Iluzja wielozadaniowości #86

Dwie linie życia wg Gurdżijewa #85
16 listopada 2018
Trzy filary dojrzałości #87
30 listopada 2018

Transkrypcja tekstu:

Zacznijmy jak zwykle od przykładu – tym razem jednak z moich własnych doświadczeń. Pamiętam pewne spotkanie. Warszawa, agencja reklamowo promocyjna (oczywiście nie powiem która, bo jednak obciach), po jednej stronie stołu ja, po drugiej dwie panie. Na razie rozmowa jest luźna, bowiem czekamy aż przyjdzie trzecia pani, ta najważniejsza. Rozmowa ma być dosyć ważna dla obu stron, bo dotyczy pewnego długoterminowego kontraktu wymagającego sporego zaangażowania czasowego po obu stronach. W końcu pojawia trzecia, najważniejsza pani, zasiada za stołem dokładnie na przeciwko mnie i rozpoczyna rozmowę jednocześnie kładąc na stole i otwierając swojego laptopa. Pani zadaje mi pytania i w ogóle na mnie nie patrzy, bo jej wzrok jest utkwiony wyłącznie w laptopie. Do tego co chwila coś pisze stukając w klawiaturę. Zaczynam się czuć delikatnie mówiąc nieswojo, bo po pierwsze nie mam najmniejszej pewności czy pani w ogóle rejestruje to co mówię, a po drugie mam naturalne w takiej sytuacji poczucie negatywnej gradacji ważności. Skoro pani jest zajęta swoim komputerem w trakcie rozmowy ze mną, to oznacza, że istotność tej rozmowy jest dla tej pani o wiele niższa niż zakładałem. Po chwilę zadaję jej grzeczne pytanie, czy jednak nie mogła by zamknąć laptopa i skoncentrować się bardziej na naszej rozmowie. Co pani odpowiada? „Proszę sobie nie przerywać, ja jestem wielozadaniowa”. Niestety ja jednak nie idę na taki układ i stanowczo żądam zamknięcia laptopa grzecznie panią informując, że jeśli nie zamknie laptopa to będziemy musieli zakończyć tę rozmowę i z naszej współpracy nici. Pani zamyka laptopa a jej mina świadczy o tym, że najchętniej by mnie publicznie wychłostała za tą zniewagę i oczywiście już do końca naszej rozmowy ma muchy w nosie. Jak się łatwo domyśleć ja zupełnie straciłem ochotę na współpracę, bo zachowanie tej pani nie rzutowało w moim przekonaniu na przyszłość niczego dobrego. Pomijając oczywiście fakt braku kultury, lekceważenia rozmówcy i wielu innych aspektów takich sytuacji, przyjrzyjmy się dzisiaj mitycznej wielozadaniowości. Pewnie w macie również takie doświadczenia: rozmawiacie z kimś kto w czasie waszej rozmowy wykonuje jeszcze jakąś inną czynność i nie widzi w tym niczego zdrożnego, bo przecież uważa się za wielozadaniowca. Osobę, która bez straty efektywności jest w stanie wykonywać wiele zadań naraz. No cóż – w tym względzie badania nie pozostawiają złudzeń. Wielozadaniowość bowiem jest o wiele większą iluzją, niż moglibyśmy sądzić – w rzeczywistości w większości wypadków obniża naszą efektywność. Niestety nie tylko efektywność, ale też możliwości intelektualne. Jak podaje David Rock w swej bestsellerowej książce „Twój mózg w działaniu” znane są przypadki, w których wiara w umiejętności związane z wielozadaniowością potrafi wyrządzić wiele szkód. W jednym z takich przypadków lekarz mylnie wypisując receptę w trakcie odbierania i wysyłania SMSów omal nie zabił pacjenta.  