Dyskomfort interpersonalny #88

Trzy filary dojrzałości #87
30 listopada 2018
Sztuka porównań #89
14 grudnia 2018

Transkrypcja tekstu:

Dyskomfort interpersonalny, czyli kiedy przy innych czujemy się źle?

Czy czasem zdarza ci się poczuć dyskomfortowo w obecności innych? Właściwie nie jesteś w stanie dokładnie określić co jest powodem tego poczucia, ale wiesz na pewno że czujesz się jakoś nieswojo i jedyne na co masz ochotę, to jak najszybciej się ewakuować z tej sytuacji. Pokażmy to na kilku przykładach. W pierwszym trafiasz na imprezę. Nikogo tam właściwie nie znasz, ale wiesz, że pozostali uczestnicy tego przyjęcia doskonale znają się między sobą. Wymieniają się wspomnieniami wspólnych przeżyć, gęsto i często wybuchają śmiechem przywołując nieznane ci sytuacje, które tak naprawdę dla ciebie są mało śmieszne i masz wrażenie, że jest w nich jakieś drugie dno, którego nie rozkminiasz? Widzisz też że porozumiewają się w lot, używają skrótów myślowych, które doskonale rozumieją, a ty z minuty na minutę czujesz się coraz bardziej obco w tym towarzystwie. Dostrzegasz też, że kiedy na ciebie patrzą, to ich wzrok nie zawsze zatrzymuje się na twojej twarzy. Często ją omija koncentrując się na twoim ciele, sposobie poruszania się, czy też tym, co masz na sobie. Prędzej czy później poczujesz się zmęczony tą imprezą i postanawiasz jak najszybciej ją opuścić. Inny przykład: wybrałeś, czy wybrałaś się na kawę z kimś dużo młodszym od ciebie. Nagle do kawiarni wchodzi gromadka roześmianych i trochę zbyt głośno się zachowujących młodych ludzi – rówieśników twojego kompana. Okazuje się, że doskonale się z nim znają, więc przysiadają do waszego stolika. Rozmawiają głównie z nim ale i tak dostrzegasz, że stałaś, czy stałeś się obiektem obserwacji. Ktoś ukradkiem spogląda na twoje dłonie trzymające filiżankę. Ktoś inny przesuwa wzrok powyżej twoich oczu i wiesz, że właśnie drobiazgowo ogląda twoją fryzurę lub jej brak. A ktoś jeszcze inny przez chwilę przypatruje się twoim butom. Niby wszystko jest w porządku, głośna trzódka znajomych znajomego świetnie się bawi, a ty tak naprawdę czujesz się mocno nieswojo w tej sytuacji.
Inny przykład – tym razem damsko męski – wchodzisz do sekretariatu twojej firmy i zastajesz tam kilka nieznanych ci bliżej osób przeciwnej płci. Niech w tym miejscu panie wyobrażą sobie, że w sekretariacie natknęły się na grupkę mężczyzn, zaś panowie na grupkę pań. Kiedy stoisz i czekasz na swoją kolej zauważasz, że zamilkłe nagle towarzystwo osób bacznie ci się przygląda, jednak wzrok wielu z nich zbyt natarczywie koncentruje się na twoich pośladkach, wywołując na kilku twarzach uśmieszki. Jednak ty niespecjalnie się z tym dobrze czujesz, bo masz świadomość, że cała twoja osobowa wartość została w oczach oglądających zredukowana wyłącznie do twoich czterech liter.

