Trzy filary dojrzałości #87

Iluzja wielozadaniowości #86
23 listopada 2018
Dyskomfort interpersonalny #88
7 grudnia 2018

Transkrypcja tekstu:

W ostatnich dniach media obiegła informacja o tym, jak europejskie – w tym nasze – pokolenie milenialsów, czyli na przykład dzisiejszych dwudziestoparolatków zaczyna wracać do domów rodziców. Życie okazuje się zbyt drogie, czynsze zbyt wysokie, zaś zarobki w tak młodym wieku zbyt niskie. Wówczas jedynym sposobem na utrzymanie w miarę przyzwoitego poziomu życia staje się powrót na garnuszek rodziców. Nie trzeba płacić za czynsz, za wyżywienie, za prąd. Tego typu egzystencja staje się wiec nęcąco wygodna. Tyle, że taki wybór ma swojej konsekwencje. Rodzicom jest ciężej – bo przecież muszą utrzymać dodatkową dorosła osobę, a prędzej czy później w relacji rodzic dziecko mieszkających pod jednym dachem, częstotliwość konfliktów stanie się autodestrukcyjna dla obydwu stron. Każde pokolenie ma przecież swoje potrzeby, wartości i faktory atrakcji, czyli to co wydaje się im w życiu pociągające, atrakcyjne, dla czego warto rano wstawać z łóżka. Konflikt więc wisi na włosku od samego momentu podjęcia takiej decyzji. I z miesiąca na miesiąc będzie coraz gorzej. A najlepiej to widać w gabinetach psychologów. Już dzisiaj gro ich pacjentów stanowią właśnie dwudziestoparolatkowie, zaś źródłem większości deklarowanych problemów jest właśnie relacja z rodzicami.

Te zaś medialne doniesienia i dyskusja, która się dzisiaj toczy nad tym fatalnym dla społecznej i gospodarczej kondycji zjawiskiem przypomniała mi się w chwili, w której po ostatnim warsztacie jedna z uczestniczek, jak się okazało będąca stałym widzem moich mini-wykładów zapytała, czy nie zamierzam czegoś napomknąć o dojrzałości, bo zdaje się, że jej definicja wcale nie jest taka oczywista.

Przyjrzymy się zatem dzisiaj dojrzałości. A najpierw w tym celu sięgnijmy do języka i zwróćmy uwagę na pewien zwrot, którego często używamy w zazwyczaj innych kontekstach, ale którego rzeczywiste znaczenie może stać się dla nas cennym drogowskazem. Zastanówmy się kiedy wypowiadamy słowa ”dojrzałem, czy też dojrzałam do podjęcia konkretnej decyzji” i co one tak naprawdę oznaczają? Otóż wypowiadamy te słowa, kiedy uznajemy, że chcemy coś zrobić, coś przedsięwziąć, czy jakoś się zachować niezależnie od konsekwencji, jakie to nasze zachowanie za sobą pociągnie. To sytuacja – że posłużę się przykładem z kręgu zainteresowań dwudziestoparolatka – w której chłopak zdecyduje się podejść i zgadać do nieznanej mu wcześniej, a atrakcyjnej dla niego dziewczyny. Mówi sobie w duchu „raz kozie śmierć”, „dojrzałem by to zrobić”, „najwyżej się nie uda, a ona mnie wyśmieje, odrzuci czy wręcz potraktuje jak powietrze”. Co się musi zadziać w tym chłopaku by zdobył się na taki krok? Wejdźmy na chwilę do jego głowy. Co tam znajdziemy? Otóż projekcję negatywnych konsekwencji i przyjęcie ich jako jeden z możliwych scenariuszy. Oznacza to akceptację potencjalnego niepowodzenia i założenie, że trzeba będzie sobie z tym niepowodzeniem poradzić. Zaś mimo zakładania prawdopodobieństwa negatywnego scenariusza i tak podjęcie tego kroku.