Dla przykładu jedno z badań nad multitaskingiem przeprowadzone na Universytecie Londyńskim wykazało, że ciągłe wysyłanie wiadomości e-mail i przesyłanie wiadomości tekstowych zmniejsza zdolność umysłową o średnio 10 punktów w teście IQ. Przy czym należy dodać, że było to pięć punktów dla kobiet i piętnaście punktów dla mężczyzn. A to oznacza, że w przypadku mężczyzn jest to około trzy razy więcej niż daje efekt palenia marihuany. Rock w swej książce stawia popartą badaniami, a jednocześnie niezwykle przerażającą tezę: otóż kiedy ludzie wykonują jednocześnie dwa zadania poznawcze, ich zdolność poznawcza może spaść z zdolności Harvard MBA do zdolności 8-letniego dziecka. Dlaczego aż tak bardzo tracimy zdolność poznawczą? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa, ponieważ może to zjawisko być związane z wieloma aspektami naszego myślenia, w tym z mocno abstrakcyjnymi. By zaś jej wykluczyć (lub potwierdzić) należałoby przebadać dla porównania kogoś, kto siłą rzeczy nie będzie się przy przełączaniu zadań posługiwał pojmowanie abstrakcyjnym. Naukowcy z Uniwersytetu Exeter wpadli więc na pomysł przebadania gołębi. One przecież nie będą posługiwały się całym procesem związanym z rekonfiguracją reguł podczas przełączania zadań, a jedynie będą reagowały na bodźce. I okazało się, że założenie było słuszne, bo gołębie obserwując obrazy wyświetlane na ekranach LCD i na ich podstawie dokonując wyboru prawidłowej odpowiedzi naciskając odpowiedni przycisk za którym kryła się nagroda w postaci smakołyku osiągały dużo szybsze i lepsze efekty od ludzi wykonujących to samo zadanie. A to oznacza, że ludzie wykonując na raz kilka zadań nie nie robią ich tak naprawdę jednocześnie tylko dokonują szybkiego przełączania się pomiędzy zadaniami. A każdemu temu przełączeniu towarzyszy jednocześnie cały proces rekonfiguracji reguł, którego to procesu nie wykonują gołębie. Na czym ten proces polega? Otóż kiedy przełączamy się pomiędzy jednym zadaniem a drugim musimy najpierw zidentyfikować bieżące zadanie i oddzielić jego reguły od zadania na które się przełączamy. Wówczas następuje proces usunięcia reguł poprzedniego zadania z naszej pamięci roboczej i wprowadzenie do niej nowych reguł. Gołębie po prostu nie analizują zmiany zadania i przełączają się niejako automatycznie reagując na nowe bodźce, co przypomina trochę zasadę automatycznych reakcji z eksperymentu z psami Pawłowa. Ludzie zaś zawsze w procesie przełączania dokonują analizy tego co widzą, co spowalnia sam proces i stanowi dodatkowe obciążenie dla systemu kognitywnego. To zaś z kolei ma wpływ na popełnianie większej ilości błędów i jednocześnie obniża tak naprawdę nasze zdolności kognitywne w tym konkretnym momencie. Jak mowi jednak z autorek badań dr Christina Meier: „Jeśli wcześniej doświadczyły danej sytuacji, gołębie powtórzą zachowanie, które przyniosło im najlepszy wynik w poprzednich próbach. My, ludzie tego nie robimy. Zamiast prostego powtarzania zachowania używamy reguł. Sprawiamy, że rzeczy stają się dużo bardziej skomplikowane.”
