej chwili podchodzi do nich koleżanka z tego samego działu, Justyna. Wręcza Stefanowi plik kartek i mówi z przyjaznym uśmiechem „wiesz, poprawiłam trochę twój raport, bo jest naprawdę niezły, ale zawierał trochę błędów interpunkcyjnych i ortografów i pomyślałam, że szkoda by było, żeby ktoś na to zwrócił uwagę”. Po czym odchodzi firmowym korytarzem, odprowadzana wzrokiem przez Stefana i Andrzeja. W końcu Stefan mówi do Andrzeja: „Wiesz, ona mnie zawsze rozbraja, jak tak przebiera tymi swoimi krótkimi, krzywymi nóżkami!”.
Trzeci przykład – oto Iwona ogląda w internecie mini-wykład, na którym łysy jegomość opowiada o jakimś konkretnym psychologicznym aspekcie naszych zachowań, z których często nie zdajemy sobie sprawy. Wraz z upływem czasu, w Iwonie rośnie irytacja i złość, bo gdzieś został naciśnięty jakiś jej wewnętrzny guziczek, który zaczyna ją coraz bardziej uwierać. W końcu Iwona pisze komentarz pod tym materiałem: „A czego ty tak jełopie jeden rżysz? Co ci tak wesoło seksistowski samcu?”
Co łączy wszystkie powyższe przykłady? Otóż jeden i ten sam mechanizm, złożony z określonych ciągów przyczynowo -skutkowych i wskazujący na rodzaj przeniesienia energii, którego celem ma być pozbycie się dyskomfortowego napięcia. Jak powstaje ten mechanizm? Otóż jego pojawienie się wskazuje na zaistnienie dwóch przeciwstawnych sił, które zostały w tym samym momencie uruchomione w systemie na skutek działania jakiegoś zewnętrznego bodźca. Każda z tych sił jest związana z konkretnym pakietem informacyjnym tyle, że treść czy też wnioskowanie płynące z tych informacji, ma przeciwstawny ładunek. Wówczas wewnątrz systemu następuje rodzaj samonakręcającej się energii, która im większa, tym bardziej drażni system. Działa to trochę, jak pompowany balon, który zabiera coraz więcej miejsca, a więc skupia na swoim wzroście uwagę całego systemu. Lub użyjmy innego przykładu – wyobraźmy sobie potencjometr podpięty do jakiegoś źródła energii oraz odbiornika. Niech to będzie prosty układ złożony z akumulatora, potencjometru regulującego opór oraz żarówki. Jeśli teraz będziemy przesuwać powoli potencjometr, zmniejszając opór, to na dwóch stykach żarówki zacznie się pojawiać coraz większe napięcie, czyli różnica potencjałów, aż w końcu dojdzie do sytuacji, w której żarówka zacznie się powoli żarzyć. Im więcej napięcia, czyli im większa różnica ładunków pomiędzy dwoma stykami żarówki, tym większy przepływ prądu przez żarówkę i tym jaśniej zaczyna ona świecić. A teraz wyobraźmy sobie, że trzymamy tę żarówkę za szklaną bańkę, która coraz jaśniej świecąc, coraz bardziej się rozgrzewa. Dochodzi do momentu, w którym żarówka jest już tak gorąca, że zaczyna nas parzyć. Co możemy zrobić w takiej sytuacji? Logicznie byłoby przesunąć potencjometr w drugą stronę, zmniejszając napięcie, najlepiej do zera, żeby żarówka przestała świecić i jednocześnie przestała nas parzyć. Jednak to rozwiązanie jest trudniejsze, bo zanim żarówka wytraci ciepło, minie jakiś czas, a my musielibyśmy trzymać ją nadal w dłoniach i przetrzymać jakoś dyskomfort związany z powolnym ochłodzeniem naszych rąk. Więc zazwyczaj wybieramy inne wyjście – drastyczne, ale działające szybko – otóż wypuszczamy żarówkę z rąk, pozbywamy się ciepła jak najszybciej to możliwe, przekazując je otoczeniu. Nie ważne teraz, że żarówka ogrzewa i parzy kogoś innego – ważne, że już nie parzy nas. I dokładnie ten mechanizm pojawia się w sytuacji ataku na posłańca. Oto bowiem pojawia się posłaniec – ktoś, kto coś mówi lub robi i co dostarcza nam konkretnej informacji. Jednak ta informacja spotyka się w systemie z informacją dokładnie przeciwną, więc powstaje napięcie, zaczyna płynąć przez naszą wewnętrzną żarówkę prąd, więc ona się świeci i rozgrzewa. To na przykład sytuacja, w której otrzymujemy informację, że konkretne zachowanie – niech to będzie koruminacja, czyli wzajemne nakręcanie się w narzekaniu (o której opowiadałem w mini-wykładzie 65) przynosi w swojej konsekwencji bardzo negatywne i jednocześnie nieuświadamiane skutki dla całego systemu. Z drugiej strony nagle łapiemy się na tym, że sami tak często robimy, że sami poddajemy się tendencjom do koruminacji. Mamy więc w systemie dwie sprzeczne wartości – z jednej strony od posłańca dowiadujemy się, że koruminując robimy sobie sami krzywdę, z drugiej strony zdajemy sobie sprawę, że koruminacja jest obecna w naszej codzienności i nie potrafimy sobie z tym, poradzić. Czyli wiemy, że to złe, ale jednocześnie wiemy, że tak się zachowujemy. Powstaje więc napięcie, różnica potencjałów rozgrzewająca żarówkę, która zaczyna coraz bardziej parzyć. Kiedy więc to parzenie staje się nieznośne, rzucamy naszą rozgrzaną żarówkę posłańcowi – niech teraz on poczuje, jaka to przyjemność. Walimy więc w posłańca, co przynosi jakąś tam ulgę – wciąż nie jest fajnie, ale już przynajmniej nie trzymamy w dłoniach parzącej żarówki.