Albo inny przykład – tym razem pięćdziesięcioletniej kobiety, która postanawia zerwać dotychczasowy długotrwały związek i rozpocząć nowe życie. Decyduje się na porzucenie dotychczasowego znanego jej świata, na rzecz nieznanego. Ryzykuje wszystkim, co do tej pory osiągnęła, ale przede wszystkim stawia na szali swoje własne życiowe bezpieczeństwo. Bo przecież mimo, iż uznaje swój dotychczasowy związek za pomyłkę, nie czuje się w nim ani potrzebna ani kochana, to jednak związek ten daje jej finansowe bezpieczeństwo. Nawet jak nie są to kokosy, ale wiązany z trudem sznurek wydatków od pierwszego do pierwszego, to i tak jest to cokolwiek. Coś namacalnego, znanego, uchwyconego, co zamierza zamienić na nienamacalne, nieznane i nieuchwytne. I jednocześnie wypowiada słowa: „oto dojrzałam do tej decyzji”.
Już wiemy, że za tymi słowami kryje się przyjęcie również i takiej możliwości, że decyzja ta przyniesie jej wyłącznie negatywne konsekwencje. Jej status, poczucie bezpieczeństwa, czy dostęp do podstawowych potrzeb może być zagrożony i nigdy może już nie odzyskać dotychczasowego życia. A mimo to, decyduje się na dokonanie zmiany.

Co łączy obydwa te powyższe przykłady? Tym łącznikiem jest słowo odpowiedzialność. Nie przerzucana na nikogo innego. Wyłącznie nasza, indywidualna i osobista. Taka, której ciężaru nie da się zrzucić na żadne cudze barki. Taka, w której akceptujemy, że niezależnie od tego co się stanie trzeba będzie udźwignąć konsekwencje naszych własnych decyzji. Ale podejmowanie decyzji z przyjęciem na siebie pełnej odpowiedzialności za ich skutki to jedynie drobny wycinek dojrzałości.

Na kolejny i niezwykle istotny filar dojrzałości zwraca uwagę David Hawkins powiadając, że dojrzałość zawiera w sobie zdolność do akceptacji własnych ograniczeń bez utraty poczucia własnej wartości. Rozwijając tę myśl możemy powiedzieć, że stajemy się dojrzali kiedy odkrywamy, że wszelkie sądy wartościujące, zarówno te wypowiadane o nas przez innych, jak i te które nam dyktuje o nas samych nasze własne ego, to jedynie etykiety, oceny i opinie mające wyłącznie subiektywną indywidualną wartość dla wartościującego, a dla nas samych pozostając zupełnie bezwartościowe. Dojrzałość pojawia się wówczas, kiedy przestaje cię określać to, co sądzą o tobie inni, lub to, co podpowiada ci twoje skrzywdzone, cierpiące, odrzucone czy zalęknione ego. A żeby to się stało możliwe nasze poczucie własnej wartości musi zostać zbudowane na zupełnie innych filarach niż nauczyło nas społeczeństwo. Ten budulec nie może pochodzić z zewnątrz, a wyłącznie z wewnątrz nas samych. Jak to sprawdzić, czy też jak ustalić na czym powinniśmy budować nasze poczucie własnej wartości? Mówiłem już o tym w jednym z mini-wykładów ale w tym miejscu warto to powtórzyć. Otóż wewnętrzne, zdrowe i stabilne poczucie własnej wartości może być zbudowane wyłącznie z tego czego nie da się nam odebrać. Samochód, dom, pieniądze z konta da się nam zabrać. Wystarczy zmiana koniunktury czy dowolna życiowa katastrofa. Podobnie da się nam odebrać ukochaną osobę. Wystarczy, że postanowi nas zostawić. Da się nam również odebrać dobrą opinię – wystarczy że ludzie, którzy ją generują zmienią zdanie na nasz temat. Da się nam odebrać naszą pozycję społeczną, karierę, a nawet pełnione społeczne role. Jednak nie da nam się odebrać faktu ukończenia jakiejś szkoły czy uczelni. Nie da się odebrać faktu opublikowania książki – nawet kiedy cały jej nakład zostałby zmielony to sam fakt jej publikacji jest czymś nieodbieralnym. Nie da się odebrać naszych doświadczeń, umiejętności talentów, a nawet wiedzy. I owszem możemy o niej zapomnieć ale jeśli będziemy ją pielęgnować, to stanie się nieodbieralna. I właśnie moment, w którym twoje własne poczucie wartości staje się wewnętrzną stabilną nieodbieralną cechą jest tożsamy z osiągnięciem dojrzałości.

