11 praw udanego związku #99

Pułapka cudzych butów #98
1 marca 2019
Destrukcyjna ulga #101
29 marca 2019

Transkrypcja tekstu:

Wielu ludzi ma problem z budowaniem trwałych szczęśliwych związków nie dlatego, że nie znajdują odpowiednich partnerów czy partnerek, ale tak naprawdę dlatego, że nie wiedzą kogo dla siebie szukać. Śmiała teza? No to spróbujmy ją wyjaśnić i obronić. Najpierw jednak musimy się przyjrzeć problemowi spełniania oczekiwań. Wyobraźmy sobie Kaśkę, która w swojej własnej głowie maluje obraz swojego przyszłego wybranka i Tomka, który robi dokładnie to samo na temat swojej przyszłej żony. Oboje posługują się zarówno doświadczeniem – które filtruje ich wiedzę na temat tego, czego można się spodziewać, w efekcie czego powstaje psychiczny konstrukt myślowy: „tego nie chcę”. Z drugiej strony w ich głowach powstaje inny konstrukt oparty na świadomości siebie – swoich potrzeb i preferencji – który możemy określić terminem „czego chcę”. W ten sposób tworzone jest wyobrażenie, które opisuje cechy osobowe przyszłego partnera Kasi i partnerki Tomka.

Teraz ta para spotyka się w jakichś sprzyjających okolicznościach – niech to będzie wieczór ze wspólnymi znajomymi w pubie. Kasia zwraca uwagę na Tomka, a Tomek na Kaśkę. Oczywiście oboje zwracają uwagę na inne rzeczy. Podświadomy imperatyw Kaśki będzie kierował jej uwagę na statusie Tomka (źródła tego zjawiska wyjaśniałem już szczegółowo w dziewięćdziesiątych szóstym mini wykładzie). Zaś podświadomy imperatyw Tomka będzie koncentrował uwagę na tym, czy Kaśka mu się podoba. I tutaj jednak trzeba wyjaśnić – to „podobanie się” ma dużo bardziej złożoną strukturę niż moglibyśmy podejrzewać. Wydarza się bowiem na poziomie chemii organizmu oraz informacji hormonalnych. Zasada jest dość prosta – jeśli uroda Kaśki zwraca uwagę Tomka to oznacza, że jego wewnętrzny system hormonalnego wykrywania informuje go, że pojawiła się w jego bezpośrednim otoczeniu odpowiednia kandydatka, której DNA oraz fizyczne właściwości mają zdolności integracyjne na takim poziomie, by zapewnić zdrowie przyszłemu potomstwu. To jakby dwa hormonalne klocki, które muszą do siebie pasować, by pojawiło się duże prawdopodobieństwo spłodzenia dorodnej i zdrowej gromadki dzieci. Oczywiście ten system informacyjny działa poza świadomością Tomka. Na poziomie jego świadomości informacja jest już znacznie uproszczona: Kaśka mu się po prostu podoba, kręci go, jest nią fizycznie zainteresowany.

Tutaj oczywiście wkrada się pewna pułapka obserwowana na świecie od jakiegoś czasu – otóż ilość zabiegów chirurgicznych poprawiających urodę niestety oszukuje ten system wczesnego wykrywania odpowiedniej partnerki. To powoduje, że mężczyzna rejestruje komendę „podoba mi się, kręci mnie, chciałbym się z nią fizycznie połączyć” w obliczu niewłaściwej partnerki. Bo rejestracja dotyczy nie naturalnej urody przekazującej odpowiednie sygnały na poziomie hormonalnym, ale urody sztucznie poprawionej przez plastycznego chirurga. I tutaj kilku śmiałych naukowców upatruje odpowiedzi na pytanie dlaczego w ostatnich latach nasila się coraz większa dysfunkcyjność, czy podatność na choroby u potomstwa takiej pary. Ale wróćmy do Kasi i Tomka, bo w tym przykładzie Kasia wygląda jak ją natura stworzyła, bez żadnych sztucznych poprawiaczy urody. Zatem wewnętrzny system rozpoznawczy Tomka wychwycił to dopasowanie i prowokuje go do sporego zainteresowania. Mówiąc tradycyjnie moglibyśmy powiedzieć, że tych dwoje ma się ku sobie. To jest też moment odpalenia kolejnych hormonalnych fajerwerków – para zaczyna ze sobą rozmawiać i efekt zainteresowania sobą się potęguje. Pojawiają się motyle w brzuchu, czyli zakochanie.