Co łączy wszystkie powyższe przykłady? Dlaczego w takich sytuacjach czujemy się nieswojo? Otóż możemy wnioskować, że nasze poczucie dyskomfortu bierze się z tego, iż nagle zostaliśmy wrzuceni do sytuacji, w której jesteśmy otoczeni przez obcych nam ludzi. I wnioskujemy, że za nasze samopoczucie, a właściwie jego dyskomfortowy aspekt odpowiada to, że znajdujemy się wśród ludzi, którzy z jednej strony nie znają nas, ale z drugiej strony dobrze znają się pomiędzy sobą. Sam zaś fakt, że znają się między sobą powoduje, że ich zachowanie stale się zbyt wyluzowane, zbyt swobodne w stosunku do tego w jaki sposób my sami takiego zachowania w podobnych sytuacjach byśmy oczekiwali. Widzimy, że sam fakt dobrej zażyłej znajomości pomiędzy nimi ośmiela ich do zachowań na tyle swobodnych, że nie pasują do tego, w jaki sposób my postawiliśmy poprzeczkę swobodzie zachowania w takich okolicznościach. Zatem istnieje rozbieżność pomiędzy tym, w jaki sposób oni umieszczają swoje zachowanie na skali normy dla takiej sytuacji, a w jaki sposób my to czynimy. Im zaś większa jest ta różnica, tym gorzej się czujemy. Powstaje wrażenie wyobcowania, niedopasowania, nieprzystawania do tego towarzystwa. To tak jakbyśmy się znajdowali w relacyjnej fazie przejściowej, przez którą oni wszyscy już dawno zdążyli przejść, zostawiajac nas daleko w tyle, jeśli chodzi o poziom zażyłości czy bliskości. No bo przecież, jeśli Franek z Zenkiem już zaliczyli niejedną przygodę razem, wielokrotnie się z sobą upili, wielokrotnie byli świadkiem własnych nie do końca parlamentarnych zachowań, to obaj zaczynają dysponować zupełnie inną wzajemną społeczną wrażliwością. Moglibyśmy powiedzieć, że jeśli Franek i Zenek przeszli razem przez ileś sytuacji, w których widzieli siebie nawzajem w niezbyt chlubnych okolicznościach, to będą skłonni do innego poziomu tolerancji wobec samych siebie niż w stosunku do obcej im osoby. Sami sobie są w stanie dużo więcej wybaczyć, na więcej rzeczy przymknąć oko, czy też do większej ilości irytujących zachowań podejść z humorem i rezerwą. Natomiast jeśli w towarzystwie Franka i Zenka znajdzie się kolejna, nowa i póki co obca im osoba, to automatycznie po ich stronie zostanie włączony tryb sondowania z kim mają do czynienia. Muszą przecież dokonać oceny, na ile sobie będą mogli teraz pozwolić i na ile obecność nowej osoby może wpłynąć na swobodę ich zachowania.

I tutaj mamy kolejny aspekt omawianych sytuacji a mianowicie ocenę, czyli coś, co de facto staje się czynnikiem decydującym o naszym dyskomforcie. My po prostu nie lubimy być oceniani pod jakimkolwiek kątem, więc każdy rodzaj wykrytej oceny wpływa na obniżenie naszego samopoczucia, co wynika z zagrożenia płynącego z ewentualnego podejrzenia o wynik tej oceny. Chcemy przecież dobrze wypaść, a w trakcie aktu oceny nie możemy przewidzieć, czy nasze oczekiwania zostaną spełnione, więc siłą rzeczy pojawia się uczucie niepokoju.

Do tego dochodzi jeszcze jeden istotny element a mianowicie to, że ocena innych, której podlegamy ma zawsze dwa faktory. Pierwszy faktor dotyczy dyskrecji. Otóż ludzie, którzy nas oceniają w trakcie tejże oceny podlegają zjawisku wzmocnienia społecznego. Im zaś te wzmocnienie jest silniejsze, tym ich ocena dokonywana na naszej osobie staje się mniej dyskretna. Dlatego użyłem takich a nie innych trzech przykładów ilustrujących to zjawisko. W każdym z tych przykładów na oceniających działało silne społeczne wzmocnienie. Uczestnicy imprezy, młodzież w kawiarni i grupa osób w sekretariacie podlegali różnym rodzajom wzmocnień. W przypadku uczestników imprezy była to ich wzajemna zażyła znajomość, w przypadku młodych ludzi w kawiarni ich podobieństwo demograficzne i psychograficzne, zaś w przypadku grupy osób, którą spotkaliśmy w sekretariacie ich płeć. We wszystkich tych wypadkach społeczne wzmocnienie spowodowało, że proces oceniania wymykał się spod kontroli, przez co doświadczaliśmy dyskomfortu. Po prostu ludzie podlegający społecznemu wzmocnieniu nie zdają sobie sprawy z tego, jak na zewnątrz widoczne jest to, że właśnie kogoś oceniają. A im silniej widać to na zewnątrz, tym większy dyskomfort pojawia się w ocenianej osobie.