Ta strategia i owszem jest skuteczna, ale po pierwsze nie rozwiązuje żadnego problemu, a jedynie przynosi chwilę ulgi, z drugiej zaś strony zostawia w systemie ślad. Bo kiedy pojawi się kolejny posłaniec przynoszący podobne wieści, nasza wewnętrzna żarówka będzie się rozgrzewać coraz to szybciej. Im zaś więcej pojawi się żarówek i częściej będą się zapalały w naszym wnętrzu, tym gorzej zaczniemy się czuć z samymi sobą. Bo atak na posłańca, niestety, nie jest żadnym rozwiązaniem, a jedynie pokazuje to, że sami nie potrafimy sobie z czymś poradzić.
Jednak uważam, że ten w sumie dość negatywny mechanizm może być dla nas bardzo pomocny i to zarówno wówczas, kiedy odkryjemy, że jesteśmy atakującym, jak i wówczas kiedy taki atak jest wymierzony w nas, bo to my jesteśmy posłańcem. Zacznijmy od tego drugiego przypadku. Kiedy ktoś cię atakuje w efekcie tego, że nie radzi sobie z napięciem, które w nim powstaje, gdy zorientował się, że dotknąłeś dlań dość niewygodnego tematu, to wiedz, że tak naprawdę ten atak jest spowodowany nie tym, że z tobą jest coś nie tak, ale wyłącznie tym, że w ten sposób ten ktoś chce sobie ulżyć. Jego atak na ciebie, jako na posłańca, de facto odkrywa karty, bo informuje, że ta osoba z czymś sobie nie potrafi sama poradzić, ma coś nie przerobione, coś ją uwiera, co na ten moment ją przerasta. Jeśli jesteś świadkiem takiego ataku wśród najbliższych, to jest to dla ciebie bezcenna informacja o problemie, z którym boryka się ta osoba, a to z kolei otwiera drzwi do tego, by zacząć myśleć jak wspólnie ten problem możecie rozwiązać. Jeśli na przykład jesteś managerem i zarządzasz ludźmi, to obserwacja takich ataków może być dla ciebie bezcennym źródłem wiedzy dotyczącym tego, nad jakim problemem w relacjach międzyludzkich powinieneś jako manager się właśnie w tej chwili pochylić. Jeśli atakuje cię twój partner, to również jest dla ciebie bezcenny sygnał o istnieniu przestrzeni, z którymi on czy ona sobie po prostu nie radzą i o tym, że może warto jego czy ją w tych obszarach bardziej wesprzeć.
Posłaniec wraz z atakiem na siebie dostaje bezcenną wiedzę, którą może wykorzystać, aby komuś pomóc, czy kogoś wesprzeć. Niestety, wielu posłańców otrzymujących atak po prostu się wycofuje, bo przecież nikt nie lubi, jak mu się dostaje za coś, co przyniósł w dobrej wierze. Jeśli jednak na spokojnie uświadomisz sobie w jaki sposób działa ten mechanizm i skąd pochodzi prawdziwe źródło ataku, łatwiej ci będzie się na nie uodpornić. I to zresztą jedna z lepszych strategii radzenia sobie z hejtem, prawda? Poznanie prawdziwej motywacji atakującego może być wielce wyzwalające.
Ten mechanizm może być również cenną bazą wiedzy o sobie samym dla osoby, która się posługuje właśnie taką strategią, czyli w sytuacji, kiedy odkrywasz, że to ty jesteś atakującym. Co wtedy zrobić? Jedynym sposobem jest przejęcie kontroli nie nad żarówką, ale nad potencjometrem. Kiedy czujesz, że chcesz zaatakować posłańca, po prostu zadaj sobie pytanie: „dlaczego?” „Dlaczego mam ochotę powiedzieć coś, by posłaniec się gorzej poczuł?”. „Dlaczego, kiedy powiedział to coś, poczułam czy poczułem się rozdrażniony i mam ochotę mu walnąć w tę roześmianą gębę?”
Kiedy uda ci się zadać takie pytanie, zaobserwujesz ciekawą rzecz – otóż potencjometr na chwilę nieruchomieje. Rosnące napięcie się po prostu zatrzymuje, więc żarówka nie zdąży się jeszcze rozgrzać do tego stopnia, by zaczęła parzyć. Wtedy właśnie przejmujesz kontrolę nad potencjometrem, bo orientujesz się, że posłaniec jest tylko posłańcem, a prawdziwy problem leży zupełnie gdzie indziej. Pozdrawiam