Teraz rozpoczyna się niezwykle ważny moment – bo w tym okresie oprócz wszystkich zachwycających uniesień, namiętności i czułości – pojawia się pewna pułapka. Otóż w tej hormonalnej burzy zarówno u Tomka, jak i u Kasi pojawia się przytępienie ośrodka racjonalnej oceny sytuacji. Są w takim uniesieniu, że są skłonni do wybaczenia sobie wielu niespecjalnie chcianych zachowań i będą też zamiatali pod dywan wszelkie sygnały mogące świadczyć o tym, że o ile na poziomie fizycznym są odpowiednio dobrani, o tyle na poziomie osobowości, charakteru czy nawykowych zachowań już nie koniecznie. Ale oczywiście tego nie widzą, lub nie chcą widzieć, bo w ich głowach dominuje silna potrzeba cielesnej bliskości – miłość jest przecież ślepa! W kolejnym kroku para postanawia się związać na dłużej – biorą ślub, organizują wspólne życie, pojawia się logistyczna tego życia proza i z biegiem czasu poziom przytępienia zmysłów ocennych mija. Okazuje się, że zarówno po stronie Kasi, jak i Tomka pojawiają się zachowania, z którymi druga strona sobie nie radzi. W efekcie tego stają przed trudną pracą do wykonania – muszą się teraz dograć nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. Jeśli nie pokonają wspólnie tego wyzwania, to w ciągu kolejnych kilku miesięcy ich wzajemna relacja straci jakość, a po jeszcze kolejnych miesiącach pojawią się pierwsze oznaki zniechęcenia i rezygnacji.

Jaki istotny element został w powyższej opowieści pominięty? Otóż sprawdzenie, czy nawzajem rozumieją i są świadomi istnienia czegoś, co Rebecca Matthers w jednym z ostatnich wydań Psychology Today nazwała relacyjną kartą praw. Stanowi ją lista tego, co chcemy uzyskać od naszego partnera i co jednocześnie jesteśmy w stanie ofiarować w zamian. Coś co chcemy otrzymać w związku i co możemy również dać z siebie. To jednocześnie spis rzeczy, które sprowadzają nasze oczekiwania do rzeczywistości. Rewidują je i wskazują, czy na pewno jesteśmy w stanie stworzyć wspólnie długotrwały, szczęśliwy i spełniony związek. To coś, co sprawia, że twoje oczekiwania względem twojego partnera nie pozostaną pustymi wydmuszkami rozczarowań. Przyjrzyjmy się im zatem.

Pierwszym prawem jest Prawo do uwagi. Badania potwierdzają, że czujemy się kochani wówczas, kiedy ktoś obdarza nas odpowiednią uwagą. Na przykład pamięta o naszych upodobaniach czy przyzwyczajeniach. Kiedy słucha tego co mówimy, kiedy jest rzeczywiście zainteresowany tym co mamy do powiedzenie. Tym co nas interesuje, czym się zajmujemy, co konstruuje nasz powszedni dzień. Mówiąc inaczej – chcemy być po prostu w polu czyjejś uważności. Stanowić przedmiot czyjegoś zainteresowania. Jednak to zainteresowanie musi być dwustronne. Związek, w którym trzeba się wyłącznie zajmować księżniczką, zaś ona sama ma głęboko gdzieś interesowanie się swoim księciem nie rokuje na długo. Podobnie jak w sytuacji, w której ważne ma być wyłącznie to co robi książe, zaś to co dotyczy księżniczki książe po prostu zbywa, jako coś bez znaczenia.

Prawo do rozwiązywanie problemów.
Ignorowanie problemów ich nie rozwiązuje, ale powoduje, że prędzej czy później zaczną się pojawiać nowe. W związku oboje mamy prawo do wspólnego pokonywania przeszkód i porażek oraz różnicy zdań. To prawo jest prawem aktywnym a nie biernym. Uznajemy w nim, że wykryty konflikt należy rozwiązać, a uchylanie się od jego rozwiązania działa na szkodę związku. I oczywiście, jak w każdym z omawianych praw, dotyczy ono w tej samej mierze obydwu stron.

Prawo do podziału zadań i obowiązków
Nie oznacza ono, że obydwoje mamy robić dokładnie to samo, a jedynie tyle, że wkład obojga w logistykę związku powinien być sprawiedliwie rozłożony. Powinien pochłaniać każdej ze stron dokładnie taką samą dawkę energii uwzględniając różnice predyspozycji. To ważne by żadna ze stron nie czuła się w jakimkolwiek segmencie wspólnej egzystencji wykorzystywana przez drugą. W przeciwnym razie jakość relacji ucierpi na tym w pierwszej kolejności i bardzo trudno będzie po takim akcie wrócić do wzajemnego szacunku.

Prawo do seksualnej uczciwości
To prawo, które moglibyśmy nazwać ”łóżkowym dogadaniem się”. Wymaga szczerości w świadomości wzajemnych oczekiwań i takiej korelacji zaspokajania własnych potrzeb, by obydwie strony czuły w tym obszarze możliwie największą satysfakcję. Tutaj najgorszym wyjściem jest skrywanie pragnień przed partnerem i brak szczerości. Rodzi się wówczas frustracja, którą z biegiem czasu coraz trudniej będzie zagoić.