Jednak niezależnie od wyników wielu badań nam multitaskingiem ludzie zdają się wierzyć, że są wielozadaniowi i potrafią wykonywać kilka czynności na raz jednocześnie nie tracą na swojej efektywności. Wprawdzie rzeczywiście istnieją ludzie zwani „supertaskerami”, którzy potrafią to robić, ale uznaje się że stanowią oni zaledwie około 2% calej populacji. Ci zaś z tych 98% procent, którzy uznają się za wielozadaniowych przy okazji również uznają się za lepszych w wykonywaniu zadań od przeciętnych. Rzeczywistość jest jednak zgoła inna. Profesor David Strayer – wieloletni badacz wielozadaniowości z Uniwersytetu w Utah mówi wprost: Ludzie, którzy najprawdopodobniej są wielozadaniowi, ukrywają iluzję, że są lepsi od przeciętnych, kiedy w rzeczywistości nie są lepsi od przeciętnych, a często gorsi”. I tenże profesor był współautorem jednego z ciekawszych badań i dotyczącego rozmawiania przez telefon komórkowy w trakcie prowadzenia samochodu. Okazało się, że ci badani, którzy regularnie korzystają z telefonu komórkowego podczas jazdy samochodem w rzeczywistości mają najmniejsze zdolności wielozadaniowe, mimo iż sami są przekonani, że jest dokładnie odwrotnie. Co więcej – sam fakt korzystania z telefonu komórkowego podczas jazdy nie wynikał z wiary we własną wielozadaniowość, ale z prostego faktu nudy przy wykonywaniu jednej czynności i poszukiwania innej, by sobie z tą nudą poradzić. Z badań wynika że te osoby po prostu cechuje trudność koncentracji na jednym zadaniu. Powstaje w nich wówczas psychologiczne napięcie, którego rozładowanie popycha ich do zaangażowania w zadania drugorzędne. Osoby te również wykazują skłonność do poszukiwań zewnętrznych stymulatorów by pokonać swoje własnej znużenie i czynią to oczywiście kosztem własnej wydajności. Ta cecha zaś korelowała u badanych z impulsywnością i tendencją do działania nie wymagającego myślenia. To ludzie nastawieni na nagrodę a nie na proces. Niecierpliwi, więc mniej wrażliwi na koszty wynikające ze spadku własnej efektywności.
Wielozadaniowość zatem w 98% przypadków na sto jest niestety mitem, ale badania nad tym zjawiskiem dostarczają nam niezwykle cennych wniosków. Jeśli bowiem jesteś pracodawcą a twój potencjalny pracownik, osoba starająca się o posadę przekonuje cię o swej wielozadaniowości to jego słowa stają się dla ciebie bezcenną wskazówką z kim tak naprawdę będziesz miał do czynienia. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ta osoba będzie o wiele mniej efektywna niż deklaruje, będzie przejawiała tendencje do porzucania wyznaczonych zadań przed ich zakończeniem i sama będzie wynajdowała wszelkie dystraktory by pozbyć się napięcia wynikającego z mniejszych możliwości koncentracyjnych oraz nudy. Najprawdopodobniej będzie też ulegała impulsom i oddawała się zadaniom drugorzędnym marnując tak naprawdę swój potencjał, a przy okazji twój firmowy czas. Czy taka osoba jest z góry przegrana? Oczywiście że nie, ale wymaga sporej pracy nad sobą by się z tego mitycznego kręgu wielozadaniowości wyzwolić. Co zaś zrobić, kiedy odkrywamy tego typu wielozadaniowe tendencje u samych siebie. Na przykład dzięki prostej konstatacji, że prowadząc samochód przejawiamy tendencje do jednoczesnego rozmawiania przez telefon? Po pierwsze należy przyjrzeć się sobie nie w kontekście swoich możliwości wielozadaniowych i efektywności ale przede wszystkim w kontekście naszych umiejętności koncentracji na określonym zadaniu. Trzeba uczciwie odpowiedzieć sobie na pytanie co nas nudzi, w jakich okolicznościach i dlaczego? Jakie dystraktory odciągają naszą uwagę jednocześnie przynosząc ulgę napięciu powstającemu w nas podczas wykonywania konkretnych zadań. Świadomość samych siebie – co oczywiście powtarzam już do znudzenia – jest zawsze pierwszym korkiem na drodze do zmiany. Jeśli wiesz jak działasz, to wiesz też od czego należy rozpocząć proces zmiany. Najważniejsze zaś jest to, byśmy spróbowali przewartościować własne myślenie o nas samych. W większości wypadkow nie jesteśmy wielozadaniowi, a jedynie tracimy na tym, że sami podlegamy takiej iluzji. Pozdrawiam.