Błędne przypisywanie winy #115

Paradoks ratownika #114
4 października 2019
Borderline #116
18 października 2019

Transkrypcja tekstu:

W finałowej scenie filmu „Skarb Narodów” agent FBI Peter Sadusky zwraca się do Bena Gatesa słowami: „Ktoś musi pójść do więzienia”. Powyższe zdanie moglibyśmy jeszcze inaczej przetłumaczyć na język polski z angielskiego oryginału „Someone has to go to prison, Ben.”, A mianowicie jako „ktoś musi za to beknąć”. Zastanówmy się przez chwilę cóż ono tak naprawdę oznacza? Otóż to, że kiedy dzieje się coś niewłaściwego, złego czy negatywnego wykazujemy tendencję do znalezienia winnego, bo bez tego moglibyśmy uznać sprawę za niedokończoną, niezamkniętą czy też taką, z której nikt nie będzie mógł wyciągnąć nauki czy przestrogi na przyszłość. Bez wskazania odpowiedzialnego odczuwamy rodzaj napięcia, które staje się w nas na tyle silne, że jego rozładowanie uznajemy za niezbędną konieczność. Ben Gates sam nie chce się znaleźć w więzieniu, więc musi wskazać kogoś kto się tam znajdzie, bo przecież inaczej Peter Sadusky z całym swoim FBI nie bedą mogli zamknąć sprawy. Zobaczmy zatem ten krótki fragment i posłuchajmy jakiej udziela odpowiedzi.