Na kolejny filar dojrzałości zwraca uwagę Mark Manson – autor światowego bestsellera sprzed zaledwie roku: książki o tytule „Subtelnie mówię ‚fuck’”. Mówi on że dojrzałość pojawia się wówczas, kiedy nauczymy się przejmować wyłącznie tym, co jest faktycznie tego przejmowania warte. A nie wszystko jest warte przejmowania. Powiem więcej: uważam dzisiaj, że zdecydowana większość rzeczy, którymi się przejmujemy jest w istocie kompletnie nie warta naszego przejmowania. Bo albo nie mamy na to wpływu, więc przejmowanie się tym czymś i tak nic nie da – albo też po jakimś czasie odkrywamy, że rzeczy którymi się przejmowaliśmy w naszym życiu tak naprawdę nie miały najmniejszego znaczenia. Co więcej – dopiero z perspektywy czasu zaczynamy sobie zdawać sprawę z tego jak wiele zmitrężyliśmy czasu na bezsensowne zadręczanie nas samych i naszego najbliższego otoczenia tak nieistotnymi pierdołami, że aż głupio się człowiekowi robi na samo wspomnienia swojego własnego zachowania w tym względzie. Żeby jednak dostrzec absurd naszych własnych trosk musimy do tej konstatacji dojrzeć. I tutaj najlepszym nauczycielem jest samo życie, czasem nie szczędząc nam również bolesnych lekcji, Ale jak się okazuje, te zapamiętujemy najsilniej i najdłużej.

Właściwie na tych trzech fundamentach dojrzałości moglibyśmy zakończyć. Jednak istnieje coś jeszcze o czym nie należy zapominać. I to nie tylko kwestia wracających do rodzinnych domów milenialsów ale wielu ludzi. Bo znam i takich, którzy przez całe dorosłe życie nie sprostali ani jednemu z tych trzech zadań. Nie podejmują wielu działań, bo nie są w stanie wziąć prawdziwej realnej odpowiedzialności za możliwe negatywne konsekwencje, więc próbują podejmować tylko takie decyzje, które nie niosą za sobą najmniejszego ryzyka. Jednak życie pisze zupełnie inne scenariusze i taka egzystencja prędzej czy później okazuje się po prostu niemożliwa. Nie potrafią zbudować własnego poczucia wartości na właściwych filarach, więc szukają jego potwierdzenia w rzeczywistości zewnętrznej, przez co stają się zależni od opinii innych, od poziomu zgromadzonych dóbr, czy społecznej pozycji. I po trzecie przejmują się olbrzymią ilością rzeczy – w swej większości kompletnie takimi, które na to kompletnie nie zasługują. I właśnie za to przychodzi im zapłacić często olbrzymią życiową cenę. To koszt życia w lęku, w uzależnieniu od poczucia bezpieczeństwa, w przerażeniu pojawiającym się przy każdej myśli o dowolnej stracie. Stracie pieniędzy, przyjaciół czy pozycji. W każdym z trzech powyższych filarów najmniejszy rodzaj niedojrzałości związany jest z olbrzymim kosztem, który musimy płacić. Z biegiem zaś naszego życia ten koszt staje się coraz większy. Pozdrawiam