Prawo do uczucia.
Tutaj należy odróżnić to czym jest początkowa namiętność w związku od stałego uczucia, którym partnerzy winni się nawzajem obdarzać. Po prostu potrzebujemy w związku czuć się kochani. I jest wiele sposobów – niekoniecznie super widowiskowych – by spełniać nawzajem te prawo. Czasem wystarczy po prostu o tym porozmawiać. I to może być jedna z przyjemniejszych rozmów, więc szkoda by było jej unikać.

Prawo do wątpliwości
To prawo, które z jednej strony uczy nas, że nie wszyscy są doskonali, dzięki czemu możemy sprostać wybaczeniu komuś jego niedoskonałości. A z drugiej strony daje nam prawo bycia niedoskonałym i przeświadczenia, że nasza niedoskonałość może być również przedmiotem wybaczenia. Prawo do wątpliwości daje nam szanse na zbudowanie zdrowego dystansu do partnera i samych siebie. To prawo do powiedzenia: „nie podobało mi się to co zrobiłaś, czy zrobiłeś, nie wszystko w tobie jest idealne, ale wiem, że i ja popełniam błędy”. To prawo wspólnej odpowiedzialności, ża szkodliwe czyny, w którą to odpowiedzialność wkomponowane są zarówno przeprosiny, jak i zadośćuczynienie.

Prawo do wdzięczności
Wdzięczność to niezwykle silne spoiwo związku – tylko trzeba umieć ją przyznać zarówno przez samym sobą, jak i partnerem. Odpowiadamy w niej na pytanie za co sobie nawzajem dziękujemy, za co jesteśmy wdzięczni. I w chodzą tu w grę zarówno małe rzeczy, jak pamiętanie o czymś ulubionym, czy rzeczy wielkie, na poziomie egzystencjalnym jak wspólne dzielenie się ścieżką rozwoju. Związek bez wdzięczności, to związek szybko oddalających się od siebie ludzi.

Na tym kończy się lista siedmiu praw Rebbecci Mathhers. Jednak po pracy z ludźmi w kontekście poprawy jakości, czy też rekonstrukcji relacji uzupełniłbym ją jeszcze co najmniej o trzy prawa.

Prawo do prywatności
To założenie, że każde z nas czasem potrzebuje… czasu dla siebie. Niezależnie czy ma ochotę przeznaczyć ten czas na jakąś swoją pasję, piwo z kumplami, wino z koleżankami czy godzinne leżenie w wannie z książką w ręce. Po prostu każdy z nas jest autonomicznym systemem, który musi się autoregenerować. I ta regeneracja jest o tyle skuteczna o ile jest suwerenna i pozbawiona obecności partnerki czy partnera. Paradoksalnie wzajemny szacunek dla tej indywidualnej potrzeby jest tak naprawdę jednym z niezbędnych warunków naszego szczęścia w związku. Nie czujemy się wtedy osaczeni ze wszystkich stron, bo zawsze mamy czas na oddech. Zaczerpnięcie odrobiny drogocennego powietrza, które ładuje nas po prostu niezbędną energią.

Prawo do wolności
Związek tworzy się nie poprzez zniewolenie, ale poprzez wolny wybór i samostanowienie. Szczęście pojawia się nie wtedy, kiedy nie można od kogoś odejść, ale właśnie wtedy kiedy można, bo nic nie stoi na przeszkodzie a mimo to się tego nie robi, bo chce się z kimś być. Zabieranie komuś butów, by nie mógł odejść jest żałosnym kurczowym trzymaniem się sztucznego szczęścia. Budzi niesmak i litość. Nigdy nie przynosi miłości.

Prawo do szczęścia
Nie oznacza ono jednak bycia szczęśliwym kosztem cudzych ograniczeń, rezygnacji z czegoś czy wysysania cennej energii z partnera czy partnerki. Bo prawo do szczęścia nie oznacza dawania go wyłącznie sobie i jednocześnie odbierania go komuś. Nie oznacza również, że druga strona ma obowiązek nam je dostarczyć kosztem szczęścia własnego. Wówczas to nie jest związek – to szalony taniec kata i ofiary, który dla żadnej ze stron nigdy dobrze się nie kończy.

Prawo do przyjaźni
To najcenniejsza rzecz, którą można uzyskać w związku. To sytuacja, w której twój partner czy partnerka jest też przy okazji twoim przyjacielem. Dobrze ci życzy, rozumie i wspiera, za co odwdzięczasz się tym samym. Przyjaźń cementuje związek na wiele szczęśliwych lat. Warto zawsze o tym pamiętać.

Co zatem mają zrobić Kasia i Tomek, by stworzyć sobie jak największe szanse na przyszły udany związek? Nie znam lepszego sposobu niż szczera do bólu rozmowa – pomiędzy jednym uniesieniem a drugim – w której dzisiejsi kochankowie, a późniejsi dojrzali partnerzy nie sprawdzą, czy powyższą kartę jedenastu związkowych praw, na pewno rozumieją dokładnie tak samo.

Pozdrawiam