Drugi faktor dotyczy braku możliwości wpływu u ocenianego na to, co jest oceniane. To sytuacja, w której w trakcie oceny przez innych orientujemy się, że to co oceniają, znajduje się poza naszymi możliwościami regulacyjnymi. Jeśli stoisz w sekretariacie i odkrywasz, że wzrok przedstawicieli drugiej płci wędruje po twoich pośladkach to zdajesz sobie sprawę z tego, że ocena dotyczy takiego aspektu ciebie, na który w danym momencie nie masz wpływu. Nie możesz przecież w trakcie tej oceny zmienić kształtu pośladków, ich rozmiaru czy powabu. I dotyczy to obojga płci. Taka sytuacja stanowi przeciwieństwo oceny tego, na co możesz mieć wpływ. Kiedy na przykład w trakcie oceny odkryjesz, że jej przedmiotem jest twój intelekt, czy posiadanie jakiejś wiedzy albo umiejętności, możesz wywrzeć wpływ na ocenę. Możesz przecież powiedzieć coś, co pozwoli oceniającemu uznać, że jesteś inteligentny, czy inteligentna, masz jakąś wiedzę, czy też dysponujesz jakąś ocenianą umiejętnością. Kiedy jednak nie jesteś w stanie wpłynąć na przedmiot oceny pozostaje ci bierne oczekiwanie na jej efekt, a wtedy do głosu dochodzi nasze lubujące się w cierpieniu ego oraz cała masa różnych psychicznych schematów, które zaczynają reagować swoim przestrachem i wpływać na siebie nawzajem, jakby czekały który z nich uruchomi lawinę upadku. Działa to trochę jak ułożony z mozołem i nieco chybotliwy domek z kart. Wystarczy zdestabilizować jedną kartę, by w efekcie zaczęły się chwiać inne doprowadzając do destrukcji całej karcianej konstrukcji. I w ten sposób zaczyna się reakcja łańcuchowa – pierwsze na przykład poddaje się poczucie pewności siebie, a zanim już lecą pozostałe – poczucie własnej wartości, poziom samooceny, strach przed odrzuceniem i brakiem akceptacji itd itd.

Powyższe druzgocące dla naszej psychiki reakcje powstające w trakcie oceny potwierdziły też badania przeprowadzone w 2018 roku na Uniwersytecie w Tel Awiwie i dotyczące specyficznej formy dyskomfortu interpersonalnego powstałej w trackie oceny uprzedmiotowującej. Chodzi o sytuację, w której spojrzenia mężczyzn były skierowane w stronę nowopoznanych kobiet i w których pomijana jest twarz, a pojawia się koncentracja na ciele ze szczególnym uwzględnieniem jego atrybutów seksualnych. Po pierwsze w obserwowanej w ten sposób kobiecie pojawia się poczucie uprzedmiotowienia seksualnego, a po drugie wraz z nim powstaje cały szereg dyskomfortowych, negatywnych emocji dla obserwowanej. Skutki tego zjawiska stają się bardzo szkodliwe dla naszego systemu emocjonalnego: pojawia się uczucie wstydu, zostają upośledzone zdolności poznawcze (nie jesteśmy w stanie tak precyzyjnie reagować i analizować sytuację jak w sytuacji nieocennej), pojawia się również poczucie silnego niepokoju. W kobietach poddanych takiej ocennej i co tu kryć: seksistowskiej obserwacji pojawiało również się zjawisko rozproszenia uwagi, dekoncentracji i utraty efektywności w bieżąco wykonywanej czynności, czy zadaniu. W takiej sytuacji obniża się również zdolność komunikacyjna i to nie tylko u obserwowanej, ale również u tego, który takiej oceny dokonuje. Obserwacja ciała z pominięciem twarzy powoduje, że traci się wiele niewerbalnych sygnałów, a więc siłą rzeczy obniżają się zdolności umiejętnego deszyfrowania przekazu płynącego tą drogą.

Jaki zatem możemy wyciągnąć wniosek? Zarówno z izraelskich badań, jak i z samego faktu istnienia dwóch faktorów oceny w sytuacji silnego społecznego wzmocnienia, czyli faktora obniżonej dyskrecji oraz faktora wynikającego z oceny rzeczy, na które nie mamy wpływu. Otóż ilekroć znajdziemy się w takiej sytuacji po jej drugiej stronie, czyli czujemy się komfortowo w towarzystwie naszych dobrych znajomych a na horyzoncie pojawia się nowa, nieznana nam osoba pamiętajmy, że poddając się ocenie skoncentrowanej głównie na wyglądzie tej osoby lub innych aspektach, na które ona nie ma wpływu powodujemy u niej wysokie poczucie dyskomfortu i niechęci do nas samych. Po prostu sami sobie strzelamy w ten sposób w towarzyskie kolano tworząc wrażenie osób mało empatycznych, nadętych mizantropów odsłaniających swoje najgorsze cechy – oceniania innych niejako z góry, z domniemanych wyżyn swojego iluzorycznego statusu. Niezależnie od tego, czy tworzy go w naszej głowie nasza również domniemana społeczna pozycja, czy płeć. Za każdym takim razem, dokonując takiej oceny nowej osoby tracimy na tym więcej, niż zyskujemy. Pozdrawiam.