„Jeśli posiadasz śmigłowiec, to myślę, że mógłbym w tym pomóc”, co oznacza „jak się pośpieszymy to kogoś ci wskażę”. Czy to rozwiązuje filmową akcję – tak. Oto FBI zamyka winnych, dzięki temu Gates może uniknąć odpowiedzialności.
Powyższy zaś mechanizm towarzyszy nam częściej niż moglibyśmy sądzić. Stefan wraca z pracy do domu, widzi na dywanie podartą gazetę i mimo, że jego pies Burek robi maślane oczy od razu wie czyja to sprawka. Aśka spóźnia się do pracy i w jej głowie powstaje koncept, w którym za ten proceder odpowiedzialnością, a zatem i winą należy obarczyć jej matkę, która zadzwoniła do niej o poranku zajmując jej cenny czas przygotowań do wyjścia do pracy. Zwróćmy uwagę winna jest matka, że zadzwoniła, a nie Aśka, że wstała na ostatnią chwilę. Kiedy będziemy szukali tego mechanizmu w naszych życiowych przykładach zauważymy, że gdzieś u jego podstaw stoi odczuwana przez nas ulga, kiedy uda się znaleźć odpowiedzialnego czy odpowiedzialną za konkretną sytuację i wówczas, kiedy jednocześnie to my sami unikamy tejże odpowiedzialności. Taki zabieg uczy nas, że skoro możemy się pozbyć wspomnianego wyżej napięcia w tak łatwy sposób to powinniśmy, kiedy tylko istnieje taka możliwość, jak najczęściej z takiego rozwiązania korzystać. Bo dużo łatwiej jest przenieść odpowiedzialność na kogoś innego, niż borykać się z nią we własnym sosie. Kiedy zaś tak robimy – czy nasze postępowanie jest słuszne i oparte na faktach, czy też jedynie życzeniowe i oparte na domniemaniach, czy chęci pozbycia się napięcia z własnego systemu – z reguły popełniamy dwa rodzaje błędu. Pierwszy polega na tym, że idąc za potrzebą rozładowania napięcia przedkładamy sam fakt potrzeby takiego rozładowania ponad sprawiedliwość i zaczynamy obarczać odpowiedzialnością czy też winą niewłaściwe osoby. Drugi błąd polega na tym, że nawet kiedy udaje nam się prawidłowo wskazać odpowiedzialnych i winnych wykazujemy tendencję do błędnej oceny motywacji tych osób. W pierwszym więc błędzie krzywdzimy bogu ducha winnych ludzi w swoich ocenach, w drugim błędzie prawidłowo wskazujemy odpowiedzialnych, jednak przypisujemy im zupełnie inne pobudki, w skutek których zrobili to, za co ich oskarżamy. W każdym z tych błędów tak naprawdę ranimy innych – ponieważ za każdym razem tworzymy iluzję sprawiedliwości nie po to by wyjaśnić sprawę, a wyłącznie po to by pozbyć się napięcia. I skutek tego jest niestety nawet nie tyle destrukcyjny dla naszego otoczenia ale przede wszystkim dla nas samych. Dzieje się tak dlatego, że kiedy tak robimy – kiedy usiłujemy rozładować napięcie wskazując winnych i poddajemy się błędnej ocenie, na skutek dwóch wspomnianych wyżej błędów – jednocześnie budujemy w sobie większą skłonność do odczuwania gniewu i wielu innych pochodnych negatywnych czy też destrukcyjnych dla nas emocji. W 2007 roku dwóch badaczy Ryan Martin z Uniwersytetu w Wisconsin oraz Erik Dahlen z Uniwersytetu Południowego Mississipi rozpoczęli serię badań nad poznawczą teorią gniewu, w skutek których stworzyli 54 punktową Poznawczą Skalę Gniewu. Okazało się, że błędne wskazywanie przyczyn negatywnych zjawisk jest jednym z pięciu najsilniejszych filarów, które stoją u podstaw większych skłonności do odczuwania i wyrażania gniewu. Co więcej – buduje to również powstawanie agresywnych i mściwych myśli oraz – co może najbardziej charakterystyczne – skłania do popadania w nieuzasadnione konflikty ze swoim otoczeniem. Pokażmy to na przykładzie – oto Rysiek rano wychodzi z domu do pracy, do której ma się zamiar udać – jak każdego innego dnia – własnym samochodem zaparkowanym pod blokiem. Na parkingu odkrywa, że jeden z jego sąsiadów dość niefortunnie zaparkował własny samochód w taki sposób, który utrudnia mu teraz wyjechanie z parkingu. Rysiek po prostu teraz musi się trochę namanewrować samochodem, żeby niczego nie uszkodziwszy opuścić parking. Istnieje duża szansa na to, że cała ta akcja spowoduje w głowie Ryśka rodzaj negatywnego nastawienia do kiepsko parkującego sąsiada. Teraz poirytowany Rysiek kiedy już znalazł winnego jest bardzo bliski dokonania błędu numer dwa czyli niewłaściwej oceny motywacji sąsiada. Jeśli się temu błędowi podda to powie sobie w myślach: „ten cholerny sąsiad celowo tak staje, żeby mi utrudnić życie”. Jeśli zaś taka fraza pojawi się w ryśkowej głowie – to jak pokazują badania – istnieje zwielokrotniona szansa na to, że Rysiek tego samego dnia będzie bardziej skory do wejścia w konflikt z dowolną osobą, zaś odczucie gniewu będzie w tym konkretnym dniu towarzyszyło mu dużo częściej niż zazwyczaj. To z kolei oznacza, że Rysiek mógłby spędzić dużo milszy dzień, w o wiele bardziej sympatycznej atmosferze, gdyby oceniając sposób parkowania sąsiada wytłumaczył sam sobie, że to nie wina sąsiada, ani też nikogo innego, a jedynie efekt sytuacji, w której po prostu większość naszych osiedlowych parkingów zostało zaprojektowanych w czasach, w którym nikomu nawet przez myśl nie przyszło że będziemy mieli obecnie aż tyle samochodów. Takie przekierowanie oceny sytuacji mogło by uchronić Ryśka, przed niejednym konfliktem jak również zapewnić mu dużo lepsze psychiczne samopoczucie na resztę dnia.
W jaki sposób zatem w tej perspektywie możemy sobie poradzić z naszą własną – często przekraczaną – skalą gniewu? Musimy sięgnąć do jego źródła i przyjrzeć się dokładnie temu, czy gdzieś na dnie naszych codziennych zachowań nie znajdziemy błędnego przypisania winy w procesie obarczania odpowiedzialnością kogoś, za to co nam samym się przytrafia. Jeśli znajdziemy taką sytuację we własnym doświadczeniu uważnie się jej przyjrzyjmy i odpowiedzmy sobie na kilka pytań. Po pierwsze, czy aby na pewno ta sytuacja, za którą tak skwapliwie wskazujemy winnych dotyczy w tak dużym stopniu nas samych? Czy aby na pewno nasza rola w ocenianym zdarzeniu jest na tyle istotna, że musimy posiłkować się strategią rozładowywania napięcia? Może wystarczy to po prostu zaakceptować jako stały koloryt naszego życia i już. Nie wszystko co wydaje się nas dotyczyć w rzeczywistości tak bardzo nas dotyczy, że koniecznie musimy coś z tym zrobić. Po drugie – i na to rozwiązanie zwraca uwagę jeden z autorów przytoczonych wyżej badań dr Ryan Martin – kiedy dokonujemy oceny określonych zdarzeń i szukamy ich przyczyn, by je sobie wyjaśnić, spróbujmy wziąć pod uwagę, nie tyle przyczyny które w jakikolwiek sposób mogłyby być związane z nami, ale obiektywnie najbardziej prawdopodobne. A te często w ogóle nas nie dotyczą. I wreszcie po trzecie, jeśli koniecznie musimy znaleźć winnego, to zanim pozwolimy sobie na upust emocji z tym związanych upewnijmy się czy aby na pewno prawidłowo wskazujemy winnego i czy aby na pewno równie prawidłowo diagnozujemy jego motywację, to dlaczego zrobił to co zrobił.
Wystarczy wykonać te trzy proste i krótkie mentalne zabiegi we własnej głowie, a może się okazać, że właśnie dzięki temu jesteśmy w stanie pozbyć się z naszego życia sporej dawki, bardzo destrukcyjnego dla nas i dla naszego otoczenia gniewu. To niewielki koszt, który warto zapłacić, by zyskać aż tak wiele, prawda? Pozdrawiam